czwartek, 3 października 2013

Note 2

Martwiłam się, moja mama zniknęła i nie dała znaku życia. To nie w jej stylu. Dzwoniłam do niej tysiąc razy, ani razu nie odebrała. Czekałam prawie całą noc, a ona się nie pojawiła. Strasznie się bałam. Dochodziła 7:40, a ja musiałam wychodzić do szkoły, aby się nie spóźnić. Wyszłam z domu, ale po drodze kompletnie nie mogłam się skupić. Myślałam tylko nad tym, czy moja mama żyje. Postanowiłam, że jeśli dziś się nie zjawi, zawiadomię policję. Weszłam do budynku szkoły, dzięki pomocy Justina bez problemu trafiłam pod klasę.
- I jak upłynął wczoraj czas z Justinem? Pokazał Ci najlepsze zakątki? - zapytała Emma, a reszta dziewczyn śmiała się ze mnie.
- Em ... Jakie znowu zakątki? - zapytałam nie rozumiejąc.
- Nie pocałował Cię?
- Nie, a czemu niby miał to zrobić? Przecież zaledwie co się poznaliśmy.
- Justin dostał wyzwanie, że ma Cie pocałować pierwszego dnia - odparła Ashley stając przed grupką dziewczyn.
- I tylko dlatego zależało mu na tym żeby Cię oprowadzić - wyznała rozbawiona moją miną. Ana spojrzała w moim kierunku i zrobiła krok w moją stronę.
- Ostrzegałam Cię.
Rzuciłam plecak pod ścianę i usiadłam na nim. Obserwowałam drzwi wejściowe, które otwierały się i zamykały od wchodzących do środka uczniów. Tuż przed samym dzwonkiem do budynku wbiegł Justin z którym wczoraj wspólnie spędzałam czas.
- Cześć - przywitał się, a ja nie patrząc w jego stronę po prostu go wyminęłam wchodząc do klasy. Zajęłam miejsce, które zostało mi przydzielone.
- To miejsce jest wolne? - zapytał ktoś, nie poznałam po głosie
- Tak mi się zdaje. - odparłam, kiedy poczułam, że osoba siada przy mnie odkręciłam głowę w jej kierunku. - Justin?
- Nie przywitałaś się ze swoim znajomym, to było niegrzeczne - mówił nie zważając na to, że zaczęła się lekcja.'
- Niegrzeczne było okłamywanie mnie. - odburknęłam w jego stronę.
- Co? Ja cię nie okłamywałem.
- Już wszystko wiem. Oprowadzałeś mnie po szkole tylko dlatego, że  dostałeś wyzwanie, aby mnie pocałować. I ty mówisz do mnie, że ja zachowałam się niegrzecznie? - nie czekając na odpowiedź i nie zwracając na nauczyciela prowadzącego lekcje, podniosłam się z miejsca i próbowałam wyjść z sali. Nie udało mi się to dlatego, iż dyrektorka stanęła w drzwiach.
- Dzień dobry, poszukuję uczennicy. Tiffany Alvord? - zapytała patrząc w moim kierunku. Kiwnęłam głową i za jej poleceniem opuściłam klasę. - Mam dla ciebie wiadomość Tiffany. Zadzwonił do nas twój tata.
- Tata?
- Powiedział, że twoja mama leży w szpitalu i że powinnaś tam jechać. - odparła, a moje oczy podeszły łzami. - Chcesz jechać teraz?
- Tak - poprosiłam i chciałam wyjść ze szkoły lecz kobieta chwyciła mnie.
- Nigdzie nie pojedziesz sama. - zajrzała z powrotem do klasy i po chwili wyszedł z niej Justin z plecakiem na plecach.
- Nigdzie z nim nie jadę! - krzyknęłam w stronę kobiety.
- W takim razie zostajesz tu.
- Co? Zabroni mi pani jechać do mojej matki?
- Nie, ja nie ...
- Justin, idziemy! - warknęłam w stronę chłopaka i chwyciłam jego nadgarstek. Poszliśmy w kierunku przystanku, mieliśmy szczęście, bo długo nie staliśmy na dworze. Weszliśmy do autobusu, w którym zapadła niezręczna cisza, którą po chwili przerwał.
- Pomogę Ci - odparł, kiedy zobaczył, że wycieram tusz ze swoich policzków. Przyłożył rękę do mojej twarzy i zaczął zmazywać kosmetyk z niej.
- Poradzę sobie sama - odburknęłam odrzucając ręce Justina od swojej twarzy.
- Czemu się tak zachowujesz?
- Jak to czemu? Przecież wiesz to doskonale! Jak mogłeś przyjąć takie wyzwanie?!
- Słuchaj Tiffany, ja ...
- Nie tłumacz się, to nie ma sensu.
- To prawda, wziąłem udział w tej głupiej zabawie, ale wtedy cie jeszcze nie znałem.
- A co to ma do gadania?
- Słuchaj Tiffany .... ty .... mi się ....
- Musimy wysiadać - zauważyłam przerywając mu jego wypowiedź.  Wybiegłam z autobusu i od razu zaczęłam biec w kierunku szpitala. Kiedy byłam już w środku rozejrzałam się i podeszłam do recepcji, po chwili poczułam przy sobie obecność Justina.
- Chciałam się widzieć z mamą - mówiłam drżącym głosem.
- Jak się nazywa?
- Jenny Alvord
- Sala 13, tym korytarzem prosto.
Podziękowałam kobiecie i od razu ruszyłam pokazanym przez nią holem.
- Hej Tiff zatrzymaj się - złapał mój nadgarstek i odkręcił mnie tak abym patrzyła na jego twarz. - Wszystko będzie ok, słyszysz?
Pokiwałam głową choć wiedziałam, że mówi tak tylko dlatego, aby mnie pocieszyć. Chłopak otworzył przede mną drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Leżała tam, cała w bandażach, posiniaczona, była podłączona do jakiejś maszyny, która ciągle wydawała ten sam dźwięk. Oczy zaszły mi łzami, zajęłam miejsce obok łóżka i chwyciłam ej prawą rękę, była zimna. Nie przebudziła się. Siedziałam tam i wpatrywałam się w nią, nie mając siły już płakać.
- Panna Tiffany? - zapytał lekarz wchodząc do sali.
- Tak - odparłam szybko zrywając się z miejsca i podchodząc do mężczyzny. Justin był przy moim boku, nie opuszczał mnie nawet na krok, to było miłe z jego strony.
- Rodzina?
- To mój chłopak - skłamałam, nie chciałam żeby mnie tu samą zostawiał. Byłam przygotowana na najczarniejszy scenariusz, ale musiałam go mieć przy sobie, czułam, że przy nim nie czuję się tak no tak samotnie z tym wszystkim. Doktor zmierzył wzrokiem Justina, a ja szybko złapałam jego rękę, musiałam dalej ciągnąć moje kłamstwo.
- No dobrze, a więc Tiffany,  twoja matka miała nieszczęśliwy wypadek, kiedy jechała samochodem do domu, tir nadjeżdżający z naprzeciwka uderzył w nią. Auto pani matki przewróciło się do góry nogami i zapaliło. Kierowca tira wyciągnął pani matkę z pojazdu i zawiadomił policję i wezwał karetkę. Podaliśmy pani Jenny leki przeciw bólowe, które zadziałały nasennie. Nie wiemy, kiedy pacjentka się obudzi i czy w ogóle to się stanie. Musimy liczyć się z najgorszym.
Myślałam, że uda mi się to przetrzymać, ale myliłam się. Zaczęłam płakać. Oparłam głowę o klatkę piersiową mojego niby chłopaka i zaczęłam gorzko płakać. Justin rzucił krótkie "dzięki" w stronę lekarza, który zaraz wyszedł z sali.
- Tiffany - chłopak delikatnie odsunął mnie od siebie i spojrzał w moje oczy - Będzie dobrze. Obiecuję, że będę tu z tobą codziennie przyjeżdżał po lekcjach nawet w trakcie nich, kiedy będziesz chciała. Nie zostawię cię z tym samej.
Zachowywał się jak prawdziwy przyjaciel, jak ktoś kogo mi brakowało. Wtuliłam się w jego tors i wciągnęłam zapach jego perfum, był tak męski, tak ładny, że kiedy go czułam zapominałam o swoich problemach.
- Chcesz już iść?
- Pójdę pożegnać się z mamą.
- Ok.
Weszłam do sali i zajęłam swoje poprzednie miejsce.
- Ja ... nie mogę uwierzyć w to, że ty tu jesteś. Zawsze byłaś silną kobietą i nadal nią jesteś. Poradzisz sobie, nie poddasz się! Nie pozwolę Ci na to. Nie będziesz sama, będę przy tobie. Wiesz, Justin zachowuje się jak prawdziwy przyjaciel, myliłam się co do niego, to naprawdę miły chłopak, lubię go. Obiecał mi, że nie zostawi mnie z tym samej, że będzie tu ze mną codziennie przyjeżdżał, że ... Pierwszy raz się Ci zwierzam i to w momencie w którym nie możesz mi nic odpowiedzieć. Muszę już iść, przyjdę jutro z nadzieją, że zobaczę cię już z otworzonymi oczyma. Kocham Cię mamo. - ciężko było mi wyznać to co czuję po tak długim czasie, ale teraz była ta chwila i zrobiłam to, powiedziałam, że ją kocham i wcale tego nie żałuję. Opuściłam szpital z chłopakiem i oboje weszliśmy do autobusu. 
- Odprowadzę Cię - rzekł, kiedy wyszliśmy z busa.
- Musimy pogadać
- O czym?
- O tym co powiedziałam w szpitalu.
- Tiffany, po prostu udawajmy, że nic takiego nie mówiłaś. - powiedział i stanął przed drzwiami mojego mieszkania. - To ja już pójdę.
- Nie zostawiaj mnie samej, nie możesz obiecałeś.
- To co mam zrobić?
- Wejdź ze mną do środka - odparłam otwierając przed chłopakiem drewnianą powłokę. Weszłam za nim zamykając za sobą drzwi. - Dziwne, wydawało mi się, że gasiłam światła.
- Niespodzianka! - krzyknął tata wyskakując z salonu. Zrobił zdziwioną minę i zmierzył wzrokiem mojego znajomego. - Przyjechałem żebyś nie czuła się samotna podczas, kiedy mama leży w szpitalu, ale widzę, że nie jestem Ci potrzebny.
- Tato, cieszę, że przyjechałeś - odparłam i przytuliłam się do niego. Odwzajemnił uścisk, pewnie się stęsknił. - Tato, to jest mój znajomy Justin. Pojechał dziś ze mną do mamy i ...
- Rozumiem. Miło mi Cię poznać, Justin - tata odparł podając mu rękę. Chłopak od razu ją uściskał i obdarował mojego ojca szczerym uśmiechem.
- Mi pana również. - powiedział biorąc mnie na stronę - Tiffany ja już lepiej pójdę.
- Nie! Nie ma takiej opcji, zostajesz tu ze mną - upierałam się.
- Niespodzianka! - usłyszałam kolejne znane mi głosy, odwróciłam się w stronę schodów, na których stali Jo i Eddie, od razu pobiegłam w ich stronę ich uściskać.
- Jeju co wy tu robicie?- zapytałam piszcząc z radości.
- Przyjechaliśmy Ci potowarzyszyć - odparł Eddie, mierząc wzrokiem chłopaka, który wszedł ze mną do mieszkania.
- Em, to jest ..
- Justin - dokończył za mnie Eddie i wszedł na górę,
- Ja już lepiej pójdę - odparł i wyszedł z mieszkania. Spojrzałam najpierw na Jo, później na tatę i dłużej się nie zastanawiając chwyciłam za klamkę i podbiegłam do niego.
- Justin, ja naprawdę chcę, żebyś został.
- Tiffany ja tu nie pasuję, jestem tylko znajomym - złapałam jeg nagarstek i przyciągnęłam do siebie, nie wiedziałam, że mam taką siłę.
- Od dziś jesteś kolegą - odparłam i pocałowałam go w policzek.
- A to za co?
- Za wszystko - skierowałam uśmiech w jego stronę i póściłam jego nadgarstek. Obejrzałam się jeszcze za siebie aby zobaczyć czy idze. Odkręciłam wzrok i spojrzałam na okno mojego pokoju, w którym widziałam Eddiego. Zaniepokoiłam się, pytanie w mojej głowie " Jak dużo widział?"
Wyminęłam Jo i tatę w korytarzu i wbiegłam po schodach do swojego pokoju.
- Eddie ...
- Mówiłaś, że to tylko znajomy.
- No, bo to tylko kolega.
- Już awansował na kolegę?!
- Był dzisiaj przy mnie, kiedy pojechałam do mamy, nie zostawił mnie.
- Już nie będzie się musił fatygować. Ja pojadę jutro z tobą i tak do końca tygodnia.
- Nie uważasz, że to trochę za mało?
- Ale przecież ..
- Mogłeś ze mną nie zrywać - rzuciłam w jego stronę i wyszłam z pokoju.
- Córciu?
- Tiff?
- Idę na spacer, nie czekajcie z kolacją, nie wiem, o której wrócę. - odparłam i wyszłam z domu, nie mogłam nacieszyć się samotnością, bo  już słyszałam swoje imię.
- Tiff.
- Eddie wszystko Ci już powiedziałam.
- Wiem, ale ja ... chciałem.
- Zapom.... - nie było mi dane dokończyć słowa, bo chłopak przywarł do mnie ustami i zaczął całować. Próbowałam się odsunąć, ale był silniejszy, zjeżdżał rękoma po moich plecach zatrzymując się na pośladkach. Lekko je ścisnął, wtedy nie wytrzymałam po prostu z całych sił odsunęłam go on siebie, i udało mi się wydostać z jego objęć. - Pojebało cie?
- Mówiłaś, że nie możesz przestać o mnie myśleć.
- Ale to nie daje cie prawda do tego, żebyś mnie całował!
- Spróbujmy jeszcze raz - rzekł zbliżając się do mnie.
- Nie! Mieliśmy szanse, zmarnowałeś ją.
- Ale ..
- Nie to moje ostatnie słowo - rzuciłam w jego stronę i poszłam w kierunku budynku szkoły. Boże co ja zrobiłam? Dlaczego się nie zgodziłam? A może to jednak dobrze? Może właśnie tak miało być? Szłam przed siebie, w kierunku szkoły i myślałam, o nim. Miałam cichą nadzieję, że go tu gdzieś spotkam. Dochodziłam do szkoły i już z dala słyszałam krzyki chłopków oraz piski dziewczyn. Przeszłam przez ogrodzenie i podeszłam do boiska, na którym widziałam grających chłopaków z mojej klasy i nie tylko.  Wpatrywałam się w nich. Piłka została kopnięta w moją stronę, chwyciłam ją w ręce i chciałam rzucić, kiedy zauważyłam, że Justin podbiega do mnie.
- A ty nie z przyjaciółmi? - spytał odbierając ode mnie piłkę.
- Chcę z tobą pogadać.
- Nie ma o czym, rozumiem wszystko.
- Właśnie, że nie rozumiesz Justin ja .... - oboje spojrzeliśmy w kierunku boiska, z którego dobiegały krzyki. Chłopak kopnął piłkę w ich stronę i wrócił wzrokiem na mnie.
- Rozumiem, że tera musisz ograniczyć kontakty ze mną, choć i tak mamy ich niewiele.
- Justin! Lubię spędzać z tobą czas, i dlatego zapraszam cie do mnie jutro na obiad.
- Ja nie zaliczam się do tego grona.
- Chcę, żebyś przyszedł.
- Ok, przyjdę pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Sobota, kolacja u mnie.
- Justin ja ...
- Później odprowadzę cię do domu, obiecuję.
- Zgoda.
- Do zobaczenia jutro Tiffany - pożegnał się chłopak i pobiegł w kierunku kolegów. Patrzyłam na niego jeszcze przez chwile, po czym odwróciłam się i poszłam do domu.
- Nareszcie jesteś - usłyszałam głos taty dochodzący z kuchni - Masz ochotę na jajecznice? Eddie zrobił.
- Nie dzięki, nie jestem głodna - odparłam i weszłam na górę do pokoju. Wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki, w której czekała na mnie Jo. - Chciałam się umyć.
- Przestań, kiedyś razem się kąpałyśmy.
- No ok, Leć po swoje rzeczy poczekam na ciebie.
- Musimy pogadać - powiedziała wychodząc z łazienki, żeby za chwilę wrócić z ręcznikiem, kosmetyczką i piżamą w ręku.
- A więc o czym chcesz pogadać? - spytałam zdejmując z siebie spodnie i bluzkę.
- Kim jest Justin?
- Moim kolegą.
- Tylko? Wiesz to nie wyglądało na koleżeństwo. Przyszedł do ciebie do domu, kiedy nikogo miało w nim nie być.
- Jo? Sugerujesz coś.
- Chcę Ci tylko przypomnieć, że masz mi opisać swój pierwszy raz.
- Pfff, to się okaże - powiedziałam przez śmiech rzucając w nią bluzką.
- Chcę znać z wszystkiego szczegóły.
- Nic takiego nie było i nie będzie.
- Narazie.
- Narazie. - odparłam wchodząc do kabiny prysznicowej. - Ty też mi to obiecaj.
- Obiecuję.
- No ja myślę. - przez krótką chwile zapadła cisza, obie się myłyśmy, a kiedy obie wyszłyśmy i zaczęłyśmy się wycierać znowu zaczęłyśmy gadać.
- A co z Eddiem?
- A co ma być? - zapytałam zakładając na siebie czystą bieliznę i wychodząc z łazienki. - Zerwał ze mną.
- No tak, ale z tego co wiem chciałby do ciebie wrócić.
- Eddie to skończony rozdział, bynajmniej po tym co dziś zrobił.
- A co się stało?
- Pocałował mnie bez mojej zgody.
- Jak to cie pocałował? - zaczęła histeryzować, przejęła się tym bardziej niż ja. Weszłyśmy do mojego pokoju.
- Justin? - zrobiłam zdziwioną minę, ale lekko się uśmiechnęłam.
- No to ja was zostawie - odparła Jo i weszła do pokoju obok.
- Ładna bielizna - totalnie zapomniałam o tym, że stoję przed nim w samej bieliźnie, szybko owinęłam się mokrym ręcznikiem, którego zapomniałam zostawić w łazience i usiadłam na łóżku obok chłopka.
- Nie mogłeś powiedzieć wcześniej?
- Tego, że masz ładną bieliznę?
- Tego, że mnie odwiedzisz.
- Nie pasuje ci?
- Nie no wszystko ok, ale sądzę, że wtedy nie zobaczył byś mnie hm, jak to ująć pół nagiej.
- Powinienem robić to częściej - oboje się zaśmialiśmy.
- Słuchaj, mam pytanie, dasz mi swój numer? -  spytał wyjmując z kieszeni spodni swój telefon. Podałam mu ciąg cyfr, z których składał się mój numer.
- Kto cie wpuścił?
- Twój tata.
- Jesteś drugim chłopakiem, którego toleruje.
- Drugim?
- Pierwszym był, znaczy jest Eddie.
- Słuchaj Tiffany, jutro robimy te wszystkie doświadczenia razem, a ja nie mam do nich głowy i pomyślałem, że ty to lubisz, więc może .....
- Ok, dostaniesz z tych doświadczeń piątkę.
- Dzięki. Powinienem już iść.
- Jeśli chcesz możesz zostać.
- Mówisz serio?
- Justin?
- Ok, już idę.
- Nie! nie o to mi chodziło - odparłam nieco spokojniej, niż zaczęłam.
- A o co?
- Zauważyłeś, że jakoś bardzo szybko się zaprzyjaźniamy?
- Chcesz zwolnić?
- Nie, tak jest dobrze.
- Mogę jutro po ciebie przyjść?
- Masz nie po drodze.
- Dla ciebie wszystko. - odparł wstając z łóżka i wychodząc z pokoju.
- Do jutra Justin, w szkole - starałam się wypowiedzieć dwa ostatnie wyrazy bardzo wyraźnie, tak żeby do niego dotarły. Zamknęłam za nim drzwi i lekko się o nie oparłam. Uśmiechnęłam się. Wreszcie ten dzień zakończył się tak jak chciałam.
- Tiffany - zawołał tata z salonu.
- Mhm?
- Wiem, że jutro szkoła i no .., ale musimy porozmawiać.
- O czym?
- Uhm, Tiffany jesteś już w takim wieku, że pewnie interesujesz się takimi sprawami jak no np no wiesz co robi się z chłopakami.
- Tato ...
- Daj mi skończyć.
- Tato wiem do czego służą prezerwatywy.
- Ja się bardzo cieszę, że masz wielu znajomych i chłopaków którzy walczą o twoje względy, ale pamiętaj o ...
- Tato jestem dziewicą, wiem co to antykoncepcja, nie chcę mieć problemów i wpaść dlatego nie robię tego, jasne? A teraz nie rozmawiajmy już na tematy krępujące nas obydwoje. - powiedziałam po czym wyszłam z salonu i schodami weszłam na górę. Zamknęłam się w pokoju, wsunęłam się pod kołdrę i zaczęłam śmiać się sama do siebie, ten dzień był fajny, od momentu kiedy poszłam na boisko porozmawiać z Justinem, chyba już niedługo awansuje na przyjaciela i wcale nie będę żałowała tej decyzji, jeszcze nikt mnie tak nie rozumiał jak on.


                                                                                                                                                                  
I jak rozdział? Komentujcie :)   Najdłuższy rozdział :) ilosc słów: 2597



5 komentarzy:

  1. BOSKI . :* Justin jest taki miły, albo przynajmniej sie taki wydaje . Czekam na nn . :> Dodawaj szybko . ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super choć jeszcze nie czytałam, bo ty mi czytałaś xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział boski <3

    OdpowiedzUsuń