sobota, 28 listopada 2015

Zapraszam

Zapraszam na bloga z recenzjami! Timeofbook

niedziela, 12 kwietnia 2015

Zapraszam na nowego bloga http://hate-story.blogspot.com/

czwartek, 5 lutego 2015

Uwaga!

Zapraszam na bloga z recenzjami książek! http://poszukujac-inspiracji.blogspot.com/

niedziela, 21 września 2014

Zapraszam na nowy blog! http://hate-story.blogspot.com/

sobota, 8 marca 2014

Zapraszam wszystkich na mojego nowego bloga <3 Przeczytajcie i skomentujcie jeśli możecie oraz obserwujcie, jeśli się spodoba :)

                                               http://4ever-dreamers.blogspot.com/

czwartek, 27 lutego 2014

Note 27

Klęczał przede mną, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Chciałam się zgodzić, ale z drugiej strony nie chciałam być niczyją własnością, ale przecież i tak byłam jego. Więc co mi zależało, aby być jeszcze bardziej?
- Tak! - krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. Spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował w usta na znak naszej miłości. Wrócił do poprzedniej pozycji i nałożył na serdeczny palec pierścionek. Zrobił to tak delikatnie, że nawet nie poczułam, że wsuwa mi coś na jego.
 Kiedy wszystkiego pozbyliśmy się ze stołu, postanowiliśmy wybrać się na dyskotekę do klubu. Razem z Jo wyszłyśmy do pokoju, aby zmienić ubrania i poprawić makijaż.
- A więc Justin i ty to już naprawdę coś poważnego. - zaczęła rozmowę szukając czegoś w swojej walizce z ubraniami.
- Najwidoczniej. - odparłam, wyciągając przed siebie rękę, i patrząc na nowy nabytek.
- Jest piękny. Przyznaję, że ci zazdroszczę. - rzekła również patrząc w stronę pierścionka.
- A ty i Eddie? - zaczęłam wrażliwy temat. Wiedziałam doskonale, że Jo nienawidzi rozmawiać o swoich stosunkach z chłopakami, bo nigdy jej nie wychodziło. - Jak się czujesz po seksie?
- Tiffany! Nie będę z tobą o tym gadać! - krzyczała śmiejąc się jednocześnie. - Ale wiesz, nie czułam się tak jak mówią, że powinnam się czuć. Wszystko mnie jeszcze boli.
- Haha, to musiał cię ostro zerżnąć. - zaśmiałam się wyciągając z szafy wyjściowe ciuchy. Przebrałam się w wybrane rzeczy i czekałam na malującą się Jo. Kiedy obie byłyśmy już gotowe postanowiłyśmy zejść do naszych chłopaków. Jo szybko zawstydziła się kiedy Eddie zmierzył jej postać od góry do dołu.  Widać było, że mieli na siebie wielką ochotę. Justin obserwował mnie do momentu, w którym się na niego spojrzałam. Kiedy nasze oczy patrzyły na siebie, chłopak szybko odwrócił głowę z uśmiechem na twarzy.
Wszyscy wyszliśmy z domu kierując się do klubu. Eddie z Jo szli pierwsi trzymając się za rękę i rozmawiając o czymś, czego słyszeć już nie mogłam. A ja i Justin szliśmy za nimi, również trzymając swoje dłonie. Zerkaliśmy na siebie. Nie wiem jak Justin, ale ja czułam się dziwnie, byłam strasznie spięta, jakbym dopiero go poznała, a przecież tak nie było. Odnosiłam wrażenie, że on też nie czuje się przy mnie swobodnie.
- Hej, co jest? - zapytałam czekając aż odkręci głowę w moim stronę.
- Nic, a co ma być? - udawał, słyszałam to w jego głosie, za dobrze go znałam. Myślał, że mnie oszuka?
- Justin. Powiedz mi. - nalegałam zatrzymując się przed nim, uniemożliwiając mu kolejny krok.
- Czuję się dziwnie, okej? Nie wiem czemu, ale nie czuję się z tobą tak samo jak kiedyś. Wszystko nabrało innego kształtu, wszystko się zmieniło, wiem, że nie jestem jedynym chłopakiem z którym się całowałaś i to mnie strasznie boli. Ja .. nie wiem czy potrafię.
- To dlaczego mi się oświadczyłeś? - zapytałam ze smutną miną puszczając jego dłoń. Wiedziałam, że coś go trapi, ale skoro nie chciał być ze mną nie musiał. Przecież nie zmuszałam go do niczego, a teraz po protu czuję się winna.
- To nie tak, że nie chcę, ale nie wiem czy potrafię. Widziałem jak całowałaś się z Niallem, nie wiem czy mógłbym tak po prostu kiedyś o tym zapomnieć i być z tobą tak naprawdę. - wypowiedział słowa, a mnie zatkało.
- Czyli teraz nie jest naprawdę? - zapytałam tak naprawdę nie czekając na żadną odpowiedź. Myślałam, że zrobił to dlatego, że mnie kocha i że chce ze mną być, a on chciał tylko sprawdzić czy nasz związek przemieni się w prawdziwy? Nie mogłam pozwolić żeby mnie tak traktował, po prostu nie mogłam, dlatego właśnie odeszłam. Odwróciłam się i uciekłam do domu. Czułam, że mnie goni, ale nie zatrzymywałam się. Skoro nie był pewny tego co czuje to dlaczego robił to co robił? Dawał mi tylko kolejną złudną nadzieję, na to, że mogę być z nim szczęśliwa.
- Tiffany! Otwórz, nie o to mi chodziło! Wszystko jest naprawdę, ale ja po prostu nie czuję się tak jak kiedyś w twojej obecności, wiem, że dziwnie to zabrzmiało, kocham cie i niczego nie żałuje, rozumiesz? Chcę żebyś była moją żoną. - powiedział, ale ja wcale nie miałam zamiaru odpowiadać. Po prostu otworzyłam drzwi i wyszłam mijając go po prostu dodałam.
- Teraz to ja mam wątpliwości. - odrzekłam i ruszyłam w kierunku cmentarza. Wiedziałam, że tak łatwo nie odpuści, czułam jego obecność. Kiedy doszłam w wyznaczone miejsce, usiadł obok mnie na ławce przy grobie mojej mamy i zamilkł. Złapał mnie za rękę i mimo mojego sprzeciwu, nadal nadal nie puszczał. Rozpłakałam się. Nie wiedziałam co mam robić, a ona z pewnością, by mi pomogła, ale nie było jej ze mną. A przecież z tatą, nie będę rozmawiać o tego rodzaju sprawach. Chciałabym, żeby mama wróciła.
- Tiffany. - odezwał się jako pierwszy od jakichś 10 minut. - Ja nie chciałem ... Ja nie wiedziałem, że tak to zabrzmi.
- Wiesz jak mogłam to jeszcze odebrać? - zapytałam wyciągając zapalniczkę z kieszeni i rozświetlając koniuszek wosku, włożyłam wkład do znicza. - Że byłeś ze mną tylko dla seksu.
- Ej, ej , ej - starał się nie myśleć o tym co powiedziałam. - Nie prawda, Tiffany. Spójrz na mnie, spójrz na mnie, proszę. - skierowałam głowę w jego stronę mimo początkowego sprzeciwu. - Kocham Cię. - nie odpowiedziałam, mimo, że miałam ogromną chęć, nie zrobiłam tego. Odwróciłam się od grobu i szłam w kierunku wyjścia. - Poczekaj.
- Nie tylko ty czujesz się dziwnie. Ja też odnoszę takie wrażenie, że już nigdy nie będzie tak samo, ale nie wypominam ci tego, że całowałeś się z Any. Więc może ty też tego nie rób? Kiedy całowałam się z Niallem, nie byliśmy parą, więc nie wiem jaki jest powód tego, że się na mnie obrażasz.
- Czyli jeśli zerwiemy już nic nas nie łączy?
- Sam powiedziałeś, że z dniem zerwania jest koniec wszystkich obietnic jakie sobie daliśmy. - wypominałam, mu słowa, które wyryły bliznę w moim sercu.
- Ale przecież teraz jesteśmy znowu razem. - przypomniał mi zbliżając się do mnie.
- Ciekawe na jak długo. - odgryzłam się wiedząc, że to wyprowadzi go z równowagi. Widziałam jak chowa swoje prawdziwe emocje, aby mnie nie stracić, po raz kolejny.
- Tiffany, ten pierścionek, oznacza, że na zawsze. - odparł biorąc moją rękę i odznaczając na niej swoje wargi.
- Mam dość! Nie mogę tak żyć, bo tak naprawdę nie wiem czy za chwilę znowu nie będę sama, czy znowu mnie nie zostawisz. Ciężko mi to przyznać, ale nie mam innego wyjścia. Odchodzę. - rzekłam biegnąc w kierunku domu.
Kiedy tylko udało mi się zatrzasnąć za sobą drzwi, zakręciło mi się w głowie, ale nie dałam za wygraną. Wbiegłam po schodach do swojego pokoju i zaczynałam wrzucać wszystkie rzeczy do walizki. Sięgnęłam po telefon i zamówiłam taksówkę.  Wyszłam z mieszkania, ciągnąc za sobą dwie walizki, w których były najpotrzebniejsze rzeczy.
- Co ty wyprawiasz?
- Wynoszę się stąd. Dłużej tu nie wytrzymam. - odpowiedziałam wkładając swoje bagaże do zatrzymującej się taksówki. - Na lotnisko proszę. - skierowałam słowa do kierowcy i schyliłam się, aby wsiąść do wozu lecz ręce Justina uniemożliwiły mi ten ruch. Przygnieciona siłą chłopaka, oparłam się o maskę. Przymknęłam oczy, aby wziąć głęboki oddech lecz nie zdążyłam tego zrobić, gdyż poczułam jak jego wargi zostały połączone z moimi. Staliśmy tam cały czas się całują. Ale ja nie mogłam tego tak zostawić. Delikatnie zsunęłam pierścionek ze swojego palca, tak aby on tego nie zauważył i włożyłam go do kieszeni swojego towarzysza, po czym po prostu osunęłam się po boku auta i zajęłam miejsce w środku niego. Taksówka ruszyła z piskiem opon, zostawiając Justina daleko za sobą. Miałam wątpliwości, ale kto ich nie ma? To było najlepsze rozwiązanie, inaczej nie mogłam postąpić.
Oddałam swoje bagaże najszybciej jak mogłam i zajęłam miejsce w samolocie, byłam tchórzem. Nie umiałam unieść swoich problemów, byłam żałosna. Nadal jestem.

I tak właśnie opuściłam Kanadę i już nigdy więcej do niej nie powróciłam. Ponownie zamieszkałam w Paryżu razem z tatą. Ciało mamy zostało przeniesione tutaj, do naszego miasta, co dało nam możliwość zapalania zniczy na jej grobie prawie codziennie. Oczywiście, że było mi ciężko przez wiele miesięcy, ale nie mogłam tam wrócić, nie zdołałam się na taką siłę. Musiałam zapomnieć o Kanadzie, a przede wszystkim o Justinie. Poznałam chłopaka, który zajął miejsce Justina w moim sercu. Wyszłam za niego i urodziłam mu dwójkę ślicznych dzieci, córeczkę Rose i syna Lucasa.
Eddie i Jo, wyruszyli w podróż, po tym jak wyjechałam z Kanady bez słowa, nie odzywali się do mnie. Zostałam sama, ale no cóż, mogłam się przecież tego spodziewać. 
A Justin? Również ułożył sobie życie. Ożenił się z Aną. Ale już nie utrzymujemy kontaktu, nie po tym co mu zrobiłam. Wcale mu się nie dziwię, zasłużyłam sobie.


 

                                                                                                                                                                         
I o to właśnie tak postanowiłam zakończyć tego bloga. Sama nie wiem dlaczego, akurat tak, ale może dlatego, że sama nie lubie happy endów. Może dlatego, że w moim życiu ich nie ma? Ale nie ważne, dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną i czytali tego bloga ;) Czekam na komentarze. A jeśli komuś podobał się mój blog i sposób, w który piszę chciałabym serdecznie was zaprosić na mojego nowego bloga http://4ever-dreamers.blogspot.com/. Mam nadzieję, że również wam się spodoba. 
4ViolaEver


                                        

piątek, 21 lutego 2014

Note 26

Wróciłam do domu myśląc o sytuacji, która miała miejsce tamtego wieczoru. Leżąc w łóżku również nie mogłam wyrzucić tego wspomnienia ze swojej głowy. Tkwiło to we mnie jak nóż w sercu człowieka. Może kiepskie porównanie, ale właśnie tak było.
Dziś był ten dzień, którego chciałam uniknąć, 15 luty, moje urodziny.

Wstałam jak co rano, tak jakbym musiała iść do szkoły lecz tym razem tak nie było. Była sobota, więc cały dzień miałam spędzić ze swoimi przyjaciółmi w domu lub po za nim. Przebrałam się w jedne z codziennych ubrań i zeszłam na dół, aby trochę ogarnąć w domu. Wszędzie walały się śmieci, to było nie do zniesienia. Założyłam gumowe rękawiczki i zabrałam się za zmywanie talerzy, szklanek i sztućców po zjedzonych wcześniej posiłkach. Trochę się tego nazbierało. Kiedy kuchnia lśniła czystością przeszłam do łazienki i tam umyłam lustro i wyprałam walające się po podłodze brudne rzeczy Eddiego i Jo. Bardzo mnie cieszy fakt, że postanowili mnie odwiedzić, ale serio mogliby po sobie sprzątać. Postanowiłam wyrzucić śmieci, których zapach roznosił się już prawie po całym domu. Wracając, chwyciłam mop i przemyłam podłogę w całym mieszkaniu, a tam gdzie były dywany poszedł w ruch odkurzacz. Jo obudziła się, kiedy otworzyłam drzwi od pokoju, w którym spała całkiem naga razem z Eddiem. Nie chciałam wnikać w to co się wczoraj między nimi zadziało, więc nie budziłam ich. Kiedy mnie zobaczyła szybko chwyciła kołdrę, obnażając nadal śpiącego chłopaka. Nie był to miły widok, jedyny mężczyzna, którego widziałam nago to Justin i chciałam, żeby tak pozostało, ale niestety czasu już nie cofnę.
- Możesz go przykryć? Wolę widzieć nagą ciebie niż jego. - odparłam zakrywając ręką oczy. przyjaciółka szybko schowała się za łóżko i tam dokończyła ubieranie swojego ciała, po czym rzuciła materiał w kierunku Eddiego, który obudził się. Dostrzegając mnie w pokoju otworzył szerzej oczy i przycisnął kołdrę do swojego kroku. - Na to już za późno.
- Co? - zrobił zdziwioną minę, a ja po prostu postanowiłam nie drążyć tematu i wyjść. Tak więc zrobiłam, opuściłam pokój, w którym ubiegłej nocy coś się wydarzyło.
- Tiff poczekaj, to nie tak .... - próbowała wyjaśnić Jo.
- Jeny Jo, nie obchodzi mnie to czy coś między wami jest. Jeśli jest to gratuluję i życzę powodzenia xd Oby tak dalej szło, a jeśli nie no to niech będzie. Widzę, że ty coś do niego czujesz. Eddie to zamknięty rozdział w moim życiu, pamiętasz? - starałam się przypomnieć przyjaciółce zdarzenia z nie całego pół roku.
- Z Justinem też tak było. - wypowiedziała jakby do końca nie wierzyła w moje słowa.
- Justin to co innego. Przecież wiesz, że ja go kocham! - wykrzyczałam. Nie wiem czemu wspomnienie o nim tak mnie boli. Może dlatego, że już nie jest mój? I dlatego, że już nigdy nie dotknę wargami jego warg? Może to dlatego, że ja go nie chcę stracić? Nie mogąc już wytrzymać tego całego napięcia, wyszłam rzucając na podłogę mop, który nadal tkwił w mojej dłoni.
Spacerowałam wiedząc, że nie mogę robić tego cały dzień. Kiedyś musiałam wrócić. Po drodze, weszłam do najlepszej cukierni i tam kupiłam tort na imprezę, która miała się odbyć. Imprezę? Raczej spotkanie towarzyskie, na którym są trzy osoby. Nie liczyłam nigdy na to, że Justin przyjdzie, ale miałam cichą nadzieję. Przecież podobno ona umiera jako ostatnia. Szłam w kierunku swojego domu, kiedy nie wiadomo skąd stał przede mną mężczyzna, w którego uderzyłam.
- Przepraszam najmocniej, nie zauważyłam pana. -  odparłam próbując ujrzeć twarz stojącej postaci, ale nie wiadomo z jakiego powodu, ona mi to uniemożliwiała. Jednak po chwilowym wpatrzeniu się ujrzałam to w jego oczach, które były przepełnione smutkiem, żalem, zazdrością i pragnieniem. - Justin?
- Cześć Tiffany. - rzekł zdejmując kaptur i full cap.
- Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona, nadal trzymając w rękach niezbyt lekki tort.
- Em ... ja przechodziłem obok i postanowiłem dać Ci prezent, który czekał na ciebie już od bardzo dawna. Ale wiem, że przy ostatnich wydarzeniach wszystko się zmieniło, a najgorsze w tym jest to, że poznałaś Niall'a. I przez to jestem na straconej pozycji. - powiedział smutno odbierając ode mnie tort i kładąc go na chodniku, obok nas. Zabawne, było to, że my też na nim nie staliśmy, nasze stopy miały swoje miejsce na czarnym jak węgiel asfalcie.
- Ja myślałam, że to ja jestem na straconej pozycji. - odpowiedziałam nie spuszczając go z oczu. Dotknął mojego ramienia, po czym przesunął swoją dłoń na mój policzek.
- Przepraszam za to co zrobię, ale muszę. Inaczej popadnę w paranoje i nie wiem co wtedy ze mną będzie. Naprawdę przepraszam. - szybkim ruchem przybliżył się do mnie całując moje wargi. Po chwili jednak chciał się odsunąć lecz uniemożliwiłam mu to, przyciągając go do siebie. Właśnie teraz miałam to czego pragnęłam, miałam Justina.
- Przepraszam, ja nie mogłam się opanować, tak mi ciebie brakowało - odparłam wtulając się w jego klatkę piersiową. - Tak naprawdę co to za związek, w którym nie ma kłótni?
- Kocham cię Tiffany i nie  mogę pozwolić na to, abyś zniknęła z mojego życia. - kąciki same mi się podniosły słysząc słowa, które wypowiada. Czułam się jak kiedyś, jak sprzed tej sytuacji z tymi kryminalistami. I było mi z tym bardzo dobrze, teraz nic bym już nie zmieniła.
- Może jednak przyjdziesz na moje urodziny? - spytałam zabierając ciasto z zimnego betonu.  Chłopak odebrał ode mnie przedmiot i ruszył ze mną w kierunku mojego domu z uśmiechem na twarzy.
- Wiesz, ten pocałunek ... - próbowałam zebrać się na odwagę, aby co powiedzieć, ale nie okazało się to łatwe. - był najlepszym prezentem jaki mogłam dostać w woje urodziny.
- Cieszę się. Ale to nie był prezent, o którym mówiłem. - odparł sięgając jedną ręką do tylnej kieszeni spodni.
- Nie teraz. później. Na imprezie. - poprosiłam zatrzymując jego rękę wchodzącą do kieszeni. Chłopak szybko usunął dłoń wchodzącą do materiału i przełożył na nią tort, po czym wolną ręką, która była bliżej mnie, złapał moją dłoń łącząc ją w uścisk. Wchodząc do mieszkania zobaczyłam całującą się ubraną Jo i Eddiego w samych bokserkach. Ten świat schodzi na psy, bo nawet we własnym domu, nie można zapomnieć o nagości. - Eddie, błagam cię, ubierz się!
- Hej. - przywitał się Justin mierząc się wzrokiem razem z Jo. Dziewczyna przegrała, bo przyjaciel dał jej znak, żeby poszła z nim na górę, a nas zostawiła samych. Weszliśmy do kuchni i tam zostawiliśmy przedmiot kupiony w cukierni. Chwyciłam wszystko co było kupione na tą okazję i położyłam w salonie. chipsy wysypałam do misek, cukierki położyłam na talerzach itp. Zamówiłam cztery pizze i podałam szampana, piwo oraz inne napoje, kładąc je na szklanym stole. Razem z Justinem wybraliśmy jakiś horror i włożyliśmy płytę do dysku. Czekając na moich przyjaciół nie odzywaliśmy się ani słowem do siebie. - Muszę skorzystać z łazienki.
- Chyba wiesz gdzie jest. - powiedziałam zerkając na wstającego chłopaka.
- Wiesz chyba zapomniałem. - odparł kierując swój uśmiech w moją stronę. Razem z nim powędrowałam do drzwi łazienki.
- Mam wejść z tobą? - zapytałam bacznie obserwując jak powstrzymuje się od śmiechu.
- Chyba sobie poradzę sam. - odparł głośno przełykając ślinę.
- No to ja przez ten czas się przebiorę. Znajdziesz mnie u mnie w pokoju. - rzekłam puszczając do niego oczko. Lubiłam się z nim droczyć, a dzięki temu od razu poprawił mi się humor. Weszłam do swojego pomieszczenia i zaczęłam grzebać w szafie w poszukiwaniu rzeczy, które już wcześniej planowałam założyć na urodziny. Kiedy znalazłam sukienkę, położyłam ją na łóżku, a sama odwróciwszy się od drzwi zaczęłam usuwać warstwy ubrań ze swojego ciała. Kiedy byłam w samej bieliźnie wróciłam do łóżka, aby wziąć stamtąd swoją sukienkę.
- A reszta pokazu? - zapytał Justin opierający się framugę drzwi. Podeszłam do niego w samej bieliźnie, podniosłam się na palcach.
- A chcesz? - zapytałam tak delikatnie, że na skórze chłopaka pojawiły się dreszcze. Dłonie Justina powędrowały na moje plecy i jednym szybkim ruchem poradziły sobie z rozpięciem mojego stanika, nie sądziłam, że tak szybko mu się to uda. Przysunął się do mnie jeszcze bardziej i złączył nasze usta, które i tak były już bardzo blisko siebie. Rzucił mnie na łóżko i powoli zaczął zsuwać ramiączka z moich ramion, kiedy do pokoju weszła Jo.
- Hej słuchajcie przyjechała pizza. - odparła nie spodziewając się tego co zobaczyła. - Em .... ja nie chciałam wam przeszkodzić.
- Nie przeszkadzasz. - rzekł Justin uśmiechając się do niej pomagając mi wstać i zapinać stanik. - Ja tylko pomagałem Tiffany rozpiąć emm zapiąć stanik.
- Sam się pogrążasz. - powiedziała Jo śmiejąc się z nas.
- Zapłać, pieniądze leżą w kuchni, my zaraz zejdziemy.  odpowiedziałam zakładając już sukienkę na siebie. Kiedy Jo wyszła razem z chłopakiem wybuchliśmy śmiechem. I tak właśnie powinny wyglądać urodziny, jestem szczęśliwa, że spotkałam Justina wracając do domu. - Pomożesz mi zapiąć sukienkę?
- Wolałbym pomóc ci ją rozpiąć. - zażartował łapiąc za suwak i ciągnąc do ku górze.
- Może po imprezie. - rzekłam odkręcając się do niego i całując delikatne jego wargi swoimi. Zeszłam z chłopakiem na niższe piętro, aby razem w czwórkę zjeść pizzę i porozmawiać.
- A więc jesteście razem? - zapytał Eddie nadgryzając kawałek pizzy. Spojrzeliśmy na siebie z Justinem w tym samym momencie. No właśnie, byliśmy? Przecież zerwaliśmy, a teraz znowu jesteśmy razem? Czy pocałunek może to potwierdzić?
- Chyba tak, ale to się okaże dopiero jak dam Tiffany prezent. - powiedział wstając i idąc w kierunku kuchni. Poszłam za nim.
- Czyli wszystko wraca do normalności? - zapytałam z  uśmiechem na twarzy.
- Wybaczam ci bal, ale czy ty wybaczasz mi ... - przyłożyłam mu palec do ust, aby nie kończył tego zdania, nie chciałam tego słuchać i psuć sobie dnia.
- Tak, wybaczam ci. - odparłam i przypieczętowałam zgodę jednym małym buziakiem. Chłopak podniósł kąciki ust i włożył dwie świeczki w tor po czym  je zapalił. Wniósł ciasto do pokoju i zaczął śpiewać piosenkę urodzinową. Stanęłam na przeciw tortu, w których paliły się dwie świeczki z moim obecnym wiekiem "17". Byłam już prawie pełnoletnia. I dobrze mi z tym było.
- Pomyśl życzenie. - przypomniała mi Jo, ale co miałabym sobie życzyć? Przecież wszystko miałam. Wspaniałych przyjaciół, chłopaka, który mnie kocha tak samo mocno jak ja jego. Jedyne, czego mi brakowało to mamy, ale przecież jej nie mogę sobie zażyczyć. Odeszła ode mnie i nie mogłam z tym nic zrobić. i właśnie teraz, w moje siedemnaste urodziny uświadomiłam sobie jak dawno nie byłam na grobie u swojej mamy. Nie mogłam uwierzyć w to, że o niej zapomniałam. Miałam tyle problemów na głowie, że to nie znalazło w niej miejsca. Muszę to naprawić. Muszę.
- Chcę, aby wszystko pozostało tak jak jest. - pomyślałam i zdmuchnęłam  świeczki wiatrem wydobywającym się z moich płuc. Wyprostowałam się, a Jo już stała przy mnie z prezentem w ręku. Złożyła mi życzenia i odeszła do stołu, aby pokroić tort. Następnie podszedł Eddie tłumacząc sytuacje z dzisiejszego rana. Ale ja po prostu rzuciłam krótkie "zapomnijmy o tym" i wzięłam paczkę z wyciągniętych rąk przyjaciela. Na koniec został Justin, który dalej starał się o mnie mimo wszystkich problemów, które razem przeżyliśmy. Było ciężko, ale jesteśmy razem i nic się już nie zmieni. Tak właśnie myślałam. Myliłam się.
- Tiffany - zaczął szukając czegoś w tylnych kieszeniach od spodni. Wyciągnął z nich małe czerwone pudełeczko, otworzył je i uklęknął przede mną na jednym kolanie. Zabrakło mi tchu, nie mogłam oddychać. Byłam tak szczęśliwa, że chciałam już wykrzyknąć "tak!', ale jednak nie zrobiłam tego, jedynie zasłoniłam usta rękoma, aby nie wydać żadnego dźwięku. Miałam wątpliwości? - Wyjdziesz za mnie?


Komentujcię Proszę *.*