poniedziałek, 30 grudnia 2013

Note 20

Przebudziłam się pierwsza, na całe szczęście.
- Boże! - powiedziałam do siebie łapiąc się za głowę, kiedy zobaczyłam nas w takim stanie. - Jak mogłam?
Szybko zeszłam z łóżka i zaczęłam szukać między ubraniami swojej bielizny, kiedy ją znalazłam bez wchodzenia do łazienki szybko ją na siebie założyłam tak samo zrobiłam z resztą odzieży, chwyciłam swój telefon i po prostu wybiegłam z jego domu. Nie mogłam uwierzyć w to że zachowałam się jak dziwka, a najgorsze w tym było to, że przecież Nathan coś do mnie czuł, a ja ... a ja po prostu to zlekceważyłam. Dałam mu nadzieję, a później ... jestem skończoną idiotką ... Nie zasługuję na Nathana, na nikogo. Wbiegłam do swojego mieszkania i rozpłakałam się.
- Jak mogłam tak postąpić? Przecież ... Uuuf nienawidzę życia!
Nie mogłam usiedzieć w domu, przebrałam się  w świeże ciuchy po tym jak wzięłam szybki prysznic i po prostu wyszłam z domu. Nie mogłam w nim usiedzieć, miałam dość siebie. Kiedy tylko weszłam do parku, usiadłam na mojej ulubionej ławce. Kojarzyłam to miejsce, ale nie mogłam sobie dokładnie przypomnieć skąd, jakoś wtedy nie miałam do tego głowy. Wpatrywałam się w plac zabaw, było tam pełno dzieci śmiejących się, bawiących się.  Trochę im zazdrościłam, że nie jestem teraz taka szczęśliwa jak oni.
- Tiffany.
Odkręciłam powoli głowę w stronę mężczyzny kucającego przede mną.

- Justin?
- Tiffany ja nie wiedziałem, że to tak się skończy. Ja po prosry tęskniłem za tobą i chciałem poczuć twoją obecność przy sobie.
- Posłuchaj, mi też ciebie brakowało i to nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Ale żałuję, że wczoraj poszłam do ciebie.
- Ale dlaczego? Przecież ...
- Żałuję. - odparłam wstając z ławki i odchodząc.Wiedziałam, że idzie za mną więc mówiłam dalej. - Tego, że zgodziłam się tam pójść z Nathanem, tego, że zaśpiewałam tam z tobą i tego że wyszłam z tobą, pozostawiając Nathana na pastwę losu.
- Nathana tam nie było. - rzekł wyrównując ze mną tempo.
- Jak to nie było?
- Kiedy ty wstałaś, on zrobił to samo i wyszedł.
- Co? Ale jak to? - zapytałam tak naprawdę samą siebie. To prawda, kiedy stałam na scenie i rozglądałam się po całej sali nie widziałam go, ale wtedy nie przejęłam się tym za bardzo. - Muszę iść.
- Dokąd?
- Do Nathana, chcę mu wszystko wyjaśnić.
- A jest co tłumaczyć?
- Justin ja się z tobą przespałam po tym jak powiedziałam, że daje mu szanse! Zachowałam się jak dziwka!
- Ale nigdy nią nie byłaś i nie jesteś. - pocieszał mnie przytulając do swojego ciepłego ciała.
- Przepraszam. Ale to już nigdy więcej się nie powtórzy. - rzekłam odsuwając się od niego patrząc mu w oczy. Odeszłam. Zasmucona przebiegiem wydarzeń. Przekręciłam głowę w jego stronę, stał tam bez ruchu patrząc na mnie z zasmuconą miną. Serce mnie zabolało. Zrezygnowałam. Pobiegłam chwyciłam go za rękę odwróciłam ku sobie i złączyłam nasze usta w długim pocałunku wyrażającym bardzo dużo emocji. Czułam się dziwnie czując w tym samym momencie dwie różne emocje.

" pożądanie i odrzucenie"

Całowałam go nie odsuwając się od niego ani o milimetr. Chciałam czuć go przy sobie. Ale z drugiej strony miałam ochotę odepchnąć go od siebie i uciec jak najdalej się da aby znaleźć się przy Nathanie i to z nim dzielić te miłe chwile łączenia ze sobą ust. Jednak pożądanie wygrało, staliśmy tam. Na środku chodnika w parku przybliżeni do siebie maksymalnie całując się nie zważając na utrudnianie przechodnią przejścia. Odsunął się ode mnie i nabrał powietrza po czym powrócił do poprzedniej czynności. Tym razem objął mnie w talii i uniósł jedną z moich nóg umieszczając ją sobie na biodrze. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie dalej wymieniając się śliną. 
- Kocham Cię. - powiedział przerywając nasz pocałunek. Nie puściłam jeg twarzy nadal trzymałam ją w rękach teraz patrząc mu głęboko w oczy.  - Proszę, Tiffany nie skreślaj nas. Proszę, daj nam jeszcze jedną, ostatnią szansę. Obiecuję, że jej nie zmarnuję.
- Justin, ale ja nie mogę. Ja nie potrafię już ci zaufać. - wyznałam puszczając jego twarz i zdejmując swoją nogę z jego biodra. - Przepraszam, ale ja nie wiem czy dam radę.
- Poczekam. - powiedział łapiąc mnie za nadgarstki. - Nie opuszczę cię już, rozumiesz? Jestem przy tobie teraz i będę już zawsze. Chcę żebyś się do mnie wprowadziła. 
- Justin ja ... nie potrafię po tym wszystkim tak po prostu się do ciebie wprowadzić. Przepraszam. - odparłam puszczając jego dłonie. 
- Tiffany proszę, ja chcę wszystko naprawić, a tak będzie mi łatwiej. - rzekł jeszcze raz łapiąc moje ręce. - Chcę żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie najważniejsza.
- Pozwól mi to przemyśleć. 
- Jasne. - odparł obejmując mnie w talii i przysuwając do siebie. - Przepraszam za to, że nie dotrzymałem obietnicy. Ja po prostu nie chciałem żebyś rozstała się przeze mnie ze swoją rodziną i przyjaciółmi.
- Justin. To nie ważne. Teraz jesteś. A teraz odprowadź mnie do domu, muszę to wszystko przemyśleć. 
- Oczywiście. - odparł idąc ze mną za rękę w kierunku mojego domu. - Coś planujesz na swoje urodziny?
- Hm? - zapytałam wyrwana z zamyślenia.
- Za tydzień masz urodziny. Coś na nie planujesz?
- Wiesz tyle się ostatnio działo, że nie myślałam o tym. - odparłam szczera wpatrując mu się w oczy.
- Chcesz spędzić je tylko ze mną czy w większym gronie. 
- A ty jak wolisz? - spytałam udając, że nie znam odpowiedzi. Chłopak ustał przede mną wziął mnie na ręce okręcił w okół i znów postawił na ziemi całując w policzek.
- A jak myślisz?
- Ze mną? - zapytałam niepewnie.
- Skoro nalegasz. - oboje uśmiechnęliśmy się do siebie pełni radości i szczęścia, że jesteśmy teraz razem, ze sobą. - Ale wiesz co? Mam pomysł.
- Jaki?
- Może spędzimy go w czwórkę? Ja ty Jo i Eddie. 
- Serio tego chcesz? - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- Jeśli ty chcesz.
- Dziękuję. - odparłam przytulając chłopaka i wystukując sms'a do przyjaciół z informacją dotyczącą imprezy. 
- A co z Nathanem?
- Emm ... Ja ... Nie chcę o tym mówić. - powiedziałam.
- Jestem przy tobie zawsze. Pamiętaj. 
- Wiem. - rzekłam posyłając uśmiech w jego stronę. 

- Może wejdziesz? - odparłam kiedy dotarliśmy już pod drzwi mojego domu. 
- Nie chcę się narzucać. 
- Przecież się nie narzucasz. To ja cię zaprosiłam. 
- Skoro nalegasz. - odparł wchodząc za mną do środka zamykając za sobą drzwi. - No to .. co chcesz robić?
- Nie wiem. - odparłam zajmując miejsce na wygodniej kanapie na której usiadł również Justin. Chłopak przysunął się do mnie i trzymając tył mojej głowy przybliżył moją twarz do swojej, łącząc nasze usta w jeden krótki pocałunek.
- Chcę żebyś była już zawsze. - powiedział patrząc mi się prosto w oczy. Czekał na moje słowa, ale ja nie wiedziałam co powiedzieć, jeszcze niedawno miałam postanowienie, że on musi zniknąć z mojego życia, a teraz właśnie teraz chciałam podjąć decyzję o mieszkaniu z nim, a ta wypowiedź byłaby pozytywna dla niego.
- Kocham Cię. - rzuciłam znowu łącząc nasze usta, aby nic innego nie musieć już mówić.
Włączyłam telewizor i zatrzymałam na jakimś programie przez to, że nagle Justin złapał mnie za rękę. Odwróciłam głowę w jego stronę, a on patrzył na mnie próbując coś powiedzieć.
- Pamiętasz ... o tym, że w walentynki jest bal?
- Dzień przed moimi urodzinami. - dodałam sama nie wiedząc czemu. - Wiem, że jest.
- Idziesz na niego?
- Nie wiem, sama się jeszcze nad tym zastanawiałam.
- Słuchaj, bo może my .... moglibyśmy ....
- Co? - zapytałam nie urywając kontaktu wzrokowego.
- Czy my ... moglibyśmy .... - Justin chyba pierwszy raz się przy mnie denerwował, dziwne. Niestety nie udało mu się skończyć wypowiedzi, bo ktoś zapukał do drzwi.
- Emm ....
- Idź, to może zaczekać. - wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę drewnianej powłoki. Otworzyłam ją, dostrzegając Jo i Eddiego w progu drzwi.
- Co? Co wy tu robicie? - zapytałam zdziwiona, witając się z przyjaciółmi.
- Mamy ferie i postanowiliśmy przyjechać do ciebie. - odparł Eddie stawiając torby na schodach.
- Będziemy z tobą przez całe dwa tygodnie, aby pomóc ci w przygotowaniach na twoją 17 - nastke.
- Em ... To fajnie, ale nie będzie co przygotowywać.
- Jak to nie będzie, przecież trzeba to święto .... wać - zająknęła się Jo, po wejściu do salonu, w którym stał przy oknie Justin. - Hej.
- Cześć. - odparł z uśmiechem na twarzy. - Tiffany, ja już pójdę. Do zobaczenia jutro.
- Ale coś chciałeś mi powiedzieć. - przypomniałam mu zatrzymując go, kiedy przy nas przechodził.
- To może poczekać.
- Odprowadzę cię. - oznajmiłam idąc z nim w kierunku drzwi. Wyszliśmy na zewnątrz, a ja delikatnie się speszyłam. - Nie musisz iść.
- Doskonale wiem, że powiedziałaś o wszystkim Jo, czuję się trochę dziwnie w jej towarzystwie, może później. A teraz już pójdę, cześć. - pocałował mnie w policzek i zaczął iść przed siebie. Złapałam jego nadgarstek i nie puściłam mimo tego, że o to mnie prosił.
- Powiedź mi o co chodziło.
- Ja ... - odwrócił się do mnie twarzą i ujął ją w dłonie. - Chcę, abyś poszła ze mną na ten bal.
Kąciki ust delikatnie się podniosły, kiedy wypowiedział te słowa. Podniosłam się na palcach i pocałowałam go w usta.
- Pójdę z tobą na bal. - poinformowałam go, a z jego twarzy znikł smutek, a zagościła radość.
- Nie musisz decydować od razu.
- Wiem, ale chcę. - odparłam przytulając się do niego. - To co? Teraz zostaniesz?
- Nie. Idę do siebie, może kiedyś do nas. - powiedział całując mnie w policzek i odchodząc. Weszłam do domu, w którym na wyjaśnienia czekali moi przyjaciele.
- Co to ma być? - spytała Jo.
- Emm, ale co? - zaczęłam udawać, że nie rozumiem o co jej chodzi.
- Nie udawaj, co on tu robił?
- Zapraszał mnie na bal. - odparłam lekceważąc wzrok przyjaciółki.
- Mam nadzieję, że się nie zgodziłaś.
- Wręcz przeciwnie. Skakałam z radości.
- Ale, ale ... a co z tym co mówiłaś jak byłaś w Paryżu?
- Justin wszystko mi wytłumaczył, a ja go kocham, a to uczucie tak krótko nie zniknie.
- Ale mówiłaś, że z nim już koniec.
- Ale teraz znowu z nim jestem! Coś ci nie pasuje? Jeny, o co ci chodzi? Nie rozumiesz, że ja go kocham i chcę z nim być?
- I co z tego, ostatnio mówiłaś, że to zamknięty rozdział.
- Ale teraz jest otwarty i nic ci do tego, bo ty nigdy nie będziesz mną i nigdy nie przeżyjesz tego co czuję do Justina! - krzyknęłam uciekając na górę do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i wyjęłam torbę z szafy aby spakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy.
- Co ty robisz? - zapytał Eddie wchodząc do pokoju bez pukania.
- Wyprowadzam się.
- Ale jak dokąd?
 - Do Justina, zaproponował mi mieszkanie razem. A ja się teraz zgodzę. Mam dość tego, że każdy chce mi mówić jak mam żyć, mam tego dość. Będę mieszkała z Justinem, będę uprawiać z nim seks i będziemy mieli dwójkę dzieci i będziemy ze sobą bardzo szczęśliwi.
- Ale ... co będzie z nami?
- Jakimi nami? - zrobiłam zdziwioną minę.
- No ze mną i Jo, przyjechaliśmy tu do ciebie, a ty chcesz odejść?
- Pomieszkacie ze sobą trochę sami. Może zaliczysz ją. Może uda ci się, skoro tak bardzo chciałeś zrobić to ze mną, a wiesz, że to już nierealne to teraz możesz zrobić to z Jo, mi to nie przeszkadza.
- Ale ja nie chcę tego robić z Jo. Ja chciałem ten pierwszy raz przeżyć z tobą.
- Eddie, ale to nie będzie pierwszy raz. - odparłam zasuwając torbę i zakładając ją na ramię, zeszłam ze schodów i nie mówiąc nic Jo szłam w kierunku domu Justina.

Zapukałam, czekałam, aż ktoś pojawi się za drzwiami.
- Tiffany? - zapytał zdziwiony Justin.
- Mogę się wprowadzić? - zapytałam czekając na reakcję. Chłopak wyszedł do mnie odebrał ode mnie torbę po czym wziął mnie na ręce i przeniósł przez próg domu.
- Na szczęście. - odparł zamykając za nami drzwi.



                                                                                                                                                                     
 Hej! Mam nadzieję, że rozdział się podoba xdd Długo go pisałam, bo nie miałam weny, ale dziś ją dostałam i od razu jak wstałam zaczęłam pisać. Szczęśliwego nowego roku! Komentujcie, odpowiadajcie w ankietach, obserwujcie :D Nie sugerujcie się wydarzeniami, wszystko może ulec zmianie >.<

wtorek, 24 grudnia 2013

Note 19

Obejmował mnie bez przerwy, nie miał mi nawet za złe tego, że zamoczyłam mu całe ramie bluzki, którą miał na sobie.
- Przepraszam. - wyszeptałam patrząc na ślad mojej miękkości na materiale, który znajdował się na jego ciele.
- Nic nie szkodzi. - powiedział delikatnie głaszcząc mnie po głowie.
- Muszę do łazienki. - poinformowałam go i powolnie wstałam z kanapy. Lecz powodem nie było to o czym wszyscy myślicie, poszłam do tego pomieszczenia z zupełnie innym zamiarem. Weszłam do środka i od razu otworzyłam półkę z lustrem, która wisiała nad zlewem. Przesunęłam wszystkie kosmetyki na bok, aby odsłonić metal.  Wzięłam go w palce, przekręciłam nim kilka razy w ręku, po czym przesunęłam po nadgarstku, spokojnie patrzyłam jak krew powoli wypływa z rany. Nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. W lustrze zobaczyłam twarz Nathana, szybko zakryłam cięcia ręką i odwróciłam się do niego.
- Co ty ...? - powiedział nie spodziewany tego co zastanie.
- Przepraszam. - wyszeptałam odsłaniając swoją słabość.
- Tiffany ... - czułam, że wini się za to co zrobiłam, widziałam to w jego oczach. Podszedł do mnie i mocno przytulił. - Nigdy więcej nie puszczę cię nigdzie samej, nawet do łazienki.
Sprawił, że się uśmiechnęłam. To był cud, to było niesamowite.
- Obiecaj, że więcej tego nie zrobisz.
- Ale ja nie mogę.
- Proszę, obiecaj. - poprosił delikatnie łapiąc moje nadgarstki i patrząc mi w oczy.
- Obiecuję. - przysunął mnie do siebie i pocałował. Czułam się inaczej ...


Całowałam się z nim, a kiedy tylko się odsunął ja łączyłam nasze usta ponownie. Czułam wtedy, że nie jestem sama. Lecz kiedy wracaliśmy z łazienki do pokoju, spojrzałam na zegarek. Była 3:30.
- Nathan, chyba powinieneś odpocząć.
- Ja? To ty niedawno wyszłaś ze szpitala.  Jak zawsze martwisz się o wszystkich prócz siebie.
- Taka już jestem.
- Tiffany, ja nie jestem zmęczony, ale ty powinnaś się położyć.
- Pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Pójdziesz ze mną.
- Obiecałem, że zostanę do końca. - delikatnie podniosłam kąciki ust, kiedy usłyszałam te słowa. Złapałam jego rękę i zaciągnęłam do swojego pokoju. Oboje położyliśmy się na moim łóżku i wtuleni w siebie zasnęliśmy.  Byłam szczęśliwa, że on dotrzymał obietnicy i po prostu został.

Wstałam pierwsza, od razu wyszłam z łóżka i poszłam wziąć szybki prysznic. Szybki? Haha dobry żart. Stałam w kabinie ponad 30 minut, czując jak woda spływa po moim ciele zmywając z niego wszystko co wydarzyło się wczorajszego dnia. Kiedy owijałam się ręcznikiem wychodząc z niej zobaczyłam, że oparty o drzwi Nathan patrzy na mnie.
- Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona i lekko zawstydzona.
- Nie było cię, martwiłem się.
- Spokojnie, wzięłam tylko kąpiel.
- Powinienem teraz zobaczyć całe twoje ciało, abym wiedział, że nic sobie nie zrobiłaś. - podszedł do mnie i przejechał ręką wzdłuż mojej talii.
- Musisz mi zaufać.
- Ufam. - odparł całując lekko moje rozchylone usta.
- Chodź zrobię śniadanie - odparłam ciągnąc chłopaka do kuchni.
- Może najpierw się ubierz. Wiesz, niebezpieczne jest przebywanie w samym ręczniku w towarzystwie chłopaka. - powiedział mierząc mnie wzrokiem od dołu do góry.
- Zaufam Ci. - na ustach chłopaka pojawił się uśmiech, znaczący, że chyba spodobała mu się ta decyzja.
 - Co ty na to, aby przejść się dziś na kolację do fajnej knajpy, w której śpiewa się na żywo? - zapytał Nathan kiedy kończyliśmy jeść swój pierwszy posiłek.
- Z tobą? - zrobiłam zdziwioną minę przegryzając ostatni kawałek kanapki. - Zawsze.
Uśmiechnął się ku mnie i włożył swój talerz do zmywarki.
- To zobaczymy się później? Przyjdę po ciebie o 16.
- Zgoda.
- Pa. - pożegnał się zabierając ze sobą pocałunek moich ust. Miałam teraz wiele czasu dla siebie. Dochodziła 10, miałam 6 godzin do ponownego zobaczenia się z Nathanem. Po pierwsze postanowiłam wziąć długą kąpiel. Kiedy tylko wszystko było przygotowane, usłyszałam pukanie do drzwi. Owinęłam się ponownie ręcznikiem i poszłam otworzyć. Bez patrzenia przez wizjer pociągnęłam za klamkę wpuszczając osobę stojącą przed drzwiami do środka. Chłopak wparował do mieszkania jak oparzony i rzucił się na mnie, pocałował mnie. Byłam w szoku, nie przerywał pocałunku, zaczął zdejmować z siebie swoją koszulę. Nie rozumiałam co się dzieje, wszytko działo się tak szybko ...
- Stop! - wykrzyknęłam odsuwając się od chłopaka. - Co ty tu do cholery robisz?
- Naprawiam swój błąd. - odparł ponownie całując moje usta. Nie rozumiałam co robię, ale pozwalałam mu na to.
- Przestań. - powiedziałam delikatnie przekręcając głowę.
- Ale ty też tego chcesz.
- I co z tego?! Gdzie byłeś kiedy cię potrzebowałam? Co? Kochałam Cię! A ty tak po prostu wszystko zepsułeś!
- Ja zepsułem? Ja? A kto chodzi już z kimś innym.
- To ty byłeś pierwszy!
- Nie.
- A Ana? Co ona wtedy u ciebie robiła?
- Jej mama przyszła do mojej mamy a ona przyszła z nią. Tiffany, ja kocham tylko ciebie.
- Ale nie wiem czy ja nadal to do ciebie czuję.
- Czujesz, wierzę w to.  - rzekł przytulając się do mnie. - Przepraszam, ja nie wiem co mi odbiło ja po prostu ... Możemy zacząć od nowa?
- Justin to ... nie jest wcale takie łatwe, Kazałeś mi o sobie zapomnieć i ja ... ja po prostu dałam nadzieję Nathanowi. Sam powiedziałeś, że tak będzie lepiej. Przepraszam.
- Daj mi ostatnią szanse, proszę. Chcę wszytko naprawić. Tiffany, ty cały czas siedzisz mi w głowie, nie ma momentu w którym by cię tam nie było. Kocham Cię.
- To dlaczego chciałeś żebym odeszła?
- Nie chciałem, ale ... Miałem do podjęcia trudną decyzję, Tiff ja po prostu nie chciałem, żebyś straciła kontakt z tatą i przyjaciółmi.
- Justin ...
- Nic nie mów, tylko obiecaj mi, że przemyślisz to.
- Obiecuję.
- Możesz odpowiedzieć mi dziś ?
 - Jeśli będę znała odpowiedź, zadzwonię. 
- Dziękuję, że nie skreśliłaś mnie do końca. - powiedział jeszcze raz całując moje wargi.
- Co ja narobiłam? - mówiłam sama do siebie oparta o ścianę.

Dochodziła 16, a ja już kończyłam swój wyjściowy makijaż. Ubrana w wyjściowe ciuchy poszłam otworzyć drzwi.
- Gotowa? - zapytał uśmiechając się od ucha do ucha.
- Tak. - odparłam wychodząc z mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz. Wsiadłam do samochodu, których drzwi otworzył mi mój towarzysz. Grzecznie podziękowałam i zajęłam należne mi miejsce. Chłopak zamknął drzwi od mojej strony i przebieg na drugą stronę pojazdu, aby zająć swoje miejsce. Ruszyliśmy i po 15 minutowej przejażdżce byliśmy już na miejscu.
Zajęliśmy przydzielone nam miejsca, przejrzeliśmy karty dań, zamówiliśmy coś na co mieliśmy ochotę i czekaliśmy na występ jak to powiedziano młodego mężczyzny z wielkim talentem.Uśmiechnęłam się do mojego towarzysza po czym wróciłam wzrokiem na scenę, na którą wchodził Justin. Doznałam szoku, nie rozumiałam jak mogliśmy być w tym samym miejscu o tym samym czasie. Chłopak chyba mnie nie widział i bardzo cieszyłam się z tego powodu.
- Witam wszystkich. - grzecznie powitał wszystkich po czym zajął miejsce na środku podestu nad którym powieszony był mikrofon. Muzyka zaczęła grać, a on rozglądał się po całej sali, tak jakby kogoś szukał, ale nie znalazł tej osoby bo napotkał mnie. Czułam, że powinien zacząć już śpiewać, ale tego nie robił, cały czas mnie obserwował, a ja robiłam to samo. - Przepraszam, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie. Zaśpiewam coś innego, z dedykacją dla pewnej osoby.


Wiedziałam, że chodzi o mnie. Kiedy tylko zaczął śpiewać coś do mnie wróciło, te wszystkie wspomnienia z wspólnie przeżytych chwil. Brakowało mi go i nawet ja sama nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo. Przez całą piosenkę patrzył mi się w oczy, ja starałam się unikać jego wzrok, ale było mi ciężko, przede wszystkim dlatego że słowa tej piosenki ... były jego słowami.
- Następną piosenkę chciałbym zaśpiewać w duecie, z osobą bliską mojego sercu. - powiedział, kiedy zabrzmiał ostatni akord. Zszedł ze sceny i podążył przed siebie, zatrzymując się przy naszym stoliku. Patrzyłam na niego, a moje źrenice rozszerzyły się. Nathan patrzył na mnie, a ja nie wiedziałam co mam zrobić, nie potrafiłam podjąć decyzji, nie potrafiłam wybrać. - Zgadzasz się?
Wstałam nic nie mówiąc po prostu podniosłam się i zaczęłam iść.
- Na co czekasz? - zapytałam z śmiechem w głosie. - Na zaproszenie? Przecież to ty mnie zapraszasz.
Chłopak odwzajemnił uśmiech i ruszył za mną na scenę.
- Zaśpiewamy naszą piosenkę.
- Naszą? - zapytałam zdziwiona. Justin odebrał gitarę od mężczyzny siedzącego za nami, po czym zajął jego miejsce. Zagrał pierwszy akord, a ja już wiedziałam co mam zaśpiewać. - Naszą.
Nie wiem jakim cudem, ale nie bałam się śpiewać, byłam z nim i to mnie uspokajało. Zabrzmiały kolejne dźwięki, a ja wzięłam głęboki oddech i zaśpiewałam kilka pierwszych słów przełamując swoją niepewność. Po zakończonej piosence, usłyszeliśmy gromkie brawa, które poprawiły mi humor. Spojrzałam na chłopaka, zupełnie zapominając, że jestem tu zupełnie z kimś innym.
- Tiffany, podjęłaś decyzję?
- Tak. - odparłam delikatnie schylając głowę. Nerwowo poprawiłam grzywkę i lekko uspokajając się powiedziałam. - Kocham Cię.
Podeszłam do niego nie czekając na jego reakcję, odznaczyłam swoje usta, zupełnie zapominając ponownie że stoję na scenie, gdzie wszyscy obecni na tej sali obserwują mój każdy ruch. Chłopak odłożył gitarę na stojak nie przestając mnie całować. Nadal to robiąc zeszliśmy ze sceny i wyszliśmy z lokalu. Kiedy tylko otworzył drzwi do mieszkania, wniósł mnie na górę do swojego pokoju i rzucił na łóżko. Bez żadnego problemu zdjął ze mnie moją jeansową kurtkę oraz białą bluzkę znajdującą się pod nią. Ja nie zważając na szybki obrót akcji pozbyłam się jego bluzki i spodni pozostawiając go w samych bokserkach. Justin uśmiechnął się do mnie łobuzersko i zaczął rozsuwać suwak mojej spódniczki, nie przerywałam mu, wiedziałam, że będę żałować tego co teraz zrobię, ale chyba nadszedł czas aby popełnić błąd w końcu człowiek popełnia ich wiele, a czasami zdarzają się z własnego wyboru, tak jak ten. Weszłam na niego w samej bieliźnie górując nad nim. Znów mnie pocałował, a ja czułam się jak kiedyś, tego właśnie chciałam, poczuć to co czułam zanim wszystko się skończyło. Justin przesunął swoje ręce na zapinkę mojego stanika szybkim ruchem pozbywając się go z mojego ciała. Następnie zjechał dłońmi w dół po mojej talii i zahaczył palcami o gumkę mojej bielizny. Szybko jednak pozbył się jej pozostawiając mnie całkiem nagą. Uczyniłam z nim to samo, najpierw moje ręce zaczęły kreślić jakieś dziwne znaki po jego klatce piersiowej podczas kiedy moje usta cały czas były złączone z jego. Zjechałam niżej pozbywając się materiału, który został na nim. Jeszcze raz złączyliśmy nasze wargi, przed tym jak chłopak założył prezerwatywę na swoją męskość i wsunął się we mnie. Tym razem, było o wiele przyjemniej niż za pierwszym razem. Było inaczej, niż za pierwszym razem, znacznie lepiej. Bynajmniej dla mnie. Znowu to zrobiłam, pokazałam, że liczy się w moim życiu bardziej niż ktoś inny. O Boże! Nathan! ...

                                                                                                                                                                     
Mam nadzieję, że się podoba :D Możecie traktować to jako prezent z okazji Świąt :D Komentujcie, jak się podoba rozdział ? >.<

niedziela, 22 grudnia 2013

Note 18

Mimo postanowienia było mi bardzo ciężko codziennie chodzić do szkoły i widzieć go na prawie każdej lekcji. Udawałam silną, wiedząc, że długo tak nie pociągnę. Minęło kilka dni, a ja nie miałam już siły oszukiwać nikogo, a zwłaszcza siebie. Ale kiedy tylko chciałam do niego podejść ktoś nagle wołał jego imię, a on od razu podchodził do tej osoby. Przez ten czas nie spojrzał na mnie ani razu, bynajmniej takie miałam wrażenie. Czułam, że już mu na mnie nie zależy. Bolało, tak cholernie bolało, bo wiedziałam, że mogłam postąpić inaczej. Mogłam wepchać się na chama do domu Justina i zobaczyć co się tam naprawdę dzieje, mogłam nie wyjeżdżać mimo Any, mogłam starać się o niego, a nie po prostu uciec od problemu. Nienawidzę siebie z tego powodu. Chciałabym zakończyć już swoje życie. Nie miałam po co żyć i dla kogo, nikomu nie byłam już potrzebna, niestety. Koniec lekcji, nareszcie Justin stał sam przy swojej szafce, a nikogo nie było przy nim. Zrobiłam jeden krok w jego stronę i od razu się speszyłam, teraz zabrakło mi odwagi. Kurwa! Zawsze coś! Dlaczego nie może być jak dawniej? A no tak, dlatego, że jestem pojebana i zaprzepaściłam swoją szanse na szczęście, bo zachciało mi się fochy strzelać! Jestem kretynką! Patrzyłam na niego wychylając się zza mojej szafki, chociaż tak mogłam pocieszyć moje serce, jego widokiem, kiedy jest uśmiechnięty i nie cierpi tak jak ja.
- Oj Justin, żebyś ty wiedział, że ja cię tak bardzo kocham. - powiedziałam sama do siebie zwrócona do wnętrza szafki.
- Wybór należał do ciebie - odparł szepcząc mi do ucha.
- Justin ja ...
- Nic nie mów. Podjęłaś już decyzję. Rozumiem, nie możemy być razem. Szanuję to. - rzekł odchodząc.
- Nie, to nie tak. - odparłam wycierając spływającą po moim policzku łzę. - To nie tak.
- A i jeszcze jedno - krzyknął odwracając się do mnie i wracając ku mnie. - Teraz naprawdę chcę, żebyś o mnie zapomniała. Sądzę, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Może z kimś innym nam się uda.
- Nie. - powiedziałam półszeptem. Nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa. Brakowało mi na to siły, czułam, że zaraz zemdleje. I tak się stało ...


Przebudziłam się ubrana w białą za dużą o kilka numerów koszule, przykryta kołdrą w białej pościeli, leżąca na białym prześcieradle i białej poduszce w białym pomieszczeniu. Nie dochodziło do mnie gdzie się aktualnie znajduję, dopiero widząc pielęgniarki w swoich fartuszkach przechadzające się po korytarzu zrozumiałam, że jestem w szpitalu ... Przejechałam wzrokiem po całym pomieszczeniu, znalazłam postać, stojącą tyłem do łóżka wpatrującą się w przyrodę za oknem. Pierwsza myśl "Justin", ale po chwili uświadomiłam sobie, że to nie może być on, przecież on już mnie nie pamięta.
- Nathan? - wypowiedziałam bezsilnie. Chłopak odwrócił się i obdarował mnie szczerym uśmiechem.
- Cześć.
- Gdzie Justin? - zapytałam rozglądając się jeszcze bardziej po pokoju.
- Tiff, przykro mi on ...
- Nie kończ. - odparłam odkręcając głowę w przeciwnym kierunku. - Dziękuję, że ty chociaż jesteś.
- Nie mógłbym zostawić cię samą.
- Justin jakoś mógł. - powiedziałam z ironią.
- On musiał ...
- Nathan, nie ważne. Między nim, a mną nie ma już nic. Tak naprawdę teraz wątpię w to, że kiedykolwiek coś było. - chłopak złapał delikatnie moją rękę.
- Tiffany powinniśmy zawiadomić twoją rodzinę.
- Nathan, nie. Nie chcę, aby się o mnie martwili, a jeśli się dowiedzą, to nie będę mogła już tu zostać.
- Zrobimy jak zechcesz. - odparł lekko puszczając moją dłoń, lecz ja nie dając mu możliwości zakończenia dotyku zacisnęłam ponownie nasze dłonie. - Zostanę tu z tobą tak długo jak zechcesz.
- Do końca? - spytałam z nadzieją w głosie.
- A tego chcesz? - dałam mu znak aby się przybliżył, uczynił to, bez kolejnych próśb. Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej i musnęłam delikatnie jego wargi moimi. - Tiff? co ty ...?
- Nic nie mów. Potrzebuje tego. - odparłam łącząc nasze usta w mocniejszy, bardziej wyrazisty emocjonalnie pocałunek. Nie przerywałam go, chciałam teraz popełnić największy błąd w moim życiu, jaki kiedykolwiek mogłabym popełnić. - Chcę stąd wyjść.
- Nie możesz, musisz zostać. Lekarze muszą zrobić wszystkie badania.
- Proszę, zawołaj pielęgniarkę.- Nathan wstał i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili wrócił z kobietą ubraną w ten charakterystyczny strój. - Czy ja mogłabym wyjść dziś ze szpitala?
- Sądzę, że tak. Lekarze nie stwierdzili nic poważnego po badaniach, które ci wykonano. Jedyne co musisz zrobić aby lepiej się poczuć to mniej się stresować.
- Postaram się.
- Przygotuję wypis. - odparła pielęgniarka wychodząc z pomieszczenia. Powoli wstałam z łóżka i zaczęłam szukać swoich ubrań, kiedy miałam je w ręku, zaczęłam zdejmować z siebie białą koszulę, nie przejmując się obecnością Nathana.
- Na pewno chcesz wyjść?
- Tak, a ty wyjdziesz ze mną.
- No oczywiście.
- A zrobisz coś dla mnie?
- Co takiego?
- Zostaniesz ze mną całą noc? - zapytałam stojąc przed nim.
- Tiffany, ja ...
- Chcę tego, ja nie mogę być teraz sama.
- Dobrze, zostanę. - odparł pomagając mi założyć bluzkę, która tak naprawdę nie sprawiała mi żadnego kłopotu. Do pokoju po chwili weszła ta sama kobieta, z białą kartką, na której poprosiła mnie o podpis. Zrobiłam co mi kazała po czym opuściłam to przerażające miejsce wraz z Nathanem. Idąc lekko trzęsłam się z zimna, chłopak musiał to zauważyć.
- Co ty robisz? - zapytałam, kiedy ujrzałam, że zdejmuje z siebie kurtkę.
- Jest ci zimno.
- Przestań - rozkazałam zatrzymując jego ręce. - Jeśli chcesz żeby było mi cieplej, to ... emmm... możesz mnie przytulić.
Chłopak uśmiechnął się w moją stronę i objął mnie swoim ramieniem. Poczułam zapach perfum, różnił się od zapachu, który kiedyś czułam niemal codziennie. Podobał mi się. Nie mogłam wytrzymać, co chwilę kierowałam swój wzrok na jego twarz. Nie kontrolowałam tego.
- Haha co cię tak ciekawi na mojej twarzy?
- Twoja twarz. - odparłam pełna radości. Zatrzymał się, po czym złapał moją twarz w ręce i odznaczył swoje usta na moich.  - Dlaczego wcześniej nie byliśmy razem?
- Bo ty ...
- Zniszczyłam sobie życie z Justinem. Wiem. Żałuję, że nie mogę cofnąć czasu.
- Nie mów tak, ty i on byliście szczęśliwi.
- Albo po prostu się oszukiwaliśmy. To też jest możliwe.
- Tiff ...
- Ale to już nie ważne. - rzekłam jeszcze raz całując go.
- Hahaha. I kto tu się szybko pocieszył? - zapytał bardzo znany mi głos.
- Daj sobie spokój, nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - odparłam odwracając się w jego stronę. Nie sądziłam, że zastanę go z Aną. - Haha ja się szybko pocieszyłam? Raczej ty.
- Ja się nie bzykałem z nikim.
- Ja też nie! - wykrzyczałam z siebie.
- Ej spokojnie, przecież każdy wie, że zaraz będziecie się pieprzyć tak jak ze mną. Jesteś tanią dziwką, a przede wszystkim bardzo łatwą do zdobycia. - oczy automatycznie zaszły mi łzami. Nie mogłam powstrzymać szybkiego pozbywania się ich z narządu wzroku.
- Jesteś skończonym chamem. - rzuciłam przez płacz. - Nie mogę uwierzyć, że ... kiedyś cię kochałam.
Uciekłam, nie mogłam wytrzymać. Puściłam dłoń Nathana, którą mocno ściskałam i po prostu pobiegłam przed siebie, nie zwracając uwagi, czy coś mi grozi czy nie.
- Przegiąłeś. - rzucił chłopak i ruszył biegiem za mną. - Tiffany!
- Zostaw mnie! - odkrzyknęłam, biegnąc dalej.
- Nie mogę.
- Jak to? - zapytałam zwalniając. Chłopak dogonił mnie i energicznie łapiąc mój nadgarstek przekręcił mnie ku sobie i mocno przysunął do swojej klatki.
- Obiecałem, że będę do końca. - szlochałam, odwzajemniłam uścisk, który był teraz dla mnie tak ważny. Nic nie mówiąc po prostu dałam ponieść się emocją i rozpłakałam się Nathanowi na jego ramieniu.
 Weszliśmy do mieszkania, w którym było zimno, ciemno. Zapaliłam światło w pomieszczeniu i usiadłam na kanapie opierając ręce o blat stołu.
- Jak się czujesz?
- Okej. - powiedziałam lecz chłopak doskonale wiedział, ze tak nie było. Usiadł przy mnie i po prostu mnie przytulił. Wiedział czego potrzebowałam. Potrzebowałam jego ... Jakkolwiek to brzmi. Nie przeżyłabym tego wieczoru, gdyby jego nie było ze mną.

                                                                                                                                                                    
 Jestem radosna, wasza liczba rośnie :D Bardzo za to dziękuję xd Życzę wszystkim wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku xd Mam nadzieję, że podoba się rozdział mimo że jest trochę dramatyczny, ale nie wszystko układa się tak jak chcemy prawda? Czasami coś jest po prostu nie po naszej myśli i wtedy tworzą się kłopoty ... Komentujcie :D  Dziękuję za 10.000 wyświetleń!
Kocham was >.<

środa, 18 grudnia 2013

Note 17

Przebudziłam się rano z nadzieją, że to był tylko sen, a raczej koszmar. Przetarłam oczy i nie odwracając się szukałam ciała kogoś, kto mógłby leżeć koło mnie. Znalazłam. Radosna przewróciłam się na drugą stronę, ale rozczarowanie zagościło na mojej twarzy.
- Eddie, co ty tu robisz? - zapytałam odkrywając się i wstając z łóżka w poszukiwaniu nowych ubrań.
- Tęskniłem za tobą. Cieszę się, że tu jesteś. - powiedział podchodząc do mnie i przytulając mnie.
- Eddie, między nami nic się nie zmieni.
- Wiem. - odparł zawiedziony. Oderwałam się od chłopaka, kiedy tylko usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Podbiegłam do półki nocnej i chwyciłam komórkę w dłoń. Imię wyświetliło się na moim ekranie, a kąciki ust bezwładnie podniosły się do góry i nie chciały opaść. Przesunęłam palcem po ekranie i odebrałam połączenie.
- Justin? - powiedziałam niepewna imienia, które wypowiadam.
- Zapomnij o mnie. - odparł.
- Ale .... - było za późno, bo odłożył słuchawkę. Nie wiem, w którym momencie z moich oczu pociekły łzy, a piękny uśmiech zniknął na długo.
- Tiff? Co się stało? - zapytał podchodząc do mnie i podnosząc mój podbródek.
- Justin kazał mi o sobie zapomnieć. - powiedziałam głosem pełnym zawodu, rozpaczy i winy. Oderwałam się od dotyku Eddiego i wybiegłam z pokoju, a później z domu. Krzyknęłam. Na cały głos! Nie ukrywając swojego smutku, żalu, złości i rozczarowania. Usiadłam na zimnym chodniku nie przejmując się ujemną temperaturą. Czułam jak coś zjada mnie od środka, wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię, nie długo nie wytrzymam i popełnię samobójstwo. Nie ma innego wyjścia, nie chcę innego wyjścia. I znowu płacz, dlaczego nie mogę zlekceważyć go? Dlaczego po prostu nie mogę o nim zapomnieć? A no tak, dlatego, że znaczył i nadal znaczy coś wielkiego w moim życiu.  Nie mogę uwierzyć w to, że on przestał mnie tak szybko kochać i że tak szybko pocieszył się kimś innym. Chciałabym być obojętna ...

Dni mijały nieubłaganie szybko, codziennie słyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu, na którym wyświetlało się to samo imię. Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym miałam wrócić do domu, do Kanady, ale nie chciałam. Byłam słaba! Przegrałam, udało mu się. Teraz go nienawidzę! Nie chcę więcej go widzieć, mam go dość. Jest nikim! Przestał coś dla mnie znaczyć. Kogo ja oszukuję? Przecież wszystko co napisałam wcześniej jest nieprawdą. Kocham go i mam nadzieję, że on o mnie nie zapomniał i że wszystko się ułoży między nami. Przychodziła godzina odlotu. Czekałam na lotnisku z najbliższymi. Samolot przyjechał, a ludzie, którzy mieli lecieć ze mną samolotem zaczęli oddawać swoje bagaże.
- No to do zobaczenia. - odparłam jeszcze raz wszystkich przytulając.
- Odprowadzę Cię. - powiedział Eddie i wziął moją walizkę. Pomachałam reszcie na pożegnanie i razem z chłopakiem udałam się w kierunku stewardessy.-  Czekaj.
- Co? - zapytałam trochę zmieszana podając kobiecie w mundurku swój bagaż. Eddie zbliżył się do mnie, złapał moje ręce i patrzył mi w oczy.
- Zostań ze mną. - rzekł z nadzieją w głosie.
- Eddie ja ....
- Proszę. - odparł jeszcze mocniej ściskając moje dłonie.
- Pasażerowie lotu 112 proszeni o wchodzenie do samolotu. - poinformował nas głos wydobywający się z głośnika.
- Eddie ja muszę iść. - powiedziałam puszczając jego dłonie i biegnąc w kierunku drzwi lotniska. Czułam się okropnie, po raz kolejny go zlekceważyłam, jestem okropną przyjaciółką. Ale wiedziałam, że nic innego nie mogę zrobić. Przecież obiecałam sobie, że Eddie to skończony rozdział. To samo powinnam pomyśleć o Justinie, ale ... nie mogłam, a może ... po prostu nie chciałam? Myślałam nad tym długo, jedyne do czego doszłam, to to, że kocham go, naprawdę i nie zważając na to co zrobił ja nadal pragnę być przy nim i spędzać z nim najpiękniejsze chwile swojego życia. Wiem, jestem beznadziejna, ale co ja na to poradzę? Już taka jestem, kiedyś taka nie byłam. To życie nauczyło mnie tego, że trzeba walczyć o to co się kocha inaczej ktoś może ci to zabrać i nigdy nie oddać.



Wyszłam z samolotu, a otaczająca mnie przyroda miała kolor ciemno zielony, nie widziałam ciepłych kolorów, znowu coś było ze mną nie tak? Szłam prosto przed siebie ciągnąć za sobą walizkę pełną ubrań. Szłam i nie zatrzymywałam się, kiedy znalazłam się przy bramie szkoły lekko odkręciłam głowę w bok, aby zobaczyć znajomych siedzących razem na boisku. Zrobiło mi się smutno, że mnie tam nie ma ... Żałowałam, że się poddałam i nie zostałam. Niestety czasu nie mogę cofnąć.

Weszłam do szkoły lekko podwijając rękawy czarnej bluzki, nie zważając na wzrok osób z mojej klasy podeszłam do swojej szafki i wyciągnęłam z nich książki potrzebne na tą lekcję. Nieświadoma niczego podeszłam do klasy zapatrzona w ekran telefonu.
- Przepraszam. - powiedziałam, kiedy buchnęłam w jakąś postać stojącą przede mną. Podniosłam głowę i lekko uśmiechnęłam się do stojącej przede mną osoby.
- Hej. - przywitał się ze mną głos chłopaka, który niekiedy był mi bardzo bliski.
- Hej. - odparłam usiłując schować swój smutek pod sztucznym uśmiechem.
- Tiffany ja ... - zaczął lecz dzwonek nie był po naszej stronie. Zadzwonił kończąc automatycznie naszą rozmowę. Minęłam chłopaka lecz jego silna ręką złapała mój nadgarstek i przyciągnęła do swojego ciała. Byłam blisko niego, czułam zapach jego perfum, patrzyłam się w jego oczy i widziałam jak minimalnie przysuwa się do mnie. Chciałam, żeby mnie pocałował i zrobił to, ale nie w miejsce które chciałam. Odznaczył swoje piękne usta na moim czole po czym wtulił mnie do siebie. Nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. - Przepraszam.
Odszedł zostawiając mnie na korytarzu. Jednak po chwili weszłam do klasy zajmując pozostawione mi miejsce. Nie mogłam się uspokoić, nie mogłam uwierzyć, że zdołał się na przeprosiny. O nie! Nie mogę o nim myśleć, miałam o nim zapomnieć, chciał tego. Po zakończonych lekcjach, chciałam jak najszybciej wrócić do domu lecz nie było mi to dane.
- Możemy porozmawiać? - zapytał idąc równym tempem obok mnie.
- Wszystko mi już wyjaśniłeś w liście i w rozmowie.
- Jakiej rozmowie?
- Jak to jakiej? - zapytałam robiąc zdziwioną minę. - W tej, w której kazałeś mi o sobie zapomnieć.
- Ale ja  nic takiego nie mówiłem ...
- Justin, ja rozumiem, ale ... chciałeś żebym zapomniała, a ja to przyjęłam do wiadomości. Tego właśnie chciałeś.
- Ale Tiffany, my ...
- My? Justin, nas nie ma. Zakończyłeś to, przekreśliłeś to wszystko tylko kiedy mnie zaliczyłeś. Wiesz jak ja się czułam? Kochałam cię, a ty mnie potraktowałeś jak panienkę na jedną noc. Przyznaj od początku o to ci chodziło prawda? Znowu założyłeś się ze swoimi kolegami, że mnie przelecisz? A więc gratuluję Ci, ale serio, dla ciebie nie ma już miejsca w moim życiu. Przykro mi. - rzekłam wyrzucając z siebie wszystkie emocje. Odeszłam zostawiając go na chodniku przed szkołą samego lecz nie na długo. Kiedy już trochę się oddaliłam chciałam zobaczyć czy idzie za mną, odkręciłam głowę i zobaczyłam, że nadal tam stoi ze smutną miną obserwując mnie.  Wyjęłam telefon i wystukałam dwa słowa składające się z dziewięciu liter, wybrałam nadawce i kliknęłam wyślij. Popełniłam błąd, bo kiedy wysłałam wiadomość do mojego ex podeszła moja niby przyjaciółka. Lekceważąc czynność chłopaka, który właśnie wyciągał telefon ruszyłam przed siebie.
- Tiffany! - usłyszałam głos za sobą. Zatrzymałam się i odkręciłam głowę. Przed sobą zobaczyłam zdyszanego chłopaka trzymającego telefon w ręku. - Ja też Cię kocham.
Położył swoje ręce na moich biodrach i przysunął swoją twarz do mojej. Delikatnie musnął wargami moje usta, odsunął się kilka milimetrów, czekał na moją reakcję, której nie dostał.
- Wybacz Justin, ale ja nie mogę. - odparłam odsuwając się od chłopaka. - Nie potrafię się do ciebie przytulać, a co dopiero całować, po tym co mi zrobiłeś.
- Tiffany, ale powiedź mi co ja takiego zrobiłem?
- Szybko się pocieszyłeś.
- Co? Ale jak to się pocieszyłem?
- Ana jest twoją dziewczyną.
- Nie, nie jest. - rzekł poważnie. Widział już Ane ze swoją przyjaciółką idącą w naszym kierunku. - Nigdy nie powtórzyłbym z nią związku, kocham tylko ciebie.
- Ale ja nie potrafię.
- Ana! - krzyknął Justin, kiedy dziewczyny były już wystarczająco blisko. - Dlaczego to wszystko zrobiłaś? Dlaczego udawałaś, że jesteś moją dziewczyną? Dlaczego zadzwoniłaś z mojego telefonu do Tiffany i powiedziałaś jej, żeby o mnie zapomniała?
- Bo nie mogłam znieść myśli, że ona cie ma, a ja nie. - odparła smutna, nie patrząc mu w oczy.
- Tiffany, wszytko co wypłynęło z jej ust jest kłamstwem. Rozumiesz? Nigdy nie chciałem, abyś o mnie zapomniała, kocham cię i nigdy nie przestanę. Czy teraz może być jak kiedyś? - zapytał z nadzieją w głosie. Lekko się uśmiechnęłam, nie chciałam dać mu poznać po sobie, że chcę czegoś innego co wyrzucą moje słowa.
- Nigdy nie będzie już jak kiedyś.
- Ale ...
- Obiecałeś, że nigdy mnie nie zostawisz. Złamałeś obietnicę, a ja ci zaufałam, nie potrafię drugi raz. Przepraszam. - odparłam wycofując się z grupy osób. Nie mogłam pokazać, że właśnie na to liczyłam. Chciałam udowodnić sobie, że mogę bez niego żyć, nawet jeśli to życie byłoby ciężkie ...



                                                                                                                                                                        
Przepraszam, że tak późno, ale wcześniej nie miałam weny aby się za to zabrać. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Na odpowiedź czekam w komentarzach >.< Wesołych Świąt.


czwartek, 5 grudnia 2013

Note 16

Przebudziłem się pierwszy, starałem się być cicho, aby jej nie obudzić. W głowie cały czas miałem wydarzenie, które miało się dziś stać. Tiffany miała wyjechać. Już nigdy miałbym się z nią nie zobaczyć. Ta myśl przychodziła mi z wielkim trudem. Ale wiedziałem co muszę zrobić, ja nie mogłem ..... Delikatnie wstałem z łóżka bezproblemowo odnajdując swoje ubrania i wspominając mile spędzony wieczór. Wyjąłem kartkę z szuflady i napisałem jej wiadomość.
***
Przebudziłam się z wspomnieniem wczorajszego wydarzenia. Przeciągnęłam się i dopiero wtedy zorientowałam się, że coś jest nie tak. Obok mnie, na łóżku nie było nikogo. Justin wyszedł. Pierwsze co mi przyszło do głowy to "Dlaczego? Czy po tym co wydarzyło się wczoraj przestał mnie kochać?"
Szybko zerwałam się z łóżka.
- Justin! - zaczęłam krzyczeć usiłując uświadomić sobie, że on nigdzie nie wyszedł, po prostu poszedł do łazienki, ale tak nie było. Na biurku, znalazłam karteczkę, od razu wzięłam ją do ręki i nie siadając zaczęłam czytać. Teraz wiem, że to był błąd, bo od razu nogi mi zmiękły.

Przepraszam, za to, że wyszedłem bez pożegnania, ale postanowiłem, że tak będzie lepiej.
Nie chcę żebyś przeze mnie rozstała się z ojcem. To dla mnie bardzo ciężkie, nigdy nie zapomnę
tej nocy, którą spędziłem z tobą. Nigdy nie miałem takiej w życiu i nigdy nie będę miał.
Kocham Cię, ale musimy się rozstać. Nie chcę, nie mogę być powodem, dla którego zostaniesz
tu. Naprawdę Cię przepraszam, po prostu tak będzie lepiej, lepiej dla ciebie. 

Zdenerwowana  sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Justina. Poczta głosowa.
- Dla kogo lepiej? Dla mnie? Justin ja cię kocham! Nigdy Cię nie opuszczę. Nie wyjadę. - nagrałam się i rozłączyłam, lekko szlochając.

Dochodziła godzina odlotu, mój tata czekał na dole i zakładał buty, a ja nadal byłam u siebie w pokoju i leżałam na łóżku. Nie chciałam wyjeżdżać i on dobrze o tym wiedział. Postanowiłam się zbuntować, wyrzuciłam walizkę z ciuchami przez okno, po czym sama wyskoczyłam. Zaczęłam biec ciągnąc za sobą walizkę, widziałam jak mnie goni.
- Tiffany! - słyszałam jego głos z daleka. Nadal biegłam. Czułam coraz większe ciśnienie. Denerwowałam się, nie wiedziałam gdzie mam teraz biec. Zdecydowałam się na niego, biegłam w kierunku w domu, w którym chciałam jak najdłużej przebywać i po pewnym czasie, już spokojniej mogłam dojść do drzwi mieszkania chłopaka. Zapukałam do drzwi, a za nimi ukazała mi się Ana.
- Co ty tu robisz? - zapytałam pełna wściekłości.
- Przyszłam do Justina. - odparła spokojna ze zwycięskim wyrazem twarzy.
- Odwal się od niego, on jest moim chłopakiem. - powiedziałam wpychając się do środka.
- Nie nie nie. Już nie. Teraz jest moim. - odparła zatrzymując mnie i zamykając mi drzwi przed nosem. Łzy same napłynęły mi do oczu, nie panowałam nad tym, kiedy z nich wypłynęły i wolnym strumieniem płynęły po moim policzku. Czekałam jeszcze chwile, ale nikt mi nie otworzył, bolało mnie. Bolało mnie jak diabli. Miałam ochotę wziąć nóż i przebić sobie serce. Ale nie miałam nic takiego pod ręką. Mówił, że mnie kocha, najwidoczniej kłamał, a ja mu uwierzyłam! Dlaczego byłam taka naiwna? Dlaczego? Nie rozumiem jak mógł tak szybko znaleźć sobie kogoś innego! Jeny, nie rozumiem i chyba nie chcę. Planował to od początku. Chciał się ze mną zaprzyjaźnić, później zacząć ze mną chodzić, robić rzeczy, abym się w nim zakochała, a na koniec przelecieć i zniknąć. Ten list ... on. Wyjadę.

Zamówiłam taksówkę i pojechałam na lotnisko. Zdążyłam w ostatnim momencie. Cała zapłakana zajęłam miejsce przy tacie, co nie było dobrym pomysłem.
- Jednak się zdecydowałaś? - zapytał z tym swoim uśmiechem na twarzy, jeszcze wtedy nie zobaczył, że płaczę. - Tiffany, co się stało. Jeśli nie chciałaś nie musiałaś jechać. Możesz jeszcze wysiąść i tu zostać.
- Nie chcę już tu wracać nigdy, rozumiesz? Obiecaj mi, że nigdy mnie już tu nie puścisz.
- Tiffany, ale jeśli będziesz chciała wrócić ja ...
- Nie będę. Obiecaj mi.
- Obiecuję. - powiedział, a ja oparłam głowę na  oparciu i zamknęłam oczy. Zasnęłam.

- Tiffany wstawaj, dolecieliśmy. Musimy iść po bagaże. - usłyszałam głos taty, otworzyłam oczy, ale nie widziałam go. Na jego miejscu siedział Justin. Otworzyłam szerzej oczy i przetarłam je. Wróciłam, znowu byłam w Paryżu w samolocie razem z tatą, bez Justina. Wyszłam na świeże powietrze i od razu poczułam jak ktoś się na mnie rzuca.
- Hej Jo - przywitałam się bez emocji.
- Tiffany, gdzie Justin? - zapytała rozglądając się po lotnisku.
- Nie wypowiadaj jego imienia przy mnie nigdy więcej. - powiedziałam i odebrałam od taty swoją walizkę.

Usiadłam w pokoju na łóżku i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Wszystko mi się z nim kojarzyło, wszystko nim pachniało. Ja nie potrafię tak żyć.
- Mogę? - zapytał Eddie pukając do drzwi.
- Jasne. - odparłam sztucznie się uśmiechając.
- Jeśli będziesz chciała o czymś pogadać. Jestem do twojej dyspozycji. - powiedział, a mi zrobiło się trochę lepiej, doznałam uczucia, którego potrzebowałam, czyli wsparcie innych.
- Dzięki. Ale wszystko ok. - skłamałam znowu próbując okłamać go uśmiechem.
- Mnie nie okłamiesz, wiem kiedy jesteś smutna. Ale jeśli zmienisz zdanie, wiesz gdzie możesz mnie znaleźć.
- Eddie. - chłopak zatrzymał się i odkręcił głowę w moją stronę. - Dziękuję.
Wyszedł, a już po chwili, w pokoju pojawiła się Jo.
- Chodź.
- Gdzie?
- Zobaczysz.
- Ale ja się jeszcze nie rozpakowałam.
- To nie ucieknie. - odparła i wyciągnęła mnie z pokoju. Szłam za nią udając grzeczną dziewczynkę, dopiero kiedy zaczynałam poznawać drogę po której się poruszałyśmy zaczęłam się szarpać i spowalniać ruch.
- Nie chcę tam iść.
- Musisz. Widzę, że coś się stało, nie ukryjesz tego przede mną. Znamy się tyle lat. - odparła siadając na "ławce zwierzeń", którą wymyśliłyśmy w drugim roku naszej przyjaźni.
- Ale ja nie chcę o tym mówić.
- Musisz się wygadać, będzie Ci lepiej.
- Przespałam się z Justinem. - wyrzuciłam z siebie wkładając w to najmniej emocji ile się dało.
- To źle? Przecież marzyłaś o tym.
- Ale nie o tym co stało się dalej. - nie przerwała mi czekała, aż zacznę opowiadać, ale to nie było dla mnie łatwe, nie chciałam aby ktokolwiek wiedział o tym, nawet najbliżsi, ale Jo miała rację, potrzebowałam się komuś wygadać, a ona była tą właściwą osobą. - Kiedy to zrobiliśmy, czułam się niesamowicie, niczego nie żałowałam, ale jak widać nie dla niego. Rano obudziłam się sama, na biurku znalazłam tylko list, w którym napisał mi, że nie chce być powodem dla którego tam zostanę i zerwał ze mną. Tak samo jak Eddie. Tylko, że ja postanowiłam zostać. Uciekłam z domu i pobiegłam do niego, myślałam, że ucieszy się na mój widok i że znowu będziemy razem i tak już na zawsze, ale najwidoczniej jemu zależało tylko na tym, żeby mnie zaliczyć. Zapukałam do drzwi jego domu, a przed nimi zobaczyłam Ane. Zastąpił mnie nią, w tak krótkim czasie. I ona wiedziała, że Justin ze mną zerwał i powiedziała mi prosto w twarz, że teraz to ona jest jego dziewczyną. Jo, on mnie po prostu zastąpił i szybko zapomniał. Nawet nie odebrał ode mnie telefonu rano.
Mówiłam i nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać, przytuliłam się do mojej przyjaciółki i cieszyłam się, że tu ze mną jest.
- Obiecałam sobie, że już nigdy tam nie wrócę. Nigdy. Nigdy więcej nie chcę go już widzieć na oczy. Żałuję wszystkiego! Żałuję, że kiedykolwiek tam pojechałam, że  tam zostałam i że go poznałam, a najbardziej żałuję, że się w nim zakochałam, zaślepiłam się nim, byłam bez radna kiedy mnie całował, po prostu zaufałam mu bezgranicznie i najgorsze jest to, że uwierzyłam mu w to, że on mnie kocha.
- Wszystko będzie ok. Tiffany, prawda jest taka, że jeszcze wiele razy tam pojedziesz. Nie do niego, ale na grób swojej mamy. Nie zapominaj, że tam ją pochowaliście. Nie zostawię Cię, masz czas do zastanowienia. Przyjechałaś na ferie, a co dalej? Chcesz tam wrócić czy zostać tu i znowu zmienić szkołę?
- Jo, ja ....
- Na twoim miejscu pokazałabym mu, że wcale mnie to nie rusza i wróciłabym tam. Pokazała, że nie da się mnie tak łatwo złamać. Walczyłabym o swoje. Kochasz go?
- Najbardziej na świecie.
- To walcz o niego.
- To nie ma sensu, bo on nic do mnie nie czuje.
- A jeśli  .....
- Nie rozmawiajmy już o tym. Nie chcę.
- Zgoda. - odparła i zamilkła. Siedziałyśmy na tej ławce jeszcze przez około dwie godziny i rozmawiałyśmy o rzeczach, które działy się tutaj.  - Podoba mi się Eddie, ale on był twoim chłopakiem, a kodeks mówi ....
- Jo, ale ja go nie kocham. Możesz z nim być mi to nie przeszkadza.
- Ale on cie kocha. - zamarłam. On nadal coś do mnie czuł? Nie to niemożliwe. A może?
- Minie mu. Porozmawiam z nim jeśli chcesz.
- Dziękuję. - powiedziała przytulając mnie tak mocno. Dzięki niej zapomniałam o Justinie, ani razu od skończenia jego tematu i wydarzeń z tamtego miejsca  nie miałam jego postaci  w głowie. To był sukces. Wracałyśmy 30 minut. Byłyśmy w domu o 16:30, wszyscy z zniecierpliwieniem czekali na nas.
- Gdzie wy byłyście? - zapytał tata wychodząc z kuchni.
- Musiałyśmy pogadać - odparłam, a wyraz twarzy taty wyrażał, że już rozumie. Po zjedzonym objedzie, rozdzieliłyśmy się. Weszłam po schodach do swojego pokoju i zobaczyłam w nim Eddiego.
- Co ty tu robisz? - zapytałam sięgając po ręcznik z półki. Niestety byłam za niska i nie dosięgałam. Chłopak podszedł do mnie i podał mi materiał. - Dziękuję.
- Chciałem Cię o coś zapytać. Na ile tu zostajesz?
- Nie wiem jeszcze. A co?
- Bo ja, Tiffany ja nie przestałem Cię kochać.
- Eddie, proszę nie rozmawiajmy o tym dzisiaj, nie mam już na to siły jestem zmęczona po podróży i całym dniu, chciałabym się wykąpać i położyć spać.
- Jasne.
- Porozmawiamy jutro.
- Ok. - odparł opuszczając mój pokój. Weszłam do łazienki ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami i zamknęłam drzwi na klucz. Otworzyłam szafkę znajdującą się nad zlewem i otworzyłam swoje pudełeczko, szukałam swojej gumki do włosów, ale zamiast niej znalazłam coś bardziej ostrego. Podwinęłam rękaw swojego swetra i przejechałam metalem po delikatnej skórze mojego nadgarstka.


                                                                                                                                                                      
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie miałam czasu aby napisać nawet zdanie, ten rozdział napisałam w jeden dzień. W ten weekend zacznę pisać nowy rozdział i dodam go pewnie w tygodniu, chociaż też nie jestem tego pewna, ponieważ we wtorek, w środę i w czwartek mam próbne egzaminy więc muszę się do nich trochę przygotować. Komentujcie. >.<

niedziela, 24 listopada 2013

Note 15

      Ten rozdział zawiera treści erotyczne,  przeznaczony jest dla osób w wieku pełnoletnim.
Haha xdd oczywiście żartuje, róbcie co chcecie tylko komentujcie >.<

Nachylił się nade mną jeszcze bardziej i pocałował dolną wargę moich ust lekko ją przygryzając, po czym zszedł na dół i robił mokre ślady na nowo odkrytej skórze, którą był brzuch. Zjeżdżał coraz niżej, zsunął ze mnie moje czarne spodnie i tunikę, która była lekko podwinięta. Podniosłam się do siadu i przejęłam władzę, pocałowałam go, po czym moje ręce powędrowały do rozporka jego spodni. Nie przestając go całować, zaczęłam dotykać materiału jego bokserek. Chciałam je z niego ściągnąć, ale powstrzymał moje nadgarstki.
- Ja pierwszy. - odparł przekręcając mnie na plecy i rozpinając zapinkę mojego stanika. Nie zdążył zsunąć z moich piersi, bo oboje usłyszeliśmy dźwięk, otwierających się drzwi. Przestraszyłam się, od razu zaczęłam szukać swoich ubrań na podłodze, kiedy je znalazłam, nie zważając na to czy są one po lewej stronie czy po prawej założyłam je.
- Justin? - usłyszeliśmy kobiecy głos, zbliżający się do pokoju, w którym byliśmy. Kiedy oboje byliśmy ubrani, chłopak pokazał okno, ustałam przy nim, a on podbiegł do mnie i zaczął mnie całować, drzwi się otworzyły, a jego mama nas zobaczyła. Lekko się uśmiechnęła i wyszła, nic nie mówiąc.
- Masz fajną mamę. - powiedziałam, w momencie, kiedy moje oczy zaszkliły się. Przytulił mnie do siebie i wyszeptał do ucha :
-Twoja też na pewno była. - wymówił to tak delikatnie, aby mnie nie zranić, udało mu się. Podniosłam lekko głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
- Szkoda, że nie zostaliśmy u mnie. - rzekłam lekko się uśmiechając. Jako odpowiedź otrzymałam śmiech chłopaka.
- Kocham Cię. - wyszeptał łapiąc moją rękę i ciągnąc mnie w kierunku schodów, nie dał mi możliwości, wypowiedzenia słów wyrażających moje uczucie. Kiedy tylko postawiłam nogę na płaskiej powierzchni, kobieta wyszła z wielkim uśmiechem z kuchni.
- Cześć. - powiedziała i podeszła do mnie. - Jestem Patricia.
- Dzień dobry, a ja Tiffany. - odparłam z lekkim opóźnieniem, przytulając kobietę.
- Od dawna jesteście razem? - spytała odwracając się do nas plecami. Spojrzałam na Justina, a on już czekał na mój wzrok. Zamknęłam swoje oczy i wyobraziłam sobie tamtą sytuację.
- Od tygodnia. - powiedziałam otwierając swoje oczy, nie wiem ile czasu milczałam, ale w końcu szukałam odpowiedzi na poprzednie pytanie. Spojrzałam na Justina, który obserwował bacznie swoją mamę. - Justin ja już pójdę.
- Tiffany, zostań, proszę. - poprosił trzymając moją dłoń w swojej. - Jeśli nie chcesz zostać tu, to możemy się przejść.
- Jeśli ty chcesz.
- Z tobą zawsze. - odparłam zakładając buty i kurtkę. Justin wszedł w tym czasie do kuchni i powiedział coś mamię, ale nie usłyszałam, rozmawiali za cicho.Wyszedł z pomieszczenia i złapał moją rękę, wyciągając mnie z mieszkania. Szliśmy w półmroku, widać było księżyc, choć nie było pełni i tak było pięknie i romantycznie. - Umiesz pływać?
- Emmm tak mi się zdaję, ale ..... - mówiłam wolno, aby zrozumieć jego pytanie.
- No to chodźmy.
- Ale dokąd?
- Zobaczysz. - odparł całując mnie w usta i prowadząc w stronę jeziora. Szłam z nim rozglądając się dookoła siebie, aż do momentu zatrzymania się. Ustaliśmy na brzegu wody i zobaczyliśmy łódkę lekko kołyszącą się na tafli wody.
- Wow, to niesamowite. - odparłam, patrząc na chłopaka.
- Pozwolisz? - spytał wskakując lekko do łódki i podając mi rękę, jako pomoc. Bez wahania położyłam swoją dłoń na jego i poczułam ucisk. Postawiłam jedną wodę na drewnianej powierzchni i lekko się zawahałam lecz zdecydowałam się na powtórzenie czynności drugą nogą. Usiadłam w kajaku na "ławeczce" przesuwając się trochę, tak aby Justin się też zmieścił. Oparłam swoją głowę o jego i stwierdziłam, że to nie jest najwygodniejsza pozycja, więc przeniosłam się na podłogę łodzi ciągnąc za sobą chłopaka. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i patrzyłam w gwiazdy, obserwowałam jedną, tą która najjaśniej świeciła. Była piękna, wyróżniała się i chyba dlatego mi się spodoba, była niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. Z zamyślenia wyrwało mnie uczucie dotyku na swojej skórze. Spojrzałam na Justina i widziałam jak zostawia mokre znaki na mojej skórze.
- Justin - powiedziałam półgłosem zerkając jak podnosi swoją głowę, aby spojrzeć mi w oczy. Nastała chwilowa cisza, którą postanowiłam przerwać. - Kocham Cię.
Przybliżył się po do mnie i delikatnie musnął moją wargę, po czym oddalił się, by po chwili znowu powrócić z większą namiętnością.

Dwa tygodnie później

Dzisiejszy dzień, zakończenie semestru i kilka dni wolnych. Właśnie wracałam do domu, powoli nie śpiesząc się. Szłam patrząc na moje trampki, które wydały mi się bardzo interesujące. Mój strój nagle stał się bardziej interesujący niż wcześniej, szłam podziwiając swoje ubrania, nie rozumiejąc czemu. Udało mi się dojść do domu bez większych problemów.
- Hej - przywitałam się przechodząc przez próg drzwi.
-Cześć. - powiedział stając w korytarzu. - Tiffany musimy porozmawiać.
- Mam się bać? - zapytałam z obawą w głosie, nigdy nie był taki poważny, zawsze żartował ze wszystkiego, czy to miało się teraz zmienić?
- Wiem, że bardzo związałaś się z tym miejscem, a może nie tyle miejscem co osobami w tym miejscu, a przeważnie z jedną, ale ... - zaciął się czekając na moją reakcję.
- Nie! - krzyknęłam, domyślałam się już o co chodzi, nie mogłam mu na to pozwolić. - Nie, ja nigdzie nie jadę, zostaję tu. Rozumiesz? Nigdzie nie jadę, nie chcę wyjeżdżać.
- Rozumiem Cię, że się zakochałaś, ale .... 
- Co ty możesz o tym wiedzieć? Nigdy cie nie ma, cały czas jesteś tylko w pracy, a teraz co? Chcesz, żebym znowu wróciła do Paryża? Nie ma takiej opcji. Jeśli chcesz możesz wracać sam, ale mnie zostaw w spokoju. - mówiłam podniesionym głosem. Kiedy wypowiedziałam ostatnie słowo odkręciła się na pięcie i wbiegłam po schodach do swojego pokoju, trzaskając drzwi, dając mu znak, że nie wygra ze mną i że tak łatwo się nie poddam. Rzuciłam się na łóżko i bez płaczu zastanawiałam się nad tym co miał na myśli mój ojciec. Musimy wyjechać, zapomnieć, tak będzie najlepiej. Tylko, że problem w tym, że ja nie chcę zapominać. Kocham Justina i nie chcę, aby to co nas łączy się rozwaliło, za długo na to pracowaliśmy, żeby teraz przez jedną tak głupią rzecz wszystko się spieprzyło.Wzięłam kolejny głęboki oddech, ale to nie pozwalało mi się uspokoić. Byłam zdruzgotana, miałam ochotę uciec z domu i pobiec do Justina, aby mnie przytulił i powiedział co mam zrobić, ale nie mogłam mu powiedzieć albo po prostu nie chciałam żeby wiedział. Zeszłam na dół do taty i zastałam go siedzącego na kanapie ze smutną miną. - Jeśli tak bardzo Ci zależy, to pojadę tam z tobą, ale obiecaj, że tu wrócimy.
- Na pewno nie w tym roku.
- Czyli co chwila mam zmieniać szkołę? W taki sposób w ogóle jej nie zdam, o to Ci chodzi? - pytałam już lekko wkurzona.
- Nie, ja po prostu chcę, żebyś trochę odpoczęła od tego miejsca. Może zapomniała o ...
- O czym? O mamie? O Justinie? O wszystkim co stało się tutaj?
- Może czas wrócić do przeszłości? Do Eddiego i ....
- O to ci chodzi tak? Nie mogłeś powiedzieć od razu? Posłuchaj mnie, Eddie jest dla mnie nikim, nigdy go nie kochałam, nigdy mu tego nie powiedziałam, myślałam, że to przyjdzie z czasem, ale tak się nie stało. Pojawił się Justin, który okazał się najlepszym przyjacielem na świecie, zakochałam się w nim i bez skrupułów mówię mu co do niego czuję. Eddie to zamknięty rozdział, do którego nie chcę wracać, rozumiesz? - wyrzuciłam swoje myśli tak, aby wreszcie pojął, że tak naprawdę nie chcę stąd wyjeżdżać, mam tu wszystko czego potrzebuje, z wyjątkiem Jo, ale daję radę, nie poddaję się. Walczę teraz i będę walczyła do końca.
- To nie zmienia faktu, że jutro jedziemy do Paryża, już kupiłem bilety, więc nie możesz się wycofać.
- Aha, czyli ty po prostu chciałeś mnie o tym poinformować, a nie zapytać? Sam podjąłeś decyzję, twierdząc, że tak będzie lepiej? Myliłeś się, nie chcę wracać do Paryża.
- Nie masz wyjścia. - kiedy to usłyszałam moje oczy napełniły się łzami. Chwyciłam  kurtkę w rękę i wybiegłam na dwór. Nie mogłam uwierzyć jak mój ojciec się zachował, miałam prawie 17 lat, a on chciał mną rządzić? Nie dam mu sobą manipulować. Uciekłam z domu .....

Po dłuższym spacerze, który trwał około 40 minut, znalazłam się pod domem Justina, mając nadzieję, że jest sam. Weszłam po 4 schodkach w górę i za nim zapukałam w drewnianą powłokę wzięłam głęboki oddech.
- Tiffany! - przywitała mnie uśmiechnięta kobieta, po czym spojrzała na zegarek na lewym ręku i zrobiła zdziwioną minę. Wyjęłam telefon, aby zobaczyć godzinę, nie było aż tak późno dochodziła dopiero 18.30, więc nie rozumiałam jej zdziwienia.
- Jest Justin? - spytałam nadal stojąc na dworze.
- Tak, może wejdziesz? - dopiero po przekroczeniu progu mieszkania, dostrzegłam mamę chłopaka w bardzo ładnej sukience i makijażu.
- Bardzo ładnie pani wygląda - nie powiedziałam tego z grzeczności, naprawdę tak sądziłam.
- Bardzo dziękuję, właśnie wybieram się na randkę. - poinformowała mnie kobieta i poprawiła lekko włosy.
- Jest idealnie. - odparłam, a dźwięk dzwonka do drzwi zabrzęczał.
- To pewnie on. Justin jest na górze. Do zobaczenia. - powiedziała zabierając z krzesła swój żakiet i wyszła z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Rozejrzałam się po parterze i postanowiłam wejść na piętro. Po cichu, aby nie wydać, że ktoś jest w domu. Lekko zapukałam do drzwi chłopaka,  jak to robiła jego mama. Nastała chwila ciszy, grająca gitara przestała grać, a głos chłopaka ucichł. Podszedł do drzwi i je otworzył.
- Mówiłem Ci, że nie mam nic przeciwko .. - mówił na jednym tchu nie otwierając oczu. - Tiffany, co ty tu robisz?
- Muszę Ci coś powiedzieć. - odparłam wchodząc do środka pokoju. - Justin ja ....
- Zaraz, poczekaj najpierw to. - powiedział ujmując moją twarz w dłonie i delikatni pocałował moje wargi.
- Muszę wrócić do Paryża. - powiedziałam, kiedy tylko odsunął się od moich ust.
- Co? Ale dlaczego? - spytał zaniepokojony.
- Mój tata chce, żebym wróciła tam na stałe. - odparłam prawie płacząc. - Ale on nie rozumie, że ja tego nie chcę.
- Kocham Cię i jakkolwiek będzie brzmiała twoja decyzja ja zawsze będę po twojej stronie rozumiesz?
- Ale ja nie chcę wyjeżdżać, bo kiedy to zrobię to przestaniemy się spotykać, a tego nie chcę. Jesteś pierwszym chłopakiem, którego kocham. Nie chcę tego zmarnować, bo ty też mnie kochasz, to nie zdarza się tak często. - rzekłam przytulając się do jego klatki piersiowej. 
- Nigdy o tobie nie zapomnę. - powiedział całując mnie w czubek głowy. - Jesteś dla mnie wszystkim.
- Tak samo  jak ty dla mnie.


*** Justin
- Jesteś dla mnie wszystkim - powiedziałem, a jej oczy automatycznie się zabłysnęły. Ucieszyła mnie taka reakcja. Nie wiedziałem jaką decyzję podejmie i to mnie bolało, to może być nasz ostatni dzień spęczony razem. Nie mogę go zmarnować, chcę, żeby  nigdy go nie zapomniała.
- Tak samo jak ty dla mnie. - kiedy wypowiedziała te słowa, mogłem wszystko. Objąłem ją w pasie i przysunąłem jeszcze bardziej do siebie. Spojrzała na mnie z dołu, wyglądała tak niewinnie, pocałowałem ją w usta, przeobrażając delikatny całus w namiętne wyznanie. Nie odrywałem swoich ust od jej warg, dopóki nie zostałem popchnięty w stronę łóżka, usiadłem na nim, a ona zajęła miejsce na moich kolanach. Znowu się pocałowaliśmy, a kolejne ruchy, były coraz bardziej namiętne niż wcześniejsze. Złapałem za końcówkę materiału jej bluzki i pociągnąłem do góry. Podniosła ręce, a ja dokończyłem ściąganie z niej koszulki, przed moimi oczami ukazał się fioletowy, koronkowy stanik, nie mogłem oderwać od niego wzroku, aż do momentu, kiedy złapała moją brody i znów pocałowała usta. Zabrałem się za guzik od jej spodni, nie protestowała, ku mojemu zdziwieniu pomogła mi. Sunęła sama z siebie dolną część odzieży i pozbyła się obuwia. Po chwili wróciła do mnie i ściągnęła ze moją koszulkę, ukazał się mój tors, który bardzo ją zainteresował. Zaczęła robić dziwne znaki na mojej skórze. Postanowiłem zacząć to do czego ta sytuacja zmierzała. Zdjąłem ją ze swoich kolan i położyłem na pościeli. Leżała pode mną czekając na mój ruch, delikatnie pocałowałem jej wargi, później odznaczyłem swoje usta na jej szyi i cały czas schodziłem niżej. Pocałowałem skórę jej dekoltu, a ona lekko się spięła.
- Na pewno? - spytałem się jej chcąc upewnić się, czy tego chce.
- Tak. - powiedziała przygryzając lekko dolną wargę. Patrzyłem jeszcze na nią przez chwilę, po czym wróciłem do poprzedniego zajęcia. Bez problemu poradziłem sobie z zapięciem od jej stanika. Jęknęła cicho, kiedy wziąłem do buzi jeden z jej gruczołów sutkowych. Ścisnąłem lekko jej pierś i to samo zrobiłem z drugą. Słuchałem, jak cicho jęczy, miałem tylko nadzieję, że z rozkoszy.
*** Tiffany
Nie mogłam się powstrzymać, jęki same wychodziły z moich ust. Próbowałam je powstrzymać, ale nic z tego, nie udawało mi się. Pierwszy raz czułam coś takiego, było to jednocześnie dziwne, ale i przyjemne, dlatego nie chciałam, żeby przestawał. Ciepłą dłonią musnął wewnętrzną stronę uda, to samo miejsce, jęknęłam cicho, kiedy delikatnie przejechał palcami po mojej bieliźnie. Zaczął masować wrażliwe miejsce, a moje biodra zaczęły poruszać się pod wpływem przyjemnego uczucia. Powoli wsunął swoją rękę pod materiał moich majtek zaczynając kciukiem łagodnie masować moją łechtaczkę.  Ciche jęknięcia wypływały z moich rozchylonych ust. Położył swoje dłonie na moich udach, lekko je rozchylając. Znowu zagłębił się w mojej bieliźnie. Tym razem, jego środkowy palec znalazł się tuż przy moim wejściu. Łagodnie wsunął we mnie palec. To jednak nie powstrzymało cichego jęknięcia. Kiedy chwilowo zaprzestał robić tą czynność chciałam się z nim trochę podroczyć, więc przesunęłam się trochę na łóżku, uciekając od jego dotyku, jednak na próżno zabawa skończyła się bardzo szybko. Justin chwycił moje kostki u nóg i z łatwością przyciągnął mnie bliżej siebie. Lekko zachichotałam, wywołując uśmiech na jego twarzy. Złapał za gumkę moich majtek i bez problemu pozbył się ich ze mnie. Zacisnęłam mocno nogi lecz na próżno, Justin już rozchylił moje uda i patrzył prosto w moje oczy. Przysunął się do mnie delikatnie i musnął moją dolną wargę. Wrócił do poprzedniej pozycji i po chwili poczułam jak jego ciepły język liże moje centrum.  Jego dłonie natychmiast powstrzymały moje uda od zaciśnięcia się, aby mógł kontynuować. Nie byłam w stanie kontrolować jęków wydostających się z moich ust. Nie wiedziałam co zrobić z rękoma, postanowiłam jedną zacisnąć na prześcieradle, a drugą na poduszce, która znajdowała się nad moją głową. Mały pisk uciekł z moich ust, kiedy jego język wsunął się do mojego wejścia.
- Mam przestać? - spytał wysuwając się z pomiędzy moich ud.
- Nie - mruknęłam z ledwością łapiąc oddech. Powrócił do poprzedniego zajęcia troszeczkę zmieniając swoje zamiary jedna z jego rąk opuściła moje udo i środkowym palcem najpierw przejechał wzdłuż mojego wejścia, by po chwili powoli się w nie wsunąć. Czułam jak wsuwa i wysuwa ze mnie palec, jeżdżąc językiem po mojej łechtaczce. Przerwał, widział, że dochodzę do tego do czego dążył. Przywarł do moich ust  i wkradł się językiem przez moje rozchylone wargi. Zaśmiał się lekko, kiedy jęknęłam w jego usta. Ręka z jego biodra przeniosła się z powrotem do mojego wejścia. Zakreślił kilka kółek wokół niego, by po chwili wsunąć palec. Całował mnie nie przestając zaczętej niedawno czynności. I po chwili doszłam. Chłopak wysunął ze mnie swój palec i położył się obok mnie.
- I jak się czujesz? - spytał odkręcając się w moją stronę.
- Bez silnie. - odparłam, a na ustach chłopaka pojawił się łobuzerski uśmiech. - Ale nie na tyle żeby się nie zrewanżować.
Mina Justina była bezcenna, lekko zdziwiona, trochę bardziej radosna. Wisiałam nad chłopakiem całkiem naga już nie zwracając na to uwagi. Szybko poradziłam sobie z rozporkiem jego spodni następnie się ich pozbywając. Justin leżał pode mną w samych bokserkach, zniżyłam się lekko i przejechałam ręką po materiale jego majtek, poczułam górkę, którą robił jego penis. Złapałam za gumkę materiału i delikatnie zsunęłam na dół, ręce chłopaka znalazły się na moich.
- Jeśli nie chcesz to ...
- Chcę, i muszę się zrewanżować. - odparłam uśmiechając się do niego. Ściągnęłam z niego ostatnią część ubioru i spojrzałam na jego męskość. Oderwałam od tego wzrok, aby spojrzeć na Justina. Pocałowałam go jeszcze raz i wróciłam do poprzedniego poziomu. Chłopak usiadł na brzegu łóżka, a ja uklękłam przed nim pomiędzy jego nogami. Usta Justina delikatnie się rozchyliły, kiedy dotknęłam swoją  dłonią jego drżącej erekcji. Poruszałam swoją ręką w górę i dół sprawiając mu przyjemność. Czułam jego dłoń, która lekko dotykała mojej, gdy zbliżałam się do jego końcówki. Po kilku minutach zauważyłam, ze oddech chłopaka znacząco przyspieszył, jego klatka unosiła się i opadała coraz szybciej. Nie przestawałam lekko pocierać kciukiem główki jego męskości , czemu towarzyszyły niskie jęknięcia wydostające się z jego ust. Przysunęłam się nieco bliżej. Moja lewa ręka znalazła się na jego kolanie, podczas gdy prawą śmiało dotykałam jego erekcji. Przyglądał się intensywnie przez wpół otwarte powieki jak zostawiam małe pocałunki na jego twardej długości, kreśląc przy tym językiem ślady od spodu.  Mój język wkrótce oplótł  główkę jego penisa. Justin w odpowiedzi lekko uniósł swoje biodra z materaca. Z jego ust wydobył się niskie mruknięcie. Postanowiłam użyć swojej dłoni do masowania jego długości, podczas gdy do ust wzięłam tylko niedługą część. Moje ruchy stały się szybsze, zwiększyłam częstotliwość z jaką poruszałam moją dłonią wokół jego penisa. Mocniej zacisnęłam palce na jego udzie, jego oczy momentalnie się zamknęły, a z rozchylonych warg nie przestały wydostawać się głębokie westchnięcia. Kiedy z powrotem skupił swój wzrok na mnie przesunął lekko swoją dłoń i delikatnie przejeżdżał opuszkami palców po moim policzku. Delikatnie przejechałam językiem po małej szczelinie, kropelki substancji, które z niej wypłynęły miały słony smak. Przeniosłam swoją rękę na jego jądra i delikatnie ścisnęłam, ciecz wyprysnęła z jego męskości i osadziła się na moich piersiach. Justin podał mi rękę, którą bez wahania złapałam. Pociągnął mnie ku sobie i pocałował, po czym przekręcił na plecy i pozbył się substancji z mojego biustu. Śmialiśmy się, ale oboje wiedzieliśmy, że to jeszcze nie wszystko. Chłopak przesunął się po pościeli w kierunku szafki, otworzył ją i wyjął z niej małe opakowanie z prezerwatywą.
- Chcesz tego? - spytał zamykając półkę.
- Chcę to przeżyć z tobą. - powiedziałam przybliżając się do niego i zostawiając znak swojej miłości na jego ustach.  Delikatnie się uśmiechnął i bez problemu poradził sobie z folią zabezpieczenia. Zaczęłam się denerwować, nie wiem czemu, może dlatego, że jeszcze tego nie robiłam?
- Tiffany, ja też jeszcze tego nie robiłem. - odparł jakby czytając w moich myślach. Pocałowałam go jeszcze raz i przysunęłam się do oparcia łóżka. Chłopak założył gumkę na swoją męskość i przysunął się do mnie. Znalazł wejście w mojej kobiecości i wsunął się we mnie. Poczułam ból, kiedy przebił moją błonę dziewiczą. - Przepraszam.
- Nic się nie stało. - zapewniłam go, choć tak naprawdę bolało, nie rozumiałam jak ludzie mogą to robić, jak kobiety mogą to robić. Po kolejnym wysunięciu się i wsunięciu się penisa we mnie, wreszcie poczułam przyjemność. Zaczęłam się cieszyć stosunkiem razem z nim. Z naszych ust wydobywały się jęknięcia, nie hamowaliśmy się, byliśmy bez oporów, cieszyliśmy się, że jesteśmy teraz razem. Oboje doszliśmy w tym samym czasie. Justin zsunął ze swojego penisa zużytą prezerwatywę i wyrzucił ją do kosza. Odwrócił się do mnie i pocałował mnie. - Kocham Cię.
- Ja ciebie też Tiffany. I cieszę się, że przyszłaś do mnie.
- Ja też się bardzo cieszę. - odparłam ponownie go całując. Dochodziła godzina 22.00, a my nadal leżeliśmy bez ubrań wtuleni w siebie. - Ja powinnam już iść.
- Dlaczego? - spytała. Zeszłam z materacu i założyłam swoją bieliznę, która leżała na podłodze. Justin powtórzył mój ruch i też się ubrał. - Zostań, to ostatnia noc.
- Zgoda. - uśmiechnęłam się i znów złączyłam nasze usta w namiętny pocałunek.


                                                                                                                                                                     
 Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale nie było tak łatwo napisać ten rozdział >.< Mam nadzieję, że się podoba. Komentujcie >.<

piątek, 15 listopada 2013

Note 14


Przebudziłam się z wielkim bólem głowy i suchością w gardle. Tak, upiłam się, tak, miałam kaca. Trudno, żeby go nie mieć po wypiciu całej butelki alkoholu. Miałam iść dzisiaj do szkoły, ale co poradzę, że nie mogłam wstać z łóżka? Była 5:30, doskonała pora, aby wstać i przełamać kaca. Nie mając siły iść na nogach, spadłam z sofy i zaczęłam się czołgać po ziemi, aż do łazienki. Opierając się o kabinę prysznicową udało mi się podnieść, umyć zęby i zmyć z siebie brudy wczorajszego dnia. Owinęłam mokre ciało w ręcznik i słysząc pukanie do drzwi poszłam je otworzyć.
- Justin? - zrobiłam zdziwioną minę widząc go u mnie w domu. - Co ty tu robisz?
- Przyszedłem do ciebie. Szykuj się do szkoły, kochanie. - odparł całując mnie w policzek. Na moje szczęście zdążyłam umyć zęby i pozbyć się nieprzyjemnego zapachu wódki. Spokojna wróciłam do łazienki, aby dokończyć swoją poranną toaletę. Ubrałam ciemne ubrania, zważając na to co się wczoraj stało. Musiałam obchodzić żałobę i musiałam poinformować o tym tatę. Wyszłam z łazienki i od razu weszłam do salonu. Zauważyłam Justina trzymającego butelkę substancji, która wczoraj znajdywała się w moim brzuchu.
- Eee ... - próbowałam wytłumaczyć, ale nie mogłam znaleźć odpowiednich słów.
- Tiffany, co tu się stało? - spytał się chłopak podchodząc do mnie i odstawiając po drodze butelkę na stolik. - Mi możesz powiedzieć.
I tu był waśnie problem, ja nie chciałam o tym mówić. Nie chciałam przypominać sobie tego, co się wczoraj stało. Ale sądziłam, że kiedy to zrobię będzie mi łatwiej, myliłam się.
- Wczoraj była u mnie Ana.
- I co razem piłyście? - przerwał mi w pół zdaniu i czekał, aż znowu zacznę opowiadać swoją historię.
- Nie. Ona opowiedziała mi waszą historię.
- Jaką historię?
- Tą, o której nie chciałeś mi opowiedzieć. - odparłam zakładając buty i biorąc torebkę. Wyszliśmy do szkoły, a ja dalej ciągnęłam moje opowiadanie. - O tym, że ty i Ana byliście parą przed moim pojawieniem się tutaj.
- To był przypadkowy związek, ona prosiła mnie już tyle razy, abyśmy ze sobą byli więc w końcu się zgodziłem. - opowiedział swoją wersję wydarzeń i czekał na to kogo opowieść poprę.
- Mówiła jeszcze, że była w tobie zakochana. A kiedy pojawiłam się ja, ty po prostu z nią zerwałeś i zacząłeś kręcić się w okół mnie.
- Hahaha - zaśmiał się ironicznie. - Tak, chodziliśmy ze sobą, chyba z 2 tygodnie. Nie układało się nam. Po drodze ona mnie jeszcze zdradziła. Wszystko było skończone w tym miesiącu, w którym się zaczęło.
- Mówisz prawdę? - spytałam zatrzymując się przed nim i patrząc mu w oczy.
- Ciebie bym nie okłamał. - powiedział ująwszy moją twarz w swoje dłonie. - Kocham Cię.
Przysunął się do mnie i delikatnie pocałował dolną wargę moich ust, kiedy tylko trochę się odsunął, położyłam swoje ręce na jego karku i wbiłam się w niego, namiętnie go całując. Wszyscy się na nas patrzyli, w końcu byliśmy już pod szkoła.
- Róbcie to za terenem szkoły - odparł jakiś nauczyciel mijając na i doprowadzając nas do porządku.
- Zapomniałam, że tu jest zakaz. - odparłam lekko się uśmiechając.
- Nie tylko ty. - rzekł jeszcze raz się do mnie przysuwając i zostawiając mokry ślad na moim gołym ramieniu, z którego zsunął kawałek bluzki. - A jaka jest druga sprawa?
- Druga? - udałam zdziwioną, kiedy o to pytał.
- Wątpię w to, że przez to co Ana ci naopowiadała, upiłaś się. A więc co się stało?
- Powiem Ci po szkole, bo to nie jest odpowiednie miejsce, na tego typu rozmowy. - udawałam twardą, choć tak naprawdę moje oczy zaszły już łzami. Kiedy tylko o tym myślę, czuję się taka bezbronna, taka samotna, bo nikt o tym nie wiedział, prócz mnie.

Czekał na mnie przy mojej szafce. Oparty o ścianę i patrzący w moją stronę. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do niego.
- To rozdzielamy się i spotykamy o 20:30? - spytał totalnie zapominając o naszej wcześniejszej rozmowie.
- Co? - zapytałam zapominając o umówionym spotkaniu.
- Idziemy na imprezę?
- Emm Justin, nie ja nie mogę iść.
- Dlaczego przecież wczoraj ....
- Justin moja mam nie żyje. - wydusiłam to w końcu z siebie. Stał na przeciw mnie i patrzył mi w oczy, czułam jak znowu zachodzą łzami. Wtuliłam się w jego klatkę i rozpłakałam jak małe dziecko. Chciałam, żeby mnie obejmował, bo wtedy czułam się bezpieczniej, czułam się jakby nikt nie mógł zrobić mi krzywdy fizycznej jak i psychicznej. - Właśnie dlatego rano byłam w takim stanie.
- Dlaczego nie powiedziałaś od razu? - zadał kolejne pytanie mocniej mnie do siebie przytulając. - Nie pozwoliłbym zostać ci wtedy samej, dlaczego nie zadzwoniłaś?
- Bo chciałam być sama. - odparłam delikatnie się od niego odsuwając.
- Nigdy więcej nie będziesz, rozumiesz? Nie pozwolę Ci zniszczyć sobie życia przez alkohol. Jasne? Kocham Cię i dlatego nigdy cię już nie opuszczę. Będę u ciebie nocował, albo ty u mnie, w zależności gdzie będziesz chciała. Jasne? - przekonywał mnie trochę mną szarpiąc. Patrzyłam na niego i kiwałam potakująco głową.  - Rezygnujemy z imprezy, ale chyba do parku możemy iść.
- Możemy.
- Wieczorem. - odparł łapiąc moją dłoń i wyprowadzając mnie ze szkoły. Nie odzywał się do mnie przez całą drogę, a ja do niego. Ale to nie była niezręczna cisza, dał mi czas do namysłu. - Mam wejść?
- Nie, przyjdź po mnie później muszę się przyszykować i zadzwonić do taty, aby wszystko mu opowiedzieć, omijając szczegół, że się upiłam. To pa. - pożegnałam się zostawiając mokry ślad ust na jego policzku. Weszłam do środka mieszkania, zdjęłam buty i odwiesiłam kurtkę na haczyk. Wbiegłam po schodach na górę i zostawiłam torbę z książkami przed drzwiami pokoju. Wyjęłam z kieszeni spodni komórkę i przejechałam palcem po ekranie w odpowiednim wzorze w celu odblokowania go. Wybrałam numer na dotykowej klawiaturze i już po chwili usłyszałam sygnał łączenia.
- Tiffany? Coś się stało? Bo jestem w pracy i nie bardzo mogę rozmawiać.
- Mama nie żyje. - powiedziałam prosto z mostu ni owijając  bawełnę. - Umarła wczoraj wieczorem, ale ja nie miałam siły, aby do ciebie zadzwonić więc robię to dzisiaj. Proszę przyleć pierwszym samolotem, musimy wyprawić pogrzeb.
- Tiffany, oczywiści już zrywam się z pracy i lecę się pakować. Ale przylecę dopiero jutro, dzisiaj nie znajdę już wolnego miejsca.  A ty jak to zniosłaś?
- Tato, porozmawiamy jak przyjedziesz. Cześć. - pożegnałam i rozłączyłam. Pierwszy raz nie chciało mi się płakać, co było cudem. Mówiłam o tym, że moja rodzicielka nie żyje, a moje oczy nie były zalane łzami. Weszłam po woli na piętro i otworzyłam drzwi do pokoju mamy. W środku pachniało nią. Czułam swoje dzieciństwo. Kochałam jej perfumy, zawsze, kiedy tylko nie było jej w domu wchodziłam do jej pomieszczenia i psikałam się perfumami, a później szłam spotkać się z Eddiem. Wzięłam do ręki buteleczkę z kosmetykiem i nacisnęłam guzik. Substancja pod postacią pyłku osadziła się na mojej szyi. Odłożyłam perfumy na biurko i poszłam w inny kąt pokoju. Zajrzałam do szafy i wyjęłam z niej jedną z ulubionych bluzek mamy, przymierzyłam ją, nadal nią pachniała, kiedy tak patrzyłam w lustro, moje oczy automatycznie napełniły się łzami.
- Nigdy więcej jej nie zobaczę - pomyślałam i otarłam zewnętrzną stroną dłoni łzę, która spłynęła po moim policzku. Wychodząc z pokoju, zamknęłam za sobą drzwi, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się inaczej. Przejechałam cienkim pędzelkiem od błyszczyka po górnej  i dolnej wardze i poszłam otworzyć drzwi.
- Hej - powiedział mierząc mnie od dołu do góry, zatrzymując się na moich oczach.
- Cześć -  przywitałam się lekko dotykając jego usta.
- Idziemy? - spytał łapiąc mnie za rękę i przyciągając do swojego ciała.
- Mhm - mruknęłam gasząc światło w przedpokoju i zamykając za sobą drzwi na klucz. - To idziemy na spacer?
- A wolisz gdzieś indziej?
- Wolę iść do ciebie. - wyszeptałam łapiąc go za brzegi jego kurtki.
- Możemy zostać u ciebie. - poinformował mnie zjerzdzając swoimi dłońmi na moje pośladki.
- Wolę u ciebie. - powiedziałam jeszcze raz ciągnąć go w stronę jego domu.
- Zgoda. - odparł poddając się i idąc w tym samym kierunku.

Wpuścił mnie pierwszą do domu, zachowując się jak dżentelmen. Zdjęłam grzecznie buty i kurtkę i odwróciłam się do niego przodem. Zawiesiłam swoje ręce na jego szyi i pocałowałam. Z każdym mniejszym złączeniem ust, zbliżaliśmy się do tego najcieplejszego, najbardziej pełnego namiętności. Justin wziął mnie na ręce, a ja oplotłam swoje nogi w okół jego bioder i zostałam przepchnięta do ściany. Pocałował mnie, namiętnie, nie robiąc ani chwili na oddech.
- Justin - próbowałam wypowiedzieć jego imię, aby choć na chwilę się odsunął. - Zaraz zabraknie mi powietrza.
Lekko się odsunął i popatrzył mi w oczy, szyderczo się uśmiechnął i patrzył jak moja klatka piersiowa podnosi się i opuszcza w nierównym tempie.
- Coś się stało? - zapytał łobuzersko się uśmiechając. Pokiwałam przecząco głową, a on przysunął się do mojej twarzy i znowu złączył nasze wargi lecz tym razem całował delikatniej, tak aby starczyło nam sił na dłuższy pocałunek. Znowu zszedł z rękami niżej lekko ściskając moje pośladki. Wniósł mnie na górę do swojego pokoju i rzucił na łóżku, szybko ściągając z siebie koszulkę. Wszedł delikatnie na łóżko i kładąc swoją rękę na moim biodrze, delikatnie przejechał nią ku górze, zadzierając materiał mojej bluzki. Nachylił się nade mną jeszcze bardziej i pocałował dolną wargę moich ust dalej robiąc znaki na mojej nowo odkrytej skórze, którą był mój brzuch.



                                                                                                                                                                    
Jak możecie mi to robić? :( Tylko 4 komentarze? :( Chlip chlip ....
Komentujcie proszę <3