Przebudziłam się z wielkim bólem głowy i suchością w gardle. Tak, upiłam się, tak, miałam kaca. Trudno, żeby go nie mieć po wypiciu całej butelki alkoholu. Miałam iść dzisiaj do szkoły, ale co poradzę, że nie mogłam wstać z łóżka? Była 5:30, doskonała pora, aby wstać i przełamać kaca. Nie mając siły iść na nogach, spadłam z sofy i zaczęłam się czołgać po ziemi, aż do łazienki. Opierając się o kabinę prysznicową udało mi się podnieść, umyć zęby i zmyć z siebie brudy wczorajszego dnia. Owinęłam mokre ciało w ręcznik i słysząc pukanie do drzwi poszłam je otworzyć.
- Justin? - zrobiłam zdziwioną minę widząc go u mnie w domu. - Co ty tu robisz?
- Przyszedłem do ciebie. Szykuj się do szkoły, kochanie. - odparł całując mnie w policzek. Na moje szczęście zdążyłam umyć zęby i pozbyć się nieprzyjemnego zapachu wódki. Spokojna wróciłam do łazienki, aby dokończyć swoją poranną toaletę. Ubrałam ciemne ubrania, zważając na to co się wczoraj stało. Musiałam obchodzić żałobę i musiałam poinformować o tym tatę. Wyszłam z łazienki i od razu weszłam do salonu. Zauważyłam Justina trzymającego butelkę substancji, która wczoraj znajdywała się w moim brzuchu.
- Eee ... - próbowałam wytłumaczyć, ale nie mogłam znaleźć odpowiednich słów.
- Tiffany, co tu się stało? - spytał się chłopak podchodząc do mnie i odstawiając po drodze butelkę na stolik. - Mi możesz powiedzieć.
I tu był waśnie problem, ja nie chciałam o tym mówić. Nie chciałam przypominać sobie tego, co się wczoraj stało. Ale sądziłam, że kiedy to zrobię będzie mi łatwiej, myliłam się.
- Wczoraj była u mnie Ana.
- I co razem piłyście? - przerwał mi w pół zdaniu i czekał, aż znowu zacznę opowiadać swoją historię.
- Nie. Ona opowiedziała mi waszą historię.
- Jaką historię?
- Tą, o której nie chciałeś mi opowiedzieć. - odparłam zakładając buty i biorąc torebkę. Wyszliśmy do szkoły, a ja dalej ciągnęłam moje opowiadanie. - O tym, że ty i Ana byliście parą przed moim pojawieniem się tutaj.
- To był przypadkowy związek, ona prosiła mnie już tyle razy, abyśmy ze sobą byli więc w końcu się zgodziłem. - opowiedział swoją wersję wydarzeń i czekał na to kogo opowieść poprę.
- Mówiła jeszcze, że była w tobie zakochana. A kiedy pojawiłam się ja, ty po prostu z nią zerwałeś i zacząłeś kręcić się w okół mnie.
- Hahaha - zaśmiał się ironicznie. - Tak, chodziliśmy ze sobą, chyba z 2 tygodnie. Nie układało się nam. Po drodze ona mnie jeszcze zdradziła. Wszystko było skończone w tym miesiącu, w którym się zaczęło.
- Mówisz prawdę? - spytałam zatrzymując się przed nim i patrząc mu w oczy.
- Ciebie bym nie okłamał. - powiedział ująwszy moją twarz w swoje dłonie. - Kocham Cię.
Przysunął się do mnie i delikatnie pocałował dolną wargę moich ust, kiedy tylko trochę się odsunął, położyłam swoje ręce na jego karku i wbiłam się w niego, namiętnie go całując. Wszyscy się na nas patrzyli, w końcu byliśmy już pod szkoła.
- Róbcie to za terenem szkoły - odparł jakiś nauczyciel mijając na i doprowadzając nas do porządku.
- Zapomniałam, że tu jest zakaz. - odparłam lekko się uśmiechając.
- Nie tylko ty. - rzekł jeszcze raz się do mnie przysuwając i zostawiając mokry ślad na moim gołym ramieniu, z którego zsunął kawałek bluzki. - A jaka jest druga sprawa?
- Druga? - udałam zdziwioną, kiedy o to pytał.
- Wątpię w to, że przez to co Ana ci naopowiadała, upiłaś się. A więc co się stało?
- Powiem Ci po szkole, bo to nie jest odpowiednie miejsce, na tego typu rozmowy. - udawałam twardą, choć tak naprawdę moje oczy zaszły już łzami. Kiedy tylko o tym myślę, czuję się taka bezbronna, taka samotna, bo nikt o tym nie wiedział, prócz mnie.
Czekał na mnie przy mojej szafce. Oparty o ścianę i patrzący w moją stronę. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do niego.
- To rozdzielamy się i spotykamy o 20:30? - spytał totalnie zapominając o naszej wcześniejszej rozmowie.
- Co? - zapytałam zapominając o umówionym spotkaniu.
- Idziemy na imprezę?
- Emm Justin, nie ja nie mogę iść.
- Dlaczego przecież wczoraj ....
- Justin moja mam nie żyje. - wydusiłam to w końcu z siebie. Stał na przeciw mnie i patrzył mi w oczy, czułam jak znowu zachodzą łzami. Wtuliłam się w jego klatkę i rozpłakałam jak małe dziecko. Chciałam, żeby mnie obejmował, bo wtedy czułam się bezpieczniej, czułam się jakby nikt nie mógł zrobić mi krzywdy fizycznej jak i psychicznej. - Właśnie dlatego rano byłam w takim stanie.
- Dlaczego nie powiedziałaś od razu? - zadał kolejne pytanie mocniej mnie do siebie przytulając. - Nie pozwoliłbym zostać ci wtedy samej, dlaczego nie zadzwoniłaś?
- Bo chciałam być sama. - odparłam delikatnie się od niego odsuwając.
- Nigdy więcej nie będziesz, rozumiesz? Nie pozwolę Ci zniszczyć sobie życia przez alkohol. Jasne? Kocham Cię i dlatego nigdy cię już nie opuszczę. Będę u ciebie nocował, albo ty u mnie, w zależności gdzie będziesz chciała. Jasne? - przekonywał mnie trochę mną szarpiąc. Patrzyłam na niego i kiwałam potakująco głową. - Rezygnujemy z imprezy, ale chyba do parku możemy iść.
- Możemy.
- Wieczorem. - odparł łapiąc moją dłoń i wyprowadzając mnie ze szkoły. Nie odzywał się do mnie przez całą drogę, a ja do niego. Ale to nie była niezręczna cisza, dał mi czas do namysłu. - Mam wejść?
- Nie, przyjdź po mnie później muszę się przyszykować i zadzwonić do taty, aby wszystko mu opowiedzieć, omijając szczegół, że się upiłam. To pa. - pożegnałam się zostawiając mokry ślad ust na jego policzku. Weszłam do środka mieszkania, zdjęłam buty i odwiesiłam kurtkę na haczyk. Wbiegłam po schodach na górę i zostawiłam torbę z książkami przed drzwiami pokoju. Wyjęłam z kieszeni spodni komórkę i przejechałam palcem po ekranie w odpowiednim wzorze w celu odblokowania go. Wybrałam numer na dotykowej klawiaturze i już po chwili usłyszałam sygnał łączenia.
- Tiffany? Coś się stało? Bo jestem w pracy i nie bardzo mogę rozmawiać.
- Mama nie żyje. - powiedziałam prosto z mostu ni owijając bawełnę. - Umarła wczoraj wieczorem, ale ja nie miałam siły, aby do ciebie zadzwonić więc robię to dzisiaj. Proszę przyleć pierwszym samolotem, musimy wyprawić pogrzeb.
- Tiffany, oczywiści już zrywam się z pracy i lecę się pakować. Ale przylecę dopiero jutro, dzisiaj nie znajdę już wolnego miejsca. A ty jak to zniosłaś?
- Tato, porozmawiamy jak przyjedziesz. Cześć. - pożegnałam i rozłączyłam. Pierwszy raz nie chciało mi się płakać, co było cudem. Mówiłam o tym, że moja rodzicielka nie żyje, a moje oczy nie były zalane łzami. Weszłam po woli na piętro i otworzyłam drzwi do pokoju mamy. W środku pachniało nią. Czułam swoje dzieciństwo. Kochałam jej perfumy, zawsze, kiedy tylko nie było jej w domu wchodziłam do jej pomieszczenia i psikałam się perfumami, a później szłam spotkać się z Eddiem. Wzięłam do ręki buteleczkę z kosmetykiem i nacisnęłam guzik. Substancja pod postacią pyłku osadziła się na mojej szyi. Odłożyłam perfumy na biurko i poszłam w inny kąt pokoju. Zajrzałam do szafy i wyjęłam z niej jedną z ulubionych bluzek mamy, przymierzyłam ją, nadal nią pachniała, kiedy tak patrzyłam w lustro, moje oczy automatycznie napełniły się łzami.
- Nigdy więcej jej nie zobaczę - pomyślałam i otarłam zewnętrzną stroną dłoni łzę, która spłynęła po moim policzku. Wychodząc z pokoju, zamknęłam za sobą drzwi, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się inaczej. Przejechałam cienkim pędzelkiem od błyszczyka po górnej i dolnej wardze i poszłam otworzyć drzwi.
- Hej - powiedział mierząc mnie od dołu do góry, zatrzymując się na moich oczach.
- Cześć - przywitałam się lekko dotykając jego usta.
- Idziemy? - spytał łapiąc mnie za rękę i przyciągając do swojego ciała.
- Mhm - mruknęłam gasząc światło w przedpokoju i zamykając za sobą drzwi na klucz. - To idziemy na spacer?
- A wolisz gdzieś indziej?
- Wolę iść do ciebie. - wyszeptałam łapiąc go za brzegi jego kurtki.
- Możemy zostać u ciebie. - poinformował mnie zjerzdzając swoimi dłońmi na moje pośladki.
- Wolę u ciebie. - powiedziałam jeszcze raz ciągnąć go w stronę jego domu.
- Zgoda. - odparł poddając się i idąc w tym samym kierunku.
Wpuścił mnie pierwszą do domu, zachowując się jak dżentelmen. Zdjęłam grzecznie buty i kurtkę i odwróciłam się do niego przodem. Zawiesiłam swoje ręce na jego szyi i pocałowałam. Z każdym mniejszym złączeniem ust, zbliżaliśmy się do tego najcieplejszego, najbardziej pełnego namiętności. Justin wziął mnie na ręce, a ja oplotłam swoje nogi w okół jego bioder i zostałam przepchnięta do ściany. Pocałował mnie, namiętnie, nie robiąc ani chwili na oddech.
- Justin - próbowałam wypowiedzieć jego imię, aby choć na chwilę się odsunął. - Zaraz zabraknie mi powietrza.
Lekko się odsunął i popatrzył mi w oczy, szyderczo się uśmiechnął i patrzył jak moja klatka piersiowa podnosi się i opuszcza w nierównym tempie.
- Coś się stało? - zapytał łobuzersko się uśmiechając. Pokiwałam przecząco głową, a on przysunął się do mojej twarzy i znowu złączył nasze wargi lecz tym razem całował delikatniej, tak aby starczyło nam sił na dłuższy pocałunek. Znowu zszedł z rękami niżej lekko ściskając moje pośladki. Wniósł mnie na górę do swojego pokoju i rzucił na łóżku, szybko ściągając z siebie koszulkę. Wszedł delikatnie na łóżko i kładąc swoją rękę na moim biodrze, delikatnie przejechał nią ku górze, zadzierając materiał mojej bluzki. Nachylił się nade mną jeszcze bardziej i pocałował dolną wargę moich ust dalej robiąc znaki na mojej nowo odkrytej skórze, którą był mój brzuch.
Jak możecie mi to robić? :( Tylko 4 komentarze? :( Chlip chlip ....
Komentujcie proszę <3
|Nie płacz.! TO jest wspaniałe, miałam zepsuty telefon i zero dostępu do komputera i nie miałam jak komentować, ale to jest naprawde świetne. BŁAGAM CIE PISZ DLUZSZE I CZESCIEJ jesli to mozliwe bo ja nie wytrzymam to jest takie asjgidfhgdfjgdlkh
OdpowiedzUsuńSuper . Szkoda mi Tiff . Jej mama nie żyje . ;<
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się nastęonego rozdziału *.* .Trochę smutny, ale za to naprawdę faajny ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne
OdpowiedzUsuńCzekam na next ! :****
OdpowiedzUsuńkocham, kocham, kocham, kocham :*****
OdpowiedzUsuńNexttt
OdpowiedzUsuń