niedziela, 10 listopada 2013

Note 13

- Dlaczego?  - spytał jeszcze raz przejeżdżając po mojej ranie.
- To ... tylko zadrapanie. - próbowałam się wymigać od powiedzenia prawdy.
- Nie okłamuj mnie. Zrobiłaś to przeze mnie prawda? - obwiniał się tym co znajdowało się na moim udzie. W pewnym sensie w jakieś małej części to była jego wina, ale ja nie mogłam mu przecież tego powiedzieć, już teraz był tym załamany, a kiedy przyznałabym mu rację, nie wiem co by zrobił.
- Nie - powiedziałam, ale mój głos się załamał dając znak, że go okłamuję.
- Przepraszam. - odparł ze łzami w oczach. Zsunął się i pocałował bolące miejsce. - Przepraszam, Tiffany, ja naprawdę przepraszam, ja  ....
- Justin, to nie twoja wina! - upierałam się.
- To dlaczego to zrobiłaś?
- Byłam na siebie zła.
- Na siebie? Za co?
- Nie rozmawiajmy o tym.
- Tiffany, ja chcę wiedzieć. Jeśli to nie przeze mnie to dlaczego?
- Poczułam się nieatrakcyjna. - skłamałam aby wyjść z tego trudnego dla mnie tematu. Chłopak wypuścił powietrze, najwidoczniej ulżyło mu, ale nadal widziałam jego szklane oczy.
- Nigdy więcej tak nie myśl. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem. - powiedział, a kąciki moich ust były już podniesione.

- Justin. - wyszeptałam, kiedy tylko otworzyłam oczy. - Obiecaj mi, że już zawsze tak będzie.
- Obiecuję. - rzekł i przysunął się do mnie. - Pamiętaj, kocham Cię.
Odkręciłam się przodem do niego i patrzyłam jak jego oczy błyszczą.
- Ja też Cię kocham. - odparłam całując jego usta.
- Czyli wybaczysz mi? - spytał z niepewnością w głosie.
- Już  to zrobiłam. - odparłam siadając na nim i znów łącząc nasze wargi. - A teraz wstawał, bo zaraz musimy iść do szkoły.
- Nie możemy zrobić sobie wolnego? - spytał przejmując nade mną kontrole i przewracając mnie na plecy.
- Kusząca propozycja, ale nie. - odparłam kładąc ręce na wyrzeźbionej klatce piersiowej.
- Skoro kusząca, no to zostańmy tu. - uwodził głosem, całując mnie po szyi. Lekko odepchnęłam go od siebie i uciekłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi łazienki. Usiadłam na brzegu wanny i czekałam, aż drewniana powłoka się otworzy i tak po krótkiej chwili się stało. Podszedł do mnie, i objął mnie ręką w talii przysuwając moje ciało do swojego. Znowu poczułam ucisk w brzuchu, zlekceważyłam go i wspięłam się na sylwetce chłopaka, oplatając nogami jego biodra.
- I co teraz zrobisz? - spytałam przybliżona twarzą do jego twarzy. I nagle po całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Otworzę drzwi.- rzekł opuszczając mnie delikatnie na ziemię. Zniknął za ścianą, słyszałam tylko jego kroki zmierzające w stronę wyjścia.
- Hej Tiffany, idziemy razem do .. eee  - powiedziała zaskoczona Ana. - Hej Justin.
- Cześć Ana, co ty tu robisz?
- Mogłabym zapytać ciebie o to samo. - odparła, a po jej słowach usłyszałam tylko dźwięk zamykających się drzwi.
*** Justin
- Masz czelność przychodzić tutaj po tym co zrobiłaś? - spytałem poważnym tonem.
- A co takiego zrobiłam? - udawała, że nie wie o co chodzi.
- Pocałowałaś mnie!
- Nie, to ty pocałowałeś mnie.
- Co ty pierdolisz? Nigdy bym cię nie pocałował, nie jesteś w moim typie.
- Justin, nie musisz się okłamywać, ja wiem, że cię pociągam i że chcesz ze mną być.
- Co? Chyba śnisz kobieto. Ja wiem, że to ja Ci się podobam, ale zapomnij ja jestem z Tiffany i kocham ją.
- Kochasz ją, bo dała ci dupy? - powiedziała tak bezczelnie, że miałem ochotę ją uderzyć, ale z ledwością się powstrzymałem.
- Nic mi nie dała. Ona nie jest tak łatwa jak ty. Prawie, każdy z klasy cie przeleciał. Chciałaś wbudzić we mnie jakieś emocje, które myślałyby, że skoro każdy się z tobą przespał to że jesteś nie wiadomo jak dobra w łóżku, ale ja nie mam potrzeby uprawiania sexu i na dodatek z tobą. A teraz, kiedy nikt nie chce już z tobą tego robić, zaprzyjaźniasz się z Tiffany, abym ja nie był z nią tylko z tobą. Chcesz po prostu mnie jej odbić. - wyrzuciłem z siebie to co miałem jej do zarzucenia, odwróciłem się od nie plecami i przed wejściem do domu wypowiedziałem jeszcze kilka słów. - Lepiej jak stąd pójdziesz, ona idzie ze mną do szkoły.
- Kto to? - spytała wychodząc z łazienki owinięta samym ręcznikiem. Jej mokre włosy opadały na jej gołe ramiona. Patrzyłem na nią, a moje podniecenie rosło wraz z każdą kolejną sekundą patrzenia na Tiffany. - Justin?
- Hm? - wyrwała mnie z zamyślenia podchodząc do mnie i wypowiadając moje imię swoim miękkim głosem.
- Kto to? - spytała ponownie, a ja zastanawiałem się, czy powiedzieć prawdę czy skłamać.
- Ana. - zdałem się na losy prawdy.
- Co ona tu robiła?
- Pytała się czy chcesz iść z nią do szkoły, ale powiedziałem, że idziesz ze mną.
- Uczepiła się mnie, po tym jak cię eee noo pocałowała jeszcze bardziej, a ja nie mam serca jej powiedzieć żeby się ode mnie odwaliła, - ulżyło mi, kiedy rzekła, że nie darzy ją sympatią.
- Ja mogę. - uśmiechnęła się i podała mi talerz z kanapkami, które właśnie zrobiła. Kiedy ja jadłem ona poszła na górę założyć świeże ubrania. 
- Idziemy? - spytała wciągając conversy na stopy.
- Jasne - odparłem odstawiając naczynie do zmywarki. Zakładając kurtki wyszliśmy na dwór. Złapałem ją za rękę i prowadziłem w miejsce, gdzie tak naprawdę nie mieliśmy iść.
- Justin? Szkoła jest tam. - rzekła, kiedy zobaczyła, że mijamy budynek.
- Wiem.
- To dlaczego idziemy tu? Spóźnimy się na zajęcia.
- Spokojnie, mamy jeszcze chwile. - odparłem zajmując miejsce na ławce w parku. Wziąłem ją na kolana i wpatrywałem się w jej oczy. - Tu odbędzie się nasza kolejna randka, jutro po imprezie w klubie.
- Jutro idziemy do klubu?
- Tak. Przyjdę po ciebie o 20:30, masz być gotowa skarbie. - odparłem całując ją w policzek.
- A jak mam się ubrać? - spytała wstając i wyciągając ku mnie rękę. Bez wahania ją chwyciłem i zostałem pociągnięty w kierunku budynku.
- Ładnie. - powiedziałem z nadzieją, że wyczuję w tym trochę seksowności.
- A co będziemy robić w parku? - zadała pytanie wchodząc za bramę, szkoły.
- Zobaczysz. - rzekłem obejmując ją w talii.
Weszliśmy do środka i oddaliśmy nasze nakrycia, po czym rozdzieliliśmy się, aby każdy mógł dojść do swojej klasy.
*** Tiffany
Równo z dzwoniekm weszłam do klasy i zajęłam jedyne wolne miejsce przy Anie.
- Hej. - przywitała obdarowując mnie szczerym uśmiechem. - Byłam dziś u ciebie, ale nie widziałam cię.
- Wiem, rozmawiałaś z Justinem.
- A ty co robiłeś?
- Ubierałam się - odparłam nie zważając na jakiekolwiek znaczenie moich słów.
- A po czym byłaś rozebrana? - spytała domyślając się czegoś co nigdy nie miało miejsca.
- Em sądzę, że po prysznicu. - odparłam bez emocji, nawet nie zerkając w jej stronę.
- Sory, wiem, że to nie moja sprawa, ale po prostu jako twoja przyjaciółka ...
- Ana, musimy sobie coś wyjaśnić. Nie próbuj udawać mojej przyjaciółki, bo nią nie jesteś i nigdy nie będziesz, więc daj sobie spokój z tym całym udawaniem. - powiedziałam pierwszy raz odwracając głowę w jej stronę. - A i od Justina też trzymaj się z daleka, pamiętaj, że to ja jestem jego dziewczyną i tylko ja mam prawo go całować, rozumiesz?
- Tak. - rzekła z opuszczoną głową. Nie chciałam być chamska, ale nie miałam innego wyjścia. Miałem jej serdecznie dość. Mogłabym wziąć jej głowę w ręce i walnąć kilka razy w chodnik, tak żeby zaczęła krwawić.

Zmęczona weszłam do domu i rzuciłam ciężką torbę na schody. Weszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki mleko, po czym wypiłam trochę. Słysząc pukanie do drzwi, zeskoczyłam z blatu i poszłam przywitać gościa.
- Muszę Ci coś powiedzieć. - powiedziała Ana, wchodząc bez zaproszenia do środka.
- No to mów. - odparłam upijając ostatni łyk nabiału ze szklanki.
- Kocham Justina. - pomiędzy słowami zrobiła dłuższą przerwę, aby zobaczyć moją reakcję. - I tylko dlatego go pocałowałam. To była tylko i wyłącznie moja wina. Ale byłam zazdrosna, w tamtym roku, kiedy ciebie jeszcze nie było przez jakiś czas ja i Justin byliśmy parą. Ale, kiedy pojawiłaś się ty, on nagle zwariował i zapomniał o wszystkich momentach jakie razem przeżyliśmy.
- Ile czasu byliście razem? - spytałam zaciekawiona historią. - Justin nigdy nie mówił, że wy ...
- Około 4 miesięcy. Nie miał się czym chwalić, wstydził się mnie. Ukrywaliśmy nas związek, spotykaliśmy się potajemnie. Ale teraz rozumiem dlaczego ze mną zerwał. - rzekła opierając się o ścianę przedpokoju. - Nigdy nie darzył mnie takim uczuciem jakim darzy ciebie.
- Ana to nie tak ja ....
- Nie miej wyrzutów, to przecież nie twoja wina. Tylko moja, przecież nie mogę być tobą. - urwała i wyszła. Byli razem, dopóki ja się nie pojawiłam, dręczyła mnie wina, gdybym się tu nie pojawiła, może Justin poczułby coś do Any i może coś by z tego wyszło? A przez moją decyzję wszystko zepsułam! Boże jaka ja jestem beznadziejna, nienawidzę siebie, jak mogłam to im zrobić?
Trzymałam telefon w ręku i niespokojna chodziłam w tę i we w tę, myśląc czy do niego zadzwonić i wszytko zakończyć. Chodziłam jeszcze kilka minut, po czym uświadomiłam sobie, że nie mogę tego zrobić. Nie mogę złamać sobie serca, ale z drugiej strony tu wcale nie chodzi o mnie. Ja nie mogę złamać mu serca, nie wytrzymałabym tego poczucia winy. Kochałam go i dlatego musiałam stłamsić w sobie to uczucie i przezwyciężyć je mocą miłości, którą czułam do chłopaka. Miałam już odkładać telefon na szklany stolik znajdujący się w salonie przy pomarańczowej kanapie, kiedy na ekranie wyświetlił się nieznajomy numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i rozpoczęłam konwersację.
- Halo?
- Tiffany Alvord? - spytał tajemniczy głos kobiety.
- Tak, a o co chodzi? - zapytałam lekko poddenerwowana.
- Jestem pielęgniarką ze szpitala, w którym leży twoja matka. Niestety mam złe wiadomości. - kiedy tylko to usłyszałam podeszłam do ściany czując, że nie będę mogła stać w miejscu. - Pani matka, robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale nic nie podziało, przykro mi, ale utraciliśmy ją.
Szlochając osunęłam się powoli na podłogę.
- Nie płacz, jeszcze nie teraz. - mówiłam sama do siebie udając silną.
- Bardzo mi przykro. - odparła kobieta rozłączając się.  I teraz poleciała fala łez. Nie panowałam nad tym. Znowu to się stało znowu czułam się wina zaistniałej sytuacji choć tak naprawdę nie miałam z nią ni wspólnego. Płakałam, i płakałam, aż w końcu przestałam, bo nawet na to nie znalazłam siły. Podniosłam się. Odłożyłam telefon na stół i podeszłam do drewnianego barku, w którym znajdywały się słodycze, ale nie tylko. Było tam jeszcze coś, coś czego właśnie potrzebowałam.  Alkohol. Chwyciłam butelkę i odkręciłam korek, rzucając nim na koniec pokoju. Zajęłam wcześniejsze miejsce i nie zważając na problemy wzięłam szyjkę butelki do ust i przechyliłam do góry. Przełknęłam mocny płyn i zrobiłam kwaśną minę, ale nie zniechęcałam się, piłam dalej. Doskonale wiedziałam, że wódka nie rozwiąże moich problemów, ale wtedy nic mnie nie obchodziło, dowiedziałam się, że Justin zataił przede mną ważny fakt, a moja matka, która była już w tak dobrym stanie, nagle przestała oddychać. Chciałam po prostu o wszystkim zapomnieć, znowu przechyliłam szklaną butelkę do góry dając upust moim problemom. Z każdym kolejnym łykiem czułam się coraz swobodniej i lepiej. Czułam jak alkohol przemieszcza się do każdej komórki mojego ciała, osłabiając organizm. Poczułam się słabo, zlekceważyłam to i wypiłam resztki cieczy z procentami. Z ledwością wstałam i odstawiłam butelkę na stół obok telefonu. Nie mogłam dojść do pokoju, więc położyłam się na kanapie i zasnęłam.



                                                                                                                                                                      
Dziękuję za komentarze, ale zauważam, że jest was coraz mniej :( Nie podoba się wam, że nie komentujecie? Dziękuję wszystkim moim stałym czytelnikom, dziękuję za obserwację i za pytania na asku. Mam prośbę, jeśli macie konto na bloggerze to dodajcie mój blog do obserwowanych. Bardzo mi na tym zależy c:

6 komentarzy:

  1. Rewelacyjne opowiadanie . Znalazłam je dzisiaj i przeczytałam z zapartym trzem, super historia. Pisz dla siebie a nie dla komentarzy wtedy wszystko przyjdzie ci łatwiej. Zapraszam również do mnie na http://justinbieber-valentina-lovestory.blogspot.com ;) Super !! Weny życzę . ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super . Szkoda mi Tiff . Ma teraz tyle problemów no i jej mama nie żyje . . . ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajne opowiadanie. Trochę bym zmieniła to załamanie Tiff. po stracie mamy. W sumie opisałaś ten smutek bardzo delikatnie. Pozdrawiam <4 I czekam na następne^^

    OdpowiedzUsuń