- To ... tylko zadrapanie. - próbowałam się wymigać od powiedzenia prawdy.
- Nie okłamuj mnie. Zrobiłaś to przeze mnie prawda? - obwiniał się tym co znajdowało się na moim udzie. W pewnym sensie w jakieś małej części to była jego wina, ale ja nie mogłam mu przecież tego powiedzieć, już teraz był tym załamany, a kiedy przyznałabym mu rację, nie wiem co by zrobił.
- Nie - powiedziałam, ale mój głos się załamał dając znak, że go okłamuję.
- Przepraszam. - odparł ze łzami w oczach. Zsunął się i pocałował bolące miejsce. - Przepraszam, Tiffany, ja naprawdę przepraszam, ja ....
- Justin, to nie twoja wina! - upierałam się.
- To dlaczego to zrobiłaś?
- Byłam na siebie zła.
- Na siebie? Za co?
- Nie rozmawiajmy o tym.
- Tiffany, ja chcę wiedzieć. Jeśli to nie przeze mnie to dlaczego?
- Poczułam się nieatrakcyjna. - skłamałam aby wyjść z tego trudnego dla mnie tematu. Chłopak wypuścił powietrze, najwidoczniej ulżyło mu, ale nadal widziałam jego szklane oczy.
- Nigdy więcej tak nie myśl. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem. - powiedział, a kąciki moich ust były już podniesione.
- Justin. - wyszeptałam, kiedy tylko otworzyłam oczy. - Obiecaj mi, że już zawsze tak będzie.
- Obiecuję. - rzekł i przysunął się do mnie. - Pamiętaj, kocham Cię.
Odkręciłam się przodem do niego i patrzyłam jak jego oczy błyszczą.
- Ja też Cię kocham. - odparłam całując jego usta.
- Czyli wybaczysz mi? - spytał z niepewnością w głosie.
- Już to zrobiłam. - odparłam siadając na nim i znów łącząc nasze wargi. - A teraz wstawał, bo zaraz musimy iść do szkoły.
- Nie możemy zrobić sobie wolnego? - spytał przejmując nade mną kontrole i przewracając mnie na plecy.
- Kusząca propozycja, ale nie. - odparłam kładąc ręce na wyrzeźbionej klatce piersiowej.
- Skoro kusząca, no to zostańmy tu. - uwodził głosem, całując mnie po szyi. Lekko odepchnęłam go od siebie i uciekłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi łazienki. Usiadłam na brzegu wanny i czekałam, aż drewniana powłoka się otworzy i tak po krótkiej chwili się stało. Podszedł do mnie, i objął mnie ręką w talii przysuwając moje ciało do swojego. Znowu poczułam ucisk w brzuchu, zlekceważyłam go i wspięłam się na sylwetce chłopaka, oplatając nogami jego biodra.
- I co teraz zrobisz? - spytałam przybliżona twarzą do jego twarzy. I nagle po całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Otworzę drzwi.- rzekł opuszczając mnie delikatnie na ziemię. Zniknął za ścianą, słyszałam tylko jego kroki zmierzające w stronę wyjścia.
- Hej Tiffany, idziemy razem do .. eee - powiedziała zaskoczona Ana. - Hej Justin.
- Cześć Ana, co ty tu robisz?
- Mogłabym zapytać ciebie o to samo. - odparła, a po jej słowach usłyszałam tylko dźwięk zamykających się drzwi.
*** Justin
- Masz czelność przychodzić tutaj po tym co zrobiłaś? - spytałem poważnym tonem.
- A co takiego zrobiłam? - udawała, że nie wie o co chodzi.
- Pocałowałaś mnie!
- Nie, to ty pocałowałeś mnie.
- Co ty pierdolisz? Nigdy bym cię nie pocałował, nie jesteś w moim typie.
- Justin, nie musisz się okłamywać, ja wiem, że cię pociągam i że chcesz ze mną być.
- Co? Chyba śnisz kobieto. Ja wiem, że to ja Ci się podobam, ale zapomnij ja jestem z Tiffany i kocham ją.
- Kochasz ją, bo dała ci dupy? - powiedziała tak bezczelnie, że miałem ochotę ją uderzyć, ale z ledwością się powstrzymałem.
- Nic mi nie dała. Ona nie jest tak łatwa jak ty. Prawie, każdy z klasy cie przeleciał. Chciałaś wbudzić we mnie jakieś emocje, które myślałyby, że skoro każdy się z tobą przespał to że jesteś nie wiadomo jak dobra w łóżku, ale ja nie mam potrzeby uprawiania sexu i na dodatek z tobą. A teraz, kiedy nikt nie chce już z tobą tego robić, zaprzyjaźniasz się z Tiffany, abym ja nie był z nią tylko z tobą. Chcesz po prostu mnie jej odbić. - wyrzuciłem z siebie to co miałem jej do zarzucenia, odwróciłem się od nie plecami i przed wejściem do domu wypowiedziałem jeszcze kilka słów. - Lepiej jak stąd pójdziesz, ona idzie ze mną do szkoły.
- Kto to? - spytała wychodząc z łazienki owinięta samym ręcznikiem. Jej mokre włosy opadały na jej gołe ramiona. Patrzyłem na nią, a moje podniecenie rosło wraz z każdą kolejną sekundą patrzenia na Tiffany. - Justin?
- Hm? - wyrwała mnie z zamyślenia podchodząc do mnie i wypowiadając moje imię swoim miękkim głosem.
- Kto to? - spytała ponownie, a ja zastanawiałem się, czy powiedzieć prawdę czy skłamać.
- Ana. - zdałem się na losy prawdy.
- Co ona tu robiła?
- Pytała się czy chcesz iść z nią do szkoły, ale powiedziałem, że idziesz ze mną.
- Uczepiła się mnie, po tym jak cię eee noo pocałowała jeszcze bardziej, a ja nie mam serca jej powiedzieć żeby się ode mnie odwaliła, - ulżyło mi, kiedy rzekła, że nie darzy ją sympatią.
- Ja mogę. - uśmiechnęła się i podała mi talerz z kanapkami, które właśnie zrobiła. Kiedy ja jadłem ona poszła na górę założyć świeże ubrania.
- Idziemy? - spytała wciągając conversy na stopy.
- Jasne - odparłem odstawiając naczynie do zmywarki. Zakładając kurtki wyszliśmy na dwór. Złapałem ją za rękę i prowadziłem w miejsce, gdzie tak naprawdę nie mieliśmy iść.
- Justin? Szkoła jest tam. - rzekła, kiedy zobaczyła, że mijamy budynek.
- Wiem.
- To dlaczego idziemy tu? Spóźnimy się na zajęcia.
- Spokojnie, mamy jeszcze chwile. - odparłem zajmując miejsce na ławce w parku. Wziąłem ją na kolana i wpatrywałem się w jej oczy. - Tu odbędzie się nasza kolejna randka, jutro po imprezie w klubie.
- Jutro idziemy do klubu?
- Tak. Przyjdę po ciebie o 20:30, masz być gotowa skarbie. - odparłem całując ją w policzek.
- A jak mam się ubrać? - spytała wstając i wyciągając ku mnie rękę. Bez wahania ją chwyciłem i zostałem pociągnięty w kierunku budynku.
- Ładnie. - powiedziałem z nadzieją, że wyczuję w tym trochę seksowności.
- A co będziemy robić w parku? - zadała pytanie wchodząc za bramę, szkoły.
- Zobaczysz. - rzekłem obejmując ją w talii.
Weszliśmy do środka i oddaliśmy nasze nakrycia, po czym rozdzieliliśmy się, aby każdy mógł dojść do swojej klasy.
*** Tiffany
Równo z dzwoniekm weszłam do klasy i zajęłam jedyne wolne miejsce przy Anie.
- Hej. - przywitała obdarowując mnie szczerym uśmiechem. - Byłam dziś u ciebie, ale nie widziałam cię.
- Wiem, rozmawiałaś z Justinem.
- A ty co robiłeś?
- Ubierałam się - odparłam nie zważając na jakiekolwiek znaczenie moich słów.
- A po czym byłaś rozebrana? - spytała domyślając się czegoś co nigdy nie miało miejsca.
- Em sądzę, że po prysznicu. - odparłam bez emocji, nawet nie zerkając w jej stronę.
- Sory, wiem, że to nie moja sprawa, ale po prostu jako twoja przyjaciółka ...
- Ana, musimy sobie coś wyjaśnić. Nie próbuj udawać mojej przyjaciółki, bo nią nie jesteś i nigdy nie będziesz, więc daj sobie spokój z tym całym udawaniem. - powiedziałam pierwszy raz odwracając głowę w jej stronę. - A i od Justina też trzymaj się z daleka, pamiętaj, że to ja jestem jego dziewczyną i tylko ja mam prawo go całować, rozumiesz?
- Tak. - rzekła z opuszczoną głową. Nie chciałam być chamska, ale nie miałam innego wyjścia. Miałem jej serdecznie dość. Mogłabym wziąć jej głowę w ręce i walnąć kilka razy w chodnik, tak żeby zaczęła krwawić.
Zmęczona weszłam do domu i rzuciłam ciężką torbę na schody. Weszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki mleko, po czym wypiłam trochę. Słysząc pukanie do drzwi, zeskoczyłam z blatu i poszłam przywitać gościa.
- Muszę Ci coś powiedzieć. - powiedziała Ana, wchodząc bez zaproszenia do środka.
- No to mów. - odparłam upijając ostatni łyk nabiału ze szklanki.
- Kocham Justina. - pomiędzy słowami zrobiła dłuższą przerwę, aby zobaczyć moją reakcję. - I tylko dlatego go pocałowałam. To była tylko i wyłącznie moja wina. Ale byłam zazdrosna, w tamtym roku, kiedy ciebie jeszcze nie było przez jakiś czas ja i Justin byliśmy parą. Ale, kiedy pojawiłaś się ty, on nagle zwariował i zapomniał o wszystkich momentach jakie razem przeżyliśmy.
- Ile czasu byliście razem? - spytałam zaciekawiona historią. - Justin nigdy nie mówił, że wy ...
- Około 4 miesięcy. Nie miał się czym chwalić, wstydził się mnie. Ukrywaliśmy nas związek, spotykaliśmy się potajemnie. Ale teraz rozumiem dlaczego ze mną zerwał. - rzekła opierając się o ścianę przedpokoju. - Nigdy nie darzył mnie takim uczuciem jakim darzy ciebie.
- Ana to nie tak ja ....
- Nie miej wyrzutów, to przecież nie twoja wina. Tylko moja, przecież nie mogę być tobą. - urwała i wyszła. Byli razem, dopóki ja się nie pojawiłam, dręczyła mnie wina, gdybym się tu nie pojawiła, może Justin poczułby coś do Any i może coś by z tego wyszło? A przez moją decyzję wszystko zepsułam! Boże jaka ja jestem beznadziejna, nienawidzę siebie, jak mogłam to im zrobić?
Trzymałam telefon w ręku i niespokojna chodziłam w tę i we w tę, myśląc czy do niego zadzwonić i wszytko zakończyć. Chodziłam jeszcze kilka minut, po czym uświadomiłam sobie, że nie mogę tego zrobić. Nie mogę złamać sobie serca, ale z drugiej strony tu wcale nie chodzi o mnie. Ja nie mogę złamać mu serca, nie wytrzymałabym tego poczucia winy. Kochałam go i dlatego musiałam stłamsić w sobie to uczucie i przezwyciężyć je mocą miłości, którą czułam do chłopaka. Miałam już odkładać telefon na szklany stolik znajdujący się w salonie przy pomarańczowej kanapie, kiedy na ekranie wyświetlił się nieznajomy numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i rozpoczęłam konwersację.
- Halo?
- Tiffany Alvord? - spytał tajemniczy głos kobiety.
- Tak, a o co chodzi? - zapytałam lekko poddenerwowana.
- Jestem pielęgniarką ze szpitala, w którym leży twoja matka. Niestety mam złe wiadomości. - kiedy tylko to usłyszałam podeszłam do ściany czując, że nie będę mogła stać w miejscu. - Pani matka, robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale nic nie podziało, przykro mi, ale utraciliśmy ją.
Szlochając osunęłam się powoli na podłogę.
- Nie płacz, jeszcze nie teraz. - mówiłam sama do siebie udając silną.

Dziękuję za komentarze, ale zauważam, że jest was coraz mniej :( Nie podoba się wam, że nie komentujecie? Dziękuję wszystkim moim stałym czytelnikom, dziękuję za obserwację i za pytania na asku. Mam prośbę, jeśli macie konto na bloggerze to dodajcie mój blog do obserwowanych. Bardzo mi na tym zależy c:
Rewelacyjne opowiadanie . Znalazłam je dzisiaj i przeczytałam z zapartym trzem, super historia. Pisz dla siebie a nie dla komentarzy wtedy wszystko przyjdzie ci łatwiej. Zapraszam również do mnie na http://justinbieber-valentina-lovestory.blogspot.com ;) Super !! Weny życzę . ;*
OdpowiedzUsuńnext :*****
OdpowiedzUsuńSuper . Szkoda mi Tiff . Ma teraz tyle problemów no i jej mama nie żyje . . . ;c
OdpowiedzUsuńBardzo fajne opowiadanie. Trochę bym zmieniła to załamanie Tiff. po stracie mamy. W sumie opisałaś ten smutek bardzo delikatnie. Pozdrawiam <4 I czekam na następne^^
OdpowiedzUsuńExtra
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuń