czwartek, 24 października 2013

Note 9

20 grudnia, piątek, po szkole od razu pobiegłam do domu aby spotkać się z moją przyjaciółką Jo, która przyjechała do mnie na noc. Wpadłam do mieszkania potykając się o schody. Rzuciłam torbę na podłogę i wtuliłam się w koleżankę.
- Hej.
- Cześć.
- Dawno przyjechałaś? - spytałam uwalniając ją z uścisku.
- Dosłownie przed chwilą twój tata przywiózł mnie z lotniska.
- A gdzie on jest? - spytałam wchodząc do kuchni i sięgając szklankę z szafki.
- Pojechał do twojej mamy, lekarze mają jakieś wieści.
No tak, minęły 3 miesiące, a moja mama nadal leżała w szpitalu, obudziła się pod koniec listopada, to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu, właśnie wtedy Justin był tam ze mną, nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy jej powieki podniosły się. Była prze szczęśliwa, że zapoznałam tu kogoś takiego jak Justin. Nie chciałam z tam tond wtedy wychodzić, ale z powodu później godziny zostałam wyproszona.
-Ona się obudziła. - powiedziałam nalewając wodę do naczynia.
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś? To cudowna wiadomość.
- Wiem, ale jakoś nie było czasu. Wiesz cały czas do niej jeździłam, a później ...
- Spotykałaś się z Justinem, rozumiem.
- No właśnie.
- Powiedź mi co jest między wami?
- Nic nie ma.
- Tiff? - wypowiedziała moje imię i spojrzała się na mnie.
- Oj daj spokój. - odparłam łapiąc ją za rękę i ciągnąc w kierunku mojego pokoju. Kiedy już tam byłyśmy obie rzuciłyśmy się na łóżko i kontynuowałyśmy rozmowę.
- No to co między wami jest?
- Nic o czym myślisz.
- A skąd wiesz o czym myślę?
- Znam cię. - obie na wypowiedziane przeze mnie słowa zaczęłyśmy się śmiać. - Serio Jo, nic się nie wydarzyło. Od dwóch ostatnich miesięcy jesteśmy na etapie przyjaciół. Nic się nie wydarzyło tak długo, więc nic się już nie zdarzy.
- Nigdy nie mów nigdy. A co ze świętami?
- W jakim sensie?
- No, teraz jest już wolne, co zamierzasz robić?
- Nie pojadę do Paryża.
- Dlaczego?
- Bo .... bo ... nie chcę zostawiać mamy samej, w tym okresie.
- Mamy? Czy raczej Justina? Co ty tak naprawdę do niego czujesz?
- Nic nie czuję.
- Tiff, znasz mnie, a ja znam ciebie, wiem, kiedy kłamiesz.
- Podoba mi się i chyba mi na nim zależy.
- Chyba?
- I jeśli czegoś z tym nie zrobię to się w nim zakocham.
- Nie chcesz tego?
- Nie to, że nie chcę, ale ja po prostu wiem, że on nic do mnie nie czuje.
- Boże Tiff, otwórz oczy. Nie widzisz, że on cały czas chce być w twoim towarzystwie? Zaprosił cię nad morze, myślisz, że byle kogo by zabrał ze sobą? Tiffany on cie kocha.
- Nie uwierzę, dopóki nie usłyszę.
- Ty też go kochasz, prawda?
- Co? Nie! Już ci mówiłam. - tłumaczyłam się trochę poddenerwowana. - Tak.
- Wiedziałam. - odparła, ale kiedy zobaczyła moją minę przestała czuć satysfakcji. - To nic złego, wystarczy, że mu to powiesz. Będziecie świetną parą, pobierzecie się, będziecie mieć zgraję bachorów i będzie jak w bajce, zobaczysz.
- Tak sądzisz?
- Tak.
- Ale jeszcze nie teraz, powiem mu, obiecuję, ale po świętach.
- Spędzimy święta razem? Przyjedź do mnie.
- Jo, nie mogę zostawić mamy i taty tutaj.
- Proszę, twoja mama zrozumie, a tata może lecieć z tobą.
- Ale ...
- Tak rzadko się widujemy przez to, że mieszkasz tu.
- Wiem. Przepraszam.
- Nie przepraszaj, tylko proszę cię zastanów się nad tym. Kiedy przylecisz do Paryża będziesz mogła od wszystkiego odpocząć. Będziesz mogła zastanowić się co dalej z Justinem. Proszę.
- Zgoda, przemyślę to.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję - dziękowała mi przyjaciółka prawie odbierając mi możliwość pobierania tlenu. Po chwili jednak zapadła niezręczna cisza, a do pokoju wszedł tata.
- Cześć - odparł podchodząc i całując mnie w czoło.
- Hej. Co z mamą?
- Wszystko w porządku. Jeśli wszystko będzie ok to w styczniu będzie już normalnie w domu. Do tego czasu ...
- Tak, tato możemy pojechać do Paryża.
- Cudownie. - odparł wychodząc z pokoju z uśmiechem.
- Muszę powiedzieć o tym Justinowi.
- Jutro się z nim spotkasz.
- Zgoda.

Od samego rana chodziłam poddenerwowana, nie mogłam sobie wyobrazić rozmowy z nim. Chodziłam z miejsca w miejsce, cała się trzęsąc. Dlaczego się bałam? Przecież nie wyjeżdżałam na wieczność tylko na ferie świąteczne. Serce mi stanęło, kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi.
- Hej - powiedziałam nie pewnie, kiedy ujrzałam jego sylwetkę.
- Cześć. - odparł przytulając się do mnie.
- Przejdźmy się.
- Ok. Coś się stało?
- Musimy pogadać.
- Brzmi to strasznie poważnie.
- Justin wyjeżdżam do Paryża na całe święta, więc spotkamy się dopiero w nowym roku.
- Szkoda.
- Przepraszam cię, ale ... Nie masz mi tego za złe?
- Nie, rozumiem, że chcesz spędzić trochę czasu ze swoją rodziną.
- Dzięki. Słuchaj trochę mi głupio, bo naprawdę chciałabym tu zostać, ale  ...
- Eddie cie przekonuje żebyś pojechała.
- Nie, ja tam dla niego nie jadę. Ja jadę tam dla Jo.
- Czyli zobaczymy się dopiero w nowym roku? - spytał przerywając niezręczną ciszę, która nastała.
- Chyba tak.
- Kiedy wylatujesz?
- Jutro o 10:00
- Przyjdę się z tobą pożegnać.
- To miłe - odparłam wtulając się w jego klatkę. Znowu poczułam to uczucie, brzuch zaczął mnie tak mocno ściskać, że musiałam się za niego złapać. Zwinęłam się z bólu.
- Tiff? Co się stało?
- Nic, już dobrze - powiedziałam prostując sylwetkę.
- Na pewno?
- Tak. - odparłam i obdarowałam chłopaka lekkim uśmiechem.  Odprowadził mnie do domu, po czym opuścił teren mojej posiadłości. Nigdy się tak nie rozstawaliśmy. Zawsze mieliśmy tematy do rozmów, a dziś? Jakoś nam ich brakowało.
- I jak poszło? - spytała Jo, kiedy tylko zdążyłam zamknąć za sobą drzwi.
- Emm dobrze.
- Dobrze?
- Powiedział, że wszystko rozumie, ale jego zachowanie było jakieś dziwne. Takie nie podobne do jego zachowania.
- Pewnie było mu smutno.
- Powiedział, że przyjdzie się jutro pożegnać.
- To chyba dobrze.
- Właśnie nie wiem. Bo jak go zobaczę to będę chciała tu zostać, nie zważając na ojca.
- Decyzja zależy od ciebie.
- Ja chcę jechać, ale z drugiej strony nie chcę go tu zostawiać, zależy mi na nim.
- To mu to powiedz.
- Nie potrafię.

Nadszedł ten dzień, walizka spakowana leżała już w samolocie, nie było odwrotu. Jedyne co mnie teraz powstrzymywało od zajęcia miejsca w samolocie to Justin. Czekałam na niego, z nadzieją, że wywiąże się z tego co wczoraj powiedział, i że przyjdzie. I nie zawiodłam się, kiedy postanowiłam wsiąść już do środka usłyszałam swoje imię.
- Tiffany! - odkręciłam głowę i ujrzawszy przyjaciela pobiegłam w jego stronę. Wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać. - Nie płacz, przecież wrócisz.
- Wiem, ale ciężko mi się z tobą rozstać. - całe otoczenie nagle zmieniło kolor, nie widziałam białego śniegu za oknem, wszędzie było szaro i ponuro, nie było żadnego ciepłego koloru, zresztą zimnego też nie.
- Uwierz mi z tobą też. - jedyna ciepła barwa która podgrzewała temperaturę mojego ciała to czerwona koszulka chłopaka. Kiedy jej dotykałam czułam to, czułam tą dobroć, a zarazem smutek i żal. Wiedziałam, że powstrzymywał się od płaczu, było to widać po jego oczach.
- Pa, Justin. - odparłam oddalając się od niego i puszczając jego rękę. Szłam przed siebie z opuszczoną głową kilka razy oglądając się za siebie. Uśmiechnął się do mnie, a ja nie miałam siły aby to odwzajemnić, ledwie co mogłam mu odmachać na do widzenia.
Zajęłam miejsce obok Jo i zapięłam pasy. Samolot wystartował, a ja patrzyłam przez okno w poszukiwaniu sylwetki chłopaka w czerwonej bluzce, lecz nigdzie go nie widziałam. Całe otoczenie było szare, zimne, ohydne, nigdzie nie widziałam czerwieni, mocnej czerwieni jego bluzki.
- Tiff?
- Hm? - mruknęłam przebudzając się z transu.
- Coś się stało?
- Nie, po prostu już za nim tęsknię. - odparłam ponownie odkręcając głowę w stronę szyby.
- Mogę pożyczyć twój telefon?
- Jasne jest w torebce. - odparłam nie odkręcając głowy. Nie miałam wtedy siły zapytać do czego jej moja komórka skoro miała swoją, ale nie spytałam. Bezwładnie oparłam głowę o szybę i wpatrywałam się w czyste, błękitne niebo, aż do końca lotu, z nikim nie rozmawiałam, brakowało mi na to chęci i siły. Kiedy głos pilota wydobył się z głośnika odpięłam pasy i grzecznie czekałam, aż drzwi maszyny otworzą się. Szybko ruszyłam po bagaże i wolnym krokiem wróciłam do Jo i taty.
- Jak minęła wam podróż?
- Znośnie - odpowiedziałyśmy zgodnie.
- No to jedziemy do domu. - powiedział tata odbierając od nas torby. Wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy w drogę. Znowu musiałam mówić w ojczystym języku.
- Bonjour - przywitałam się z mamą Jo, która czekała pod naszymi drzwiami.
- Bonjour Tiffany - odpowiedziała i przytuliła mnie. Nie lubiłam mówić po francusku, od dziecka uczyłam się angielskiego i tak mówiłam w domu. Wzięłam swoje rzeczy i weszłam do mieszkania, w którym stał półnagi Eddie.
- Mógłbyś się ubrać - odparłam do chłopaka mijając go w przedpokoju.
- Ale nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo nadal masz moją koszulkę.  - odparł uśmiechając się łobuzersko. Tak, właśnie cały czas w niej spałam, uwielbiałam ją. Otworzyłam walizkę i wyjęłam z niej materiał. Rzuciłam w chłopaka z uśmiechem na twarzy.
- Proszę.
- Dzięki - odparł przybity, nie liczył na to, że poważnie potraktuje jego słowa. - Nie musisz mi jej oddawać.
- Przecież przed chwilą chciałeś ją odzyskać.
- Ale już jej nie chcę. To był prezent dla ciebie - odparł wyciągając materiał w moim kierunku.
- Nie, dzięki już jej nie chcę. - rzuciłam w stronę chłopaka i napiłam się wody. 
- Cieszę się, że przyjechałaś.
- Nie jestem tu dla ciebie. - odparłam odstawiając szklankę na blat i wychodząc z kuchni.
- Wiem, ale ... pomyślałem, że skoro wróciłaś to ..
- Eddie, ja nie wróciłam. Przyjechałam tylko na święta. Po nich znowu wyjeżdżam do Kanady, do mamy.
- Raczej do Justina.
- A nawet jeśli do niego to co ci do tego? To nie twoja sprawa do kogo tam jadę więc nie wpieprzaj się w moje życie ok?
- Ja tylko myślałem, że ....
- Następnym razem nie myśl. - odparłam wbiegając po schodach na górę i trzaskając za sobą  drzwiami.

Obudziłam się po 13:30, postanowiłam zjeść śniadanie, które okazało się być obiadem. Na dole przy stole czekała na mnie Jo, a przy niej siedział natrętny Eddie.
- Hej, co wy tu robicie? - spytałam przeciągając się.
- Umówiłyśmy się o 14:00, że pójdziemy się przejść.
- No właśnie o 14:00, a jest za dwadzieścia.
- Daj spokój idź na górę się przebierz.
- Zgoda. - powiedziałam zeskakując z blatu. Weszła do pokoju i otworzyłam swoją walizkę, wyjęłam z niej grube rajstopy shorty i bluzę i założyłam je na siebie, po czym zeszłam na dół.
- Gotowa? - spytał Eddie wstając od stołu.
- Na spotkanie z tobą? Nie. - odparłam do Eddiego po czym spojrzałam na Jo - Daj mi zjeść śniadanie.
- Raczej obiad - poprawiła mnie, kiedy wyjmowałam z lodówki mleko.  Usiadłam obok niej i zaczęłam jeść płatki. Po zjedzonym śniada ... obiedzie, wyszłyśmy na spacer do parku.

Wybiła północ, a ja wyjęłam z tajemniczej szafki zapakowany prezent dla Jo, taty i Eddiego.  Długo zastanawiałam się co im kupić, aż w końcu wymyśliłam. Jo dostanie bransoletkę ze swoimi inicjałami, o której marzyła, Eddie płytę swojego ulubionego zespołu, a  tata książkę, którą zawsze pragnął dostać. Wzięłam szczelnie zapakowane rzeczy i zeszłam na dół. Zobaczyłam Eddiego i Jo podkładających paczki pod choinkę, szybko przemknęłam do kuchni i grzecznie czekałam na swoją kolej. Kiedy odłożyłam prezenty wróciłam do pokoju próbując ponownie zasnąć.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam światło odbijające się od mojego okna. Szybko schowałam głowę pod kołdrę, kiedy ktoś zapukał do drzwi po czym wszedł do środka.
- Tiff wstawaj już 10:30, wszyscy na ciebie czekamy. - powiedziała Jo ściągając ze mnie pościel.
- Daj mi jeszcze pięć minut.
- Znam cię za dobrze, Twoje pięć minut to 3 godziny.
- No to daj mi trzy godziny - odparłam przekręcając się na brzuch i chowając głowę w poduszkę.
- Nie ma takiej mowy, wstawaj. - żądała szarpiąc mnie za nogę. Udało jej się mnie zwalić z łóżka, bolało, ale nie poddawałam się. Kiedy dociągnęła moje ciało do schodów, postanowiłam odpuścić.
- No dobra, sama zejdę.
- No to już. 
- Przecież idę - rzekłam, schodząc po stopniach. W samej piżamie weszłam do salonu, w którym czekali już tata i Eddie. - No to kto pierwszy?
- Ja! - krzyknęła za mną Jo i podbiegła do choinki. Wyciągnęła z niej małe pudełeczko i zaczęła rozrywać papier ozdobny i tak było z każdym po kolei. Wszyscy otwierali prezenty przy sobie i wzajemnie sobie dziękowali. Po wspólnie zjedzonym wigilijnym obiedzie, zaczęliśmy śpiewać kolędy i  dzielić się opłatkiem. Było cudownie, brakowało mi tylko dwóch rzeczy, mamy i Justina.


                                                                                                                                                                       
Komentujcie :) Jeśli jakieś pytania to zapraszam na tt lub na aska :) Następny rozdział pewnie ukaże się znowu za tydzień :) Miłego czytania :)

niedziela, 20 października 2013

Note 8

Obudziłam się około 8:30, Justina nie było już przy mnie. Po zapalonym w łazience świetle wnioskowałam, że znajdował się tam. Powolnie zwlokłam się z łóżka i zaczęłam poprawiać na nim pościel. Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie. Uśmiechnęłam się i zostawiłam materiał w spokoju, odwróciłam się twarzą do chłopaka, który cieszył się na mój widok.
- Co? - spytałam, zauważając jego ciągłą radość.
- Nic.
- Coś musi być skoro cały czas się uśmiechasz.
- Cieszę się, że tu jesteś ze mną.
- A gdzie mogłabym być jak nie tu?
- No wiesz mogłabyś nie przyjechać tu ze mną.
- Przestań - powiedziałam lekko uderzając go w brzuch. - Lubię spędzać z tobą czas i chętnie nigdy bym się z tobą nie rozstawała.
- Mówisz serio?
- Tak.
Po wspólnie zjedzonym śniadaniu, przebraliśmy się w stroje kąpielowe i ruszyliśmy nad morze. Szliśmy przez las, chcą uniknąć dłuższej drogi. Trzymaliśmy się za ręce i całą drogę rozmawialiśmy o tym jak dobrze nam jest w swoim towarzystwie.
- Gotowa na pozbycie się warstw ubrań?
- Tak - odparłam szybkim ruchem ściągając z siebie bluzkę i spódniczkę. Chłopak już po chwili stał obok mnie w samych kąpielówkach, uśmiechnęłam się do niego i łapiąc jego rękę wbiegliśmy do morza. Zimne krople wody osadzały się na naszych ciepłych ciałach wywołując gęsią skórkę, ale żadne z nas nie zwracało na to uwagi. Chlapaliśmy się ile czas pozwolił, zatapialiśmy się, i robiliśmy inne sztuczki w wodzie, świetnie się bawiliśmy, szkoda, że czas tak szybko leci.
Szliśmy wzdłuż plaży owinięci ręcznikami, fale wodne wiąż moczyły nam stopy, ale my byliśmy zbyt zapatrzeni w siebie żeby się tym przejmować. W końcu ubraliśmy się w ubrania i zaczęliśmy iść miastem. Po drodze do hotelu weszliśmy do restauracji, aby zjeść obiad. Zajęliśmy miejsce przy stoliku i czekaliśmy aż kelnerka przyjmie od nas zamówienie.
- Coś podać? - spytała uprzejmie nie spuszczając z oczu Justina.
- Ja poproszę szklankę soku pomarańczowego na początek.
- Niech będą dwie szklanki. I dwa dania dnia.
- Dobrze czy coś jeszcze? - zapytała schylając się i kładąc rękę na ramieniu mojego przyjaciela. Chłopak zrzucił rękę kobiety ze swojego ciała i podziękował. Chciała go poderwać, ale on najwyraźniej nie był nią zainteresowany. Ucieszyło mnie to, w końcu to ja byłam tu z nim sam na sam, to ja coś do niego czułam.  I miałam cichą nadzieję, że on do mnie też coś czuł. Kiedy oboje skończyliśmy posiłek, Justin zapłacił za nas oboje, za co bardzo mu dziękuję, po czym złapał moją dłoń i wyprowadził z budynku.
Będąc w pensjonacie zebraliśmy wszystkie swoje rzeczy i zeszliśmy do recepcji oddać klucz. Musieliśmy czekać, aż kobieta wróci z przerwy, bo nie mogła nam poświęcić minuty. Kiedy wszystkie sprawy były już załatwione do końca, wreszcie mogliśmy jechać do domu. Wtulona w plecy Justina zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w odgłosy przyrody. Po dwóch godzinach byliśmy już pod moim domem, od razu zeszłam z maszyny.
- No to do jutra - powiedziałam machając mu na do widzenia.
- Siedzimy jutro razem w autobusie?
- Jasne - odparłam otwierając drzwi. Patrzyłam jak rusza, po czym odwróciłam się i przekroczyłam próg mieszkania. - Jestem.
Nikogo nie słyszałam, w domu panowała totalna pustka. Przeszłam się po pokojach i zobaczyłam śpiącego tatę. Zaśmiałam się, podeszłam bliżej i zobaczyłam zdjęcie w jego ręku, byłam na nim ja mama i on. Wzruszyłam się, nigdy nie sądziłam, że znajdę go w takiej sytuacji, kiedy ramka była w moich rękach moje kąciki ust same się podniosły. Postanowiłam odwiedzić mamę, więc zostawiłam plecak w przedpokoju i wyszłam kierując się na przystanek.
 Weszłam do sali i uśmiechnęłam się. Mamy stan się polepszał. Byłam szczęśliwa. Myślałam sobie "Już niedługo wyjdzie i będzie jak dawniej".  Siedziałam przy niej i uśmiechnięta ściskałam jej dłoń. Chciałam, żeby już wyszła i mogła być ze mną jako moja matka. Żebym mogła z nią pogadać i jej się poradzić. Chciałabym jej wszystko opowiedzieć, ale nie mogłam, bo wiedziałam, że mnie nie słyszy, jeszcze. Po kilkunasto minutowej wizycie, wyszłam ze szpitala idąc na pieszo do mieszkania.  Szłam wolno nie przejmując się kropiącym z nieba deszczem. Zaczęło grzmieć, strasznie boję się burzy więc zaczęłam biec w kierunku domu, kiedy usłyszałam kolejny grzmot. Woda spadająca z nieba robiła się coraz gęstsza, co powodowało, że moje ciało i ubrania na nim robiły się coraz bardziej mokre. Kiedy weszłam do domu, z moich ubrań kapały krople substancji. Szybko weszłam do łazienki i zdjęłam przemoczone ubrania. Założyłam nowe i pobiegłam na górę do swojego pokoju, w którym po chwili pojawił się tata.
- Jak dobrze, że wróciłaś - powiedział przytulając mnie do siebie.
- Tato, wyjechałam tylko na jeden dzień.
- Wiem, ale nie zdajesz sobie sprawy jaka tu była pustka.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie też, córciu.

Dochodziła późna godzina, a ja nie byłam spakowana na jutrzejszą wyciekę. Szybko wyciągnęłam z szafy plecak i zaczęłam pakować do niego ciuchy na przebranie, koszulkę Eddiego shorty jako piżamę i ręcznik. Do tego kosmetyczka i byłam spakowana. Położyłam plecak przy drzwiach i poszłam do łazienki zdjąć ciuchy. Położyłam się do łóżka w samej nowo założonej bieliźnie i zasnęłam.

Dźwięk telefonu obudził mnie o 6:30, szybko wstając ubrałam się i uczesałam włosy w niedbałego koka. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Pożegnałam się z tatą i wyszłam z domu kierując się do szkoły. Wchodząc na teren szkoły dostrzec można było już moją klasę stojącą na zewnątrz i ganiającą się. Od razu Justin rzucił mi się w oczy, nie musiałam go szukać. Od razu go widziałam. Podeszłam do niego i zasłoniłam mu oczy.
- Zgadnij kto. - powiedziałam modyfikując głos.
- Niech zgadnę, hm ... moja przyjaciółka? - spytał łapiąc moje ręce i odkręcając się do mnie. Uśmiech pojawił się na jego twarzy i na mojej. Poczułam jak odznacza swoje wilgotne usta na moim policzku, i chwyta moją dłoń. Przytuliłam się do niego.
- Wszyscy są. Możemy ruszać - rzekła nauczycielka udając się w stronę autobusu, który miał nas zawieźć do pobliskiego miasta.
- No to co robimy? - zapytał siedząc już na swoim miejscu obok mnie.
- Nie wiem, wymyśl coś. - odparłam, i od razu zamknęłam oczy, bo flesz z aparatu oślepił mnie.  - O nie, nienawidzę zdjęć, usuń je.
- Nie, nie usunę żadnego.
- Przestań, oddaj mi ten aparat! - krzyczałam na cały autobus szarpiąc się z chłopakiem i wchodząc na niego.
- Możesz zostać w takiej pozycji.
- A oddasz mi aparat?
- Nie.
- No to nie. - odparłam uprzedzając swoje zejście mocnymi ruchami bioder. Kiedy podniosłam swoje ciało z niego, jego ręce znalazły się na moich biodrach i przycisnęły mnie z powrotem do jego ciała. Przez całą drogę siedziałam na nim wtulona w jego klatkę piersiową. Nauczycielka czasami zwracała mi uwagę, ale jego ręce spoczywająca nadal na moich nogach nie pozwalała mi zmienić miejsca.

Jechaliśmy godzinę po czym wszyscy zabraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z autokaru, dziękując kierowcy za przywiezienie. Weszliśmy do pensjonatu, w którym mieliśmy spędzić noc i zostawiliśmy w plecaki w przydzielonych nam pokojach. Pomieszczenie dzieliłam z Aną i Emmą, myślałam, że tego nie przeżyję. Wyszliśmy z budynku i udaliśmy się do jakiegoś miejsca. To był chyba jakiś Park, mieliśmy tam jakąś lekcje, ale nie słyszałam żadnego słowa, bo byłam zajęta powstrzymywaniem Justina przed łaskotaniem mnie.
- Justin, przestań daj mi się skupić - prosiłam zabierając jego ręce od mojego ciała. Jeszcze raz spróbował mnie załaskotać lecz w porę złapałam jego nadgarstki i zaplotłam w okół swojej talii. Oparłam swoje plecy o jego tors i odkręciłam głowę w jego kierunku by na niego spojrzeć.Uśmiechał się, a moje policzki oblał róż, zawstydziłam się, bo wiedziałam, że dziwnie to wygląda. Ludzie zamiast słuchać nauczycielki patrzyli się na nas, chłopaki bili Justinowi brawo, a dziewczyny udawały znudzone choć tak naprawdę były zazdrosne o to, że ja jestem przy chłopaku.

Minęły dwie godziny, a my wędrowaliśmy do pensjonatu, w którym się zatrzymaliśmy. Wszyscy byli w swoich pokojach, prócz mnie i Justina. My siedzieliśmy pod altaną wpatrzeni w siebie. Poczułam olbrzymi ból w brzuchu, myślałam, że jestem głodna, ale to nie było to. Dochodziła godzina 13:30 czyli pora obiadowa. Wszyscy zajęliśmy miejsca na stołówce. Zamiast patrzeć na talerz pełny zupy, moja głowa cały czas przekręcała się w lewo, aby zobaczyć przyjaciela. To było zabawne, bo kiedy ja patrzyłam na niego on odkręcał wzrok, a kiedy to on mnie obserwował to ja przekręcałam głowę. Jadłam dania, ale mój brzuch nadal mnie ściskał. I co miałam poradzić? Wziąć leki przeciwbólowe? Ale po co się truć, pewnie niedługo mi przejdzie. Kiedy wszyscy już się kręcili na krzesłach, oznaczało to, że już byli najedzeni, nauczycielka wstała i wszystkich uciszała, ale coś jej nie szło.
- Cisza, możecie być cicho?! - denerwowała się już naszym zachowaniem. - Możecie teraz mieć czas wolny, aż do godziny 18:00 wtedy spotykamy się na dworze przy ognisku. Możecie odejść.
- Idziemy gdzieś? - spytał Justin odprowadzając mnie do pokoju. Ustałam przy swoich drzwiach i zostałam przyciśnięta do ściany. Nasze twarze były wystarczająco blisko, byłam gotowa zrobić ten ruch, decydujący ruch, ale na schodach pojawiła się nauczycielka.
- Co się tu dzieje? - zapytała robiąc zdziwioną minę, jakby nie wiedziała. - Już do swoich pokoi, natychmiast.
Szybko przeszłam pod ramieniem chłopaka i otworzyłam drzwi pomieszczenia, zniknęłam za nimi i dopiero wtedy wypuściłam powietrze. Osunęłam się po drzwiach siadając na ziemie. Poczułam wibrację w lewej tylnej kieszeni moich spodni, szybko sięgnęłam tam wyjmując telefon.
" Spotkajmy się pod altaną" sms od Justina, wiedziałam, że chce dokończyć to co przed chwilą nie było nam dane zrobić. Nie przeszkadzało mi to, chciałam mieć już to za sobą, denerwowałam się jeszcze bardziej niż za pierwszym pocałunkiem. Chwyciłam za klamkę i lekko wyjrzałam zza nich, aby upewnić się, że natrętnej nauczycielki już nie ma. Szybko wyszłam z pokoju zamykając po cichu drzwi i wychodząc z budynku. Szłam powoli do tylnego wyjścia, uważając żeby nikogo po drodze nie spotkać. Uchyliłam drzwi balkonowe i wyszłam na zewnątrz. Kręciłam głową w prawo i w lewo, ale nigdzie  nie mogłam znaleźć tej osoby. Nagle poczułam ręce owijające się w okół mojej talii.
- Nareszcie - powiedziałam odwracając się. Zobaczyłam jak kąciki jego ust podnoszą się, szybko położyłam ręce na jego szyi i wtuliłam się w jego klatkę. Trzymając się za ręce zeszliśmy ze stopnia i położyliśmy się na trawie. Słońce grzało, a ptaki śpiewały, w ogóle nie czuło się, że zbliża się jesień. Dookoła było zielono, wszędzie drzewa, krzewy, kwiaty. Było tu cudownie, nie chciałam stąd wyjeżdżać.
- Tiffany?
- Hm? - wymruczałam odkręcając głowę w jego kierunku.
- Jakie jest twoje marzenie?
- Mam ich wiele.
- Podaj jedno.
- Chcę, żebyś mnie pocałował. - wyszeptałam, a on automatycznie się do mnie przytulił. Podniosłam się na łokcie, aby ułatwić mu to zadanie. Ujął moją twarz w ręce i przysunął się. Ponownie poczułam ten uścisk w żołądku, ale zlekceważyłam go. Patrzyłam mu w oczy, i nie mogłam się od nich oderwać, kiedy nagle poczułam jak ktoś odpycha od mnie Justina. Tak to był jego kolega Nathan.Właśnie na nim leżał.
- Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłem.
- Właściwie to ...
- Tak - odpowiedziałam oschle, miałam dość tego, że wszyscy zawsze próbowali przerwać nam nasz pierwszy pocałunek.
- No to przepraszam, ale wiesz, od kąt jesteście parą - kiedy to mówił od razu Justin spojrzał na mnie, a ja na niego. - To mój kumpel nie spędza ze mną ani sekundy.
- Ja ... ja nie chciałam, żeby tak było. - mówiłam czując poczucie winy.
- Justin grasz z nami w piłkę?
- Pokibicujesz mi? - zapytał chłopak zrzucając z siebie przyjaciela.
- Zapomniałam pomponów - zażartowałam posyłając mu smutną minkę.
- Bez nich też możesz mi kibicować. - powiedział wstając i wyciągając ku mnie rękę. Szybko ją chwyciłam, bojąc się, że zaraz zniknie. Szybko trzymając się za ręce podeszliśmy do resztki grupki chłopaków podających sobie piłkę.
- Powodzenia - odparłam odznaczając swoje usta na jego policzku.
- Ej ja też chcę takie powodzenia - rzekł Nathan nastawiając się. Przyłożyłam sobie rękę do ust pocałowałam ją po czym dotknęłam nią policzka kolegi. - Nie o to mi chodziło.
- Dobra, koniec. Dziękuję. - powiedział Justin posyłając mi swoje spojrzenie. Odwróciłam się i zajęłam miejsce na ławce przy altanie. Chłopacy zaczęli grę, a ja wpatrywałam się w ich rozgrywkę, krzycząc " Dalej Justin!, Zrób to dla mnie! Dasz radę" kiedy tylko miał piłkę, wykrzykiwałam różne rzeczy patrząc jak się uśmiecha.

Dochodziła godzina 17:30 i chłopacy musieli kończyć swoją rozgrywkę, aby się nie spóźnić na ognisko. Wynik końcowy to 4:5, zacięty mecz, ale ostatecznie wygrała drużyna, w której był Justin i Nathan. Skakali ze szczęścia, zachowywali się jak małe dzieci, ale kiedy wszyscy już sobie pogratulowali za udany mecz, Justin podbiegł do mnie cały spocony i podniósł mnie.
- Dziękuję.
- Za co?
- Dzięki tobie wygraliśmy, miałem motywację - odparł powoli stawiając mnie na ziemi i odznaczając swoje wilgotne usta na moim policzku.
- Dobra, a teraz leć pod prysznic, bo jesteś cały spocony.
- Przecież takiego mnie lubisz. - powiedział uśmiechając się łobuzersko.  Odwzajemniłam uśmiech i pośpieszyłam go. Odprowadziłam go pod drzwi jego pokoju, po czym szybkim krokiem powędrowałam do siebie. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam dziewczyny siedzące na łóżku i rozmawiające, podejrzane było, kiedy przestały to robić jak podeszłam do nich. Zdążyłam usiąść na materacu, kiedy już musiałam wstać, bo ktoś pukał do drzwi.
- Justin? Miałeś wziąć prysznic - powiedziałam zdziwionym głosem. Wpuszczając go do środka.
- Nathan zajął łazienkę, a on siedzie zawsze najdłużej, pomyślałem, że użyczysz mi swojej.
- Jasne. - odparłam otwierając przed nim drzwi pomieszczenia, którego szukał. Wszedł do środka dając mi znak ręką, żebym weszła za nim lecz ja tylko się zaśmiałam i zamknęłam przed sobą drzwi. Wróciłam do pokoju, gdzie dziewczyny właśnie przebierały się w coś cieplejszego. Kiedy były już gotowe wyszły z małego  pomieszczenia z różową tapetą na ścianach. Zostałam sama, zupełnie zapomniałam, że ktoś okupuje moją łazienkę. Zdjęłam z siebie zieloną bluzkę i sięgnęłam do plecaka, aby znaleźć w nim bluzę.
- Ładny stanik. - odparł Justin wchodząc do pokoju. Szybko przypomniałam sobie o jego obecności. Na szczęście w moim ręku już znalazłam to czego szukałam, założyłam ją i odwróciłam się przodem do półnagiego przyjaciela.
- Ładny tors - odpowiedziałam podchodząc do niego i kładąc ręce na umięśnionej klatce piersiowej, którą właśnie nakrył cienki materiał.
- Idziemy? - zapytał łobuzersko się uśmiechając.
- Tak - odparłam chwytając jego rękę i wychodząc z pomieszczenia. Wyszliśmy na zieloną trawę i usiedliśmy na drewnianych ławkach ustawionych dookoła palącego się drewna. Nauczycielka podała każdemu patyk z kiełbasą na nim. Wszyscy pokierowali je do ogniska. Kiedy jedzenie było już wystarczająco ciepłe i przysmażone, każdy podszedł do drewnianego stołu i zajął przy nim miejsce, prócz mnie i Justina. My usiedliśmy na zimnej trawie i karmiliśmy się nawzajem.
- Obiecaj mi, że tak będzie zawsze. - poprosiłam kładąc się na jego twardym brzuchu.
- Obiecuję.  Chcę spełnić twoje marzenie.
- To spełnij je teraz. - powiedziałam podnosząc się z jego brzucha. Nachylił się delikatnie, patrzyliśmy sobie w oczy, nic się wtedy nie liczyło, nikogo prócz nas tam nie było. Jedyne co widziałam to twarz chłopaka i otocznie, drzewa, krzewy i ciemne niebo.
- Justin! - krzyknął Nathan, a chłopak zrezygnowany popatrzył jeszcze raz w moje oczy i odwrócił głowę do kolegi. Szedł w naszym kierunku. Wiedziałam, że po raz kolejny zrobił to specjalnie, tylko czemu? - Wszyscy mamy iść do pokoi.
- Dzięki za wiadomość. - odparł wstając z ziemi, zrobiłam to samo. Smutna poszłam w kierunku budynku, nie mogłam już wytrzymać czemu ludziom tak bardzo przeszkadzało to, że chcielibyśmy się w końcu pocałować? 

Mieliśmy zbiórkę, wszyscy spotkaliśmy się przed budynkiem. Od razu go zobaczyłam, ale nie podeszłam, wtedy byłam zła za to, że nie zrobił tego wczoraj, że nie odwrócił się i że nie złączył naszych ust pomimo tego, że obok nas był jego kumpel. 
- Jak tam spędziłaś noc? - spytał Nathan siadając ze mną w autobusie.
- Emm to miejsce Justina. - powiedziałam rozglądając się po aucie.
- Zamieniliśmy się, chciałem z tobą o czymś pogadać.
- O czym? - zapytałam, kiedy moim oczom ukazała się jego sylwetka siedząca obok Emmy. Serce mnie zabolało, bo to on siedział z nią, a to było moje miejsce, ja powinnam z nim siedzieć.
- Słuchasz mnie?
- Tak tak, znaczy nie. Przepraszam zamyśliłam się.
- Daj sobie z nim spokój, nic z tego  nie wyjdzie.
- A co ty możesz o nim wiedzieć? To ty mi daj spokój. Nie mów mi co mam robić, ok? To moje życie i to ja będę decydować jak je przeżyję. - odburknęłam w jego stronę i wstałam z miejsca. Poszłam na tył autobusu i wzięłam Justina a rękę. Patrzył na mnie zdziwiony moim zachowaniem. Pociągnęłam go do przodu i pchnęłam na siedzenie po czym zajęłam miejsce obok niego. - Jesteś mój.
Nie musiałam patrzeć na niego, wiedziałam, że się uśmiecha, zapewniło mi to jego reakcja, kiedy położył swoją rękę na moim kolanie łapiąc moją rękę. Ruszyliśmy. - Zapamiętaj.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - spytałam pierwszy raz na niego patrząc.
- Ty będziesz tylko moja.
- Zgoda. - odparłam kładąc głowę na jego ramieniu.

Dojechaliśmy, i każdy poszedł w swoją stronę, pożegnałam się z przyjacielem i udałam się do domu, kilka razy zerkając za siebie.

Dwa miesiące później .....

                                                                                                                                                                         
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie miałam czasu, żeby dokończyć rozdział, następny pewnie pojawi się za tydzień. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednimi rozdziałami, mam nadzieję, że będzie was coraz więcej. Chciałabym sprawdzić ile was jest, więc proszę żebyście po przeczytaniu (każdy :p) zostawił komentarz, bardzo mi na tym zależy, dzięki.

poniedziałek, 14 października 2013

Note 7

Szłam przez sklep szukając różnych przedmiotów, natykając się na ludzi z mojej klasy.
- Hej - przywitała się Ana.
- Cześć - odparłam sięgając po mleko.
- Słuchaj robię dzisiaj imprezę, jeśli chcesz to możesz przyjść.
- Emm, zastanowię się.
- Justin też tam będzie. - odparła, a ja usłyszałam w tym podstęp.
- To niech tam będzie, ja może przyjdę dam ci znak trochę później.
- Ok - odparła zostawiając mnie przy zamrażarkach z mrożonym jedzeniem. Kiedy wszystkie zakupy znajdowały się już w koszyku podeszłam do kasy, aby za wszystko zapłacić. Wychodząc z supermarketu wyjęłam wolną ręką telefon i wybrałam numer do przyjaciela.
- Właśnie miałem do ciebie dzwonić. Mam dla ciebie propozycję.
- Nie idę na imprezę do Any.
- To Ana robi imprezę?
- Mówiła, że przychodzisz.
- No co ty, nic o tym nie wiedziałem. - powiedział, a ja uśmiechnęłam się. Kiedy w sklepie powiedziała mi, że Justin przychodzi poczułam się trochę zazdrosna, choć tak naprawdę nie było o co w końcu chłopak nie był mój. - Halo? Ty mnie w ogóle słuchasz?
- Tak, tak jasne - odparłam wyrwana z zamyślenia.
- I co zgadzasz się? - zapytał, a ja zdziwiona spytałam się siebie, "ale na co?"
- Em, tak jasne. - zgodziłam się choć sama nie wiem na co.
- No to będę po ciebie, o 19:30, bądź spakowana, wrócimy dopiero jutro około 22:00.
- Ok - powiedziałam już lepiej rozumiejąc na co się zgodziłam.
- No to do zobaczenia. - odparł rozłączając się.
Wchodząc do domu, zobaczyłam tatę wychodzącego z kuchni ze szklanką wody. Nie mogłam pozwolić mu teraz zasnąć, musiałam dopytać się o zgodę.
- Tato! - powiedziałam nieco głośniej niż zawsze, odstawiając torbę z zakupami na bok.
- Hm?
- Mam pytanie.
- Później, teraz idę spać. - odparł odstawiając szklankę na szklany stolik.
- Mogę iść dziś na imprezę do Any? Wrócę jutro wieczorem, bo później idziemy na zakupy.
- Możesz, ale informuj mnie gdzie jesteś co jakiś czas. - rzekł kładąc się na sofie.
- Dziękuję, kocham cię - wyznałam miłość rodzinną i pocałowałam tatę w policzek. - No to teraz śpij.
Wyszłam z salonu, zdejmując buty i łapiąc torbę. Kiedy wszystkie składniki były już na miejscu, wzięłam się, za gotowanie obiadu. Wiele razy to robiłam, lubiłam to robić, dlatego nie zniechęcałam się, kiedy coś mi nie wychodziło. Zostawiając zapiekankę w piekarniku poszłam spakować najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. Dochodziła godzina 15:30. Zapiekanka potrzebowała jeszcze 15 minut. Wybrałam numer do przyjaciela i zaprosiłam na obiad, zgodził się informując, że będzie za 10 minut. Uśmiechnięta rozłączyłam się i nakryłam do stołu. Słysząc, że tata podnosi się z kanapy, weszłam do salonu podając mu napełnioną szklankę wodą.
- Będziemy mieli gościa przy obiedzie.
- Jakiego? - spytał przeciągając się.
- Justina.
- Zabroniłem Ci się z nim spotykać.
- Tato, on jest moim przyjacielem.
- Nie, Eddie jest twoim przyjacielem, a nie Justin!
- Po tym jak nazwał mnie dziwką, nie jest już moim przyjacielem! - krzyknęłam w jego stronę wychodząc z pomieszczenia.
- Jak Cię nazwał?
- Tak jak słyszałeś. To dlatego Justin wtedy chciał go uderzyć.
- Muszę go przeprosić, niewłaściwie go oskarżyłem. Cofam ten zakaz.
- Dziękuję - odparłam przytulając się do ojca. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi od razu pobiegłam przywitać gościa.  - Hej.
- Cześć - przywitał się wchodząc do środka. - Dzień dobry.
- Cześć, Justin, hm nie wiem jak zacząć. Ale chciałbym Cię przeprosić za to wszytko, teraz rozumiem stanąłeś w obronie mojej córki i za to ci dziękuję.
- To mój obowiązek.
- A więc ta impreza naprawdę istnieje? Czy okłamałaś mnie żeby jechać gdzieś z chłopakiem? - spytał tata, kiedy nakładałam na jego talerz zapiekankę.
- Bałam się, że się nie zgodzisz. - powiedziałam wyciągając ku niemu naczynie.
- Masz moją zgodę, pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Będziecie uważać. I będziecie się zabezpieczać.
- Tato! - krzyknęłam zawstydzona. Justin i tata zaśmiali się, a ja oblałam się rumieńcem.
- Niech się pan o to nie martwi, nic między nami nie zajdzie. - zapewnił Justin. - Tak sądzę, choć nie wiem.
Walnęłam go lekko w ramię, a on udawał ogromny ból, wszyscy się śmialiśmy, to był dobry pomysł zaprosić tu Justina, wszyscy zbliżyliśmy się do siebie.  Dochodziła godzina 16:20, a ja kończyłam zmywać po posiłku.
- Jedźcie już, lepiej jechać za dnia. - powiedział tata do Justina. - Długa droga przed wami.
- Ma pan rację, zaraz wyruszymy.

- No to pa - pożegnałam się otwierając drzwi.
- Do widzenia.
- Zadzwońcie jak dojedziecie.
- Jasne, pa - pomachałam i zamknęłam za nami drzwi. Założyłam plecak plecy i razem z Justinem wsiedliśmy na jego motor.
 - Trzymaj się mocno. - powiedział ruszając. Oplotłam swoje ręce wokół jego talii i zwróciłam wzrok przed siebie. Co jakiś czas odwracał się do mnie i posyłał mi uśmiech. Po godzinie bezustannej drogi zjechał na pobocze aby trochę odpocząć.
- Może teraz ja poprowadzę?
- Masz kartę?
- Jaką kartę?
- Haha, no to nie możesz prowadzić - powiedział śmiejąc się.
- Nie śmiej się - rzekłam szturchając go w brzuch.
- Nie podrywaj mnie.
- Nie muszę. - odparłam udając pewną siebie i zbliżając się do niego. Kiedy zbliżył swoje wargi do moich, uśmiechnęłam się i zaczęłam śmiać. Kiedy byliśmy już  pełni sił znowu usiedliśmy na maszynie i ruszyliśmy w drogę. - Powiesz mi wreszcie gdzie jedziemy?
- Nad morze.
- Żartujesz?
- Nie.
- Ale ja nie wzięłam stroju kompielowego.
- Wiem, bo ja go wziąłem.
- Jak?
- Twój tata mi pomógł. - powiedział obdarowując mnie szczerym uśmiechem.

- Jesteśmy - oświadczył, kiedy motor ustał w miejscu. Zeszłam z maszyny i poczekałam grzecznie na swojego kierowce. Kiedy oboje szliśmy już równym tempem w kierunku recepcji nasze ręce złączyły się, a na naszych twarzach pojawiły się uśmiechy. Weszliśmy do pokoju i zostawiliśmy swoje rzeczy, po czym ruszyliśmy na plażę, aby się przejść. 

- Ładnie tu.
- Jeszcze nic nie widziałaś.
- Jak to?
- Przyjdziemy wieczorem,  dopiero wtedy to ujrzysz. A teraz zdejmuj ciuchy idziemy do wody.
- Chyba sobie żartujesz - powiedziałam zakrywając jeszcze bardziej swoje ciało. Chłopak podszedł do mnie bliżej i wziął mnie na ręce po czym wbiegł do morza i zaczął się w nim kręcić. Czułam motyle w brzuchu, było cudownie. Gdybym mogła to zatrzymałabym czas. Po kilkunastu minutach, kiedy nasze nogi były już suche i nie przyczepiał się do nich piasek, założyliśmy buty i ruszyliśmy w miasto. Spacerowaliśmy po różnych ulicach jedząc watę cukrową i rozmawiając.
- Czemu mnie tu przywiozłeś?
- Ponieważ miałem pokazać Ci moje ulubione miejsca. - odparł uśmiechając się do mnie. - Kiedy byłem mały przed rozwodem rodziców przyjeżdżaliśmy tutaj i świetnie się bawiliśmy.
- Wiem co czujesz. - powiedziałam przytulając go. - Tak wiele nas łączy.

Chodziliśmy przez kilkanaście minut w tą i z powrotem, a on opowiadał mi o swojej przeszłości. Czas płynął nie ubłaganie szybko. Dochodziła 20:30, a my dopiero weszliśmy do pensjonatu.
- Muszę Ci coś powiedzieć.
- No to mów.
- Ja cie .. - przerwano mu w pół słowie, bo kolacja wjechała do pokoju. - Później ci powiem.
Usiedliśmy przy stole na przeciw sobie i zaczęliśmy jeść posiłek, wyjątkowo mi smakował. Byłam przyzwyczajona, że jeśli gdzieś jestem to jedzenie było ohydne, a tu takie nie było.  Jedliśmy co chwila zerkając na siebie. Czułam, że zaraz się coś wydarzy, ale myliłam się. Kiedy byliśmy już najedzeni, wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się z powrotem na plażę. Gwiazdy pokazywały się na nocnym niebie, było cudownie.
- Miałeś rację. - odparłam siadając na piasku.
- Chcesz wejść do wody?
- O tej godzinie?
- A co to? - spytał chłopak zdejmując z siebie koszulkę i spodenki. Poszłam w jego ślady i zrobiłam to samo. Podbiegłam do niego i zamoczyłam nogi w wodzie, była lodowata, ale chciałam wejść dalej.
- Zimna - odparłam, kiedy woda morska sięgała mi już do bioder.
- Serio? - spytał chłopak zanurzając się w wodzie. - Szybciej albo cie ochlapię.
- Nie ośmielisz się. - rzekłam, a chłopak zaczął chlapać wodą w moją stronę, na moje plecy kapały zimne kropelki wody, z całych sił uderzyłam wodę, której strumień poleciał w kierunku Justina i buchnął w niego. Oboje zaczęliśmy się śmiać i ganiać w wodzie, potem urządziliśmy zawody w pływaniu, oczywiście przegrałam, bo jakże inaczej. Kiedy wyszliśmy na piasek szybko opatuliliśmy się  ręcznikami, które Justin miał w plecaku. - Było cudownie, dziękuję, że zabrałeś mnie tutaj. Dzięki tobie mogłam zapomnieć choć na chwilę o tym wszystkim.
- Zawsze do usług. - odparł otwierając przede mną drzwi hotelu. Kobieta w recepcji patrzyła się na nas i odprowadzała nas wzrokiem, aż o schodów po czym zawołała.
- Przepraszam?!
- Tak? - zapytał Justin zatrzymując się na trzecim schodku.
- Czy państwo są pełnoletni?
- A czemu pani pyta?
- Bo nie wolno nam zostawiać nastolatków samych w hotelu i to w jednym pokoju.
- To hotel moich dziadków, mam pozwolenie na przebywanie tu z moją przyjaciółką. - odparł wchodząc coraz wyżej.
- W takim razie przepraszam i życzę miłego pobytu.
- Serio to hotel twoich dziadków? - spytałam, kiedy drzwi od naszego pokoju były już szczelnie zamknięte.
- Kiedyś tak, ale teraz już nie.
- No to co robimy?
- Chcesz obejrzeć jakiś film?
- Horror? - spytałam, a Justin od razu wyjął z plecaka opakowanie z płytą w środku. Podszedł do dysku i włożył do jego płytę. Zajęłam miejsce na kanapie i śledziłam, każdy jego ruch. Widziałam jak się schyla, później jak się prostuje, aż w końcu jak podchodzi do mnie i siada na sofie.
- Gotowa?
- Ymm sądzę, że tak.
No i film się zaczął. Zaczęły wyświetlać się napisy, których miejsce powinno być na końcu ale nie ważne. Poczułam jak ręka Justina leży na moim barku i coraz bardziej przysuwa mnie do siebie, nie przeszkadzało mi to, ale trochę rozpraszało, więc kiedy jeszcze raz powtórzył swój ruch, spojrzałam na niego i przysunęłam się do niego najbardziej jak mogłam, aby już po chwili móc skupić całą swoją uwagę na filmie. 

Kiedy oboje leżeliśmy już w łóżku, przytuleni do siebie, usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Zerwałam się jak oparzona, by jak najszybciej go odebrać. Kiedy to zrobiłam wróciłam na materac szczelnie się okrywając.
- Halo? - powiedziałam wtulona w tors chłopaka.
- Chciałem ci tylko przypomnieć o zabezpieczaniu się, masz prezerwatywę w plecaku.
- Co? Tato my nie ... - przerwałam spoglądając na przyjaciela. - A może jednak się przyda.
- Serio? Tiffany tylko ...
- Pa tato - pożegnałam się i rozłączyłam.
- Co chciał twój tata?
- Poinformował mnie, że mamy się zabezpieczać.
- Ale  my nie ...
- I że mam prezerwatywę w plecaku.
- No wiesz .... szkoda, żeby się zmarnowała. -  powiedział i spojrzał mi w oczy, oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Po jakimś czasie zasnęliśmy bez żadnego problemu.



                                                                                                                                                                         
Cześć, i jak rozdział? Komentujcie proszę, bardzo mi na tym zależy, a jeśli macie konto to proszę też o dodawanie mojego bloga do obserwowanych. To bardzo pochlebiające jeśli ktoś mówi mi miłe rzeczy na temat tego jak piszę, ale też będę wesoła jak wasza opinia nie będzie pozytywna, jeśli macie jakieś uwagi co do bloga to proszę piszcie w komentarzach, na asku, na twitterze postaram się dociągnąć to co wam się nie podoba. Dzięki :)

piątek, 11 października 2013

Note 6

Czekałam na niego niecierpliwie, chciałam jak najszybciej już go zobaczyć, ale czas ciągnął się i ciągnął i nie chciał się skończyć. Kiedy włączyłam komputer usłyszałam pukanie do drzwi.
- Serio? - pomyślałam zamykając laptopa i schodząc na dół. Otworzyłam drewnianą powłokę i zobaczyłam przed nimi Justina. Od razu mocno go przytuliłam i wciągnęłam do środka.
- A więc? Jesteśmy sami? - zapytał odkładając plecak na drugi stopień schodów.
- Tak - odparłam ciągnąc go głębiej.
- To co będziemy robić?
- Po pierwsze, zamówimy pizzę,  po drugie obejrzymy jakiś film, po trzecie zagramy w coś, a po czwarte oj nie ważne co, ważne, że razem - odparłam pchając lekko chłopaka na kanapę. - Jaką pizzę lubisz?
- Hm, obojętnie. - odparł.
- Nie ma tak! No mów.
- Daj ja zamówię. - powiedział przechwytując telefon i wychodząc z pokoju. Po kilku minutach, oddaje mi urządzenie i siada na kanapie.  - Już, jedzenie będzie za około godzinę.
- No dobra, no to, może wybierzmy jakiś film?
- Znowu horror?
- A nie wiem, twój wybór.
- Niech będzie ten gatunek filmowy, będziesz chociaż bardzo blisko mnie - odparł uśmiechając się do mnie. Tak właśnie, panicznie bałam się horrorów, ale oglądanie ich z Justinem nie wadziło mi zwłaszcza, że mogłam czuć się przy nim bezpieczna. Włożyłam płytę do dysku i wcisnęłam na pilocie przycisk "play". Video się zaczęło, a ja zajęłam miejsce na drugim końcu sofy. - Możesz się przysunąć, serio, nie gryzę.
Oboje zaśmialiśmy się, przysunęłam się do niego na tyle ile mogłam, moje udo stykało się z jego udem. Czułam ciepło jakie oddaje jego ciało. Na ekranie telewizora zaczęły pokazywać się napisy, chłopak przeciągnął się i objął mnie ramieniem.
- Jeszcze się nie boję - odparłam trochę go zawstydzając. Chwyciłam jego rękę, kiedy zauważyłam, że chce ją zabrać. - Ale już zaczynam.
Uśmiechnął się do mnie i jeszcze bardziej mnie do siebie przysunął, czułam, że zaraz będę siedziała na nim jeśli dalej tak pójdzie. Oglądaliśmy film, zapatrzeni w ekran. Nagle ktoś zapukał do drzwi, przestraszyłam się i wtuliłam głowę w tors przyjaciela.
- Spokojnie, to pewnie pizza. - odparł pauzując film i powoli podnosząc się z kanapy. Udał się do wyjścia. Otworzył drzwi po czym je zamknął. Wrócił z dwoma kartonami pizzy, jeden podał mi, a drugi wziął sobie. - To, co? Oglądamy dalej film?
- Emmm ... no... yyyy, jasne.
- Jeśli nie chcesz, to możemy robić coś innego.
- Błagam! - powiedziałam kładąc swoje ręce na jego karku. To było dziwne uczucie, kiedy tak patrzyłam na jego oczy, brzuch sam z siebie zaczął mnie ściskać, od razu zakończył to spojrzenie łapiąc kawałek pizzy z nadzieją, że to od głodu brzuch mnie pobolewał. Chłopak uśmiechnął się i też zrobił gryza swojego jedzenia. Wymienialiśmy się swoimi pizzami i karmiliśmy się nawzajem. Było cudownie, z upływem czasu z 18:00 zrobiła się 21:00. Jak ten czas szybko leci. Poszłam na chwilę do łazienki. Związałam włosy w koński ogon i wbiegłam po schodach na górę do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi szafki i wyjęłam z niej grę " Twister". Zbiegłam po woli na dół potykając się o plecak. Wchodząc do środka pomieszczenia zobaczyłam Justina rozmawiającego przez telefon.
- Daj sobie spokój. Nie obchodzi mnie to. Nie, nie ma mnie w domu. Nie wiem kiedy będę. - chłopak rozłączył się automatycznie, kiedy usłyszał, że rozkładam grę.
- Kto dzwonił?
- Nikt ważny. Pomóc ci? - odparł unikając pytania, byłam ciekawa, ale nie chciałam się narzucać więc odpuściłam. Rozłożyliśmy matę z kolorowymi kółkami na ziemi i zaczęliśmy grę.
- Prawa noga na zielony.
- Lewa ręka na czerwony.
- Lewa noga na czerwony.
- Prawa noga na niebieski.
- Prawa ręka na żółty.
- Zaraz się wywalę.
- Lepiej nie, bo jestem pod tobą. - odparłam lecz on przewrócił się i upadł na mnie. Leżał głową na moim brzuchu. - Zrobiłeś to specjalnie!
- Może .... - powiedział, a ja próbowałam się wyślizgnąć spod niego lecz na marne. Złapał moje nadgarstki i usiadł na mnie. Uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam jego czyn. Czułam się trochę dziwnie, szczególnie dlatego, że jego no ... człon męski stykał się z moim kroczem. Nie wiedziałam co się ze mną dzieję, chciałam go przyciągnąć do siebie i mocno pocałować, tak, żeby nie mógł się wyrwać.  - O czym myślisz?
- O niczym. Słuchaj, chciałabym pójść do łazienki.
- Spoko - odparł schodząc ze mnie. Szybko się podniosłam i weszłam do łazienki, w której zdjęłam gumkę z włosów i przeczesałam je lekko szczotką. Wyszłam i zobaczyłam Justina składającego plansze, podeszłam do niego i pomogłam mu. - Rozmawiałaś już z tatą na temat wycieczki?
- Kompletnie o niej zapomniałam. Dziękuję, że mi przypomniałeś.
- A ty jedziesz?
- Tak.
- Wiesz trochę nie chcę tam jechać, bo nie będę mogła być z tobą w pokoju.
- Dlaczego?
- Hmm zastanówmy się, jestem dziewczyną, ty chłopakiem i oboje jesteśmy nie pełnoletni?
- Masz na myśli to, że nie pozwolą nam z obawy, że będziemy uprawiać seks?
- Tak właśnie z takiego powodu. - powiedziałam nieco ciszej.
- Spójrz na mnie - rzekł podnosząc ręką mój podbródek. - Nie musimy być razem w pokoju, żeby się świetnie bawić.
Obdarowałam go lekkim uśmiechem i zajęłam miejsce na kanapie. Usiadł obok mnie i zaczął wypytywać o różne mało istotne rzeczy. Później Justin uciekał po całym domu z moim telefonem, a ja go goniłam. Szperał w moim telefonie, po czym wpisał coś do swojego i oddał mi komórkę.
- Dziękuję. - powiedziałam lekko szturchając go w brzuch. Dochodziła godzina 1:30, byłam akurat w łazience, brałam prysznic, kiedy Justin znów odebrał telefon, nie mogłam usłyszeć co mówi, przez kapiącą wodę, więc ją wyłączyłam, ale w tym momencie chłopak przestał mówić do urządzenia. Wyszłam z kabiny prysznicowej i owinęłam się ręcznikiem. - Justin?
- Hm? - usłyszałam jego głos tuż za drzwiami łazienki.
- Mógłbyś się odwrócić twarzą do salonu?
- No nie wiem, a co będę z tego miał? No dobra już stoję. - powiedział, a ja ufając mu otworzyłam drzwi i szybko poszłam na schody, po których weszłam do swojego pokoju. Założyłam tam świeżą bieliznę i ponownie zeszłam na dół. - Gustowna koronka.
Kiedy zobaczyłam jego rozpalony wzrok na sobie, aż zrobił mi się gorąco. Nie miałam nic czym mogłam się zakryć. Szybko podeszłam do niego i zdjęłam z niego bluzkę, nie protestował, po czym założyłam ją na siebie.
- A ja w czym będę spał?
- W bokserkach - odparłam łapiąc go za rękę i prowadząc do pokoju.
Położyłam się na łóżku, a on obok mnie. Głowy były skierowane w swoją stronę, patrzyliśmy na siebie i nic nie mówiliśmy, po prostu cieszyliśmy się chwilą. Nagle Justin podniósł rękę i zaczął przeplatać swoje palce ze swoimi palcami, czułam się tak dobrze w jego towarzystwie. Ucieszyło mnie to, że Justin mógł do mnie przyjść, i że nikt nam nie przeszkadza. Po jakimś czasie usnęłam, wtulona w jego nagi tors. Otulona jego ramieniem i ciepłem oddającym przez jego ciało. Pomyślałam, że tak mogłoby być już zawsze.

 Leżałam na łóżku owinięta kołdrą, nigdzie nie było Justina, energicznie wstałam i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Nie było go, przejrzałam wszystkie pomieszczenia na górze jak i na dole, ale wszędzie była cisza. Podeszłam do schodów i zobaczyłam, że plecaka, który był tu jeszcze nie dawno nie ma. Weszłam jeszcze raz do salonu, usiadłam na kanapie, na której wczoraj siedzieliśmy razem i wzięłam do ręki kartkę, która leżała na stoliku.

 Nie mogę dłużej tego tak ciągnąć. Nie potrafię. Chciałbym wszystko Ci powiedzieć, ale po prostu, kiedy chcę to zrobić moje struny głosowe odmawiają mi posłuszeństwa. Owszem mógłbym się przełamać i z tobą porozmawiać, ale ja boję się twojej reakcji, dlatego właśnie podjąłem decyzję o wyjeździe. Nie mogę dłużej tu zostać skoro nie mogę ci powiedzieć tego, bo cały czas się obawiam. Przepraszam. 
                                                                                                                               Justin.
Zamurowało mnie, on po prostu mnie zostawił, a przecież obiecał!  Myślałam, że nigdy mnie nie opuści, jak widać myliłam się. Dlaczego moje życie jest tak trudne? Dlaczego w momencie, kiedy chcę wszystko poukładać, żeby było dobrze wszystko się rozwala? Czemu? Co ja takiego właściwie zrobiłam? Zostawiając kartkę na brzegu stołu wyszłam z domu trzaskając za sobą drzwi. Biegłam w kierunku domu Justina z nadzieją, że jeszcze tam będzie. Zapukałam mocno do drzwi, a kiedy je otworzył rzuciłam się na niego i mocno wtuliłam w jego posturę.
- Proszę nie wyjeżdżaj, nie zostawiaj mnie samej - mówiłam przez łzy.
- Muszę tak postąpić. - odparł lekko odsuwając się ode mnie. Odwrócił się plecami do mnie i chwycił swoją torbę, wyminął mnie w progu drzwi i szedł w stronę samochodu, przy którym stała jego mama.
- Justin! - krzyknęłam, na co chłopak nie zareagował. Nadal płakałam, sądziłam, ze zaraz rozryczę się na całego i nic i nikt nie będzie w stanie mnie uspokoić, ale wtedy z moim ust padły dwa wyraźnie wypowiedziane słowa. - Kocham Cię.
Zatrzymał się, rzucił torbę na chodnik i podbiegł do mnie od razu łapiąc moją twarz w swoje ręce. Przez chwilę patrzył jeszcze w moje oczy, po czym zrobił to, pocałował mnie. Poczułam się jak w bajce, o księżniczce, która prawie straciła swojego księcia, ale dzięki jej odwadze, zatrzymała go przy sobie.
- Kocham Cię. - książę wypowiedział magiczne słowa i znowu złączył nasze usta.
- Obiecaj mi, że nigdy mnie nie zostawisz. - poprosiłam zanurzając się w jego oczach.
- Obiecuję. - przysiągł podnosząc mnie do góry i ponownie całując. Czułam smak jego ust i było mi z tym dobrze, nie przejmowałam się tym za bardzo, pragnęłam tego i właśnie mogłam dostać to czego chciałam czyli Justina, niestety obudziłam się.

Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się, zauważyłam Justina leżącego obok mnie patrzącego na moją twarz.
- Nie patrz na mnie, jestem brzydka - odparłam i odkręciłam się na drugą stronę.
- Nie jesteś, a ja lubię na ciebie patrzeć - powiedział i odkręcił mnie do poprzedniej pozycji. Odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam się do niego.
- Jak ci się spało?
- Było ciepło.
- To ty tak na mnie działasz - zażartowałam i jeszcze mocniej przytuliłam się do przyjaciela. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że ja ci nie oddam tego t-shirtu?
- Co? Ale to mój ulubiony.
- Mój też no i już w nim spałam, więc możesz się z nim pożegnać. - odparłam, chłopak przycisnął mnie do siebie. - Udusisz mnie.
- Ale przecież ja przytulam koszulkę.
- A przy okazji mnie.
- No to jest taki fajny dodatek.
- Chyba koszulka jest dodatkiem do mnie.
- W takim razie wolałbym cię bez tego dodatku.
- Niestety będę musiała cię rozczarować. Bo na razie nie mam powodu do zdjęcia z siebie tego materiału.
- A gdyby był?
- Wtedy zastanawiałabym się. - powiedziałam nadal wtulona w chłopaka. Była już 8:00 za 30 minut mój tata ma być w domu.
- Słuchaj ja już pójdę, spotkajmy się wieczorem nad jeziorem.
- Zgoda. - rzekłam odsuwając się od chłopaka.
- Musisz oddać mi koszulkę, bo nie mam innej, a nie wyjdę bez.
- No dobra, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Będziesz musiał mi ją oddać.
- Zgoda. - odparł całując mój policzek. Wstał z łóżka i pomachał mi na pożegnanie. Widział mnie w samej bieliźnie, kiedy wyszedł szybko się ubrałam i zaczęłam sprzątać po naszych wczorajszych zabawach. Grę zaniosłam do pokoju, pudełka po pizzy wyrzuciłam do śmieci, płytę z dysku włożyłam do opakowania i odstawiłam na miejsce, odkurzyłam salon, a kiedy wszystko było już gotowe usiadłam na kanapie, ale na krótką chwile, bo zaraz zadzwonił dzwonek od drzwi. oderwałam się od sofy i poszłam otworzyć drewnianą powłokę. Tata wszedł do środka i nic nie mówiąc od razu poszedł spać do salonu. Nic nie mówiąc wzięłam z szafy torbę i poszłam do sklepu na zakupy.


                                                                                                                                                                  
 I jak? Komentujcie :) Następny rozdział pojawi się za tydzień :)

wtorek, 8 października 2013

Note 5

- Co się stało? - zapytał, kiedy oboje siedzieliśmy na zimnej trawie.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Tiffany, jestem twoim przyjacielem, możesz mi powiedzieć.
- Chodzi o Eddiego. - wymówiłam niewyraźnie imię.
- Powiedź.
- Nazwał mnie ... nazwał mnie ...nazwał mnie  .... - podchodziłam do tego trzy razy i nie mogłam wypowiedzieć tego słowa. - Nazwał mnie łatwą.
- Co?
- On myślał, że tej nocy, kiedy spałam u ciebie, to, że no, wtedy coś między nami było i ...
- Zajebie go, obiecuję Ci to. - chłopak wstał i pełen niepozytywnych emocji szedł w kierunku mojego domu. Pobiegłam za nim próbując go zatrzymać, ale na nic moje starania, nic nie działało.
- Justin! - krzyknęłam, kiedy prawie samochód go potrącił. - Proszę cię, uważaj chociaż jak przechodzisz przez jezdnię, nie poradzę sobie bez ciebie!
Zatrzymał się i spojrzał na mnie, podszedł bliżej i ujął moją twarz w swoje dłonie.
- Nie wiesz, jak pragnę to teraz zrobić. - powiedział patrząc mu w oczy.
- Ja ....
- Rozumiem - odparł idąc dalej. Dochodząc do drzwi mojego mieszkania, ciągnęłam go jeszcze za koszulę, ale nic nie działało, walnął w drzwi tak mocno, że bałam się, że zaraz wypadną z zawiasów. Otworzył Eddie, Justin od razu chwycił go za brzegi koszuli i podniósł do góry.
- Słuchaj, jeszcze raz ją tak nazwiesz, a wylądujesz w szpitalu, rozumiesz?
- A kto mnie tam zaprowadzi? Ty? Nie boję się ciebie.
- To czas zacząć.
- Co tu się dzieje? - zapytał tata widząc niezręczną sytuację. Justin szybko opuścił chłopaka na ziemię i objął mnie ramieniem.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem. - odparł wtykając palcem mojego byłego chłopaka. Tata nic już nie mówił, patrzył tylko jak odchodzę razem z moim przyjacielem. Nie odzywałam się do niego i on do mnie też nie, widziałam jak jego klatka piersiowa nerwowo unosi się i opada, oddychał nierówno, był zdenerwowany, a może to za mało powiedziane? On był wkurzony.
- Dziś tam nie wrócisz. - oświadczył łapiąc mnie za rękę. Nie dawałam oporu, nie chciałam tam wracać ze względu na Eddiego. Szłam z nim jak grzeczna dziewczynka, w ogóle nic nie mówiąc. Kiedy zwolnił krok, wiedziałam, że jesteśmy na miejscu. Byliśmy nad jeziorem, tym samym co zawsze, ale z innej strony. Było tu pięknie nigdy nie widziałam tak ładnego miejsca. Zajęłam miejsce na kocu obok przyjaciela, widziałam, że wymyślił to już wcześniej, bo wszystko tu było. Koc, a nawet dwa, koszyk z jedzeniem i piciem, gitara.
- Skąd wiedziałeś, że ....
- Nie wiedziałem, ale miałem cichą nadzieję.Przykryj się, spędzimy tu całą noc.
- Jak to całą?
- Najpierw zobaczymy zachód, później gwiazdy, a jeszcze później wschód. Mam nadzieję, że nie miałaś planów na dzisiejszą noc.
- Żartujesz? Wiesz ile miesięcy planowałam dzisiejszą noc? Miałam wszystko zaplanowane o każdej minucie co innego.
- Kłamiesz. - powiedział i zaczął mnie łaskotać.
- Ja wcale ... - próbowałam wydusić z siebie jakieś słowa, ale śmiech utrudniał mi to. Gadaliśmy jeszcze kilka godzin, aż słońce zaczęło zachodzić. Wpatrywałam się w horyzont, po chwili przeniosłam wzrok z niego na twarz chłopaka.
- Jesteś piękna - wyszeptał, kiesy patrzyliśmy się na siebie. Nic nie odpowiadając oparłam się o niego, a jego prawa rękę spoczywała na moim ramieniu.
- Słuchaj, ja muszę ci coś powiedzieć. Nie wiem co się stanie, kiedy ...
- Tiffany, nie myśl o tym.
- Ale ja muszę to powiedzieć, jeżeli moja mama się nie obudzi to ... - przerwałam, żeby spojrzeć mu w oczy. - Nie wiem co będzie dalej.
- Na pewno nie będziesz sama, nie zostawię cię.
- Wiem - powiedziałam patrząc mu w oczy. Byliśmy wystarczająco blisko, aby się pocałować, ale żadne z nas się nie ruszyło. - Zrób to.
Przysunął się delikatnie, a ja odsunęłam się, zrobiłam zdziwioną minę i dopiero wtedy zorientowałam się, że ktoś mnie ciągnie.
- Wracasz do domu! - krzyknął tata dając mi szanse podniesienia się z trawy.
- Nigdzie nie idę, zostaję tu z Justinem! - wrzasnęłam i odwróciłam się do niego plecami, chwycił mój nadgarstek i znów zaczął mnie ciągnąć.
- Nigdy więcej nie będziesz się z nim spotykała.
- To nie zależy od ciebie.
- Dlaczego ma mieć zakaz? - zapytał Justin wstając z koca.
- Ty się lepiej nie odzywaj, ciesz się, że nie zawiadomiłem policji o tym, że próbowałeś pobić Eddiego.
- On sobie na to zasłużył.
- A niby czym?
- Nazwał Tiffany łat ... - przyłożyłam Justinowi rękę do ust, żeby tego nie kończył.
- No jak cie nazwał? - spytał tata, chłopak spojrzał na mnie, a ja pokręciłam przecząco głową. - W takim razie wracamy do domu.
Zaczął mnie ciągnąć w stronę domu, udało mi się wyszeptać tylko " Czekaj na mnie", a jako odpowiedź uzyskałam uśmiech na jego twarzy. Mój tata był stanowczy, prawie zawsze miał to czego chciał, ale nie tym razem, pomyślałam, kiedy wypowiedział słowa:
- Nie spotkasz się już z nim po szkole nigdy, słyszysz?
Zlekceważyłam go biegnąc do pokoju, w którym dostrzegłam Eddiego siedzącego na moim łóżku.
- Wyjdź stąd - powiedziałam spokojnie, rzucając torbę pod biurko.
- Musimy pogadać.
- Nie mamy o czym - odparłam nieco bardziej zdenerwowana - Wyjdź stąd.
- Nie wyjdę dopóki ze mną nie porozmawiasz.
- Won! - krzyknęłam i pchnęłam go z całych sił w kierunku drzwi. Zamknęłam za nim drewnianą powłokę i rozejrzałam się po pokoju, po czym szybko wyszłam przez okno tak jak zrobiłam to za pierwszym razem i biegiem popędziłam w miejsce gdzie czekał na mnie. - Jestem.
- Zapomniałaś kurtki - powiedział rozpinając guziki koszuli. - Załóż. 
- Ale wtedy tobie ... - zaczęłam, kiedy okrył mnie ciepłym materiałem przesączonym jego zapachem.
- Jeśli mnie przytulisz to nie będzie mi zimno. - uśmiechnął się w moim kierunku, zrobiłam co powiedział. Położyłam się obok niego, jak najbliżej i położyłam swoją głowę na jego torsie.
- Nie wyobrażam sobie jak wyglądałoby moje życie, gdybym tu nie przyjechała.
- Pewnie byłabyś szczęśliwa z Eddiem.
- Wolę być szczęśliwa z tobą. - odparłam uśmiechając się do niego.
- Kawy?
- Mhm - mruknęłam. Poczułam jak podnosi się , nie chciałam żeby to robił, więc położyłam swoje ręce na jego barkach i przycisnęłam jego ciało do koca, tak, że znów był w tej samej pozycji co wtedy. Po czym usiadłam na nim okrakiem. Widząc mój zwycięski uśmiech podniósł swoją sylwetkę do siadu  i objął mnie rękoma w pasie.
- I co teraz? - spytał patrząc na moje usta. Przygryzłam dolną wargę, i przypomniałam sobie mój pierwszy pocałunek, który był z Eddiem, ale teraz chciałam tego tak bardzo, jeszcze nigdy nie pragnęłam tak pocałować kogoś. Co się ze mną działo?


Uniosłam głowę do góry i krzyknęłam:
- Spadająca gwiazda! Pomyśl życzenie. 
- Co pomyślałaś? - zapytał, kiedy przeniosłam wzrok na jego twarz.
- Jak ci powiem to się nie spełni.
- Jeśli jest związane ze mną to obiecuję, że się spełni.
- I tak ci nie powiem.
- Wrócimy do tego tematu. A teraz puścisz mnie?
- No nie wiem czy zasłużyłeś.
- Przecież byłem grzeczny - odparł uśmiechając się. Zeszłam z niego i odwzajemniłam jego radość. Wyjął z koszyka termos i podał mi kubek z ciepłą cieczą. Szybko go złapałam i zrobiłam mały łyczek.
- Lubię spędzać z tobą czas, wszystko płynie tak szybko i ...
- Mam to samo, ale propo czasu jest już 4:30 pora wracać.
- Co? Chyba sobie żartujesz, nigdzie nie idę.
- Tiffany, musimy się przespać.
- Ja mogę spać tutaj. - powiedziałam układając się na kocu.
- Tak to nie działa.
- Jak to nie, proszę cię, zostańmy tu. Serio ja mogę tu spać.
- Tiffany ... 
- No dobra. - odparłam udając obrażoną. Justin zostawił wszystko i ruszył ze mną w stronę mojego domu.  - Było aż tak źle, że chciałeś tak szybko wracać?
- Nie chciałbym nigdy się z tobą rozstawać.
- Mogliśmy być tam nadal razem, ale ty...
- Tiffany chcę żebyś się wyspała. Dziś się jeszcze zobaczymy. Tak samo jutro i pojutrze, no chyba, że masz inne plany. 
- Nie - powiedziałam spokojnym głosem stając w miejscu.
- No to do dzisiaj - odparł machając mi na pożegnanie. - Do 7:30.
- Cześć. - odparłam patrząc jak odchodzi. Kiedy zniknął z pola widzenia wdrapałam się na drzewo i weszłam bez problemu do pokoju. Zdjęłam z siebie ubrania i położyłam się spać. Kiedy już tak leżałam, chwyciłam telefon i wystukałam sms'a " Przeszłam twoim zapachem, teraz czuję jakbym z tobą spała :) ".
***
Budzik obudził mnie o 6:30, szybko wstałam i zaczęłam szykować się do szkoły.
- Śniadanie? - zapytał znajomy głos, którego w tamtym momencie nie chciałam słyszeć. Lekceważąc go podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej jogurt. - Tiffany, jak długo tak jeszcze będzie?
- Póki nie wyjedziesz, a może jeszcze dłużej - odpowiedziałam niezbyt jasno. Wyszłam z pokoju i zaczęłam wciągać buty na nogi. Chwytając w prawą rękę resztę jogurtu, a w lewą torbę z książkami wyszłam z domu, przed którym stał Justin. Złapałam chłopaka za rękę i ciągnęłam w kierunku budynku szkoły.
- Chcę go udusić.
- Jeszcze nie teraz - odparłam wchodząc go środka. - Do zobaczenia na historii.
- Do zobaczenia - pożegnał się i poszedł w swoim kierunku. Szłam pod klasę myśląc o wszystkim i o niczym. Chciałam być znowu obok Justina, ale nie mogłam, musiałam w samotności znieść te dwie lekcje. Kiedy po dzwonku wyszłam z sali chemicznej, szybkim krokiem ruszyłam w kierunku sali historycznej. Tak się śpieszyłam, że nie zauważyłam osoby stojącej przede mną. 
- Przepra ... - wydobyłam z siebie, ale kiedy zobaczyłam twarz chłopaka poszkodowanego przeze mnie rzekłam tylko. - Eddie? Co ty tu robisz?
- Chciałem Cię zobaczyć, zabronisz?
- Przestań, muszę iść na lekcje.
- Czekaj, musimy pogadać.
- Nie mamy o czym.
- Kocham Cię! - krzyknął. Zamknęłam oczy i odwróciłam się do niego.
- I co z tego?
- Wiem, że ty mnie też.
- No to muszę Cię rozczarować. Puść mnie! - krzyknęłam, kiedy złapał mój nadgarstek i przyciągnął do siebie. Zaczęłam się szarpać, ale nic to nie dawało prócz czucia większego bólu.
- Powiedziała, żebyś ją puścił - powiedział Justin stając za Eddiem. Chłopak uwolnił mnie i lekko popchnął w kierunku szafek. Wpadłam na jedną, ale nie bolało, cały czas patrzyłam na Justina, nie mogłam odkręcić wzroku. 
- Bo co? - rzekł Eddie zbliżając się do mojego przyjaciela.
- Bo będziesz miał styczność ze mną - bronił mnie, czułam się tak wyjątkowo. Po chwili otrząsnęłam się z zamyślenia i dostrzegłam sporą grupkę znajomych patrzącą się na dziejącą się sytuację. Kiedy właśnie spojrzałam znowu na Justina, on dostał w twarz od Eddiego, pisnęłam. Odepchnęłam się od szafki i biegiem rzuciłam się w jego stronę. Uklękłam przy nim.
- Nic ci nie jest? - zadałam pytanie, sama się sobie dziwiłam, nie stało mnie na nic więcej, kiedy on to zrobił zatkało mnie, nie sądziłam, że byłby do tego zdolny. Wstałam i zmniejszyłam dystans między sobą, a Eddiem. Położyłam rękę na jego karku. - Wiedziałam, że dasz radę.
- Mam nadzieję, że w końcu przejrzałaś na oczy.
- Tak, przejrzałam. - odparłam bijąc z kolanka Eddiego w czuły punkt. Zwił się z bólu. - Posłuchaj, tak naprawdę nic do ciebie nie czuję i nigdy nie czułam. Nigdy cię nie kochałam! Może i byłam zauroczona, ale nie darzyłam Cię tak mocnym uczuciem. A teraz, po tym co zrobiłeś, nie zasługujesz już na tytuł przyjaciela.
- Ale ...
- Jak wrócę do domu, ciebie ma już tam nie być. Rozumiesz?
- Ale mieliśmy wylatywać w niedzielę.
- Ty wylatujesz jutro, reszta tak samo. Mam was wszystkich serdecznie dość! - odburknęłam i odwróciłam się energicznie wymachując włosami. Podeszłam do leżącego przy szafce Justina i pomogłam mu wstać. - Przepraszam, to wszystko moja wina.
- Nie prawda. 
- Wynagrodzę Ci to. - odrzekłam i pomogłam mu dostać się do klasy. Zajęliśmy przynależne nam miejsca i próbowaliśmy skupić się na lekcji. - Dobrze się czujesz?
- Tiffany, wszytko ok. - obdarował mnie sztucznym uśmiechem, wiedziałam, że mnie okłamywał. Ale nie pytałam dalej. Kiedy lekcje się już skończyły, wyszłam razem z nim ze szkoły.
- Dziś to ja Cię odprowadzę. 
- Nie jedziesz dziś do szpitala?
- Może później. A teraz, powiedź czy nadal cię boli - powiedziałam obojętnie, narzucając wolne tempo.
- Boli.
- Gdzie? - spytałam zatrzymując się. Pokazał tył głowy, czoło i policzek, wszystkie pokazane miejsca czule pocałowałam.
- No to jeszcze boli mnie tu - odparł wskazując swoje usta. Nawet w tak poważnej sytuacji potrafił żartować.
- Może innym razem. - odparłam jeszcze raz całując go w policzek. Szliśmy rozmawiając o dzisiejszych lekcjach, nie znaleźliśmy innego tematu, niestety.
- Może wejdziesz? - spytał wyjmując klucze z kieszeni. 
- Przyjdę później, teraz muszę wracać do domu, napiszę. Cześć - pożegnałam się i poszłam w kierunku swojego domu. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam walizki Eddiego i Jo, ale nigdzie trzeciej. 
- Ok, a gdzie twoja walizka? - skierowałam pytanie do taty.
- Ja tu zostaję, dopóki twoja mama się nie obudzi.
- Co? Ja nie potrzebuję niańki, sama mogę się o siebie zatroszczyć. 
- Nie marudź, bo to i tak nic nie zmieni. Zostaję.
- Dobra. - odparłam rzucając torbę na schody i wbiegając po nich na górę. Ojciec poszedł za mną, już po chwili był u mnie w pokoju.
- Dziś odwiozę o 17:30 Eddiego i Jo na lotnisko poczekam, aż wystartują i pójdę na noc do pracy. Na razie szef pozwolił mi tu pracować, więc nie będzie mnie całą noc, aż do 8:30, możesz zaprosić kogoś na noc.   - odparł siadając na łóżku.
- Dziękuję - rzuciłam wyciągając telefon z kieszeni. Wystukałam treść sms'a i kliknęłam wyślij.          " Mam wolną chatę od 17:30, zainteresowany?". Od razu uzyskałam odpowiedź. " To zależy co proponujesz", wystukałam " To się jeszcze zobaczy". Ostatni sms był treści " do zobaczenia :)". Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu i zostawiając go na łóżku, zeszłam pożegnać się z Jo. Przytuliłam ją i nie chciałam puścić. - Napisz jak tylko wylądujecie. 
- Jasne. - odparła puszczając mnie. Spojrzałam niepewnie na chłopaka stojącego obok, zmierzyłam go wzrokiem i rzekłam.
- Cześć.
- Poczekaj, nie przytulisz mnie?
- Nie - odpowiedziałam krótko nie owijając w bawełnę. Pomachałam do nich wszystkich i zamknęłam za nimi drzwi. Miałam wolne mieszkanie, na całą noc, nie mogłam się doczekać. 


                                                                                                                                                                  
Komentujcie :)   Jeśli ktoś ma jakieś pytania, to zapraszam na mojego twittera :)
                                              https://twitter.com/4ViolaEver
                         



poniedziałek, 7 października 2013

Note 4

Obudziłam się pierwsza, nadal leżałam na gołej klatce piersiowej mojego kolegi, to było takie dziwne, z Eddiem nigdy, ale to nigdy nie spałam, a Justin nawet nie ... nie ważne, cieszę się, że tak jest. Odkręciłam się do szafki na której stał zegarek. 6:30, czas wstawać.
- Justin - powiedziałam, lekko szturchając chłopakiem.
- Jeszcze 5 minut.
- Justin - zaczęłam się śmiać i znowu go szturchać.
- Ej - powiedział już bardziej przebudzony. Złapał mnie za nadgarstki i wszedł na mnie, nie mogłam przestać się śmiać. - Nie zaczynaj.
- Ok, ok. Możesz mnie puścić? Muszę iść do łazienki przyszykować się do szkoły.
- Mamy czas.
- Nie Justin nie mamy. - lekko podniosłam się na łokcie, po czym przerzuciłam Justina na plecy i teraz to ja byłam na nim. I co teraz zrobisz?
- To - odparł przekręcając mnie i całując w policzek. Zobaczył mój uśmiech i odwzajemnił go i pomógł mi wstać z łóżka. - Może pomóc?
- W czym?
- Na przykład w tym - powiedział i zaczął rozpinać swoją koszulę, w której spałam. Zaczęłam się śmiać, kiedy Justin rozpiął już wszystkie guziki. Podniósł mnie i na rękach zaniósł do łazienki. Postawił na zimnych płytkach i opuścił mnie udając się w kierunku kuchni. Po zjedzonym śniadaniu razem z Justinem udaliśmy się do mnie do domu. Kluczem otworzyłam drzwi i po cichu weszłam do pokoju po rzeczy. Wszyscy jeszcze spali, tata w salonie z telefonem w ręku, wiedziałam, że czekał na telefon ode mnie, Jo u siebie, a Eddie, nie obchodził mnie już. Kiedy byłam już przebrana w nowe ciuchy, chwyciłam swoją torbę i wyszłam z domu.
- Idziemy? - spytałam stojąc już obok chłopaka.
- Tak - odparł. Szliśmy w ciszy, dobrze, że nie było takiej atmosfery wczoraj lub dziś rano, nie zniosłabym tego. Chłopak przysunął się do mnie i delikatnie dotykał mojej ręki, aż w końcu odważył się ją złapać. To dziwne, że wczoraj przychodziło mu to o wiele łatwiej. Wchodziliśmy na teren szkoły, nadal trzymając się za ręce, widziałam jak ludzie się na nas patrzą, słyszałam ich szepty, nigdy tak nie miałam. Kiedy ja i Eddie byliśmy razem, prawie wszyscy o tym wiedzieli, ale nikt nic nie mówił, a tu? Trzymam rękę Justina Bieber'a i wszyscy sądzą, że jesteśmy parą. Kiedy weszliśmy do klasy i zajęliśmy miejsca obok siebie, poczułam jak ktoś szturcha mnie ołówkiem w plecy, odwróciłam się i zobaczyłam Anastazję podającą mi karteczkę, szybko ją chwyciłam i rozwinęłam "Jesteście para?" zrobiłam zdziwioną minę, i odpisałam "Nie" oraz rzuciłam jej na ławkę odpowiedź, przeczytała i powiedziała tylko "ta, jasne" Czy ona była zazdrosna?
- Coś nie tak? - wyszeptał Justin, kiedy nauczyciel pisał coś na tablicy.
- Wszystko ok.
Lekcje mijały szybciej niż zawsze, na każdej lekcji siedziałam z moim kolegą, wszyscy zadawali to samo pytanie " Jesteście para?" Ja i Justin mieliśmy tego serdeczne dość.
- Ej słyszałam, że jesteście parą, to prawda? - powiedziała Emma, podchodząc do nas, kiedy skończyła się ostatnia lekcja.
- Kto ci to powiedział? - spytał Justin, był już tak zmęczony mówieniem, że to nie prawda, tak samo jak ja.
- Dobra Emma, tak jesteśmy parą idź powiedź to całej szkole i daj nam w końcu święty spokój.
- Nie, nie powiem tego nikomu, wiesz ile dziewczyn startuje do twojego chłopaka? W tym też ja. A no właśnie kiedy się spotkamy? - skierowała pytanie do Justina.
- Nigdy - odparł wyciągając mnie ze szkoły. - Teraz to już na pewno nie dadzą nam spokoju.
- Dostali to co chcieli, spoko Justin. Damy sobie z tym radę - odparłam i pociągnęłam go w kierunku przystanku. Staliśmy, nigdzie nie było miejsc siedzących, raz on leciał na mnie, kiedy autobus hamował, a ja na niego kiedy gwałtownie ruszał. Zastanawiałam się co ja zrobiłam, odpowiadając Emmie, że ja i Justin jesteśmy parą.
***
Moja mama nadal jest w śpiączce, nikt nic nie chce mi powiedzieć. To nie sprawiedliwe! Jestem załamana.
- Odprowadzę Cię - powiedział Justin, kiedy wyszliśmy z pojazdu.
- Nie, poradzę sobie. - odparłam kierując uśmiech w jego stronę. - I tak bardzo dużo już dla mnie zrobiłeś.
- Ale ..
- Przyjdź po mnie jutro. Cześć. - pożegnałam się machając mu. Odwróciłam się i poszłam w stronę mieszkania. Bez pukania weszłam do środka i doznałam szoku, nikogo tu nie było, bynajmniej na dole. Kiedy weszłam do kuchni, aby wypić szklankę wody, usłyszałam jak ktoś zbiega ze schodów.
- Tiffany! - usłyszałam pisk przyjaciółki. Jo od razu rzuciła się na mnie i zaczęła mnie mocno ściskać. Brakowało mi powietrza - Gdzie ty byłaś przez całą noc?
- Em ... no byłam z ... - nie dokończyłam zdania, kiedy w drzwiach zobaczyłam mojego eks.
- Martwiliśmy się - odparł wyciągając do mnie ręce.
- Rozumiem, że Jo i tata, ale ty? Nie miałeś takiego obowiązku - rzuciłam, lekceważąc jego gest.
- Daj spokój. - mówił idąc za mną do mojego pokoju.
- Gdzie tata?
- Pojechał do twojej mamy do szpitala. Chcesz to możemy tam jechać. 
- Nie chcę byłam już tam dziś z Justinem.
- A gdzie byłaś całą noc?
- Nic ci do tego.
- Byłaś z nim prawda?
- A nawet jeśli to co?
- Boże! Znacie się nie cały tydzień! A ty się już z nim puściłaś? Jak możesz być tak łatwa?! - niemal, że krzyczał, ale, kiedy mój mózg przetworzył słowa, jakie wypłynęły z jego ust, moja ręka sama podeszła do jego policzka i uderzyła go. Wyrzuciłam go ze swojego pokoju, miałam go serdecznie dość. Ustałam na środku pokoju, wzięłam głęboki oddech, wytarłam łzy spływające po moich policzkach i chwyciłam torbę, do której po chwili spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Otworzyłam okno i weszłam na gałąź drzewa, która sięgała do mojego szyby. Bałam się, że się pode mną zarwie, ale tak się nie stało. Kiedy moje nogi dotknęły ziemi, odetchnęłam z ulgą, bo wiedziałam, że teraz nie mogę już spaść. Dochodziła 20:00, a ja nie miałam ochoty wracać do domu, ale musiałam, nie miałam innego wyjścia. Ale postanowiłam, że zanim to zrobię, pójdę jeszcze w jedno miejsce. Usiadłam na brzegu jeziora i patrzyłam się w swoje odbicie, a w wodzie zauważyłam Justina, energicznie odwróciłam się, ale nikogo za mną nie było. Tak bardzo chciałam, żeby był przy mnie, że aż moja podświadomość mówiła, że tu jest. Znów skierowałam wzrok na tafle wody i znowu moje odbicie, nie było same.
- Tiffany? - zdawało mi się, że słyszę jego głos. Odwróciłam się i teraz dostrzegłam jego postać. Podniosłam się z trawy i rzuciłam w jego kierunku, wpadłam w jego ramiona, które ku mojemu zdziwieniu nie rozpłynęły się. Był ze mną tu, teraz.
- Dziękuję, że tu jesteś.
- Co się stało?
- To nie ważne, kiedy ty tu jesteś.
- Tiffany ..
- Przyjacielu .... - powiedziałam i mocno wtuliłam się w jego klatkę.
- Nazwałaś mnie ..? - zaczął zdziwiony, odsuwając mnie od siebie.
- przyjacielem - dokończyłam. Chłopak uśmiechnął się i podniósł mnie na ręce. Oboje zaczęliśmy się śmiać, tego właśnie potrzebowałam, wyluzowania, zapomnienia, kim jestem i skąd pochodzę, kto jest moim przyjacielem i byłym przyjacielem, kto jest moją rodziną, wtedy nie chciałam o tym pamiętać. Jedyne co się wtedy liczyło to, to, że byłam tam ja, Tiffany i Justin, mój przyjaciel.
                                                                                                                                                                       
Haha XDDD wiem, że krótki, ale no cóż takie też muszą być :)

sobota, 5 października 2013

Note 3

Po porannej toalecie, nabrałam ochotę na zjedzenie śniadania, co było dziwne, bo prawie nigdy go nie jadam. Zeszłam na dół do kuchni i zajrzałam do lodówki.
- Chcesz jajecznicy? - zapytał Eddie wchodząc do pomieszczenia.
- Mhm - odparłam zamykając lodówkę i siadając na krzesło przy stole. Jak grzeczna dziewczynka czekałam na śniadanie, które poda mi mama, ale zamiast mamy był przyjaciel, choć teraz nie wiem kim dla mnie był.
- Przepraszam - wydusił z siebie, kiedy podał mi talerz z jedzeniem.
- Za to, że przypiekłeś mi jedzenie?
- Za to, że cie wczoraj pocałowałem, nie powinienem.
- Eddie ....
- Wiem, że ciebie i Justina coś łączy, ale ja ...
- Jezu! Nic nas nie łączy prócz tego, że się kumplujemy, czy nie możesz tego zapamiętać?
- Ale ... - nie zdążył dokończyć, bo zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstał od stołu dając mi w spokoju dokończyć śniadanie.
- Hej jest Tiffany? - usłyszałam głos chłopaka, a po tym tylko dźwięk zamykających się drzwi. Szybko wstałam z krzesła i wyszłam z kuchni. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam Justina.
- Słuchaj, daj sobie z nią spokój.
- Bo co?
- Bo ja byłem pierwszy!
- To nie jest wytłumaczenie.
- Zamknij się i spadaj stąd ona nigdzie już z tobą nie pójdzie.
Jakim prawem on miał decydować o mnie? Nie miał takiego prawa, chwyciłam za klamkę i wyszłam do nich.
 - To nie zależy od ciebie - rzuciłam w kierunku Eddiego wymijając go. - Justin co ty tu robisz?
- Obiecałem, że przyjdę.
- Ale miałeś nie po drodze.
- To nie szkodzi, idziemy?
- Tak jasne.
- Tiff, poczekaj - rzucił Eddie. - Miałaś iść ze mną.
- Nic takiego nie mówiłam.
- No to przyjdę po ciebie, Justin będzie mógł odpocząć.
- Nie potrzebuję odpoczynku - odparł Justin. - Eddie, ja z wielką chęcią potowarzyszę Tiffany w szpitalu, a później bezpiecznie odprowadzę ją do domu, a teraz wybacz, musimy już iść.
Szłam z chłopakiem równym tempem, po drodze mało rozmawialiśmy, cały czas zerkaliśmy na siebie i uśmiechaliśmy się do siebie. Nawet na lekcjach na siebie zerkaliśmy, a kiedy nasze spojrzenia spotykały się szybko zrywałam ten kontakt, odkręcając głowę. Po lekcjach Justin od razu wyszedł ze szkoły nie czekając na mnie.
- Pewnie zapomniał - pomyślałam.
Udałam się w kierunku drzwi i mocno je pchnęłam. Przekroczyłam ich próg i na ławce zobaczyłam chłopaka.
- Co tak długo? - skierował pytanie w moim kierunku, podnosząc się  z ławki.
- Myślałam, że zapomniałeś.
- Nie mógłbym - obdarował mnie uśmiechem i zrównał ze mną tempo.

Weszliśmy do sali, w której leżała moja rodzicielka. Nadal była w śpiątce, nie budziła się. Lekarze sztucznie uśmiechali się w moim kierunku i kłamali mi w oczy, że ona się obudzi, choć wiedzieli, jaka jest prawda. Ona umiera, i nigdy mnie już nie zobaczy, nie zobaczy nigdy swoich jedynych wnuków, nie zobaczy mojego męża .... Coraz mocniej płakałam, i nie mogłam się powstrzymać. Justin objął mnie ramieniem.
- Chodźmy już - wyszeptał mi do ucha. - Tiffany
- Co ? - odburknęłam w jego stronę wychodząc ze szpitala i udając się do przystanku.
- Co się stało?
- Boli mnie to, że nikt nie chce powiedzieć mi prawdy, wszyscy do okoła  mnie okłamują, żeby mnie ni zranić, a prawda bolałaby mniej.
Chłopak przytulił mnie, zachował się jak prawdziwy przyjaciel tego właśnie mi brakowało.
- Jedźmy już - poprosiłam.
- Jasne. - odparł. Weszliśmy do zatłoczonego autobusu, w którym było wiele znajomych twarzy.
- A wy znowu razem? - spytała Emma przechodząc obok nas.
- Jak widać - odparł nie wzruszony jej obecnością Justin.
- Justin po co z nią jesteś? Przecież zakład się już skończył. - chłopak wziął mnie za rękę i wyprowadził z auta.
- Ale jeszcze dwa przystanki!
- Przejdziemy się.
Szliśmy spacerkiem w kierunku domu, cały czas trzymał mnie za rękę, a ja nie wyrywałam się.
- Nadal trzymamy się za ręce.
- Oh - mruknęłam i wyciągnęłam swoją dłoń z uścisku.
- Mogłem nic nie mówić - odparł i zaśmiał się, a ja razem z nim. Po 30 minutowej wędrówce w końcu dotarliśmy do celu.
- Jesteśmy! - krzyknęłam wchodząc z chłopakiem do domu.
- No to chodźcie do kuchni - usłyszałam głos taty. Złapał Justina za rękę i pociągnęłam w kieruknu pomieszczenia. Wszyscy już na nas czekali, na mnie. Nikt prócz taty nie wiedział, że Justin pojawi się na obiedzie.
- Zapraszam na spaghetti, mam nadzieję, że lubisz.
- Oczywiście, to jedno z moich ulubionych dań.
- Moich też! - rzuciłam w stronę chłopaka, uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam go. Zajeliśmy miejsca obok siebie i zaczęliśmy jeść.
- Słuchajcie, ja muszę iść do szpitala, muszę porozmawiać z lekarzem. - powiedział tata wstając od stołu i wkładając talerz do zmywarki.
- A więc Justin, po co spotykasz się z Tiffany? To jakiś zakład? - zapytał Eddie, kiedy tata już wyszedł. Oboje spojrzeliśmy na siebie,a ja tylko zaprzeczyłam głową, nic nie mówiłam mu o zakładzie, nic a nic.
- To nie jest zakład, Tiffany jest ... em .... Chcę ją po prostu bliżej poznać.
- Bliżej poznać? Teraz tak to się nazywa? Przyznaj chcesz ja tylko przelecieć.
 - Eddie!
- Słuchaj gościu nic o mnie nie wiesz, i nigdy się nie dowiesz, więc zamknij jadaczke i przestań mówić jakieś bzdury.
- Nie uda ci się jej zdobyć.
- A co próbowałeś? - zapadła cisza, tak prawda była taka, że tak, próbował. Za każdym razem, kiedy był u mnie, a moi rodzice byli po za domem on dobierał się do mnie, chciał mnie macać, ale ja szybko się od niego odsuwałam i wyganiałam z domu i tak było za każdym razem.
- Byłem pierwszym. - odparł dumnie Eddie, odjęło mi mowę, Justin znieruchomiał, a Jo tylko na mnie patrzyła z wyrzutem sumienia.
- Co? Chyba u kogoś innego! Nigdy ze mną nie spałeś! I nigdy nie będziesz spał. Jesteś po prostu skończoną świnią, za każdym razem, kiedy byliśmy sami w domu dobierałeś się do mnie, zawsze miałeś przy sobie prezerwatywę, na przypadek gdybym chciała to zrobić, ale nie chciałam. Inna dziewczyna na pierwszym spotkaniu poszła by z tobą do łóżka, ale nie ja! Eddie ... przegiąłeś. - wyrzuciłam z siebie emocje i wyszłam z domu, usiadłam na schodku i zaczęłam płakać.
- Czemu płaczesz? - zapytał Justin siadając obok mnie.
- Zostaw mnie samą.
- Nie mogę.
- Niby czemu?
- Obiecałem, że nigdy nie zostawię cię samej. - powiedział i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się jego ramię i już tylko szlochałam. Pogładził mnie ręką po włosach i pocałował w czubek głowy, był przyjacielem, zajmował miejsce Eddiego.
- Przepraszam. - wypowiedziałam przez szloch.
- Za co?
-  Za najgorszy dzień w twoim życiu.
- Ja się świetnie bawiłem.
- Nie kłam.
- Tiffany - zaczął biorąc moją twarz w swoje ręce - Jestem szczęśliwy, bo kolejny dzień spędziłem w twoim towarzystwie, a ten dzień się jeszcze nie skończył, możemy go naprawić.
- Jak? - spytałam wycierając łzy, chłopak wstał z betonowych schodów i wyciągnął ku mnie rękę, chwyciłam ją.
*** Eddie
Wiedziałem, że przesadziłem, ale co mogłem zrobić? Byłem cholernie zazdrosny, ale chciałem przeprosić. Wyszedłem na dwór, moje oczy zobaczyły coś czego na pewno nie chciały widzieć. Tiffany szła za rękę z Justinem, wycierając łzy, to przeze mnie płakała, nie mogłem sobie tego darować. Smuty wróciłem do domu i szybko biegłem do swojego pokoju, w którym czekała na mnie Jo.
- Co tu robisz? - zapytałem zdziwiony jej obecnością.   
- Przyszłam cię pocieszyć.
- Nie da się, no chyba, że umiesz cofnąć czas.
- Mam coś lepszego. - zbliżyła się do mnie i po prostu, bez żadnych pytań rozpieła mój pasek. Z nerwów nie wiedziałem co robię i ściągnąłem z niej bluzkę i przed sobą miałem jej dekold. Podniosłem wzrok na jej twarz, coraz bardziej się zbliżała, aż w końcu mnie pocałowała. Nie mogłem przestać to było silniejsze ode mnie. Ściągnąłem z siebie koszulkę, a jej zdjąłem spódniczkę. Stała przede mną moja przyjaciółka w samej bieliźnie, przypatrywałem się jej uważnie. Oboje byliśmy podnieceni, chwyciła gumkę moich bokserek, naciągnęła ją po czym puściła.Wiedziałem, że chciała to ze mną zrobić, ale ja miałem co do tego wątpliwości. Nie kochałem jej, a chciałem to zrobić z osobą, którą darze tym uczuciem, Tiffany.Wbiła się we mnie ustami i zaczęła namiętnie całować. Moje ręce same powędrowały do zapinki jej stanika i jednym ruchem ją rozpieły. Nie przestawaliśmy się całować, a we mnie rosło podniecenie. Rzuciłem ją na łóżko i wszedłem na nią, zacząłem powoli ściągać z niej dolną część bielizny.
- Eddie, zrób to. - po tych słowach szybko ściągnąłem z niej majtki i tym właśnie sposobem miałem pod sobą nagą Jo, krępowałem się, nigdy nie sądziłem, że znajdziemy się w takiej sytuacji. Ona jednak wiedziała czego chciała, bez wahania ściągnęła ze mnie bokserki. Patrzyła się na moją męskość i nic nie mówiła. Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwierających się drzwi. Oboje się wystraszyliśmy i zaczęliśmy się ubierać, słyszeliśmy kroki, osoby wchodzącej po chodach. Po chwili rozległo się pukanie.
- Proszę - zawołałem, kiedy Jo założyła na siebie ostatnią warstwę ubrań.
- Nie widzieliście Tiffany?
- Nie - odparliśmy zakłopotani tym co mogło się zdarzyć. Natychmiast wyszedłem z pokoju i poszedłem do kuchni napić się wody. Musiałem ochłonąć.
*** Tiffany
- Gdzie idziemy? - spytałam, kiedy nie orientowałam się w jakim miejscu się znajdujemy.
- W moim ulubionym miejscu.
- Nigdy tu nie byłam.
- W wielu miejscach jeszcze nie byłaś, zbiorę cię tam.
Obdarowałam go uśmiechem. Siedzieliśmy na trawie i rozmawialiśmy ze sobą.
- Cieszę się, że Eddie z tobą zerwał.
- Hm?
- Jeśli by tego nie zrobił t nie poznał bym cie.
- W takim razię, ja też się cieszę.
Przysunął się bliżej i objął mnie ramieniem. Wiem, że nie powinnam tak myśleć, wiem, że znamy się dopiero 3 dni, ale ... chciałabym żeby był moim chłopakiem. Minęło parę godzin, a my nadal tam byliśmy wpatrzeni w lustro wody.
- Wracajmy, twój tata na pewno się martwi.
- Justin, nie chcę wracać.
- Ale jutro szkoła i powinnaś się wyspać.
- Ja? Przecież ty też masz jutro szkołę.
- Ok, mam propozycję. Jeśli nie chcesz wracać do domu no to chodźmy do mnie, tam się prześpimy, a następnego dnia odprowadzę cię do domu i  ...
- Poczekasz na mnie, a później razem pójdziemy do szkoły. - dokończyłam za niego i skierowałam lekki uśmiech w jego stronę. Powoli podniósł się z trawy i stojąc na przeciw mnie z wyciągniętą ręką pomógł mi wstać.
- To tutaj - odparł po 15 minutowej wędrówce. Wyjął z kieszeni klucze i otworzył przede mną drzwi. Zawahałam się czy wejść. - Nie bój się, nikogo nie ma.
I właśnie tego się najbardziej obawiałam. Przekroczyłam  próg drzwi i zaczęłam rozglądać się po mieszkaniu. 
- To co robimy?
- Nie wiem to twój dom.
- Chcesz obejrzeć jakiś film?
- Zależy jaki gatunek.
- A jaki lubisz?
- Melodramat.
- Dlaczego?
- No bo są najbardziej realistycznymi filmami.
- A romanse?
- Nie wierzę w taką miłość, że ktoś kogoś zobaczy pierwszy raz i od razu się w nim zakochuje, beznadzieja.
- Tiffany .. ja .. - przerwał, kiedy zobaczył, że patrze na niego. - Obejrzyjmy horror.
Justin wyjął z szuflady płyty z filmami i podał mi je, wybrałam jeden z filmów, a kiedy włożyłam płytę do kina domowego, chłopak wszedł do pokoju z miską popcornu i dwoma szklankami coli.
- Dzięki - odparłam, kiedy wyciągnął ku mnie szklankę z piciem, zrobiłam małego łyka i odstawiłam szkło na stolik.  Film był straszny! Momentami nie wyrabiałam piszczałam ze strachu, chowałam głowę w jego klatkę piersiową lub zakrywałam rękoma twarz, żeby tylko nie widzieć tej sceny.
- Mam wyłączyć?
- Nie. - rzekłam i spojrzałam w jego stronę, delikatnie chwycił moją dłoń i splótł ją ze swoją. Uśmiechnęłam się pod nosem i pewniej wpatrywałam się w ekran telewizora. Video skończyło się około 2 rano.
- Czas spać - odparł chcąc puścić moją dłoń lecz ja tak mocno ją trzymając nie pozwoliłam mu wyjąć jej z uścisku. - Tiffany, chcę wyłączyć film.
Zawstydziłam się, od razu puściłam jego dłoń, a jego ciało podniosło się z kanapy, podeszło do telewizora i wyłączyło urządzenie.
- Ale ja nie chcę spać.
- Musisz się wyspać.
- No dobra, dasz mi jakiś koc?
- A po co ci koc?
- Żeby się przykryć. - odparłam wskazując na kanapę.
- Ty tu nie będziesz spała. Choć. - powiedział. Wstałam i poszłam z nim na górę, do jego pokoju. Jej całe ściany w plakatach, czułam się jak u siebie w pokoju. - Tutaj śpisz.
- Ale ...
- Żadnych ale, ja będę spał w pokoju obok, jak coś to możesz tam przyjść. - odparł wychodząc z pokoju.
- Justin - wypowiedziałam jego imię, na co reakcją było odwrócenie się w moją stronę. - Dasz mi jakiś ręcznik?
Chłopak odwrócił się do szafy stojącej przy drzwiach, wyjął z niej ręcznik i swoją koszulę, po czym podał mi te rzeczy. Uniosłam się delikatnie na palcach i odznaczyłam swoje usta na jego policzku.
- Chcę cię pocałować - powiedział zbliżając się do mnie. Patrzyłam na niego niewinnie, tak jakbym czekała, żeby to zrobił. Byliśmy na tyle blisko, że jeden przypadkowy ruch i nasze wargi poczuły by swój smak. Zamknęłam szybko oczy i odwróciłam się.
- Przepraszam - wyszeptałam i poszłam w kierunku łazienki. Wzięłam szybki prysznic, czułam jak woda spływa po moim ciele, jakby zmywała ze mnie wszystkie problemy związane z moim życiem, problemy z mamą, z Eddiem ... kiedy wytarłam ciało miękkim ręcznikiem i kiedy założyłam niebieską koszulkę Justina wyszłam z łazienki i poszłam do kuchni, z której czuć było zapach naleśników.
- Naleśniki to też jedno z moich ulubionych dań.- odparłam siadając przy blacie kuchennym.
- To dobrze. - odparł podając mi talerz z kolacją.
- Nie powinnam już jeść, przytyję.
- Tiffany i tak będziesz piękna.
Po zjedzonej kolacji poszliśmy do jego pokoju,  którym miałam spać.
- No to do jutra.
- Justin choć tu, przecież jeszcze nie idę spać. - rzekłam wciągając go do pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka i zaczęłam rozglądać się po pokoju. - O Matko! - powiedziałam energicznie wstając. - Nie mówiłeś, że grasz na gitarze!
- A czym tu się chwalić?
- Przestań, uwielbiam chłopaków, którzy grają. Zagraj mi coś - poprosiłam podając mu gitarę.
- Nie umiem.
- Przestań! Skoro nie umiesz, to co robi u ciebie ta gitara?
- No dobra, ale pod jednym warunkiem.
-Hm?
- Zaśpiewasz ze mną.
- Ale ja, nie znam słów i melodii i ...
- Zaraz poznasz. - chwycił gitarę, a drugą ręką skłonił mnie do zajęcia miejsca na łóżku przy nim. No i zaczął grać. Beautiful - Carly Rae Jepsen (Feat. Justin bieber)
- Hello, I know it’s been a while - zaczęłam niepewnie, ale po chwili byłam bardziej pewna siebie. -
I wonder where you are, and if you think of me.
Sometimes, cause you always on my mind.
You know I had it rough, trying to forget you but,
The more that I look around, the more I realize,
You’re all i’m looking for.
What makes you so beautiful, is you don’t know how beautiful you are to me.
You’re not trying to be perfect,
Nobody’s perfect, but you are, to me.
It’s how you take my breath away,
Feel the words that I don’t say.
I wish somehow, I could say them now,
Oh, oh, I could say them now, yeah.

- Just friends, the beginning of the end,
How do we make scence.
From we’re on our own,
It’s like you’re the other half of me.
I feel in complete, I should’ve known,
Nothing in the world compares to the feelings that we share,
So not fair.
What makes you so beautiful, is you don’t know how beautiful you are to me.
You’re not trying to be perfect,
Nobody’s perfect, but you are, to me.
It’s how you take my breath away,
Feel the words that I don’t say,
I wish somehow, I could say them now. - zaśpiewał swoją część i kiwnął głową w moją stronę, dając mi znak, że teraz śpiewamy razem.

-Oh, it’s not you, blame it all on me,
I was running from myself.
Cause I couldn’t tell how deep that we,
We were gonna be.
I was getting stress of me, but it hurts like hell,
Hope it’s not too late, just a twist of fate.

What makes you so beautiful, is you don’t know how beautiful you are to me.
You’re not trying to be perfect,
Nobody’s perfect, but you are, to me.
It’s how you take my breath away,
Feel the words that I don’t say.
I wish somehow, I could say them now.
Oh, oh, I could say them now. , mmm.
I could say them now. - wydobyły się z nas dźwięki, a już po chwili Justin skończył grać i cały czas patrzył się na mnie. Odstawił gitarę na bok, i znowu to zrobił, złączył nasze ręce. Skierowałam wzrok najpierw na nasze ręce, a później na jego twarz.
- Naprawdę chcę to zrobić, ale nie zrobię, póki nie poprosisz. - odparł puszczając moją rękę i wychodząc z pokoju. Chciałam krzyknąć jego imię, ale moje struny głosowe odmówiły posłuszeństwa. Podniosłam się z łóżka i poszłam do pokoju gościnnego, w którym zastałam Justina w samych bokserkach.
- Przepraszam - powiedziałam zawstydzona sytuacją, chłopak szybko wciągnął na siebie spodnie z powrotem i podszedł do mnie.
- Coś nie tak?
- Sądzisz, że teraz zasnę sama? - spytałam patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się do mnie. Chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam w kierunku pomieszczenia. Przykryłam się kołdrą i wskazałam Justinowi miejsce obok. - Chcę żebyś tu przyszedł.
Chłopak wszedł pod kołdrę i powoli przysunął się do mnie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zasnęłam.
                                                                                                                                                                   
Najdłuższy rozdział :)