niedziela, 24 listopada 2013

Note 15

      Ten rozdział zawiera treści erotyczne,  przeznaczony jest dla osób w wieku pełnoletnim.
Haha xdd oczywiście żartuje, róbcie co chcecie tylko komentujcie >.<

Nachylił się nade mną jeszcze bardziej i pocałował dolną wargę moich ust lekko ją przygryzając, po czym zszedł na dół i robił mokre ślady na nowo odkrytej skórze, którą był brzuch. Zjeżdżał coraz niżej, zsunął ze mnie moje czarne spodnie i tunikę, która była lekko podwinięta. Podniosłam się do siadu i przejęłam władzę, pocałowałam go, po czym moje ręce powędrowały do rozporka jego spodni. Nie przestając go całować, zaczęłam dotykać materiału jego bokserek. Chciałam je z niego ściągnąć, ale powstrzymał moje nadgarstki.
- Ja pierwszy. - odparł przekręcając mnie na plecy i rozpinając zapinkę mojego stanika. Nie zdążył zsunąć z moich piersi, bo oboje usłyszeliśmy dźwięk, otwierających się drzwi. Przestraszyłam się, od razu zaczęłam szukać swoich ubrań na podłodze, kiedy je znalazłam, nie zważając na to czy są one po lewej stronie czy po prawej założyłam je.
- Justin? - usłyszeliśmy kobiecy głos, zbliżający się do pokoju, w którym byliśmy. Kiedy oboje byliśmy ubrani, chłopak pokazał okno, ustałam przy nim, a on podbiegł do mnie i zaczął mnie całować, drzwi się otworzyły, a jego mama nas zobaczyła. Lekko się uśmiechnęła i wyszła, nic nie mówiąc.
- Masz fajną mamę. - powiedziałam, w momencie, kiedy moje oczy zaszkliły się. Przytulił mnie do siebie i wyszeptał do ucha :
-Twoja też na pewno była. - wymówił to tak delikatnie, aby mnie nie zranić, udało mu się. Podniosłam lekko głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
- Szkoda, że nie zostaliśmy u mnie. - rzekłam lekko się uśmiechając. Jako odpowiedź otrzymałam śmiech chłopaka.
- Kocham Cię. - wyszeptał łapiąc moją rękę i ciągnąc mnie w kierunku schodów, nie dał mi możliwości, wypowiedzenia słów wyrażających moje uczucie. Kiedy tylko postawiłam nogę na płaskiej powierzchni, kobieta wyszła z wielkim uśmiechem z kuchni.
- Cześć. - powiedziała i podeszła do mnie. - Jestem Patricia.
- Dzień dobry, a ja Tiffany. - odparłam z lekkim opóźnieniem, przytulając kobietę.
- Od dawna jesteście razem? - spytała odwracając się do nas plecami. Spojrzałam na Justina, a on już czekał na mój wzrok. Zamknęłam swoje oczy i wyobraziłam sobie tamtą sytuację.
- Od tygodnia. - powiedziałam otwierając swoje oczy, nie wiem ile czasu milczałam, ale w końcu szukałam odpowiedzi na poprzednie pytanie. Spojrzałam na Justina, który obserwował bacznie swoją mamę. - Justin ja już pójdę.
- Tiffany, zostań, proszę. - poprosił trzymając moją dłoń w swojej. - Jeśli nie chcesz zostać tu, to możemy się przejść.
- Jeśli ty chcesz.
- Z tobą zawsze. - odparłam zakładając buty i kurtkę. Justin wszedł w tym czasie do kuchni i powiedział coś mamię, ale nie usłyszałam, rozmawiali za cicho.Wyszedł z pomieszczenia i złapał moją rękę, wyciągając mnie z mieszkania. Szliśmy w półmroku, widać było księżyc, choć nie było pełni i tak było pięknie i romantycznie. - Umiesz pływać?
- Emmm tak mi się zdaję, ale ..... - mówiłam wolno, aby zrozumieć jego pytanie.
- No to chodźmy.
- Ale dokąd?
- Zobaczysz. - odparł całując mnie w usta i prowadząc w stronę jeziora. Szłam z nim rozglądając się dookoła siebie, aż do momentu zatrzymania się. Ustaliśmy na brzegu wody i zobaczyliśmy łódkę lekko kołyszącą się na tafli wody.
- Wow, to niesamowite. - odparłam, patrząc na chłopaka.
- Pozwolisz? - spytał wskakując lekko do łódki i podając mi rękę, jako pomoc. Bez wahania położyłam swoją dłoń na jego i poczułam ucisk. Postawiłam jedną wodę na drewnianej powierzchni i lekko się zawahałam lecz zdecydowałam się na powtórzenie czynności drugą nogą. Usiadłam w kajaku na "ławeczce" przesuwając się trochę, tak aby Justin się też zmieścił. Oparłam swoją głowę o jego i stwierdziłam, że to nie jest najwygodniejsza pozycja, więc przeniosłam się na podłogę łodzi ciągnąc za sobą chłopaka. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i patrzyłam w gwiazdy, obserwowałam jedną, tą która najjaśniej świeciła. Była piękna, wyróżniała się i chyba dlatego mi się spodoba, była niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. Z zamyślenia wyrwało mnie uczucie dotyku na swojej skórze. Spojrzałam na Justina i widziałam jak zostawia mokre znaki na mojej skórze.
- Justin - powiedziałam półgłosem zerkając jak podnosi swoją głowę, aby spojrzeć mi w oczy. Nastała chwilowa cisza, którą postanowiłam przerwać. - Kocham Cię.
Przybliżył się po do mnie i delikatnie musnął moją wargę, po czym oddalił się, by po chwili znowu powrócić z większą namiętnością.

Dwa tygodnie później

Dzisiejszy dzień, zakończenie semestru i kilka dni wolnych. Właśnie wracałam do domu, powoli nie śpiesząc się. Szłam patrząc na moje trampki, które wydały mi się bardzo interesujące. Mój strój nagle stał się bardziej interesujący niż wcześniej, szłam podziwiając swoje ubrania, nie rozumiejąc czemu. Udało mi się dojść do domu bez większych problemów.
- Hej - przywitałam się przechodząc przez próg drzwi.
-Cześć. - powiedział stając w korytarzu. - Tiffany musimy porozmawiać.
- Mam się bać? - zapytałam z obawą w głosie, nigdy nie był taki poważny, zawsze żartował ze wszystkiego, czy to miało się teraz zmienić?
- Wiem, że bardzo związałaś się z tym miejscem, a może nie tyle miejscem co osobami w tym miejscu, a przeważnie z jedną, ale ... - zaciął się czekając na moją reakcję.
- Nie! - krzyknęłam, domyślałam się już o co chodzi, nie mogłam mu na to pozwolić. - Nie, ja nigdzie nie jadę, zostaję tu. Rozumiesz? Nigdzie nie jadę, nie chcę wyjeżdżać.
- Rozumiem Cię, że się zakochałaś, ale .... 
- Co ty możesz o tym wiedzieć? Nigdy cie nie ma, cały czas jesteś tylko w pracy, a teraz co? Chcesz, żebym znowu wróciła do Paryża? Nie ma takiej opcji. Jeśli chcesz możesz wracać sam, ale mnie zostaw w spokoju. - mówiłam podniesionym głosem. Kiedy wypowiedziałam ostatnie słowo odkręciła się na pięcie i wbiegłam po schodach do swojego pokoju, trzaskając drzwi, dając mu znak, że nie wygra ze mną i że tak łatwo się nie poddam. Rzuciłam się na łóżko i bez płaczu zastanawiałam się nad tym co miał na myśli mój ojciec. Musimy wyjechać, zapomnieć, tak będzie najlepiej. Tylko, że problem w tym, że ja nie chcę zapominać. Kocham Justina i nie chcę, aby to co nas łączy się rozwaliło, za długo na to pracowaliśmy, żeby teraz przez jedną tak głupią rzecz wszystko się spieprzyło.Wzięłam kolejny głęboki oddech, ale to nie pozwalało mi się uspokoić. Byłam zdruzgotana, miałam ochotę uciec z domu i pobiec do Justina, aby mnie przytulił i powiedział co mam zrobić, ale nie mogłam mu powiedzieć albo po prostu nie chciałam żeby wiedział. Zeszłam na dół do taty i zastałam go siedzącego na kanapie ze smutną miną. - Jeśli tak bardzo Ci zależy, to pojadę tam z tobą, ale obiecaj, że tu wrócimy.
- Na pewno nie w tym roku.
- Czyli co chwila mam zmieniać szkołę? W taki sposób w ogóle jej nie zdam, o to Ci chodzi? - pytałam już lekko wkurzona.
- Nie, ja po prostu chcę, żebyś trochę odpoczęła od tego miejsca. Może zapomniała o ...
- O czym? O mamie? O Justinie? O wszystkim co stało się tutaj?
- Może czas wrócić do przeszłości? Do Eddiego i ....
- O to ci chodzi tak? Nie mogłeś powiedzieć od razu? Posłuchaj mnie, Eddie jest dla mnie nikim, nigdy go nie kochałam, nigdy mu tego nie powiedziałam, myślałam, że to przyjdzie z czasem, ale tak się nie stało. Pojawił się Justin, który okazał się najlepszym przyjacielem na świecie, zakochałam się w nim i bez skrupułów mówię mu co do niego czuję. Eddie to zamknięty rozdział, do którego nie chcę wracać, rozumiesz? - wyrzuciłam swoje myśli tak, aby wreszcie pojął, że tak naprawdę nie chcę stąd wyjeżdżać, mam tu wszystko czego potrzebuje, z wyjątkiem Jo, ale daję radę, nie poddaję się. Walczę teraz i będę walczyła do końca.
- To nie zmienia faktu, że jutro jedziemy do Paryża, już kupiłem bilety, więc nie możesz się wycofać.
- Aha, czyli ty po prostu chciałeś mnie o tym poinformować, a nie zapytać? Sam podjąłeś decyzję, twierdząc, że tak będzie lepiej? Myliłeś się, nie chcę wracać do Paryża.
- Nie masz wyjścia. - kiedy to usłyszałam moje oczy napełniły się łzami. Chwyciłam  kurtkę w rękę i wybiegłam na dwór. Nie mogłam uwierzyć jak mój ojciec się zachował, miałam prawie 17 lat, a on chciał mną rządzić? Nie dam mu sobą manipulować. Uciekłam z domu .....

Po dłuższym spacerze, który trwał około 40 minut, znalazłam się pod domem Justina, mając nadzieję, że jest sam. Weszłam po 4 schodkach w górę i za nim zapukałam w drewnianą powłokę wzięłam głęboki oddech.
- Tiffany! - przywitała mnie uśmiechnięta kobieta, po czym spojrzała na zegarek na lewym ręku i zrobiła zdziwioną minę. Wyjęłam telefon, aby zobaczyć godzinę, nie było aż tak późno dochodziła dopiero 18.30, więc nie rozumiałam jej zdziwienia.
- Jest Justin? - spytałam nadal stojąc na dworze.
- Tak, może wejdziesz? - dopiero po przekroczeniu progu mieszkania, dostrzegłam mamę chłopaka w bardzo ładnej sukience i makijażu.
- Bardzo ładnie pani wygląda - nie powiedziałam tego z grzeczności, naprawdę tak sądziłam.
- Bardzo dziękuję, właśnie wybieram się na randkę. - poinformowała mnie kobieta i poprawiła lekko włosy.
- Jest idealnie. - odparłam, a dźwięk dzwonka do drzwi zabrzęczał.
- To pewnie on. Justin jest na górze. Do zobaczenia. - powiedziała zabierając z krzesła swój żakiet i wyszła z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Rozejrzałam się po parterze i postanowiłam wejść na piętro. Po cichu, aby nie wydać, że ktoś jest w domu. Lekko zapukałam do drzwi chłopaka,  jak to robiła jego mama. Nastała chwila ciszy, grająca gitara przestała grać, a głos chłopaka ucichł. Podszedł do drzwi i je otworzył.
- Mówiłem Ci, że nie mam nic przeciwko .. - mówił na jednym tchu nie otwierając oczu. - Tiffany, co ty tu robisz?
- Muszę Ci coś powiedzieć. - odparłam wchodząc do środka pokoju. - Justin ja ....
- Zaraz, poczekaj najpierw to. - powiedział ujmując moją twarz w dłonie i delikatni pocałował moje wargi.
- Muszę wrócić do Paryża. - powiedziałam, kiedy tylko odsunął się od moich ust.
- Co? Ale dlaczego? - spytał zaniepokojony.
- Mój tata chce, żebym wróciła tam na stałe. - odparłam prawie płacząc. - Ale on nie rozumie, że ja tego nie chcę.
- Kocham Cię i jakkolwiek będzie brzmiała twoja decyzja ja zawsze będę po twojej stronie rozumiesz?
- Ale ja nie chcę wyjeżdżać, bo kiedy to zrobię to przestaniemy się spotykać, a tego nie chcę. Jesteś pierwszym chłopakiem, którego kocham. Nie chcę tego zmarnować, bo ty też mnie kochasz, to nie zdarza się tak często. - rzekłam przytulając się do jego klatki piersiowej. 
- Nigdy o tobie nie zapomnę. - powiedział całując mnie w czubek głowy. - Jesteś dla mnie wszystkim.
- Tak samo  jak ty dla mnie.


*** Justin
- Jesteś dla mnie wszystkim - powiedziałem, a jej oczy automatycznie się zabłysnęły. Ucieszyła mnie taka reakcja. Nie wiedziałem jaką decyzję podejmie i to mnie bolało, to może być nasz ostatni dzień spęczony razem. Nie mogę go zmarnować, chcę, żeby  nigdy go nie zapomniała.
- Tak samo jak ty dla mnie. - kiedy wypowiedziała te słowa, mogłem wszystko. Objąłem ją w pasie i przysunąłem jeszcze bardziej do siebie. Spojrzała na mnie z dołu, wyglądała tak niewinnie, pocałowałem ją w usta, przeobrażając delikatny całus w namiętne wyznanie. Nie odrywałem swoich ust od jej warg, dopóki nie zostałem popchnięty w stronę łóżka, usiadłem na nim, a ona zajęła miejsce na moich kolanach. Znowu się pocałowaliśmy, a kolejne ruchy, były coraz bardziej namiętne niż wcześniejsze. Złapałem za końcówkę materiału jej bluzki i pociągnąłem do góry. Podniosła ręce, a ja dokończyłem ściąganie z niej koszulki, przed moimi oczami ukazał się fioletowy, koronkowy stanik, nie mogłem oderwać od niego wzroku, aż do momentu, kiedy złapała moją brody i znów pocałowała usta. Zabrałem się za guzik od jej spodni, nie protestowała, ku mojemu zdziwieniu pomogła mi. Sunęła sama z siebie dolną część odzieży i pozbyła się obuwia. Po chwili wróciła do mnie i ściągnęła ze moją koszulkę, ukazał się mój tors, który bardzo ją zainteresował. Zaczęła robić dziwne znaki na mojej skórze. Postanowiłem zacząć to do czego ta sytuacja zmierzała. Zdjąłem ją ze swoich kolan i położyłem na pościeli. Leżała pode mną czekając na mój ruch, delikatnie pocałowałem jej wargi, później odznaczyłem swoje usta na jej szyi i cały czas schodziłem niżej. Pocałowałem skórę jej dekoltu, a ona lekko się spięła.
- Na pewno? - spytałem się jej chcąc upewnić się, czy tego chce.
- Tak. - powiedziała przygryzając lekko dolną wargę. Patrzyłem jeszcze na nią przez chwilę, po czym wróciłem do poprzedniego zajęcia. Bez problemu poradziłem sobie z zapięciem od jej stanika. Jęknęła cicho, kiedy wziąłem do buzi jeden z jej gruczołów sutkowych. Ścisnąłem lekko jej pierś i to samo zrobiłem z drugą. Słuchałem, jak cicho jęczy, miałem tylko nadzieję, że z rozkoszy.
*** Tiffany
Nie mogłam się powstrzymać, jęki same wychodziły z moich ust. Próbowałam je powstrzymać, ale nic z tego, nie udawało mi się. Pierwszy raz czułam coś takiego, było to jednocześnie dziwne, ale i przyjemne, dlatego nie chciałam, żeby przestawał. Ciepłą dłonią musnął wewnętrzną stronę uda, to samo miejsce, jęknęłam cicho, kiedy delikatnie przejechał palcami po mojej bieliźnie. Zaczął masować wrażliwe miejsce, a moje biodra zaczęły poruszać się pod wpływem przyjemnego uczucia. Powoli wsunął swoją rękę pod materiał moich majtek zaczynając kciukiem łagodnie masować moją łechtaczkę.  Ciche jęknięcia wypływały z moich rozchylonych ust. Położył swoje dłonie na moich udach, lekko je rozchylając. Znowu zagłębił się w mojej bieliźnie. Tym razem, jego środkowy palec znalazł się tuż przy moim wejściu. Łagodnie wsunął we mnie palec. To jednak nie powstrzymało cichego jęknięcia. Kiedy chwilowo zaprzestał robić tą czynność chciałam się z nim trochę podroczyć, więc przesunęłam się trochę na łóżku, uciekając od jego dotyku, jednak na próżno zabawa skończyła się bardzo szybko. Justin chwycił moje kostki u nóg i z łatwością przyciągnął mnie bliżej siebie. Lekko zachichotałam, wywołując uśmiech na jego twarzy. Złapał za gumkę moich majtek i bez problemu pozbył się ich ze mnie. Zacisnęłam mocno nogi lecz na próżno, Justin już rozchylił moje uda i patrzył prosto w moje oczy. Przysunął się do mnie delikatnie i musnął moją dolną wargę. Wrócił do poprzedniej pozycji i po chwili poczułam jak jego ciepły język liże moje centrum.  Jego dłonie natychmiast powstrzymały moje uda od zaciśnięcia się, aby mógł kontynuować. Nie byłam w stanie kontrolować jęków wydostających się z moich ust. Nie wiedziałam co zrobić z rękoma, postanowiłam jedną zacisnąć na prześcieradle, a drugą na poduszce, która znajdowała się nad moją głową. Mały pisk uciekł z moich ust, kiedy jego język wsunął się do mojego wejścia.
- Mam przestać? - spytał wysuwając się z pomiędzy moich ud.
- Nie - mruknęłam z ledwością łapiąc oddech. Powrócił do poprzedniego zajęcia troszeczkę zmieniając swoje zamiary jedna z jego rąk opuściła moje udo i środkowym palcem najpierw przejechał wzdłuż mojego wejścia, by po chwili powoli się w nie wsunąć. Czułam jak wsuwa i wysuwa ze mnie palec, jeżdżąc językiem po mojej łechtaczce. Przerwał, widział, że dochodzę do tego do czego dążył. Przywarł do moich ust  i wkradł się językiem przez moje rozchylone wargi. Zaśmiał się lekko, kiedy jęknęłam w jego usta. Ręka z jego biodra przeniosła się z powrotem do mojego wejścia. Zakreślił kilka kółek wokół niego, by po chwili wsunąć palec. Całował mnie nie przestając zaczętej niedawno czynności. I po chwili doszłam. Chłopak wysunął ze mnie swój palec i położył się obok mnie.
- I jak się czujesz? - spytał odkręcając się w moją stronę.
- Bez silnie. - odparłam, a na ustach chłopaka pojawił się łobuzerski uśmiech. - Ale nie na tyle żeby się nie zrewanżować.
Mina Justina była bezcenna, lekko zdziwiona, trochę bardziej radosna. Wisiałam nad chłopakiem całkiem naga już nie zwracając na to uwagi. Szybko poradziłam sobie z rozporkiem jego spodni następnie się ich pozbywając. Justin leżał pode mną w samych bokserkach, zniżyłam się lekko i przejechałam ręką po materiale jego majtek, poczułam górkę, którą robił jego penis. Złapałam za gumkę materiału i delikatnie zsunęłam na dół, ręce chłopaka znalazły się na moich.
- Jeśli nie chcesz to ...
- Chcę, i muszę się zrewanżować. - odparłam uśmiechając się do niego. Ściągnęłam z niego ostatnią część ubioru i spojrzałam na jego męskość. Oderwałam od tego wzrok, aby spojrzeć na Justina. Pocałowałam go jeszcze raz i wróciłam do poprzedniego poziomu. Chłopak usiadł na brzegu łóżka, a ja uklękłam przed nim pomiędzy jego nogami. Usta Justina delikatnie się rozchyliły, kiedy dotknęłam swoją  dłonią jego drżącej erekcji. Poruszałam swoją ręką w górę i dół sprawiając mu przyjemność. Czułam jego dłoń, która lekko dotykała mojej, gdy zbliżałam się do jego końcówki. Po kilku minutach zauważyłam, ze oddech chłopaka znacząco przyspieszył, jego klatka unosiła się i opadała coraz szybciej. Nie przestawałam lekko pocierać kciukiem główki jego męskości , czemu towarzyszyły niskie jęknięcia wydostające się z jego ust. Przysunęłam się nieco bliżej. Moja lewa ręka znalazła się na jego kolanie, podczas gdy prawą śmiało dotykałam jego erekcji. Przyglądał się intensywnie przez wpół otwarte powieki jak zostawiam małe pocałunki na jego twardej długości, kreśląc przy tym językiem ślady od spodu.  Mój język wkrótce oplótł  główkę jego penisa. Justin w odpowiedzi lekko uniósł swoje biodra z materaca. Z jego ust wydobył się niskie mruknięcie. Postanowiłam użyć swojej dłoni do masowania jego długości, podczas gdy do ust wzięłam tylko niedługą część. Moje ruchy stały się szybsze, zwiększyłam częstotliwość z jaką poruszałam moją dłonią wokół jego penisa. Mocniej zacisnęłam palce na jego udzie, jego oczy momentalnie się zamknęły, a z rozchylonych warg nie przestały wydostawać się głębokie westchnięcia. Kiedy z powrotem skupił swój wzrok na mnie przesunął lekko swoją dłoń i delikatnie przejeżdżał opuszkami palców po moim policzku. Delikatnie przejechałam językiem po małej szczelinie, kropelki substancji, które z niej wypłynęły miały słony smak. Przeniosłam swoją rękę na jego jądra i delikatnie ścisnęłam, ciecz wyprysnęła z jego męskości i osadziła się na moich piersiach. Justin podał mi rękę, którą bez wahania złapałam. Pociągnął mnie ku sobie i pocałował, po czym przekręcił na plecy i pozbył się substancji z mojego biustu. Śmialiśmy się, ale oboje wiedzieliśmy, że to jeszcze nie wszystko. Chłopak przesunął się po pościeli w kierunku szafki, otworzył ją i wyjął z niej małe opakowanie z prezerwatywą.
- Chcesz tego? - spytał zamykając półkę.
- Chcę to przeżyć z tobą. - powiedziałam przybliżając się do niego i zostawiając znak swojej miłości na jego ustach.  Delikatnie się uśmiechnął i bez problemu poradził sobie z folią zabezpieczenia. Zaczęłam się denerwować, nie wiem czemu, może dlatego, że jeszcze tego nie robiłam?
- Tiffany, ja też jeszcze tego nie robiłem. - odparł jakby czytając w moich myślach. Pocałowałam go jeszcze raz i przysunęłam się do oparcia łóżka. Chłopak założył gumkę na swoją męskość i przysunął się do mnie. Znalazł wejście w mojej kobiecości i wsunął się we mnie. Poczułam ból, kiedy przebił moją błonę dziewiczą. - Przepraszam.
- Nic się nie stało. - zapewniłam go, choć tak naprawdę bolało, nie rozumiałam jak ludzie mogą to robić, jak kobiety mogą to robić. Po kolejnym wysunięciu się i wsunięciu się penisa we mnie, wreszcie poczułam przyjemność. Zaczęłam się cieszyć stosunkiem razem z nim. Z naszych ust wydobywały się jęknięcia, nie hamowaliśmy się, byliśmy bez oporów, cieszyliśmy się, że jesteśmy teraz razem. Oboje doszliśmy w tym samym czasie. Justin zsunął ze swojego penisa zużytą prezerwatywę i wyrzucił ją do kosza. Odwrócił się do mnie i pocałował mnie. - Kocham Cię.
- Ja ciebie też Tiffany. I cieszę się, że przyszłaś do mnie.
- Ja też się bardzo cieszę. - odparłam ponownie go całując. Dochodziła godzina 22.00, a my nadal leżeliśmy bez ubrań wtuleni w siebie. - Ja powinnam już iść.
- Dlaczego? - spytała. Zeszłam z materacu i założyłam swoją bieliznę, która leżała na podłodze. Justin powtórzył mój ruch i też się ubrał. - Zostań, to ostatnia noc.
- Zgoda. - uśmiechnęłam się i znów złączyłam nasze usta w namiętny pocałunek.


                                                                                                                                                                     
 Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale nie było tak łatwo napisać ten rozdział >.< Mam nadzieję, że się podoba. Komentujcie >.<

piątek, 15 listopada 2013

Note 14


Przebudziłam się z wielkim bólem głowy i suchością w gardle. Tak, upiłam się, tak, miałam kaca. Trudno, żeby go nie mieć po wypiciu całej butelki alkoholu. Miałam iść dzisiaj do szkoły, ale co poradzę, że nie mogłam wstać z łóżka? Była 5:30, doskonała pora, aby wstać i przełamać kaca. Nie mając siły iść na nogach, spadłam z sofy i zaczęłam się czołgać po ziemi, aż do łazienki. Opierając się o kabinę prysznicową udało mi się podnieść, umyć zęby i zmyć z siebie brudy wczorajszego dnia. Owinęłam mokre ciało w ręcznik i słysząc pukanie do drzwi poszłam je otworzyć.
- Justin? - zrobiłam zdziwioną minę widząc go u mnie w domu. - Co ty tu robisz?
- Przyszedłem do ciebie. Szykuj się do szkoły, kochanie. - odparł całując mnie w policzek. Na moje szczęście zdążyłam umyć zęby i pozbyć się nieprzyjemnego zapachu wódki. Spokojna wróciłam do łazienki, aby dokończyć swoją poranną toaletę. Ubrałam ciemne ubrania, zważając na to co się wczoraj stało. Musiałam obchodzić żałobę i musiałam poinformować o tym tatę. Wyszłam z łazienki i od razu weszłam do salonu. Zauważyłam Justina trzymającego butelkę substancji, która wczoraj znajdywała się w moim brzuchu.
- Eee ... - próbowałam wytłumaczyć, ale nie mogłam znaleźć odpowiednich słów.
- Tiffany, co tu się stało? - spytał się chłopak podchodząc do mnie i odstawiając po drodze butelkę na stolik. - Mi możesz powiedzieć.
I tu był waśnie problem, ja nie chciałam o tym mówić. Nie chciałam przypominać sobie tego, co się wczoraj stało. Ale sądziłam, że kiedy to zrobię będzie mi łatwiej, myliłam się.
- Wczoraj była u mnie Ana.
- I co razem piłyście? - przerwał mi w pół zdaniu i czekał, aż znowu zacznę opowiadać swoją historię.
- Nie. Ona opowiedziała mi waszą historię.
- Jaką historię?
- Tą, o której nie chciałeś mi opowiedzieć. - odparłam zakładając buty i biorąc torebkę. Wyszliśmy do szkoły, a ja dalej ciągnęłam moje opowiadanie. - O tym, że ty i Ana byliście parą przed moim pojawieniem się tutaj.
- To był przypadkowy związek, ona prosiła mnie już tyle razy, abyśmy ze sobą byli więc w końcu się zgodziłem. - opowiedział swoją wersję wydarzeń i czekał na to kogo opowieść poprę.
- Mówiła jeszcze, że była w tobie zakochana. A kiedy pojawiłam się ja, ty po prostu z nią zerwałeś i zacząłeś kręcić się w okół mnie.
- Hahaha - zaśmiał się ironicznie. - Tak, chodziliśmy ze sobą, chyba z 2 tygodnie. Nie układało się nam. Po drodze ona mnie jeszcze zdradziła. Wszystko było skończone w tym miesiącu, w którym się zaczęło.
- Mówisz prawdę? - spytałam zatrzymując się przed nim i patrząc mu w oczy.
- Ciebie bym nie okłamał. - powiedział ująwszy moją twarz w swoje dłonie. - Kocham Cię.
Przysunął się do mnie i delikatnie pocałował dolną wargę moich ust, kiedy tylko trochę się odsunął, położyłam swoje ręce na jego karku i wbiłam się w niego, namiętnie go całując. Wszyscy się na nas patrzyli, w końcu byliśmy już pod szkoła.
- Róbcie to za terenem szkoły - odparł jakiś nauczyciel mijając na i doprowadzając nas do porządku.
- Zapomniałam, że tu jest zakaz. - odparłam lekko się uśmiechając.
- Nie tylko ty. - rzekł jeszcze raz się do mnie przysuwając i zostawiając mokry ślad na moim gołym ramieniu, z którego zsunął kawałek bluzki. - A jaka jest druga sprawa?
- Druga? - udałam zdziwioną, kiedy o to pytał.
- Wątpię w to, że przez to co Ana ci naopowiadała, upiłaś się. A więc co się stało?
- Powiem Ci po szkole, bo to nie jest odpowiednie miejsce, na tego typu rozmowy. - udawałam twardą, choć tak naprawdę moje oczy zaszły już łzami. Kiedy tylko o tym myślę, czuję się taka bezbronna, taka samotna, bo nikt o tym nie wiedział, prócz mnie.

Czekał na mnie przy mojej szafce. Oparty o ścianę i patrzący w moją stronę. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do niego.
- To rozdzielamy się i spotykamy o 20:30? - spytał totalnie zapominając o naszej wcześniejszej rozmowie.
- Co? - zapytałam zapominając o umówionym spotkaniu.
- Idziemy na imprezę?
- Emm Justin, nie ja nie mogę iść.
- Dlaczego przecież wczoraj ....
- Justin moja mam nie żyje. - wydusiłam to w końcu z siebie. Stał na przeciw mnie i patrzył mi w oczy, czułam jak znowu zachodzą łzami. Wtuliłam się w jego klatkę i rozpłakałam jak małe dziecko. Chciałam, żeby mnie obejmował, bo wtedy czułam się bezpieczniej, czułam się jakby nikt nie mógł zrobić mi krzywdy fizycznej jak i psychicznej. - Właśnie dlatego rano byłam w takim stanie.
- Dlaczego nie powiedziałaś od razu? - zadał kolejne pytanie mocniej mnie do siebie przytulając. - Nie pozwoliłbym zostać ci wtedy samej, dlaczego nie zadzwoniłaś?
- Bo chciałam być sama. - odparłam delikatnie się od niego odsuwając.
- Nigdy więcej nie będziesz, rozumiesz? Nie pozwolę Ci zniszczyć sobie życia przez alkohol. Jasne? Kocham Cię i dlatego nigdy cię już nie opuszczę. Będę u ciebie nocował, albo ty u mnie, w zależności gdzie będziesz chciała. Jasne? - przekonywał mnie trochę mną szarpiąc. Patrzyłam na niego i kiwałam potakująco głową.  - Rezygnujemy z imprezy, ale chyba do parku możemy iść.
- Możemy.
- Wieczorem. - odparł łapiąc moją dłoń i wyprowadzając mnie ze szkoły. Nie odzywał się do mnie przez całą drogę, a ja do niego. Ale to nie była niezręczna cisza, dał mi czas do namysłu. - Mam wejść?
- Nie, przyjdź po mnie później muszę się przyszykować i zadzwonić do taty, aby wszystko mu opowiedzieć, omijając szczegół, że się upiłam. To pa. - pożegnałam się zostawiając mokry ślad ust na jego policzku. Weszłam do środka mieszkania, zdjęłam buty i odwiesiłam kurtkę na haczyk. Wbiegłam po schodach na górę i zostawiłam torbę z książkami przed drzwiami pokoju. Wyjęłam z kieszeni spodni komórkę i przejechałam palcem po ekranie w odpowiednim wzorze w celu odblokowania go. Wybrałam numer na dotykowej klawiaturze i już po chwili usłyszałam sygnał łączenia.
- Tiffany? Coś się stało? Bo jestem w pracy i nie bardzo mogę rozmawiać.
- Mama nie żyje. - powiedziałam prosto z mostu ni owijając  bawełnę. - Umarła wczoraj wieczorem, ale ja nie miałam siły, aby do ciebie zadzwonić więc robię to dzisiaj. Proszę przyleć pierwszym samolotem, musimy wyprawić pogrzeb.
- Tiffany, oczywiści już zrywam się z pracy i lecę się pakować. Ale przylecę dopiero jutro, dzisiaj nie znajdę już wolnego miejsca.  A ty jak to zniosłaś?
- Tato, porozmawiamy jak przyjedziesz. Cześć. - pożegnałam i rozłączyłam. Pierwszy raz nie chciało mi się płakać, co było cudem. Mówiłam o tym, że moja rodzicielka nie żyje, a moje oczy nie były zalane łzami. Weszłam po woli na piętro i otworzyłam drzwi do pokoju mamy. W środku pachniało nią. Czułam swoje dzieciństwo. Kochałam jej perfumy, zawsze, kiedy tylko nie było jej w domu wchodziłam do jej pomieszczenia i psikałam się perfumami, a później szłam spotkać się z Eddiem. Wzięłam do ręki buteleczkę z kosmetykiem i nacisnęłam guzik. Substancja pod postacią pyłku osadziła się na mojej szyi. Odłożyłam perfumy na biurko i poszłam w inny kąt pokoju. Zajrzałam do szafy i wyjęłam z niej jedną z ulubionych bluzek mamy, przymierzyłam ją, nadal nią pachniała, kiedy tak patrzyłam w lustro, moje oczy automatycznie napełniły się łzami.
- Nigdy więcej jej nie zobaczę - pomyślałam i otarłam zewnętrzną stroną dłoni łzę, która spłynęła po moim policzku. Wychodząc z pokoju, zamknęłam za sobą drzwi, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się inaczej. Przejechałam cienkim pędzelkiem od błyszczyka po górnej  i dolnej wardze i poszłam otworzyć drzwi.
- Hej - powiedział mierząc mnie od dołu do góry, zatrzymując się na moich oczach.
- Cześć -  przywitałam się lekko dotykając jego usta.
- Idziemy? - spytał łapiąc mnie za rękę i przyciągając do swojego ciała.
- Mhm - mruknęłam gasząc światło w przedpokoju i zamykając za sobą drzwi na klucz. - To idziemy na spacer?
- A wolisz gdzieś indziej?
- Wolę iść do ciebie. - wyszeptałam łapiąc go za brzegi jego kurtki.
- Możemy zostać u ciebie. - poinformował mnie zjerzdzając swoimi dłońmi na moje pośladki.
- Wolę u ciebie. - powiedziałam jeszcze raz ciągnąć go w stronę jego domu.
- Zgoda. - odparł poddając się i idąc w tym samym kierunku.

Wpuścił mnie pierwszą do domu, zachowując się jak dżentelmen. Zdjęłam grzecznie buty i kurtkę i odwróciłam się do niego przodem. Zawiesiłam swoje ręce na jego szyi i pocałowałam. Z każdym mniejszym złączeniem ust, zbliżaliśmy się do tego najcieplejszego, najbardziej pełnego namiętności. Justin wziął mnie na ręce, a ja oplotłam swoje nogi w okół jego bioder i zostałam przepchnięta do ściany. Pocałował mnie, namiętnie, nie robiąc ani chwili na oddech.
- Justin - próbowałam wypowiedzieć jego imię, aby choć na chwilę się odsunął. - Zaraz zabraknie mi powietrza.
Lekko się odsunął i popatrzył mi w oczy, szyderczo się uśmiechnął i patrzył jak moja klatka piersiowa podnosi się i opuszcza w nierównym tempie.
- Coś się stało? - zapytał łobuzersko się uśmiechając. Pokiwałam przecząco głową, a on przysunął się do mojej twarzy i znowu złączył nasze wargi lecz tym razem całował delikatniej, tak aby starczyło nam sił na dłuższy pocałunek. Znowu zszedł z rękami niżej lekko ściskając moje pośladki. Wniósł mnie na górę do swojego pokoju i rzucił na łóżku, szybko ściągając z siebie koszulkę. Wszedł delikatnie na łóżko i kładąc swoją rękę na moim biodrze, delikatnie przejechał nią ku górze, zadzierając materiał mojej bluzki. Nachylił się nade mną jeszcze bardziej i pocałował dolną wargę moich ust dalej robiąc znaki na mojej nowo odkrytej skórze, którą był mój brzuch.



                                                                                                                                                                    
Jak możecie mi to robić? :( Tylko 4 komentarze? :( Chlip chlip ....
Komentujcie proszę <3

niedziela, 10 listopada 2013

Note 13

- Dlaczego?  - spytał jeszcze raz przejeżdżając po mojej ranie.
- To ... tylko zadrapanie. - próbowałam się wymigać od powiedzenia prawdy.
- Nie okłamuj mnie. Zrobiłaś to przeze mnie prawda? - obwiniał się tym co znajdowało się na moim udzie. W pewnym sensie w jakieś małej części to była jego wina, ale ja nie mogłam mu przecież tego powiedzieć, już teraz był tym załamany, a kiedy przyznałabym mu rację, nie wiem co by zrobił.
- Nie - powiedziałam, ale mój głos się załamał dając znak, że go okłamuję.
- Przepraszam. - odparł ze łzami w oczach. Zsunął się i pocałował bolące miejsce. - Przepraszam, Tiffany, ja naprawdę przepraszam, ja  ....
- Justin, to nie twoja wina! - upierałam się.
- To dlaczego to zrobiłaś?
- Byłam na siebie zła.
- Na siebie? Za co?
- Nie rozmawiajmy o tym.
- Tiffany, ja chcę wiedzieć. Jeśli to nie przeze mnie to dlaczego?
- Poczułam się nieatrakcyjna. - skłamałam aby wyjść z tego trudnego dla mnie tematu. Chłopak wypuścił powietrze, najwidoczniej ulżyło mu, ale nadal widziałam jego szklane oczy.
- Nigdy więcej tak nie myśl. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem. - powiedział, a kąciki moich ust były już podniesione.

- Justin. - wyszeptałam, kiedy tylko otworzyłam oczy. - Obiecaj mi, że już zawsze tak będzie.
- Obiecuję. - rzekł i przysunął się do mnie. - Pamiętaj, kocham Cię.
Odkręciłam się przodem do niego i patrzyłam jak jego oczy błyszczą.
- Ja też Cię kocham. - odparłam całując jego usta.
- Czyli wybaczysz mi? - spytał z niepewnością w głosie.
- Już  to zrobiłam. - odparłam siadając na nim i znów łącząc nasze wargi. - A teraz wstawał, bo zaraz musimy iść do szkoły.
- Nie możemy zrobić sobie wolnego? - spytał przejmując nade mną kontrole i przewracając mnie na plecy.
- Kusząca propozycja, ale nie. - odparłam kładąc ręce na wyrzeźbionej klatce piersiowej.
- Skoro kusząca, no to zostańmy tu. - uwodził głosem, całując mnie po szyi. Lekko odepchnęłam go od siebie i uciekłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi łazienki. Usiadłam na brzegu wanny i czekałam, aż drewniana powłoka się otworzy i tak po krótkiej chwili się stało. Podszedł do mnie, i objął mnie ręką w talii przysuwając moje ciało do swojego. Znowu poczułam ucisk w brzuchu, zlekceważyłam go i wspięłam się na sylwetce chłopaka, oplatając nogami jego biodra.
- I co teraz zrobisz? - spytałam przybliżona twarzą do jego twarzy. I nagle po całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Otworzę drzwi.- rzekł opuszczając mnie delikatnie na ziemię. Zniknął za ścianą, słyszałam tylko jego kroki zmierzające w stronę wyjścia.
- Hej Tiffany, idziemy razem do .. eee  - powiedziała zaskoczona Ana. - Hej Justin.
- Cześć Ana, co ty tu robisz?
- Mogłabym zapytać ciebie o to samo. - odparła, a po jej słowach usłyszałam tylko dźwięk zamykających się drzwi.
*** Justin
- Masz czelność przychodzić tutaj po tym co zrobiłaś? - spytałem poważnym tonem.
- A co takiego zrobiłam? - udawała, że nie wie o co chodzi.
- Pocałowałaś mnie!
- Nie, to ty pocałowałeś mnie.
- Co ty pierdolisz? Nigdy bym cię nie pocałował, nie jesteś w moim typie.
- Justin, nie musisz się okłamywać, ja wiem, że cię pociągam i że chcesz ze mną być.
- Co? Chyba śnisz kobieto. Ja wiem, że to ja Ci się podobam, ale zapomnij ja jestem z Tiffany i kocham ją.
- Kochasz ją, bo dała ci dupy? - powiedziała tak bezczelnie, że miałem ochotę ją uderzyć, ale z ledwością się powstrzymałem.
- Nic mi nie dała. Ona nie jest tak łatwa jak ty. Prawie, każdy z klasy cie przeleciał. Chciałaś wbudzić we mnie jakieś emocje, które myślałyby, że skoro każdy się z tobą przespał to że jesteś nie wiadomo jak dobra w łóżku, ale ja nie mam potrzeby uprawiania sexu i na dodatek z tobą. A teraz, kiedy nikt nie chce już z tobą tego robić, zaprzyjaźniasz się z Tiffany, abym ja nie był z nią tylko z tobą. Chcesz po prostu mnie jej odbić. - wyrzuciłem z siebie to co miałem jej do zarzucenia, odwróciłem się od nie plecami i przed wejściem do domu wypowiedziałem jeszcze kilka słów. - Lepiej jak stąd pójdziesz, ona idzie ze mną do szkoły.
- Kto to? - spytała wychodząc z łazienki owinięta samym ręcznikiem. Jej mokre włosy opadały na jej gołe ramiona. Patrzyłem na nią, a moje podniecenie rosło wraz z każdą kolejną sekundą patrzenia na Tiffany. - Justin?
- Hm? - wyrwała mnie z zamyślenia podchodząc do mnie i wypowiadając moje imię swoim miękkim głosem.
- Kto to? - spytała ponownie, a ja zastanawiałem się, czy powiedzieć prawdę czy skłamać.
- Ana. - zdałem się na losy prawdy.
- Co ona tu robiła?
- Pytała się czy chcesz iść z nią do szkoły, ale powiedziałem, że idziesz ze mną.
- Uczepiła się mnie, po tym jak cię eee noo pocałowała jeszcze bardziej, a ja nie mam serca jej powiedzieć żeby się ode mnie odwaliła, - ulżyło mi, kiedy rzekła, że nie darzy ją sympatią.
- Ja mogę. - uśmiechnęła się i podała mi talerz z kanapkami, które właśnie zrobiła. Kiedy ja jadłem ona poszła na górę założyć świeże ubrania. 
- Idziemy? - spytała wciągając conversy na stopy.
- Jasne - odparłem odstawiając naczynie do zmywarki. Zakładając kurtki wyszliśmy na dwór. Złapałem ją za rękę i prowadziłem w miejsce, gdzie tak naprawdę nie mieliśmy iść.
- Justin? Szkoła jest tam. - rzekła, kiedy zobaczyła, że mijamy budynek.
- Wiem.
- To dlaczego idziemy tu? Spóźnimy się na zajęcia.
- Spokojnie, mamy jeszcze chwile. - odparłem zajmując miejsce na ławce w parku. Wziąłem ją na kolana i wpatrywałem się w jej oczy. - Tu odbędzie się nasza kolejna randka, jutro po imprezie w klubie.
- Jutro idziemy do klubu?
- Tak. Przyjdę po ciebie o 20:30, masz być gotowa skarbie. - odparłem całując ją w policzek.
- A jak mam się ubrać? - spytała wstając i wyciągając ku mnie rękę. Bez wahania ją chwyciłem i zostałem pociągnięty w kierunku budynku.
- Ładnie. - powiedziałem z nadzieją, że wyczuję w tym trochę seksowności.
- A co będziemy robić w parku? - zadała pytanie wchodząc za bramę, szkoły.
- Zobaczysz. - rzekłem obejmując ją w talii.
Weszliśmy do środka i oddaliśmy nasze nakrycia, po czym rozdzieliliśmy się, aby każdy mógł dojść do swojej klasy.
*** Tiffany
Równo z dzwoniekm weszłam do klasy i zajęłam jedyne wolne miejsce przy Anie.
- Hej. - przywitała obdarowując mnie szczerym uśmiechem. - Byłam dziś u ciebie, ale nie widziałam cię.
- Wiem, rozmawiałaś z Justinem.
- A ty co robiłeś?
- Ubierałam się - odparłam nie zważając na jakiekolwiek znaczenie moich słów.
- A po czym byłaś rozebrana? - spytała domyślając się czegoś co nigdy nie miało miejsca.
- Em sądzę, że po prysznicu. - odparłam bez emocji, nawet nie zerkając w jej stronę.
- Sory, wiem, że to nie moja sprawa, ale po prostu jako twoja przyjaciółka ...
- Ana, musimy sobie coś wyjaśnić. Nie próbuj udawać mojej przyjaciółki, bo nią nie jesteś i nigdy nie będziesz, więc daj sobie spokój z tym całym udawaniem. - powiedziałam pierwszy raz odwracając głowę w jej stronę. - A i od Justina też trzymaj się z daleka, pamiętaj, że to ja jestem jego dziewczyną i tylko ja mam prawo go całować, rozumiesz?
- Tak. - rzekła z opuszczoną głową. Nie chciałam być chamska, ale nie miałam innego wyjścia. Miałem jej serdecznie dość. Mogłabym wziąć jej głowę w ręce i walnąć kilka razy w chodnik, tak żeby zaczęła krwawić.

Zmęczona weszłam do domu i rzuciłam ciężką torbę na schody. Weszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki mleko, po czym wypiłam trochę. Słysząc pukanie do drzwi, zeskoczyłam z blatu i poszłam przywitać gościa.
- Muszę Ci coś powiedzieć. - powiedziała Ana, wchodząc bez zaproszenia do środka.
- No to mów. - odparłam upijając ostatni łyk nabiału ze szklanki.
- Kocham Justina. - pomiędzy słowami zrobiła dłuższą przerwę, aby zobaczyć moją reakcję. - I tylko dlatego go pocałowałam. To była tylko i wyłącznie moja wina. Ale byłam zazdrosna, w tamtym roku, kiedy ciebie jeszcze nie było przez jakiś czas ja i Justin byliśmy parą. Ale, kiedy pojawiłaś się ty, on nagle zwariował i zapomniał o wszystkich momentach jakie razem przeżyliśmy.
- Ile czasu byliście razem? - spytałam zaciekawiona historią. - Justin nigdy nie mówił, że wy ...
- Około 4 miesięcy. Nie miał się czym chwalić, wstydził się mnie. Ukrywaliśmy nas związek, spotykaliśmy się potajemnie. Ale teraz rozumiem dlaczego ze mną zerwał. - rzekła opierając się o ścianę przedpokoju. - Nigdy nie darzył mnie takim uczuciem jakim darzy ciebie.
- Ana to nie tak ja ....
- Nie miej wyrzutów, to przecież nie twoja wina. Tylko moja, przecież nie mogę być tobą. - urwała i wyszła. Byli razem, dopóki ja się nie pojawiłam, dręczyła mnie wina, gdybym się tu nie pojawiła, może Justin poczułby coś do Any i może coś by z tego wyszło? A przez moją decyzję wszystko zepsułam! Boże jaka ja jestem beznadziejna, nienawidzę siebie, jak mogłam to im zrobić?
Trzymałam telefon w ręku i niespokojna chodziłam w tę i we w tę, myśląc czy do niego zadzwonić i wszytko zakończyć. Chodziłam jeszcze kilka minut, po czym uświadomiłam sobie, że nie mogę tego zrobić. Nie mogę złamać sobie serca, ale z drugiej strony tu wcale nie chodzi o mnie. Ja nie mogę złamać mu serca, nie wytrzymałabym tego poczucia winy. Kochałam go i dlatego musiałam stłamsić w sobie to uczucie i przezwyciężyć je mocą miłości, którą czułam do chłopaka. Miałam już odkładać telefon na szklany stolik znajdujący się w salonie przy pomarańczowej kanapie, kiedy na ekranie wyświetlił się nieznajomy numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i rozpoczęłam konwersację.
- Halo?
- Tiffany Alvord? - spytał tajemniczy głos kobiety.
- Tak, a o co chodzi? - zapytałam lekko poddenerwowana.
- Jestem pielęgniarką ze szpitala, w którym leży twoja matka. Niestety mam złe wiadomości. - kiedy tylko to usłyszałam podeszłam do ściany czując, że nie będę mogła stać w miejscu. - Pani matka, robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale nic nie podziało, przykro mi, ale utraciliśmy ją.
Szlochając osunęłam się powoli na podłogę.
- Nie płacz, jeszcze nie teraz. - mówiłam sama do siebie udając silną.
- Bardzo mi przykro. - odparła kobieta rozłączając się.  I teraz poleciała fala łez. Nie panowałam nad tym. Znowu to się stało znowu czułam się wina zaistniałej sytuacji choć tak naprawdę nie miałam z nią ni wspólnego. Płakałam, i płakałam, aż w końcu przestałam, bo nawet na to nie znalazłam siły. Podniosłam się. Odłożyłam telefon na stół i podeszłam do drewnianego barku, w którym znajdywały się słodycze, ale nie tylko. Było tam jeszcze coś, coś czego właśnie potrzebowałam.  Alkohol. Chwyciłam butelkę i odkręciłam korek, rzucając nim na koniec pokoju. Zajęłam wcześniejsze miejsce i nie zważając na problemy wzięłam szyjkę butelki do ust i przechyliłam do góry. Przełknęłam mocny płyn i zrobiłam kwaśną minę, ale nie zniechęcałam się, piłam dalej. Doskonale wiedziałam, że wódka nie rozwiąże moich problemów, ale wtedy nic mnie nie obchodziło, dowiedziałam się, że Justin zataił przede mną ważny fakt, a moja matka, która była już w tak dobrym stanie, nagle przestała oddychać. Chciałam po prostu o wszystkim zapomnieć, znowu przechyliłam szklaną butelkę do góry dając upust moim problemom. Z każdym kolejnym łykiem czułam się coraz swobodniej i lepiej. Czułam jak alkohol przemieszcza się do każdej komórki mojego ciała, osłabiając organizm. Poczułam się słabo, zlekceważyłam to i wypiłam resztki cieczy z procentami. Z ledwością wstałam i odstawiłam butelkę na stół obok telefonu. Nie mogłam dojść do pokoju, więc położyłam się na kanapie i zasnęłam.



                                                                                                                                                                      
Dziękuję za komentarze, ale zauważam, że jest was coraz mniej :( Nie podoba się wam, że nie komentujecie? Dziękuję wszystkim moim stałym czytelnikom, dziękuję za obserwację i za pytania na asku. Mam prośbę, jeśli macie konto na bloggerze to dodajcie mój blog do obserwowanych. Bardzo mi na tym zależy c:

piątek, 8 listopada 2013

Note 12

Dzień był upalny. Nie chciałam zejść z łóżka, miałam obrzydzenie do szkoły, a może nie do tego tylko do Justina. Nie chciałam się z nim widzieć, zwłaszcza, że dzisiejsze lekcje miałam mieć prawie wszystkie z nim. Odrzucała mnie myśl siedzenia z nim i wysłuchiwania jego tłumaczeń, a może on wcale nie chciał się tłumaczyć? Chociaż 20 nieodebranych połączeń musi o czymś świadczyć. Kiedy niechętnie wstałam, poczułam nieprzyjemny ucisk w udzie. Krew znowu wypływała z ran na mojej nodze. Szybko pobiegłam do łazienki obmyć cięcia wodą utlenioną. Po powrocie do pokoju i zwlekaniem pójścia do szkoły, przemogłam się.
- Nie mogę okazać swojej słabości - pomyślałam i wzięłam się w garść. Nie mogłam założyć rajstop i spódniczki mimo upalnego zimowego dnia, bo widać by było to co wczoraj zrobiła moja ręka przesuwająca żyletkę. Postanowiłam złożyć białe spodnie i grubszą bluzę na wypadek gdyby później zrobiło się chłodniej. Chwyciłam torbę z książkami i bez śniadania wyszłam z domu z obawą, że spóźnię się do szkoły.
Weszłam do budynku z równym dzwonkiem, begiem ruszyłam w stronę klasy i bez spóźnienia udało mi się wślizgnąć do klasy niezauważona. Niestety, wróciła szara rzeczywistość, jedyne wolne miejsce było przy Justinie, przesunęłam swój wzrok po całej klasie i ujrzałam puste krzesło obok Any. Westchnęłam głośno. Spojrzałam na chłopaka, który nieśmiało się uśmiechał. Pokręciłam przecząco głową i poszłam w kierunku odkrytego niezajętego miejsca.
- Hej. - przywitała się Ana.
- Cześć. - odparłam nieco oschle.
- Czemu wczoraj nie zadzwoniłaś? Przecież miałyśmy się spotkać. - powiedziała udając jakby nic się wczoraj nie wydarzyło.
- Byłaś zajęta czymś innym. - rzuciłam w jej stronę lekko zerkając w kierunku starego miejsca.
- Ja? Ale ja wczoraj nic nie robiłam.
- Mogłabyś chociaż nie kłamać, przyjaciółko. - powiedziałam. Łapiąc rzeczy i wracając na swoje miejsce. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale nie chciałam już z nią rozmawiać. Nie wiem na kogo byłam bardziej zła. Na nią czy na niego.
- Cześć, Tiffany musimy pogadać.
- Nie ma o czym. - odparłam zapisując temat w zeszycie.
- Jest. - sprzeczał się Justin. Zlekceważyłam go i zaczęłam przepisywać to co nauczycielka pisała mazakiem po białej tablicy. Czułam jak się do mnie zbliża i szepcze mi coś do ucha, ale za nic nie mogłam zrozumieć z tych słów. Mimo całkowitego skupienia, nie słyszałam co do mnie mówił, dosłownie tak jakbym wyciszyła go. Pogrążyłam się w lekcji, unikałam jego wzroku, dotyku, ale za nic w świecie nie mogłam wyobrazić sobie, że to ktoś inny zajmuje miejsce obok mnie. Zabrzmiał dzwonek, a ja jak najszybciej starałam się spakować wszystkie rzeczy. Niestety za bardzo się śpieszyłam i przedmioty wyleciały mi z rąk.
- Kurwa. - zaklęłam pod nosem  kucając aby podnieść książki.
- Pomogę ci. - odparł zniżając się Nathan.
- Dziękuję - rzuciłam kierując uśmiech w jego stronę, kiedy odebrałam od niego moją własność.
- Nie ma za co. - rzekł wychodząc razem ze mną z klasy i idąc razem przez korytarz. - Jak ci się układa z Justinem?
- Emmm ja ten no .... hmm ... muszę już iść. - jąkałam się. Nie sądziłam, że zada takie pytanie. No tak, zapomniałam o tym, że ja i Justin jesteśmy parą. Nadal nią jesteśmy. Nie mogę się przełamać i z nim zerwać, po prostu nie potrafię, za bardzo mi na nim zależy. Za bardzo. Ponownie usłyszałam dźwięk dzwonka. Z oddali widziałam jak klasa wchodzi do sali, podbiegłam i zastałam przy drzwich Justina czekającego na mnie.
- Tiffany, poczekaj nauczyciela jeszcze nie ma. Mamy chwilę aby pogadać.
- Nie mamy o czym. - odparłam lekko zerkając w jego stronę. Wzięłam głęboki wdech i obojętnie przeszłam przed nim wchodząc do klasy. Nie zważałam na to, że próbował mnie zatrzymać, nie odwracałam się i tak uświadomiłam sobie, że mogę być silna. Przez resztę dnia unikałam go. A kiedy do mnie mówił udawałam, że nie słyszę. Schlebiało mi to, że tak mu na mnie zależało. Ale ja nadal widziałam przed sobą ich pocałunek i tak szybko go nie zapomnę.

- Tiffany, proszę daj mi szansę się wytłumaczyć. - drążył temat idąc w kierunku mojego domu obok mnie.
- Justin tu nie ma o czym rozmawiać.
- Jest.
- Masz 5 minut - odparłam zatrzymując się przed nim.
- Przepraszam, ja wiem jak to mogło wczoraj wyglądać, ale wcale tak nie było.
- Wiem co widziałam.
- Tak pocałowała mnie, ale nie ja ją! Tiffany musisz mi uwierzyć. Nie zdradziłbym cię.
- Ale to zrobiłeś.
- To ona mnie pocałowała, zrobiła to tak szybko, że nie zdążyłem zareagować. Proszę Cię, Tiffany, wybacz mi.
- To wszystko? - spytałam unikając jego wzroku. Śledziłam wszystko wzrokiem, drzewa, krzewy przysypane śniegiem, samochody mijające nas na ulicy.
- Spójrz na mnie. - powiedział i delikatnie potknął mojego policzka. O razu skierowałam oczy na niego. - Kocham Cię.
Podniosłam głowę wyżej i ze zdziwieniem patrzyłam na niego. Kąciki moich ust chciały się podnieść lecz ja nie pozwalałam im na to. Nie mogłam okazać mu swojej słabości. Chociaż już to zrobiłam kalecząc się.
- Muszę iść. - powiedziałam i energicznym krokiem ruszyłam w kierunku mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na drewnianych schodach w przedpokoju. - Dlaczego teraz? Dlaczego powiedział mi to akurat w takiej sytuacji?
Kiedy tylko wypowiedział te dwa słowa składające się z 9 liter, coś we mnie zaczęło skakać z radości. Poczułam się lepiej, ale nie mogłam mu wybaczyć. Po prostu, nie mogłam. Myślałam nad tym co najmniej  z dwie godziny.
- Chciał swoimi uczuciami zatuszować swój czyn. - wyniosłam z jego słów. - Tak naprawdę nie wiem czy mówił prawdę czy mnie okłamał.
Zaczęłam odrabiać zadane na jutro lekcję, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zbiegłam na dół i bez wahania pociągnęłam za klamkę.
- Wybacz mi. - powiedział Justin wchodząc do środka i klękając przede mną.
- Wstań, Justin. Proszę, wstań. To dziwnie wygląda, jakbyś ...
- Jakbym chciał Ci się oświadczyć?  A jeśli to teraz zrobię wybaczysz mi?
- Justin to nie jest takie proste. - zaczęłam odwracając się od niego i siadając na kuchennym blacie. Chłopak podniósł się i przysiadł obok mnie.
- Kocham Cię.
- Ja nie wiem czy mogę Ci wierzyć.
- Możesz. - odparł przekręcając moją głowę w jego stronę delikatnie muskając swoimi ustami moją dolną wargę. Patrzyłam na jego usta, żądałam więcej, ale powstrzymałam się i podniosłam wzrok na jego oczy.
- Kocham Cię. - wyszeptałam tak żeby z ledwością to usłyszał. Jego tęczówki zmieniły kolor na bardziej jaskrawy. Znowu się przybliżył i pocałował moje usta. Tylko, że ten pocałunek zawierał w sobie więcej emocji, był przesycony namiętnością.
- Przepraszam. - powiedział delikatnie się ode mnie odsuwając. Zeskoczył z blatu i wyszedł z kuchni. Słyszałam dźwięk zamykających się za nim drzwi. Myślałam, ze spuszczoną głową, patrzyłam na swoje nogi, którymi machałam do przodu i do tyłu. Niedbale osunęłam się po szafce i weszłam do łazienki ściągając z siebie spodnie. Znaki mojej słabości nie krwawiły, były ledwo widoczne. Czy to była magia? Wsunęłam się pod kabinę prysznicową i zmyłam z siebie dzisiejszy dzień.
Szczelnie okryłam się kołdrą lecz przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć.
- Możesz przyjść? - wybrałam numer chłopaka i wypowiedziałam dwa słowa, które po ich spełnieniu mogłoby zmienić wszystko.
- Już idę. - odparł rozłączając się. Zdziwiło mnie w jak szybkim tempie dotarł do mojego mieszkania. Kiedy tylko usłyszałam stukanie. W samej bieliźnie powędrowałam do drewnianej powłoki. - Co się stało?
- Nic. - odparłam przyciągając go do siebie i namiętnie całując. Nie wiedziałam co robię, ale chciałam tego. Sama nie wiedziałam czemu, ale właśnie tego mi brakowało. Nie odrywając od niego swoich warg chwyciłam go za materiał koszulki i zaczęłam ciągnąć w kierunku schodów, które miały zaprowadzić nas do mojego pokoju. Rzuciłam go na łóżko i zaczęłam ściągać z niego warstwę ubrań. Kiedy został w samych bokserkach, oderwałam się od jego ust i zmierzyłam go wzrokiem. - Na więcej nie licz.
- Nie liczyłem nawet na tak długi pocałunek. - powiedział wchodząc pod kołdrę i przytulając mnie do siebie. Pod pościelą położył swoją rękę na mojej nodze i jechał nią coraz wyżej. Kompletnie zapomniałam o tym co znajdywało się na moim udzie. Kiedy przejechał po ranach palcem, spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem i ściągnął ze mnie koc odkrywając moją słabość.
- Dlaczego? - spytał jeszcze raz przejeżdżając po mojej ranie.


                                                                                                                                                                   
Proszę komentujcie. Jest mi tak miło widzieć ile osób to czyta :D Dziękuję wam za to bardzo. I za te pytania na asku i fb kiedy kolejny rozdział. Dziękuję za wszystko. To jest pierwszy blog, którego czyta tak dużo osób, więc naprawdę za wszystko wam dziękuję :D I czekam na opinię rozdziału w komentarzach pod postem. Kocham was <3 


sobota, 2 listopada 2013

Note 11

Wchodząc do szkoły szybko zerknęłam na plan i sprawdziłam jakie mam lekcje.
- Super, żadnej lekcji z Justinem - czujecie ten sarkazm? Nienawidziłam wszystkich zajęć, które nas rozdzielały.
- Hej Tiffany - powiedziała Ana, rzucając się na mnie na środku korytarza.
- Hej - przywitałam się zdziwiona odwzajemniając jej uścisk.
- Powiedz mi co u ciebie słychać?
- Emmm no chyba wszystko dobrze, a czemu pytasz?
- No bo pomyślałam, że może chciałabyś nocować u mnie w następną sobotę?
- W następną sobotę? Wiesz nie za bardzo, bo ten no ... jestem już umówiona.
- Nie masz dla mnie czasu? Nawet tej jednej nocy?
- Ale możemy się spotkać z piątku na sobotę, co ty na to? - próbowałam wybrnąć z zaistniałej sytuacji.
- Ok. - odparła radosnym głosem i zostawiła mnie na środku korytarza. Podeszłam do swojej szafki i wyciągając z niej potrzebne książki i poszłam pod klasę. Zastanawiałam się, że co jej się stało, że tak nagle do mnie podeszła i zaprosiła do siebie, bardzo mnie to ciekawiło. 
Na każdej przerwie szukałam Justina, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć, zmartwiło mnie to. Wyciągnęłam komórkę z tylnej kieszeni moich spodni i wystukałam wiadomość "Gdzie jesteś?" nie zdążyłam schować telefonu, a już zabrzmiał dzwonek na lekcję. Szybko pobiegłam pod klasę i chwyciwszy swoją białą torbę wbiegłam do sali za nauczycielem. Niecierpliwie czekałam na odpowiedź, która nie nadchodziła. Bałam się, że coś się stało i dlatego nie może odpisać. Kiedy tylko usłyszałam charakterystyczny dźwięk, oznaczający koniec lekcji szybko schowałam rzeczy leżące na ławce do torby i pobiegłam w stronę stołówki, gdzie Justin bardzo często przebywał, później sprawdziłam sale, w której przed chwilą powinien być, ale tam też go nie było. Zaczynałam panikować, weszłam do łazienki i oparta o ścianę osunęłam się po niej siadając na zimnych kafelkach. Roztrzęsiona wyjęłam telefon i nerwowo przesunęłam palcem po ekranie w celu odblokowania komórki. Jedna wiadomość, szybko kliknęłam " pokaż" i wczytałam się w zawartą tam informację. " Jestem na zawodach ze szkoły, nie bój się nic mi się nie stało. :*" wypuściłam siebie powietrze i odetchnęłam z ulgą. Wysłałam całującą buźkę i wyszłam z ubikacji nie patrząc na nikogo po drodze. Podczas długiej przerwy, trwającej 25 minut wzięłam tacę i podchodziłam po kolei do pań prosząc o jakieś danie, kiedy miałam już wszystko, zajęłam miejsce przy stoliku i wzięłam gryz kanapki z sałata pomidorem i serem żółtym. Kiedy ostawiałam kartonik z sokiem na blat stołu, poczułam czyjąś obecność obok mnie, odwróciłam głowę i zobaczyłam siedzącą przy mnie Any.
- Przestraszyłaś mnie - odparłam wracając do jedzenia posiłku.
- Przepraszam, nie chciałam.
- Dlaczego siedzisz ze mną, a nie ze swoimi przyjaciółkami?
- Ale to ty jesteś moją przyjaciółką - odparła, a ja niemal się zakrztusiłam. Ja byłam jej przyjaciółką? Od kiedy? Przecież my w ogóle nie spędzamy ze sobą czasu, nie znamy się,  ani nic, więc jak ona może powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółkami, skoro nie jesteśmy.
- Ja jestem twoją przyjaciółką?
- Wiem, że mało czasu spędzamy razem, ale chcę to nadrobić.
- No ja nie wiem czy będę miała czas na spotkania i ....
- Najwyżej ograniczysz czas spotkań ze swoim PRZYJACIELEM - powiedziała wyraźnie akcentując ostatnie słowo.
- Justin nie jest moim przyjacielem.
- A kim jest?
- Moim chłopakiem.  - odparłam, a ją zamurowało. - Nie mów, że o tym nie słyszałaś? Cała szkoła o tym mówi.
- Aha. - powiedziała smutna wstając od stołu.
- Poczekaj. Ok możemy spróbować się przyjaźnić, ale nie obiecuję, że coś z tego wyjdzie.
- Super. - odparła rzucając tace na stół i przytulając moją sylwetkę. - To może dzisiaj się spotkamy po szkole?
- Ok, ale tak trochę później, bo po lekcjach jadę do mamy, więc jak wrócę to do ciebie zadzwonię.
- Ok, no to do zobaczenia. - powiedziała wychodząc ze stołówki. Grzecznie wróciłam do posiłku, a po skończeniu go, odstawiłam tacę na półkę i łapiąc swoje rzeczy wyszłam z pomieszczenia udając się pod kolejną klasę. Po skończonych lekcjach, od razu pobiegłam na przystanek, który podwiózł mnie pod szpital. Przywitałam się z pielęgniarką stojącą w progu i poszłam do sali, w której leżała kobieta, która mnie urodziła.
- Hej mamo. - przywitałam się  podchodząc do niej i siadając na brzegu łóżka.
- Cześć Tiffany, jak było dzisiaj w szkole?
- Dobrze.
- A jak czuje się Justin?
- Nie wiem, nie widziałam się z nim dzisiaj. Był cały dzień na zawodach.
- Ale spotkasz się z nim później?
- Tak. - odparłam i odkręciłam głowę w stronę drzwi, w których ukazał się lekarz.
- Dzień dobry pani Alvord.
- O co chodzi? - spytałam podnosząc się z materaca i podchodząc do mężczyzny.
- Jeśli jutrzejsze badania pójdą dobrze, będzie pani mogła w czwartek wyjść do domu.  - kiedy głos lekarza dobiegł do moich uszu zaczęłam skakać z radości i dziękować lekarzowi. Czułam się świetnie, wszystko zaczęło się układać. Wszystko było idealne.

Wychodząc ze szpitala wybrałam numer Justina i nacisnęłam zieloną słuchawkę:
 - Hej. - przywitałam się grzecznie, wchodząc do autobusu.
- Cześć.
- Słuchaj chcę się spotkać.
- Kiedy?
- Teraz.
- Jestem pod szkoła. Czekam.
- Zaraz będę. - odparłam i rozłączyłam się. Przejechałam dwa przystanki i na kolejnym wysiadłam. Weszłam wolnym krokiem w kierunku szkoły, pod którą czekał na mnie mój chłopak. Weszłam na teren budynku i od razu zobaczyłam sylwetkę chłopaka stojącego tyłem do mnie. Uśmiechnięta i radosna podeszłam do niego. Przystanęłam na chwile i czekałam aż się odkręci. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Aż do momentu, kiedy wyłoniła się Ana. Widziałam ich złączone w pocałunku usta. Z moich oczu wypłynęły pojedyncze łzy, nie chciałam okazywać słabości, ale to było silniejsze ode mnie. Szlochałam głośniej choć wcale tego nie chciałam. Justin odwrócił się i zobaczył mnie. Przestraszył się. Moja radość zniknęła, jej miejsce zajęła rozpacz. Patrzyłam na jego jeszcze przez chwile, po czym po prostu bez słowa, odwróciłam się i zaczęłam iść w przeciwną im stronę. 
- Tiffany poczekaj to nie tak - usłyszałam głos chłopaka, który biegł za mną. Odwróciłam się do niego, ale nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc zaczęłam biec. Biegłam przed siebie nie zważając na wykrzykiwane przez niego moje imię. Miałam tego wszystkiego serdecznie dość. Przez to ten na pozór idealny dzień stał się najgorszym. Zraniła mnie osoba, którą kocham. Wbiegłam do domu. Nie zważając na to czy ktoś jest w domu, zaczęłam głośno płakać.Wbiegłam do swojego pokoju i trzasnęłam mocno drzwiami. Zaczęłam zrzucać rzeczy z biurka, z półek i wszystko znajdowało się na podłodze. Aparat i komórka ze wspólnymi zdjęciami z Justinem również tam leżały. To była chwila słabości, miałam ochotę zniszczyć wszystko co daje mi wspomnienia z nim. Wzięłam do ręki żyletkę, która wyleciała z jednej z książek. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam obracać nią w palcach. Zastanawiałam się, czy warto. Poczuję się lepiej, na pewno. I to zrobiłam usiadłam na łóżku i przejechałam ostrym metalem po delikatnej skórze mojego uda. Cięcia powtórzyłam wielokrotnie. Największym wspomnieniem Justina, byłam ja. Nie mogłam się zabić, więc postanowiłam po prostu sobie ulżyć i się pociąć nie zważając na konsekwencję tego czynu.





piątek, 1 listopada 2013

Note 10

Sylwestrowy wieczór, miałam go spędzić z Jo i Eddiem. Tata wrócił do Kanady, powiedział, że ufa mi na tyle, że może zostawić mnie samą w domu z tymi, którzy już są i tymi, którzy się pojawią, ale nie wiedziałam co miał na myśli, głowiłam się cały dzień, aż do 16:30, o której wyznaczyłam porę szykowania się na zakończenie roku. Kiedy czysta wyszłam spod prysznica założyłam na siebie sukienkę, której górna część przypominała gorset ozdobiony cekinami, a dół czarną halkę. Do tego czarna kokarda do włosów, bransoletka na prawą rękę i czarne, wygodne baletki. Wybiła godzina 17:00 i ktoś zapukał do drzwi mieszkania. Skacząc na jednej nodze i próbując założyć na drugą buta, otworzyłam drzwi i wpuściłam gości do środka.
- Jeszcze nie gotowa? - zapytała Jo nerwowo patrząc na zegarek.
- Został mi tylko makijaż - odparłam już normalnym krokiem wchodząc do łazienki, w której zrobiłam grube kreski eyelinerem i po tuszowałam rzęsy. Mój zestaw na ten wieczór wyglądał tak. Przeczesałam ręką jeszcze raz włosy i ostatni raz spojrzałam do lustra sprawdzając czy wszystko ok. Wychodząc chwyciłam płaszcz i torebkę, z telefonem i kluczami. - To do kąt idziemy?
- Tam gdzie zawsze. - odparł Eddie, łapiąc mnie za rękę. Spiorunowałam chłopaka wzrokiem i wyrwałam dłoń z uścisku. - Tiffany, ja ...
- Nie ważne.
- Może cie się choć dziś nie kłócić? - spytała rozdzielając nas. - To ma być wyjątkowy dzień.
- Jak może być wyjątkowy skoro nie ma tu .... - zacięłam się, właśnie miałam wypowiedzieć jego imię, kiedy zawahałam się, bo właśnie wydawało mi się, że zobaczyłam jego posturę. Delikatnie przetarłam oczy uważając na mój makijaż, chcąc przebudzić się z wizji, ale nie podziałało. Chwyciłam materiał kurtki przyjaciółki i pociągnęłam za niego. - Jo, czy ty też go widzisz?
- Tak. - dziwne wydało mi się, że wiedziała o kogo mi chodzi. Ale nie miałam czasu zastanawiać się nad tym w tamtej chwili, szybko puściłam materiał i ruszyłam w kierunku chłopaka. Rzuciłam mu się w ramiona, prawie go przewracając.
- Co ty tu robisz? - zapytałam przytulona do jego klatki.
- Nie wyobrażałem sobie tego dnia bez ciebie.
- Ja bez ciebie też - odparłam odrywając się na chwilę od kolegi. - Tęskniłam.
- Ja też.
- Dziękuję.
- To nie mi powinnaś dziękować, tylko Jo. To ona mnie tu zaprosiła. - powiedział, a ja odkręciłam głowę w stronę przyjaciółki i uśmiechnęłam się. Odłączyłam się od ciepłego ciała Justina i przytuliłam Jo, w ramach podziękowania.
- Dziękuję - rzekłam ze łzami szczęścia w oczach.
- Nie płacz, bo rozmażesz cały tusz. - rozkazała mi odwzajemniając mój gest. Całą czwórką, poszliśmy w nasze ulubione miejsce. Gdzie spędzaliśmy razem każdy wolny wieczór. Usiedliśmy na kocu i wypiliśmy szampana. Było cudownie, teraz niczego mi nie brakowało. Godziny mijały strasznie szybko. Dochodziła północ i właśnie miał się zakończyć ten rok. Zostało 10 sekund.
- 10 ... - zaczął Eddie.
- 9 ... - ciągnął Justin.
- 8 ...
- 7 ...
- 6 ...
- 5....
- 4.....
- 3 ....
- 2 .... - powiedział Eddie, a ja poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Odkręciłam się twarzą do chłopaka i zobaczyłam jak stopniowo się do mnie zbliża.
- 1 ..... - usłyszałam cichy głos Justina tusz przy moich ustach, po czym wyszeptałam
- 0 - i wtedy nasze usta się złączyły, a firewerki rozbłysły na niebie. Nagle cały świat odzyskał swoje kolory. Widziałam wszystkie, niebieskie, zielone, czerwone, żółte, pomarańczowe elementy a zero szarości. To dzięki niemu cały świat znowu nabrał sensu. Kiedy mnie całował nogi się pod mną ugięły, myślałam, że zaraz się przewrócę, ale tak się nie stało. Miałam w sobie wystarczająco siły, aby nie zepsuć tej siły i przemóc siebie. Chciałam ciągnąć to w nieskończoność, ale ucisk w brzuchu nie pozwalał mi na to.  Kiedy odłączyliśmy nasze wargi od siebie, kąciki moich ust same podniosły się do góry. Patrzyłam mu w oczy, widziałam jak się cieszy. Zresztą, ja też byłam szczęśliwa, nareszcie to się stało, nikt nam nie przeszkodził nikt nam nie mówił co mamy robić, w końcu byliśmy tylko my. Właśnie tak miał się skończyć stary, a rozpocząć nowy rok.

Grzecznie siedziałam na krześle w samolocie, obok Justina. Cały czas głowę miałam skierowaną w jego stronę, ani na jeden moment jej nie odkręciłam.
- Cieszę się, że przyleciałeś.
- Ja też się cieszę.
- Wiesz ja właśnie tak chciałam zakończyć rok.
- A ja tak chciałem rozpocząć nowy rok. - odparł przysuwając swoją twarz do mojej i łącząc ze sobą  nasze wargi. Delikatnie całował, jakby bał się, że zaraz mnie czymś zrani. Podobało mi się to. Chociaż, kiedy to robił mój brzuch dawał mi sygnał, że mam się odsunąć, a jeśli tego nie robiłam robił mi na złość i wprawiał mnie w ból. Próbowałam to lekceważyć, ale nie mogłam, to było zbyt silne. Dlatego nasz pocałunek nie był za długi.  - Muszę Ci coś powiedzieć, ale samolot to nie jest odpowiednie miejsce.
- Mhm - mruknęłam przygryzając dolną warkę i nie spuszczając z oczu oddalającego się chłopaka.

Tata odebrał mnie z lotniska, po czym zabrał do domu. Wiedziałam, że wiedział jaki był plan. Że Justin przyjedzie i pocałuje mnie o północy, mogłam się tego domyśleć, wtedy już miałam przeanalizowaną jego wypowiedź. Weszłam do swojego pokoju, odstawiłam walizkę na bok i wyjęłam z niej brudne rzeczy, po czym oddzieliłam je na kolorowe i białe. Nastawiłam pranie i wrzuciłam brudne ubrania. Przebrałam się w coś luźniejszego i postanowiłam odwiedzić mamę.
Na dworze nie było zimno więc postanowiłam zrobić sobie dłuższy spacerek. Szłam parkiem wspominając wszystkie chwile  z czasów poznania Justina.  Było ich wiele, nie mogłam uwierzyć, że to był przypadek, ktoś zaplanował nasze spotkanie. To nie mogło być zależne od mojej decyzji. Ja i tak bym go spotkała, wierzę w to.
Doszłam do tego szarego budynku, w którym leży moja matka, kiedy weszłam do środka chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść, ale wiedziałam, że nie mogę, muszę iść do mamy.
- Hej. - przywitałam się widząc ją pochyloną nad książką. - Szczęśliwego nowego roku.
- Cześć słonko, dziękuję, nawzajem. Dzisiaj sama?
- Tak się złożyło, niedawno wróciliśmy z Paryża i nie chciałam zabierać mu więcej czasu.
- Opowiadaj jak minął sylwester.
- Był bardzo miły - zaczęłam siadając na białym krześle przy białym łóżku, w którym leżała kobieta w białej piżamie, przykryta białą kołdrą. - Niezapomniany.
- Czy powinnam o czymś wiedzieć? - spytała nachylając się nade mną.
- Justin mnie pocałował - powiedziałam nieśmiało, poczułam jak gładzi moje ramie ręką. - Dobrze zaczęłaś rok.
- Wiem.
- Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi i wytrwali.
- Ja też mam taką nadzieję - rzekłam czując ulgę w środku. Opowiadałam jej jak to było to wszystko przeżyć, jak to się stało, że Justin się tam znalazł i czy cieszę się z powodu zastałej sytuacji.  - Mamo, ja muszę już iść. Do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia skarbie. - odparła całując mnie w policzek. Wyszłam ze szpitala i weszłam do autobusu, który miał podwieźć mnie pod mój dom.  Kiedy tylko usiadłam na miejscu, poczułam się słabo, zaczęło kręcić mi się w głowie, a ja nie wiedziałam co się działo. Opierając się o inne siedzenia, z ledwością doszłam do drzwi auta. Zaczerpnęłam świeżego powietrza i poczułam się lepiej. 
Wchodząc do domu poczułam zapach smażonego naleśnika. Zdziwiło mnie to, bo wiedziałam, że mój tata nie umie gotować. Zdjęłam buty i udałam się w kierunku pomieszczenia. Zajrzałam do środka i zobaczyłam postać chłopaka odwróconą do mnie tyłem, od razu ją poznałam. Cicho na palcach podeszłam do niego i zakrywając mu oczy.
- Hej - przywitał się, od razu wiedząc kim jestem.
- Hej - odpowiedziałam uśmiechając się, kiedy stał już twarzą do mnie. Lekko nachyliłam się i pocałowałam go w usta.
- I jak tam twoja mama? - spytał wracając do patelni.
- Czuje się świetnie, jest bardzo radosna lekarze są dobrej myśli. A gdzie mój tata? - zmieniłam temat kładąc kurtkę na krześle.
- Poszedł do pracy. I pozwolił mi u was nocować.
- To coś dziwnego. Coś musiało mu się stać, nigdy wcześniej ..... - zaczęłam, ale usta Justina na moich nie pozwoliły mi dokończyć zdania. - A to za co?
- A nie może być bez okazji?
- Jasne, że może - odparłam przyciągając do siebie chłopaka i złączając nasze wargi. Kiedy tylko odsunęliśmy się od siebie, kąciki jego ust podniosły się, a moje zareagowały tak samo.  Przygryzłam dolną wargę i puściłam materiał bluzki Justina, który ściskałam w ręku. Usiadłam na blacie i wpatrywałam się w chłopaka przekręcającego naleśniki na patelni. Nie szło mu to zbyt dobrze więc postanowiłam zrobić to za niego.
Po wspólnie zjedzonej kolacji, weszliśmy na górę do mojego pokoju. Położyliśmy się na łóżko i wtuleni w siebie, patrzyliśmy przed siebie.
- Tiff ...
- Hm ..? - mruknęłam, a jego ręka podniosła moją twarz w sposób tak delikatny. Teraz patrzyłam mu prosto w twarz, która stopniowo się przybliżała. Znowu mnie pocałował, a ja niczemu nie zaprzeczałam. Zszedł ze swoimi wargami niżej i zostawiał mokre ślady na moje szyi i dekolcie. Ręce znajdujące się na moim brzuchu przesunął na dół i złapał za początek materiału, podnosząc go do góry. I tak właśnie ukazał się mój czarny koronkowy stanik. Chwile patrzył się prosto na moje piersi, po czym wrócił wzrokiem na moją twarz. Znowu zaczął ją całować, nie pamiętałam, kiedy pozbyłam się jego koszulki. Ale nie przeszkadzało mi to, że wisiał nade mną bez górnej części odzieży. Justin nie przestając mnie całować chwycił za rozporek moich spodni i rozpiął guzik, po czym rozsunął suwak. Leżałam pod niem pół naga, w samej bieliźnie. Zabrałam się za jego rozporek i poradziłam sobie o dziwo bez problemu. Nadal nie odrywał swoich warg od moich. Dotykał mnie, jeździł rękoma po całym moim ciele, a ja tylko kurczyłam nogi kiedy dochodził do mojej kobiecości. Wstydziłam się pokazać przed nim w całej okazałości, dlatego właśnie kiedy złapał za gumkę moich majtek chwyciłam jego nagrastki i powstrzymałam od zamierzonego celu.
- Przepraszam. - wyszeptał wstając z łóżka i zakładając spodnie. Szybko zerwałam się z materacu i nie pozwoliłam mu kontynuować ubierania się,
- Justina ja po prostu się wstydzę. Poczekaj jeszcze, a na razie musi wystarczyć ci to. - odparłam podnosząc się na palcach i całując namiętnie jego wargi. Położyłam rękę na jego karku i zrobiłam krok do tyłu przewracając się na łóżko, ciągnąć go za sobą. Leżał na mnie, a ja czułam jego mięśnie na brzuchu, to było cudowne uczucie. Kiedy poruszył swoimi biodrami z moich ust wydobyło się ciche jęknięcie. Ponowił swoje ruchy, a ja mruczałam z zachwytu. Zniżył się i pocałował moje uda, rozszerzając je delikatnie.  - Justin ....
- Pozwól mi.
- Proszę, nie teraz. - posłuchał. Wrócił na materac przytulając mnie do siebie, zasnęłam, nie przeszkadzało mi, że mógł dotykać moje prawie nagie ciało, nie bałam się, dotyku, tego nie.

Wstałam około 7:30 i zerknęłam na jeszcze śpiącego chłopaka obok mnie. Delikatnie dotknęłam jego policzka, sprawdzając jak zareaguje. Otworzył oczy i zerknął na mnie.
- Już 7:30, trzeba wstawać. - odparłam lekko podnosząc się.
- Zróbmy sobie wolne od szkoły. - powiedział, a jako odpowiedź dostał mój wspaniały wzrok.  - Ok, dobra już wstaje.
- No. - powiedziałam sięgając z szafki ubrania i poszłam do łazienki przebrać się w nie. Wracając weszłam do kuchni i zrobiłam kanapki na śniadanie i do szkoły.
Wyszliśmy z domu i trzymając się za rękę weszliśmy do szkoły. Równo z dzwonkiem znaleźliśmy się pod klasą. Co za szczęście. Pierwszą lekcją okazała się historia, mieliśmy ją razem, wiec mogliśmy usiąść obok siebie.
- Słuchaj, teraz ... Emmm tak plotka, która wcześniej nie była prawdą może się nią stać. - zaczął szeptać, kiedy nauczyciel stał tyłem do klasy. - Chcesz być moją dziewczyną?
- Tak  - odparłam uśmiechnięta. Obiełam go całując w policzek. Na moje szczęście nauczycielka niczego nie zauważyła, bo cały czas pisała coś na tablicy.
- Sobota, w następnym tygodniu. U mnie? - spytał wychodząc do klasy i udając się w kierunku szafek.
- Zgoda. - odparłam wprowadzając szyfr i otwierając półkę z książkami. - Do zobaczenia po lekcjach.
- Pa. - pożegnał się całując mnie w usta na do widzenia. Poszedł pod klasę matematyczną, a ja zerkając jeszcze kilka razy za siebie znalazłam się pod salą biologiczną.


                                                                                                                                                                      
Czytasz? Komentuj, to bardzo ważne, dla mnie :)