poniedziałek, 30 grudnia 2013

Note 20

Przebudziłam się pierwsza, na całe szczęście.
- Boże! - powiedziałam do siebie łapiąc się za głowę, kiedy zobaczyłam nas w takim stanie. - Jak mogłam?
Szybko zeszłam z łóżka i zaczęłam szukać między ubraniami swojej bielizny, kiedy ją znalazłam bez wchodzenia do łazienki szybko ją na siebie założyłam tak samo zrobiłam z resztą odzieży, chwyciłam swój telefon i po prostu wybiegłam z jego domu. Nie mogłam uwierzyć w to że zachowałam się jak dziwka, a najgorsze w tym było to, że przecież Nathan coś do mnie czuł, a ja ... a ja po prostu to zlekceważyłam. Dałam mu nadzieję, a później ... jestem skończoną idiotką ... Nie zasługuję na Nathana, na nikogo. Wbiegłam do swojego mieszkania i rozpłakałam się.
- Jak mogłam tak postąpić? Przecież ... Uuuf nienawidzę życia!
Nie mogłam usiedzieć w domu, przebrałam się  w świeże ciuchy po tym jak wzięłam szybki prysznic i po prostu wyszłam z domu. Nie mogłam w nim usiedzieć, miałam dość siebie. Kiedy tylko weszłam do parku, usiadłam na mojej ulubionej ławce. Kojarzyłam to miejsce, ale nie mogłam sobie dokładnie przypomnieć skąd, jakoś wtedy nie miałam do tego głowy. Wpatrywałam się w plac zabaw, było tam pełno dzieci śmiejących się, bawiących się.  Trochę im zazdrościłam, że nie jestem teraz taka szczęśliwa jak oni.
- Tiffany.
Odkręciłam powoli głowę w stronę mężczyzny kucającego przede mną.

- Justin?
- Tiffany ja nie wiedziałem, że to tak się skończy. Ja po prosry tęskniłem za tobą i chciałem poczuć twoją obecność przy sobie.
- Posłuchaj, mi też ciebie brakowało i to nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Ale żałuję, że wczoraj poszłam do ciebie.
- Ale dlaczego? Przecież ...
- Żałuję. - odparłam wstając z ławki i odchodząc.Wiedziałam, że idzie za mną więc mówiłam dalej. - Tego, że zgodziłam się tam pójść z Nathanem, tego, że zaśpiewałam tam z tobą i tego że wyszłam z tobą, pozostawiając Nathana na pastwę losu.
- Nathana tam nie było. - rzekł wyrównując ze mną tempo.
- Jak to nie było?
- Kiedy ty wstałaś, on zrobił to samo i wyszedł.
- Co? Ale jak to? - zapytałam tak naprawdę samą siebie. To prawda, kiedy stałam na scenie i rozglądałam się po całej sali nie widziałam go, ale wtedy nie przejęłam się tym za bardzo. - Muszę iść.
- Dokąd?
- Do Nathana, chcę mu wszystko wyjaśnić.
- A jest co tłumaczyć?
- Justin ja się z tobą przespałam po tym jak powiedziałam, że daje mu szanse! Zachowałam się jak dziwka!
- Ale nigdy nią nie byłaś i nie jesteś. - pocieszał mnie przytulając do swojego ciepłego ciała.
- Przepraszam. Ale to już nigdy więcej się nie powtórzy. - rzekłam odsuwając się od niego patrząc mu w oczy. Odeszłam. Zasmucona przebiegiem wydarzeń. Przekręciłam głowę w jego stronę, stał tam bez ruchu patrząc na mnie z zasmuconą miną. Serce mnie zabolało. Zrezygnowałam. Pobiegłam chwyciłam go za rękę odwróciłam ku sobie i złączyłam nasze usta w długim pocałunku wyrażającym bardzo dużo emocji. Czułam się dziwnie czując w tym samym momencie dwie różne emocje.

" pożądanie i odrzucenie"

Całowałam go nie odsuwając się od niego ani o milimetr. Chciałam czuć go przy sobie. Ale z drugiej strony miałam ochotę odepchnąć go od siebie i uciec jak najdalej się da aby znaleźć się przy Nathanie i to z nim dzielić te miłe chwile łączenia ze sobą ust. Jednak pożądanie wygrało, staliśmy tam. Na środku chodnika w parku przybliżeni do siebie maksymalnie całując się nie zważając na utrudnianie przechodnią przejścia. Odsunął się ode mnie i nabrał powietrza po czym powrócił do poprzedniej czynności. Tym razem objął mnie w talii i uniósł jedną z moich nóg umieszczając ją sobie na biodrze. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie dalej wymieniając się śliną. 
- Kocham Cię. - powiedział przerywając nasz pocałunek. Nie puściłam jeg twarzy nadal trzymałam ją w rękach teraz patrząc mu głęboko w oczy.  - Proszę, Tiffany nie skreślaj nas. Proszę, daj nam jeszcze jedną, ostatnią szansę. Obiecuję, że jej nie zmarnuję.
- Justin, ale ja nie mogę. Ja nie potrafię już ci zaufać. - wyznałam puszczając jego twarz i zdejmując swoją nogę z jego biodra. - Przepraszam, ale ja nie wiem czy dam radę.
- Poczekam. - powiedział łapiąc mnie za nadgarstki. - Nie opuszczę cię już, rozumiesz? Jestem przy tobie teraz i będę już zawsze. Chcę żebyś się do mnie wprowadziła. 
- Justin ja ... nie potrafię po tym wszystkim tak po prostu się do ciebie wprowadzić. Przepraszam. - odparłam puszczając jego dłonie. 
- Tiffany proszę, ja chcę wszystko naprawić, a tak będzie mi łatwiej. - rzekł jeszcze raz łapiąc moje ręce. - Chcę żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie najważniejsza.
- Pozwól mi to przemyśleć. 
- Jasne. - odparł obejmując mnie w talii i przysuwając do siebie. - Przepraszam za to, że nie dotrzymałem obietnicy. Ja po prostu nie chciałem żebyś rozstała się przeze mnie ze swoją rodziną i przyjaciółmi.
- Justin. To nie ważne. Teraz jesteś. A teraz odprowadź mnie do domu, muszę to wszystko przemyśleć. 
- Oczywiście. - odparł idąc ze mną za rękę w kierunku mojego domu. - Coś planujesz na swoje urodziny?
- Hm? - zapytałam wyrwana z zamyślenia.
- Za tydzień masz urodziny. Coś na nie planujesz?
- Wiesz tyle się ostatnio działo, że nie myślałam o tym. - odparłam szczera wpatrując mu się w oczy.
- Chcesz spędzić je tylko ze mną czy w większym gronie. 
- A ty jak wolisz? - spytałam udając, że nie znam odpowiedzi. Chłopak ustał przede mną wziął mnie na ręce okręcił w okół i znów postawił na ziemi całując w policzek.
- A jak myślisz?
- Ze mną? - zapytałam niepewnie.
- Skoro nalegasz. - oboje uśmiechnęliśmy się do siebie pełni radości i szczęścia, że jesteśmy teraz razem, ze sobą. - Ale wiesz co? Mam pomysł.
- Jaki?
- Może spędzimy go w czwórkę? Ja ty Jo i Eddie. 
- Serio tego chcesz? - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- Jeśli ty chcesz.
- Dziękuję. - odparłam przytulając chłopaka i wystukując sms'a do przyjaciół z informacją dotyczącą imprezy. 
- A co z Nathanem?
- Emm ... Ja ... Nie chcę o tym mówić. - powiedziałam.
- Jestem przy tobie zawsze. Pamiętaj. 
- Wiem. - rzekłam posyłając uśmiech w jego stronę. 

- Może wejdziesz? - odparłam kiedy dotarliśmy już pod drzwi mojego domu. 
- Nie chcę się narzucać. 
- Przecież się nie narzucasz. To ja cię zaprosiłam. 
- Skoro nalegasz. - odparł wchodząc za mną do środka zamykając za sobą drzwi. - No to .. co chcesz robić?
- Nie wiem. - odparłam zajmując miejsce na wygodniej kanapie na której usiadł również Justin. Chłopak przysunął się do mnie i trzymając tył mojej głowy przybliżył moją twarz do swojej, łącząc nasze usta w jeden krótki pocałunek.
- Chcę żebyś była już zawsze. - powiedział patrząc mi się prosto w oczy. Czekał na moje słowa, ale ja nie wiedziałam co powiedzieć, jeszcze niedawno miałam postanowienie, że on musi zniknąć z mojego życia, a teraz właśnie teraz chciałam podjąć decyzję o mieszkaniu z nim, a ta wypowiedź byłaby pozytywna dla niego.
- Kocham Cię. - rzuciłam znowu łącząc nasze usta, aby nic innego nie musieć już mówić.
Włączyłam telewizor i zatrzymałam na jakimś programie przez to, że nagle Justin złapał mnie za rękę. Odwróciłam głowę w jego stronę, a on patrzył na mnie próbując coś powiedzieć.
- Pamiętasz ... o tym, że w walentynki jest bal?
- Dzień przed moimi urodzinami. - dodałam sama nie wiedząc czemu. - Wiem, że jest.
- Idziesz na niego?
- Nie wiem, sama się jeszcze nad tym zastanawiałam.
- Słuchaj, bo może my .... moglibyśmy ....
- Co? - zapytałam nie urywając kontaktu wzrokowego.
- Czy my ... moglibyśmy .... - Justin chyba pierwszy raz się przy mnie denerwował, dziwne. Niestety nie udało mu się skończyć wypowiedzi, bo ktoś zapukał do drzwi.
- Emm ....
- Idź, to może zaczekać. - wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę drewnianej powłoki. Otworzyłam ją, dostrzegając Jo i Eddiego w progu drzwi.
- Co? Co wy tu robicie? - zapytałam zdziwiona, witając się z przyjaciółmi.
- Mamy ferie i postanowiliśmy przyjechać do ciebie. - odparł Eddie stawiając torby na schodach.
- Będziemy z tobą przez całe dwa tygodnie, aby pomóc ci w przygotowaniach na twoją 17 - nastke.
- Em ... To fajnie, ale nie będzie co przygotowywać.
- Jak to nie będzie, przecież trzeba to święto .... wać - zająknęła się Jo, po wejściu do salonu, w którym stał przy oknie Justin. - Hej.
- Cześć. - odparł z uśmiechem na twarzy. - Tiffany, ja już pójdę. Do zobaczenia jutro.
- Ale coś chciałeś mi powiedzieć. - przypomniałam mu zatrzymując go, kiedy przy nas przechodził.
- To może poczekać.
- Odprowadzę cię. - oznajmiłam idąc z nim w kierunku drzwi. Wyszliśmy na zewnątrz, a ja delikatnie się speszyłam. - Nie musisz iść.
- Doskonale wiem, że powiedziałaś o wszystkim Jo, czuję się trochę dziwnie w jej towarzystwie, może później. A teraz już pójdę, cześć. - pocałował mnie w policzek i zaczął iść przed siebie. Złapałam jego nadgarstek i nie puściłam mimo tego, że o to mnie prosił.
- Powiedź mi o co chodziło.
- Ja ... - odwrócił się do mnie twarzą i ujął ją w dłonie. - Chcę, abyś poszła ze mną na ten bal.
Kąciki ust delikatnie się podniosły, kiedy wypowiedział te słowa. Podniosłam się na palcach i pocałowałam go w usta.
- Pójdę z tobą na bal. - poinformowałam go, a z jego twarzy znikł smutek, a zagościła radość.
- Nie musisz decydować od razu.
- Wiem, ale chcę. - odparłam przytulając się do niego. - To co? Teraz zostaniesz?
- Nie. Idę do siebie, może kiedyś do nas. - powiedział całując mnie w policzek i odchodząc. Weszłam do domu, w którym na wyjaśnienia czekali moi przyjaciele.
- Co to ma być? - spytała Jo.
- Emm, ale co? - zaczęłam udawać, że nie rozumiem o co jej chodzi.
- Nie udawaj, co on tu robił?
- Zapraszał mnie na bal. - odparłam lekceważąc wzrok przyjaciółki.
- Mam nadzieję, że się nie zgodziłaś.
- Wręcz przeciwnie. Skakałam z radości.
- Ale, ale ... a co z tym co mówiłaś jak byłaś w Paryżu?
- Justin wszystko mi wytłumaczył, a ja go kocham, a to uczucie tak krótko nie zniknie.
- Ale mówiłaś, że z nim już koniec.
- Ale teraz znowu z nim jestem! Coś ci nie pasuje? Jeny, o co ci chodzi? Nie rozumiesz, że ja go kocham i chcę z nim być?
- I co z tego, ostatnio mówiłaś, że to zamknięty rozdział.
- Ale teraz jest otwarty i nic ci do tego, bo ty nigdy nie będziesz mną i nigdy nie przeżyjesz tego co czuję do Justina! - krzyknęłam uciekając na górę do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i wyjęłam torbę z szafy aby spakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy.
- Co ty robisz? - zapytał Eddie wchodząc do pokoju bez pukania.
- Wyprowadzam się.
- Ale jak dokąd?
 - Do Justina, zaproponował mi mieszkanie razem. A ja się teraz zgodzę. Mam dość tego, że każdy chce mi mówić jak mam żyć, mam tego dość. Będę mieszkała z Justinem, będę uprawiać z nim seks i będziemy mieli dwójkę dzieci i będziemy ze sobą bardzo szczęśliwi.
- Ale ... co będzie z nami?
- Jakimi nami? - zrobiłam zdziwioną minę.
- No ze mną i Jo, przyjechaliśmy tu do ciebie, a ty chcesz odejść?
- Pomieszkacie ze sobą trochę sami. Może zaliczysz ją. Może uda ci się, skoro tak bardzo chciałeś zrobić to ze mną, a wiesz, że to już nierealne to teraz możesz zrobić to z Jo, mi to nie przeszkadza.
- Ale ja nie chcę tego robić z Jo. Ja chciałem ten pierwszy raz przeżyć z tobą.
- Eddie, ale to nie będzie pierwszy raz. - odparłam zasuwając torbę i zakładając ją na ramię, zeszłam ze schodów i nie mówiąc nic Jo szłam w kierunku domu Justina.

Zapukałam, czekałam, aż ktoś pojawi się za drzwiami.
- Tiffany? - zapytał zdziwiony Justin.
- Mogę się wprowadzić? - zapytałam czekając na reakcję. Chłopak wyszedł do mnie odebrał ode mnie torbę po czym wziął mnie na ręce i przeniósł przez próg domu.
- Na szczęście. - odparł zamykając za nami drzwi.



                                                                                                                                                                     
 Hej! Mam nadzieję, że rozdział się podoba xdd Długo go pisałam, bo nie miałam weny, ale dziś ją dostałam i od razu jak wstałam zaczęłam pisać. Szczęśliwego nowego roku! Komentujcie, odpowiadajcie w ankietach, obserwujcie :D Nie sugerujcie się wydarzeniami, wszystko może ulec zmianie >.<

wtorek, 24 grudnia 2013

Note 19

Obejmował mnie bez przerwy, nie miał mi nawet za złe tego, że zamoczyłam mu całe ramie bluzki, którą miał na sobie.
- Przepraszam. - wyszeptałam patrząc na ślad mojej miękkości na materiale, który znajdował się na jego ciele.
- Nic nie szkodzi. - powiedział delikatnie głaszcząc mnie po głowie.
- Muszę do łazienki. - poinformowałam go i powolnie wstałam z kanapy. Lecz powodem nie było to o czym wszyscy myślicie, poszłam do tego pomieszczenia z zupełnie innym zamiarem. Weszłam do środka i od razu otworzyłam półkę z lustrem, która wisiała nad zlewem. Przesunęłam wszystkie kosmetyki na bok, aby odsłonić metal.  Wzięłam go w palce, przekręciłam nim kilka razy w ręku, po czym przesunęłam po nadgarstku, spokojnie patrzyłam jak krew powoli wypływa z rany. Nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. W lustrze zobaczyłam twarz Nathana, szybko zakryłam cięcia ręką i odwróciłam się do niego.
- Co ty ...? - powiedział nie spodziewany tego co zastanie.
- Przepraszam. - wyszeptałam odsłaniając swoją słabość.
- Tiffany ... - czułam, że wini się za to co zrobiłam, widziałam to w jego oczach. Podszedł do mnie i mocno przytulił. - Nigdy więcej nie puszczę cię nigdzie samej, nawet do łazienki.
Sprawił, że się uśmiechnęłam. To był cud, to było niesamowite.
- Obiecaj, że więcej tego nie zrobisz.
- Ale ja nie mogę.
- Proszę, obiecaj. - poprosił delikatnie łapiąc moje nadgarstki i patrząc mi w oczy.
- Obiecuję. - przysunął mnie do siebie i pocałował. Czułam się inaczej ...


Całowałam się z nim, a kiedy tylko się odsunął ja łączyłam nasze usta ponownie. Czułam wtedy, że nie jestem sama. Lecz kiedy wracaliśmy z łazienki do pokoju, spojrzałam na zegarek. Była 3:30.
- Nathan, chyba powinieneś odpocząć.
- Ja? To ty niedawno wyszłaś ze szpitala.  Jak zawsze martwisz się o wszystkich prócz siebie.
- Taka już jestem.
- Tiffany, ja nie jestem zmęczony, ale ty powinnaś się położyć.
- Pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Pójdziesz ze mną.
- Obiecałem, że zostanę do końca. - delikatnie podniosłam kąciki ust, kiedy usłyszałam te słowa. Złapałam jego rękę i zaciągnęłam do swojego pokoju. Oboje położyliśmy się na moim łóżku i wtuleni w siebie zasnęliśmy.  Byłam szczęśliwa, że on dotrzymał obietnicy i po prostu został.

Wstałam pierwsza, od razu wyszłam z łóżka i poszłam wziąć szybki prysznic. Szybki? Haha dobry żart. Stałam w kabinie ponad 30 minut, czując jak woda spływa po moim ciele zmywając z niego wszystko co wydarzyło się wczorajszego dnia. Kiedy owijałam się ręcznikiem wychodząc z niej zobaczyłam, że oparty o drzwi Nathan patrzy na mnie.
- Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona i lekko zawstydzona.
- Nie było cię, martwiłem się.
- Spokojnie, wzięłam tylko kąpiel.
- Powinienem teraz zobaczyć całe twoje ciało, abym wiedział, że nic sobie nie zrobiłaś. - podszedł do mnie i przejechał ręką wzdłuż mojej talii.
- Musisz mi zaufać.
- Ufam. - odparł całując lekko moje rozchylone usta.
- Chodź zrobię śniadanie - odparłam ciągnąc chłopaka do kuchni.
- Może najpierw się ubierz. Wiesz, niebezpieczne jest przebywanie w samym ręczniku w towarzystwie chłopaka. - powiedział mierząc mnie wzrokiem od dołu do góry.
- Zaufam Ci. - na ustach chłopaka pojawił się uśmiech, znaczący, że chyba spodobała mu się ta decyzja.
 - Co ty na to, aby przejść się dziś na kolację do fajnej knajpy, w której śpiewa się na żywo? - zapytał Nathan kiedy kończyliśmy jeść swój pierwszy posiłek.
- Z tobą? - zrobiłam zdziwioną minę przegryzając ostatni kawałek kanapki. - Zawsze.
Uśmiechnął się ku mnie i włożył swój talerz do zmywarki.
- To zobaczymy się później? Przyjdę po ciebie o 16.
- Zgoda.
- Pa. - pożegnał się zabierając ze sobą pocałunek moich ust. Miałam teraz wiele czasu dla siebie. Dochodziła 10, miałam 6 godzin do ponownego zobaczenia się z Nathanem. Po pierwsze postanowiłam wziąć długą kąpiel. Kiedy tylko wszystko było przygotowane, usłyszałam pukanie do drzwi. Owinęłam się ponownie ręcznikiem i poszłam otworzyć. Bez patrzenia przez wizjer pociągnęłam za klamkę wpuszczając osobę stojącą przed drzwiami do środka. Chłopak wparował do mieszkania jak oparzony i rzucił się na mnie, pocałował mnie. Byłam w szoku, nie przerywał pocałunku, zaczął zdejmować z siebie swoją koszulę. Nie rozumiałam co się dzieje, wszytko działo się tak szybko ...
- Stop! - wykrzyknęłam odsuwając się od chłopaka. - Co ty tu do cholery robisz?
- Naprawiam swój błąd. - odparł ponownie całując moje usta. Nie rozumiałam co robię, ale pozwalałam mu na to.
- Przestań. - powiedziałam delikatnie przekręcając głowę.
- Ale ty też tego chcesz.
- I co z tego?! Gdzie byłeś kiedy cię potrzebowałam? Co? Kochałam Cię! A ty tak po prostu wszystko zepsułeś!
- Ja zepsułem? Ja? A kto chodzi już z kimś innym.
- To ty byłeś pierwszy!
- Nie.
- A Ana? Co ona wtedy u ciebie robiła?
- Jej mama przyszła do mojej mamy a ona przyszła z nią. Tiffany, ja kocham tylko ciebie.
- Ale nie wiem czy ja nadal to do ciebie czuję.
- Czujesz, wierzę w to.  - rzekł przytulając się do mnie. - Przepraszam, ja nie wiem co mi odbiło ja po prostu ... Możemy zacząć od nowa?
- Justin to ... nie jest wcale takie łatwe, Kazałeś mi o sobie zapomnieć i ja ... ja po prostu dałam nadzieję Nathanowi. Sam powiedziałeś, że tak będzie lepiej. Przepraszam.
- Daj mi ostatnią szanse, proszę. Chcę wszytko naprawić. Tiffany, ty cały czas siedzisz mi w głowie, nie ma momentu w którym by cię tam nie było. Kocham Cię.
- To dlaczego chciałeś żebym odeszła?
- Nie chciałem, ale ... Miałem do podjęcia trudną decyzję, Tiff ja po prostu nie chciałem, żebyś straciła kontakt z tatą i przyjaciółmi.
- Justin ...
- Nic nie mów, tylko obiecaj mi, że przemyślisz to.
- Obiecuję.
- Możesz odpowiedzieć mi dziś ?
 - Jeśli będę znała odpowiedź, zadzwonię. 
- Dziękuję, że nie skreśliłaś mnie do końca. - powiedział jeszcze raz całując moje wargi.
- Co ja narobiłam? - mówiłam sama do siebie oparta o ścianę.

Dochodziła 16, a ja już kończyłam swój wyjściowy makijaż. Ubrana w wyjściowe ciuchy poszłam otworzyć drzwi.
- Gotowa? - zapytał uśmiechając się od ucha do ucha.
- Tak. - odparłam wychodząc z mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz. Wsiadłam do samochodu, których drzwi otworzył mi mój towarzysz. Grzecznie podziękowałam i zajęłam należne mi miejsce. Chłopak zamknął drzwi od mojej strony i przebieg na drugą stronę pojazdu, aby zająć swoje miejsce. Ruszyliśmy i po 15 minutowej przejażdżce byliśmy już na miejscu.
Zajęliśmy przydzielone nam miejsca, przejrzeliśmy karty dań, zamówiliśmy coś na co mieliśmy ochotę i czekaliśmy na występ jak to powiedziano młodego mężczyzny z wielkim talentem.Uśmiechnęłam się do mojego towarzysza po czym wróciłam wzrokiem na scenę, na którą wchodził Justin. Doznałam szoku, nie rozumiałam jak mogliśmy być w tym samym miejscu o tym samym czasie. Chłopak chyba mnie nie widział i bardzo cieszyłam się z tego powodu.
- Witam wszystkich. - grzecznie powitał wszystkich po czym zajął miejsce na środku podestu nad którym powieszony był mikrofon. Muzyka zaczęła grać, a on rozglądał się po całej sali, tak jakby kogoś szukał, ale nie znalazł tej osoby bo napotkał mnie. Czułam, że powinien zacząć już śpiewać, ale tego nie robił, cały czas mnie obserwował, a ja robiłam to samo. - Przepraszam, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie. Zaśpiewam coś innego, z dedykacją dla pewnej osoby.


Wiedziałam, że chodzi o mnie. Kiedy tylko zaczął śpiewać coś do mnie wróciło, te wszystkie wspomnienia z wspólnie przeżytych chwil. Brakowało mi go i nawet ja sama nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo. Przez całą piosenkę patrzył mi się w oczy, ja starałam się unikać jego wzrok, ale było mi ciężko, przede wszystkim dlatego że słowa tej piosenki ... były jego słowami.
- Następną piosenkę chciałbym zaśpiewać w duecie, z osobą bliską mojego sercu. - powiedział, kiedy zabrzmiał ostatni akord. Zszedł ze sceny i podążył przed siebie, zatrzymując się przy naszym stoliku. Patrzyłam na niego, a moje źrenice rozszerzyły się. Nathan patrzył na mnie, a ja nie wiedziałam co mam zrobić, nie potrafiłam podjąć decyzji, nie potrafiłam wybrać. - Zgadzasz się?
Wstałam nic nie mówiąc po prostu podniosłam się i zaczęłam iść.
- Na co czekasz? - zapytałam z śmiechem w głosie. - Na zaproszenie? Przecież to ty mnie zapraszasz.
Chłopak odwzajemnił uśmiech i ruszył za mną na scenę.
- Zaśpiewamy naszą piosenkę.
- Naszą? - zapytałam zdziwiona. Justin odebrał gitarę od mężczyzny siedzącego za nami, po czym zajął jego miejsce. Zagrał pierwszy akord, a ja już wiedziałam co mam zaśpiewać. - Naszą.
Nie wiem jakim cudem, ale nie bałam się śpiewać, byłam z nim i to mnie uspokajało. Zabrzmiały kolejne dźwięki, a ja wzięłam głęboki oddech i zaśpiewałam kilka pierwszych słów przełamując swoją niepewność. Po zakończonej piosence, usłyszeliśmy gromkie brawa, które poprawiły mi humor. Spojrzałam na chłopaka, zupełnie zapominając, że jestem tu zupełnie z kimś innym.
- Tiffany, podjęłaś decyzję?
- Tak. - odparłam delikatnie schylając głowę. Nerwowo poprawiłam grzywkę i lekko uspokajając się powiedziałam. - Kocham Cię.
Podeszłam do niego nie czekając na jego reakcję, odznaczyłam swoje usta, zupełnie zapominając ponownie że stoję na scenie, gdzie wszyscy obecni na tej sali obserwują mój każdy ruch. Chłopak odłożył gitarę na stojak nie przestając mnie całować. Nadal to robiąc zeszliśmy ze sceny i wyszliśmy z lokalu. Kiedy tylko otworzył drzwi do mieszkania, wniósł mnie na górę do swojego pokoju i rzucił na łóżko. Bez żadnego problemu zdjął ze mnie moją jeansową kurtkę oraz białą bluzkę znajdującą się pod nią. Ja nie zważając na szybki obrót akcji pozbyłam się jego bluzki i spodni pozostawiając go w samych bokserkach. Justin uśmiechnął się do mnie łobuzersko i zaczął rozsuwać suwak mojej spódniczki, nie przerywałam mu, wiedziałam, że będę żałować tego co teraz zrobię, ale chyba nadszedł czas aby popełnić błąd w końcu człowiek popełnia ich wiele, a czasami zdarzają się z własnego wyboru, tak jak ten. Weszłam na niego w samej bieliźnie górując nad nim. Znów mnie pocałował, a ja czułam się jak kiedyś, tego właśnie chciałam, poczuć to co czułam zanim wszystko się skończyło. Justin przesunął swoje ręce na zapinkę mojego stanika szybkim ruchem pozbywając się go z mojego ciała. Następnie zjechał dłońmi w dół po mojej talii i zahaczył palcami o gumkę mojej bielizny. Szybko jednak pozbył się jej pozostawiając mnie całkiem nagą. Uczyniłam z nim to samo, najpierw moje ręce zaczęły kreślić jakieś dziwne znaki po jego klatce piersiowej podczas kiedy moje usta cały czas były złączone z jego. Zjechałam niżej pozbywając się materiału, który został na nim. Jeszcze raz złączyliśmy nasze wargi, przed tym jak chłopak założył prezerwatywę na swoją męskość i wsunął się we mnie. Tym razem, było o wiele przyjemniej niż za pierwszym razem. Było inaczej, niż za pierwszym razem, znacznie lepiej. Bynajmniej dla mnie. Znowu to zrobiłam, pokazałam, że liczy się w moim życiu bardziej niż ktoś inny. O Boże! Nathan! ...

                                                                                                                                                                     
Mam nadzieję, że się podoba :D Możecie traktować to jako prezent z okazji Świąt :D Komentujcie, jak się podoba rozdział ? >.<

niedziela, 22 grudnia 2013

Note 18

Mimo postanowienia było mi bardzo ciężko codziennie chodzić do szkoły i widzieć go na prawie każdej lekcji. Udawałam silną, wiedząc, że długo tak nie pociągnę. Minęło kilka dni, a ja nie miałam już siły oszukiwać nikogo, a zwłaszcza siebie. Ale kiedy tylko chciałam do niego podejść ktoś nagle wołał jego imię, a on od razu podchodził do tej osoby. Przez ten czas nie spojrzał na mnie ani razu, bynajmniej takie miałam wrażenie. Czułam, że już mu na mnie nie zależy. Bolało, tak cholernie bolało, bo wiedziałam, że mogłam postąpić inaczej. Mogłam wepchać się na chama do domu Justina i zobaczyć co się tam naprawdę dzieje, mogłam nie wyjeżdżać mimo Any, mogłam starać się o niego, a nie po prostu uciec od problemu. Nienawidzę siebie z tego powodu. Chciałabym zakończyć już swoje życie. Nie miałam po co żyć i dla kogo, nikomu nie byłam już potrzebna, niestety. Koniec lekcji, nareszcie Justin stał sam przy swojej szafce, a nikogo nie było przy nim. Zrobiłam jeden krok w jego stronę i od razu się speszyłam, teraz zabrakło mi odwagi. Kurwa! Zawsze coś! Dlaczego nie może być jak dawniej? A no tak, dlatego, że jestem pojebana i zaprzepaściłam swoją szanse na szczęście, bo zachciało mi się fochy strzelać! Jestem kretynką! Patrzyłam na niego wychylając się zza mojej szafki, chociaż tak mogłam pocieszyć moje serce, jego widokiem, kiedy jest uśmiechnięty i nie cierpi tak jak ja.
- Oj Justin, żebyś ty wiedział, że ja cię tak bardzo kocham. - powiedziałam sama do siebie zwrócona do wnętrza szafki.
- Wybór należał do ciebie - odparł szepcząc mi do ucha.
- Justin ja ...
- Nic nie mów. Podjęłaś już decyzję. Rozumiem, nie możemy być razem. Szanuję to. - rzekł odchodząc.
- Nie, to nie tak. - odparłam wycierając spływającą po moim policzku łzę. - To nie tak.
- A i jeszcze jedno - krzyknął odwracając się do mnie i wracając ku mnie. - Teraz naprawdę chcę, żebyś o mnie zapomniała. Sądzę, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Może z kimś innym nam się uda.
- Nie. - powiedziałam półszeptem. Nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa. Brakowało mi na to siły, czułam, że zaraz zemdleje. I tak się stało ...


Przebudziłam się ubrana w białą za dużą o kilka numerów koszule, przykryta kołdrą w białej pościeli, leżąca na białym prześcieradle i białej poduszce w białym pomieszczeniu. Nie dochodziło do mnie gdzie się aktualnie znajduję, dopiero widząc pielęgniarki w swoich fartuszkach przechadzające się po korytarzu zrozumiałam, że jestem w szpitalu ... Przejechałam wzrokiem po całym pomieszczeniu, znalazłam postać, stojącą tyłem do łóżka wpatrującą się w przyrodę za oknem. Pierwsza myśl "Justin", ale po chwili uświadomiłam sobie, że to nie może być on, przecież on już mnie nie pamięta.
- Nathan? - wypowiedziałam bezsilnie. Chłopak odwrócił się i obdarował mnie szczerym uśmiechem.
- Cześć.
- Gdzie Justin? - zapytałam rozglądając się jeszcze bardziej po pokoju.
- Tiff, przykro mi on ...
- Nie kończ. - odparłam odkręcając głowę w przeciwnym kierunku. - Dziękuję, że ty chociaż jesteś.
- Nie mógłbym zostawić cię samą.
- Justin jakoś mógł. - powiedziałam z ironią.
- On musiał ...
- Nathan, nie ważne. Między nim, a mną nie ma już nic. Tak naprawdę teraz wątpię w to, że kiedykolwiek coś było. - chłopak złapał delikatnie moją rękę.
- Tiffany powinniśmy zawiadomić twoją rodzinę.
- Nathan, nie. Nie chcę, aby się o mnie martwili, a jeśli się dowiedzą, to nie będę mogła już tu zostać.
- Zrobimy jak zechcesz. - odparł lekko puszczając moją dłoń, lecz ja nie dając mu możliwości zakończenia dotyku zacisnęłam ponownie nasze dłonie. - Zostanę tu z tobą tak długo jak zechcesz.
- Do końca? - spytałam z nadzieją w głosie.
- A tego chcesz? - dałam mu znak aby się przybliżył, uczynił to, bez kolejnych próśb. Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej i musnęłam delikatnie jego wargi moimi. - Tiff? co ty ...?
- Nic nie mów. Potrzebuje tego. - odparłam łącząc nasze usta w mocniejszy, bardziej wyrazisty emocjonalnie pocałunek. Nie przerywałam go, chciałam teraz popełnić największy błąd w moim życiu, jaki kiedykolwiek mogłabym popełnić. - Chcę stąd wyjść.
- Nie możesz, musisz zostać. Lekarze muszą zrobić wszystkie badania.
- Proszę, zawołaj pielęgniarkę.- Nathan wstał i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili wrócił z kobietą ubraną w ten charakterystyczny strój. - Czy ja mogłabym wyjść dziś ze szpitala?
- Sądzę, że tak. Lekarze nie stwierdzili nic poważnego po badaniach, które ci wykonano. Jedyne co musisz zrobić aby lepiej się poczuć to mniej się stresować.
- Postaram się.
- Przygotuję wypis. - odparła pielęgniarka wychodząc z pomieszczenia. Powoli wstałam z łóżka i zaczęłam szukać swoich ubrań, kiedy miałam je w ręku, zaczęłam zdejmować z siebie białą koszulę, nie przejmując się obecnością Nathana.
- Na pewno chcesz wyjść?
- Tak, a ty wyjdziesz ze mną.
- No oczywiście.
- A zrobisz coś dla mnie?
- Co takiego?
- Zostaniesz ze mną całą noc? - zapytałam stojąc przed nim.
- Tiffany, ja ...
- Chcę tego, ja nie mogę być teraz sama.
- Dobrze, zostanę. - odparł pomagając mi założyć bluzkę, która tak naprawdę nie sprawiała mi żadnego kłopotu. Do pokoju po chwili weszła ta sama kobieta, z białą kartką, na której poprosiła mnie o podpis. Zrobiłam co mi kazała po czym opuściłam to przerażające miejsce wraz z Nathanem. Idąc lekko trzęsłam się z zimna, chłopak musiał to zauważyć.
- Co ty robisz? - zapytałam, kiedy ujrzałam, że zdejmuje z siebie kurtkę.
- Jest ci zimno.
- Przestań - rozkazałam zatrzymując jego ręce. - Jeśli chcesz żeby było mi cieplej, to ... emmm... możesz mnie przytulić.
Chłopak uśmiechnął się w moją stronę i objął mnie swoim ramieniem. Poczułam zapach perfum, różnił się od zapachu, który kiedyś czułam niemal codziennie. Podobał mi się. Nie mogłam wytrzymać, co chwilę kierowałam swój wzrok na jego twarz. Nie kontrolowałam tego.
- Haha co cię tak ciekawi na mojej twarzy?
- Twoja twarz. - odparłam pełna radości. Zatrzymał się, po czym złapał moją twarz w ręce i odznaczył swoje usta na moich.  - Dlaczego wcześniej nie byliśmy razem?
- Bo ty ...
- Zniszczyłam sobie życie z Justinem. Wiem. Żałuję, że nie mogę cofnąć czasu.
- Nie mów tak, ty i on byliście szczęśliwi.
- Albo po prostu się oszukiwaliśmy. To też jest możliwe.
- Tiff ...
- Ale to już nie ważne. - rzekłam jeszcze raz całując go.
- Hahaha. I kto tu się szybko pocieszył? - zapytał bardzo znany mi głos.
- Daj sobie spokój, nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - odparłam odwracając się w jego stronę. Nie sądziłam, że zastanę go z Aną. - Haha ja się szybko pocieszyłam? Raczej ty.
- Ja się nie bzykałem z nikim.
- Ja też nie! - wykrzyczałam z siebie.
- Ej spokojnie, przecież każdy wie, że zaraz będziecie się pieprzyć tak jak ze mną. Jesteś tanią dziwką, a przede wszystkim bardzo łatwą do zdobycia. - oczy automatycznie zaszły mi łzami. Nie mogłam powstrzymać szybkiego pozbywania się ich z narządu wzroku.
- Jesteś skończonym chamem. - rzuciłam przez płacz. - Nie mogę uwierzyć, że ... kiedyś cię kochałam.
Uciekłam, nie mogłam wytrzymać. Puściłam dłoń Nathana, którą mocno ściskałam i po prostu pobiegłam przed siebie, nie zwracając uwagi, czy coś mi grozi czy nie.
- Przegiąłeś. - rzucił chłopak i ruszył biegiem za mną. - Tiffany!
- Zostaw mnie! - odkrzyknęłam, biegnąc dalej.
- Nie mogę.
- Jak to? - zapytałam zwalniając. Chłopak dogonił mnie i energicznie łapiąc mój nadgarstek przekręcił mnie ku sobie i mocno przysunął do swojej klatki.
- Obiecałem, że będę do końca. - szlochałam, odwzajemniłam uścisk, który był teraz dla mnie tak ważny. Nic nie mówiąc po prostu dałam ponieść się emocją i rozpłakałam się Nathanowi na jego ramieniu.
 Weszliśmy do mieszkania, w którym było zimno, ciemno. Zapaliłam światło w pomieszczeniu i usiadłam na kanapie opierając ręce o blat stołu.
- Jak się czujesz?
- Okej. - powiedziałam lecz chłopak doskonale wiedział, ze tak nie było. Usiadł przy mnie i po prostu mnie przytulił. Wiedział czego potrzebowałam. Potrzebowałam jego ... Jakkolwiek to brzmi. Nie przeżyłabym tego wieczoru, gdyby jego nie było ze mną.

                                                                                                                                                                    
 Jestem radosna, wasza liczba rośnie :D Bardzo za to dziękuję xd Życzę wszystkim wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku xd Mam nadzieję, że podoba się rozdział mimo że jest trochę dramatyczny, ale nie wszystko układa się tak jak chcemy prawda? Czasami coś jest po prostu nie po naszej myśli i wtedy tworzą się kłopoty ... Komentujcie :D  Dziękuję za 10.000 wyświetleń!
Kocham was >.<

środa, 18 grudnia 2013

Note 17

Przebudziłam się rano z nadzieją, że to był tylko sen, a raczej koszmar. Przetarłam oczy i nie odwracając się szukałam ciała kogoś, kto mógłby leżeć koło mnie. Znalazłam. Radosna przewróciłam się na drugą stronę, ale rozczarowanie zagościło na mojej twarzy.
- Eddie, co ty tu robisz? - zapytałam odkrywając się i wstając z łóżka w poszukiwaniu nowych ubrań.
- Tęskniłem za tobą. Cieszę się, że tu jesteś. - powiedział podchodząc do mnie i przytulając mnie.
- Eddie, między nami nic się nie zmieni.
- Wiem. - odparł zawiedziony. Oderwałam się od chłopaka, kiedy tylko usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Podbiegłam do półki nocnej i chwyciłam komórkę w dłoń. Imię wyświetliło się na moim ekranie, a kąciki ust bezwładnie podniosły się do góry i nie chciały opaść. Przesunęłam palcem po ekranie i odebrałam połączenie.
- Justin? - powiedziałam niepewna imienia, które wypowiadam.
- Zapomnij o mnie. - odparł.
- Ale .... - było za późno, bo odłożył słuchawkę. Nie wiem, w którym momencie z moich oczu pociekły łzy, a piękny uśmiech zniknął na długo.
- Tiff? Co się stało? - zapytał podchodząc do mnie i podnosząc mój podbródek.
- Justin kazał mi o sobie zapomnieć. - powiedziałam głosem pełnym zawodu, rozpaczy i winy. Oderwałam się od dotyku Eddiego i wybiegłam z pokoju, a później z domu. Krzyknęłam. Na cały głos! Nie ukrywając swojego smutku, żalu, złości i rozczarowania. Usiadłam na zimnym chodniku nie przejmując się ujemną temperaturą. Czułam jak coś zjada mnie od środka, wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię, nie długo nie wytrzymam i popełnię samobójstwo. Nie ma innego wyjścia, nie chcę innego wyjścia. I znowu płacz, dlaczego nie mogę zlekceważyć go? Dlaczego po prostu nie mogę o nim zapomnieć? A no tak, dlatego, że znaczył i nadal znaczy coś wielkiego w moim życiu.  Nie mogę uwierzyć w to, że on przestał mnie tak szybko kochać i że tak szybko pocieszył się kimś innym. Chciałabym być obojętna ...

Dni mijały nieubłaganie szybko, codziennie słyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu, na którym wyświetlało się to samo imię. Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym miałam wrócić do domu, do Kanady, ale nie chciałam. Byłam słaba! Przegrałam, udało mu się. Teraz go nienawidzę! Nie chcę więcej go widzieć, mam go dość. Jest nikim! Przestał coś dla mnie znaczyć. Kogo ja oszukuję? Przecież wszystko co napisałam wcześniej jest nieprawdą. Kocham go i mam nadzieję, że on o mnie nie zapomniał i że wszystko się ułoży między nami. Przychodziła godzina odlotu. Czekałam na lotnisku z najbliższymi. Samolot przyjechał, a ludzie, którzy mieli lecieć ze mną samolotem zaczęli oddawać swoje bagaże.
- No to do zobaczenia. - odparłam jeszcze raz wszystkich przytulając.
- Odprowadzę Cię. - powiedział Eddie i wziął moją walizkę. Pomachałam reszcie na pożegnanie i razem z chłopakiem udałam się w kierunku stewardessy.-  Czekaj.
- Co? - zapytałam trochę zmieszana podając kobiecie w mundurku swój bagaż. Eddie zbliżył się do mnie, złapał moje ręce i patrzył mi w oczy.
- Zostań ze mną. - rzekł z nadzieją w głosie.
- Eddie ja ....
- Proszę. - odparł jeszcze mocniej ściskając moje dłonie.
- Pasażerowie lotu 112 proszeni o wchodzenie do samolotu. - poinformował nas głos wydobywający się z głośnika.
- Eddie ja muszę iść. - powiedziałam puszczając jego dłonie i biegnąc w kierunku drzwi lotniska. Czułam się okropnie, po raz kolejny go zlekceważyłam, jestem okropną przyjaciółką. Ale wiedziałam, że nic innego nie mogę zrobić. Przecież obiecałam sobie, że Eddie to skończony rozdział. To samo powinnam pomyśleć o Justinie, ale ... nie mogłam, a może ... po prostu nie chciałam? Myślałam nad tym długo, jedyne do czego doszłam, to to, że kocham go, naprawdę i nie zważając na to co zrobił ja nadal pragnę być przy nim i spędzać z nim najpiękniejsze chwile swojego życia. Wiem, jestem beznadziejna, ale co ja na to poradzę? Już taka jestem, kiedyś taka nie byłam. To życie nauczyło mnie tego, że trzeba walczyć o to co się kocha inaczej ktoś może ci to zabrać i nigdy nie oddać.



Wyszłam z samolotu, a otaczająca mnie przyroda miała kolor ciemno zielony, nie widziałam ciepłych kolorów, znowu coś było ze mną nie tak? Szłam prosto przed siebie ciągnąć za sobą walizkę pełną ubrań. Szłam i nie zatrzymywałam się, kiedy znalazłam się przy bramie szkoły lekko odkręciłam głowę w bok, aby zobaczyć znajomych siedzących razem na boisku. Zrobiło mi się smutno, że mnie tam nie ma ... Żałowałam, że się poddałam i nie zostałam. Niestety czasu nie mogę cofnąć.

Weszłam do szkoły lekko podwijając rękawy czarnej bluzki, nie zważając na wzrok osób z mojej klasy podeszłam do swojej szafki i wyciągnęłam z nich książki potrzebne na tą lekcję. Nieświadoma niczego podeszłam do klasy zapatrzona w ekran telefonu.
- Przepraszam. - powiedziałam, kiedy buchnęłam w jakąś postać stojącą przede mną. Podniosłam głowę i lekko uśmiechnęłam się do stojącej przede mną osoby.
- Hej. - przywitał się ze mną głos chłopaka, który niekiedy był mi bardzo bliski.
- Hej. - odparłam usiłując schować swój smutek pod sztucznym uśmiechem.
- Tiffany ja ... - zaczął lecz dzwonek nie był po naszej stronie. Zadzwonił kończąc automatycznie naszą rozmowę. Minęłam chłopaka lecz jego silna ręką złapała mój nadgarstek i przyciągnęła do swojego ciała. Byłam blisko niego, czułam zapach jego perfum, patrzyłam się w jego oczy i widziałam jak minimalnie przysuwa się do mnie. Chciałam, żeby mnie pocałował i zrobił to, ale nie w miejsce które chciałam. Odznaczył swoje piękne usta na moim czole po czym wtulił mnie do siebie. Nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. - Przepraszam.
Odszedł zostawiając mnie na korytarzu. Jednak po chwili weszłam do klasy zajmując pozostawione mi miejsce. Nie mogłam się uspokoić, nie mogłam uwierzyć, że zdołał się na przeprosiny. O nie! Nie mogę o nim myśleć, miałam o nim zapomnieć, chciał tego. Po zakończonych lekcjach, chciałam jak najszybciej wrócić do domu lecz nie było mi to dane.
- Możemy porozmawiać? - zapytał idąc równym tempem obok mnie.
- Wszystko mi już wyjaśniłeś w liście i w rozmowie.
- Jakiej rozmowie?
- Jak to jakiej? - zapytałam robiąc zdziwioną minę. - W tej, w której kazałeś mi o sobie zapomnieć.
- Ale ja  nic takiego nie mówiłem ...
- Justin, ja rozumiem, ale ... chciałeś żebym zapomniała, a ja to przyjęłam do wiadomości. Tego właśnie chciałeś.
- Ale Tiffany, my ...
- My? Justin, nas nie ma. Zakończyłeś to, przekreśliłeś to wszystko tylko kiedy mnie zaliczyłeś. Wiesz jak ja się czułam? Kochałam cię, a ty mnie potraktowałeś jak panienkę na jedną noc. Przyznaj od początku o to ci chodziło prawda? Znowu założyłeś się ze swoimi kolegami, że mnie przelecisz? A więc gratuluję Ci, ale serio, dla ciebie nie ma już miejsca w moim życiu. Przykro mi. - rzekłam wyrzucając z siebie wszystkie emocje. Odeszłam zostawiając go na chodniku przed szkołą samego lecz nie na długo. Kiedy już trochę się oddaliłam chciałam zobaczyć czy idzie za mną, odkręciłam głowę i zobaczyłam, że nadal tam stoi ze smutną miną obserwując mnie.  Wyjęłam telefon i wystukałam dwa słowa składające się z dziewięciu liter, wybrałam nadawce i kliknęłam wyślij. Popełniłam błąd, bo kiedy wysłałam wiadomość do mojego ex podeszła moja niby przyjaciółka. Lekceważąc czynność chłopaka, który właśnie wyciągał telefon ruszyłam przed siebie.
- Tiffany! - usłyszałam głos za sobą. Zatrzymałam się i odkręciłam głowę. Przed sobą zobaczyłam zdyszanego chłopaka trzymającego telefon w ręku. - Ja też Cię kocham.
Położył swoje ręce na moich biodrach i przysunął swoją twarz do mojej. Delikatnie musnął wargami moje usta, odsunął się kilka milimetrów, czekał na moją reakcję, której nie dostał.
- Wybacz Justin, ale ja nie mogę. - odparłam odsuwając się od chłopaka. - Nie potrafię się do ciebie przytulać, a co dopiero całować, po tym co mi zrobiłeś.
- Tiffany, ale powiedź mi co ja takiego zrobiłem?
- Szybko się pocieszyłeś.
- Co? Ale jak to się pocieszyłem?
- Ana jest twoją dziewczyną.
- Nie, nie jest. - rzekł poważnie. Widział już Ane ze swoją przyjaciółką idącą w naszym kierunku. - Nigdy nie powtórzyłbym z nią związku, kocham tylko ciebie.
- Ale ja nie potrafię.
- Ana! - krzyknął Justin, kiedy dziewczyny były już wystarczająco blisko. - Dlaczego to wszystko zrobiłaś? Dlaczego udawałaś, że jesteś moją dziewczyną? Dlaczego zadzwoniłaś z mojego telefonu do Tiffany i powiedziałaś jej, żeby o mnie zapomniała?
- Bo nie mogłam znieść myśli, że ona cie ma, a ja nie. - odparła smutna, nie patrząc mu w oczy.
- Tiffany, wszytko co wypłynęło z jej ust jest kłamstwem. Rozumiesz? Nigdy nie chciałem, abyś o mnie zapomniała, kocham cię i nigdy nie przestanę. Czy teraz może być jak kiedyś? - zapytał z nadzieją w głosie. Lekko się uśmiechnęłam, nie chciałam dać mu poznać po sobie, że chcę czegoś innego co wyrzucą moje słowa.
- Nigdy nie będzie już jak kiedyś.
- Ale ...
- Obiecałeś, że nigdy mnie nie zostawisz. Złamałeś obietnicę, a ja ci zaufałam, nie potrafię drugi raz. Przepraszam. - odparłam wycofując się z grupy osób. Nie mogłam pokazać, że właśnie na to liczyłam. Chciałam udowodnić sobie, że mogę bez niego żyć, nawet jeśli to życie byłoby ciężkie ...



                                                                                                                                                                        
Przepraszam, że tak późno, ale wcześniej nie miałam weny aby się za to zabrać. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Na odpowiedź czekam w komentarzach >.< Wesołych Świąt.


czwartek, 5 grudnia 2013

Note 16

Przebudziłem się pierwszy, starałem się być cicho, aby jej nie obudzić. W głowie cały czas miałem wydarzenie, które miało się dziś stać. Tiffany miała wyjechać. Już nigdy miałbym się z nią nie zobaczyć. Ta myśl przychodziła mi z wielkim trudem. Ale wiedziałem co muszę zrobić, ja nie mogłem ..... Delikatnie wstałem z łóżka bezproblemowo odnajdując swoje ubrania i wspominając mile spędzony wieczór. Wyjąłem kartkę z szuflady i napisałem jej wiadomość.
***
Przebudziłam się z wspomnieniem wczorajszego wydarzenia. Przeciągnęłam się i dopiero wtedy zorientowałam się, że coś jest nie tak. Obok mnie, na łóżku nie było nikogo. Justin wyszedł. Pierwsze co mi przyszło do głowy to "Dlaczego? Czy po tym co wydarzyło się wczoraj przestał mnie kochać?"
Szybko zerwałam się z łóżka.
- Justin! - zaczęłam krzyczeć usiłując uświadomić sobie, że on nigdzie nie wyszedł, po prostu poszedł do łazienki, ale tak nie było. Na biurku, znalazłam karteczkę, od razu wzięłam ją do ręki i nie siadając zaczęłam czytać. Teraz wiem, że to był błąd, bo od razu nogi mi zmiękły.

Przepraszam, za to, że wyszedłem bez pożegnania, ale postanowiłem, że tak będzie lepiej.
Nie chcę żebyś przeze mnie rozstała się z ojcem. To dla mnie bardzo ciężkie, nigdy nie zapomnę
tej nocy, którą spędziłem z tobą. Nigdy nie miałem takiej w życiu i nigdy nie będę miał.
Kocham Cię, ale musimy się rozstać. Nie chcę, nie mogę być powodem, dla którego zostaniesz
tu. Naprawdę Cię przepraszam, po prostu tak będzie lepiej, lepiej dla ciebie. 

Zdenerwowana  sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Justina. Poczta głosowa.
- Dla kogo lepiej? Dla mnie? Justin ja cię kocham! Nigdy Cię nie opuszczę. Nie wyjadę. - nagrałam się i rozłączyłam, lekko szlochając.

Dochodziła godzina odlotu, mój tata czekał na dole i zakładał buty, a ja nadal byłam u siebie w pokoju i leżałam na łóżku. Nie chciałam wyjeżdżać i on dobrze o tym wiedział. Postanowiłam się zbuntować, wyrzuciłam walizkę z ciuchami przez okno, po czym sama wyskoczyłam. Zaczęłam biec ciągnąc za sobą walizkę, widziałam jak mnie goni.
- Tiffany! - słyszałam jego głos z daleka. Nadal biegłam. Czułam coraz większe ciśnienie. Denerwowałam się, nie wiedziałam gdzie mam teraz biec. Zdecydowałam się na niego, biegłam w kierunku w domu, w którym chciałam jak najdłużej przebywać i po pewnym czasie, już spokojniej mogłam dojść do drzwi mieszkania chłopaka. Zapukałam do drzwi, a za nimi ukazała mi się Ana.
- Co ty tu robisz? - zapytałam pełna wściekłości.
- Przyszłam do Justina. - odparła spokojna ze zwycięskim wyrazem twarzy.
- Odwal się od niego, on jest moim chłopakiem. - powiedziałam wpychając się do środka.
- Nie nie nie. Już nie. Teraz jest moim. - odparła zatrzymując mnie i zamykając mi drzwi przed nosem. Łzy same napłynęły mi do oczu, nie panowałam nad tym, kiedy z nich wypłynęły i wolnym strumieniem płynęły po moim policzku. Czekałam jeszcze chwile, ale nikt mi nie otworzył, bolało mnie. Bolało mnie jak diabli. Miałam ochotę wziąć nóż i przebić sobie serce. Ale nie miałam nic takiego pod ręką. Mówił, że mnie kocha, najwidoczniej kłamał, a ja mu uwierzyłam! Dlaczego byłam taka naiwna? Dlaczego? Nie rozumiem jak mógł tak szybko znaleźć sobie kogoś innego! Jeny, nie rozumiem i chyba nie chcę. Planował to od początku. Chciał się ze mną zaprzyjaźnić, później zacząć ze mną chodzić, robić rzeczy, abym się w nim zakochała, a na koniec przelecieć i zniknąć. Ten list ... on. Wyjadę.

Zamówiłam taksówkę i pojechałam na lotnisko. Zdążyłam w ostatnim momencie. Cała zapłakana zajęłam miejsce przy tacie, co nie było dobrym pomysłem.
- Jednak się zdecydowałaś? - zapytał z tym swoim uśmiechem na twarzy, jeszcze wtedy nie zobaczył, że płaczę. - Tiffany, co się stało. Jeśli nie chciałaś nie musiałaś jechać. Możesz jeszcze wysiąść i tu zostać.
- Nie chcę już tu wracać nigdy, rozumiesz? Obiecaj mi, że nigdy mnie już tu nie puścisz.
- Tiffany, ale jeśli będziesz chciała wrócić ja ...
- Nie będę. Obiecaj mi.
- Obiecuję. - powiedział, a ja oparłam głowę na  oparciu i zamknęłam oczy. Zasnęłam.

- Tiffany wstawaj, dolecieliśmy. Musimy iść po bagaże. - usłyszałam głos taty, otworzyłam oczy, ale nie widziałam go. Na jego miejscu siedział Justin. Otworzyłam szerzej oczy i przetarłam je. Wróciłam, znowu byłam w Paryżu w samolocie razem z tatą, bez Justina. Wyszłam na świeże powietrze i od razu poczułam jak ktoś się na mnie rzuca.
- Hej Jo - przywitałam się bez emocji.
- Tiffany, gdzie Justin? - zapytała rozglądając się po lotnisku.
- Nie wypowiadaj jego imienia przy mnie nigdy więcej. - powiedziałam i odebrałam od taty swoją walizkę.

Usiadłam w pokoju na łóżku i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Wszystko mi się z nim kojarzyło, wszystko nim pachniało. Ja nie potrafię tak żyć.
- Mogę? - zapytał Eddie pukając do drzwi.
- Jasne. - odparłam sztucznie się uśmiechając.
- Jeśli będziesz chciała o czymś pogadać. Jestem do twojej dyspozycji. - powiedział, a mi zrobiło się trochę lepiej, doznałam uczucia, którego potrzebowałam, czyli wsparcie innych.
- Dzięki. Ale wszystko ok. - skłamałam znowu próbując okłamać go uśmiechem.
- Mnie nie okłamiesz, wiem kiedy jesteś smutna. Ale jeśli zmienisz zdanie, wiesz gdzie możesz mnie znaleźć.
- Eddie. - chłopak zatrzymał się i odkręcił głowę w moją stronę. - Dziękuję.
Wyszedł, a już po chwili, w pokoju pojawiła się Jo.
- Chodź.
- Gdzie?
- Zobaczysz.
- Ale ja się jeszcze nie rozpakowałam.
- To nie ucieknie. - odparła i wyciągnęła mnie z pokoju. Szłam za nią udając grzeczną dziewczynkę, dopiero kiedy zaczynałam poznawać drogę po której się poruszałyśmy zaczęłam się szarpać i spowalniać ruch.
- Nie chcę tam iść.
- Musisz. Widzę, że coś się stało, nie ukryjesz tego przede mną. Znamy się tyle lat. - odparła siadając na "ławce zwierzeń", którą wymyśliłyśmy w drugim roku naszej przyjaźni.
- Ale ja nie chcę o tym mówić.
- Musisz się wygadać, będzie Ci lepiej.
- Przespałam się z Justinem. - wyrzuciłam z siebie wkładając w to najmniej emocji ile się dało.
- To źle? Przecież marzyłaś o tym.
- Ale nie o tym co stało się dalej. - nie przerwała mi czekała, aż zacznę opowiadać, ale to nie było dla mnie łatwe, nie chciałam aby ktokolwiek wiedział o tym, nawet najbliżsi, ale Jo miała rację, potrzebowałam się komuś wygadać, a ona była tą właściwą osobą. - Kiedy to zrobiliśmy, czułam się niesamowicie, niczego nie żałowałam, ale jak widać nie dla niego. Rano obudziłam się sama, na biurku znalazłam tylko list, w którym napisał mi, że nie chce być powodem dla którego tam zostanę i zerwał ze mną. Tak samo jak Eddie. Tylko, że ja postanowiłam zostać. Uciekłam z domu i pobiegłam do niego, myślałam, że ucieszy się na mój widok i że znowu będziemy razem i tak już na zawsze, ale najwidoczniej jemu zależało tylko na tym, żeby mnie zaliczyć. Zapukałam do drzwi jego domu, a przed nimi zobaczyłam Ane. Zastąpił mnie nią, w tak krótkim czasie. I ona wiedziała, że Justin ze mną zerwał i powiedziała mi prosto w twarz, że teraz to ona jest jego dziewczyną. Jo, on mnie po prostu zastąpił i szybko zapomniał. Nawet nie odebrał ode mnie telefonu rano.
Mówiłam i nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać, przytuliłam się do mojej przyjaciółki i cieszyłam się, że tu ze mną jest.
- Obiecałam sobie, że już nigdy tam nie wrócę. Nigdy. Nigdy więcej nie chcę go już widzieć na oczy. Żałuję wszystkiego! Żałuję, że kiedykolwiek tam pojechałam, że  tam zostałam i że go poznałam, a najbardziej żałuję, że się w nim zakochałam, zaślepiłam się nim, byłam bez radna kiedy mnie całował, po prostu zaufałam mu bezgranicznie i najgorsze jest to, że uwierzyłam mu w to, że on mnie kocha.
- Wszystko będzie ok. Tiffany, prawda jest taka, że jeszcze wiele razy tam pojedziesz. Nie do niego, ale na grób swojej mamy. Nie zapominaj, że tam ją pochowaliście. Nie zostawię Cię, masz czas do zastanowienia. Przyjechałaś na ferie, a co dalej? Chcesz tam wrócić czy zostać tu i znowu zmienić szkołę?
- Jo, ja ....
- Na twoim miejscu pokazałabym mu, że wcale mnie to nie rusza i wróciłabym tam. Pokazała, że nie da się mnie tak łatwo złamać. Walczyłabym o swoje. Kochasz go?
- Najbardziej na świecie.
- To walcz o niego.
- To nie ma sensu, bo on nic do mnie nie czuje.
- A jeśli  .....
- Nie rozmawiajmy już o tym. Nie chcę.
- Zgoda. - odparła i zamilkła. Siedziałyśmy na tej ławce jeszcze przez około dwie godziny i rozmawiałyśmy o rzeczach, które działy się tutaj.  - Podoba mi się Eddie, ale on był twoim chłopakiem, a kodeks mówi ....
- Jo, ale ja go nie kocham. Możesz z nim być mi to nie przeszkadza.
- Ale on cie kocha. - zamarłam. On nadal coś do mnie czuł? Nie to niemożliwe. A może?
- Minie mu. Porozmawiam z nim jeśli chcesz.
- Dziękuję. - powiedziała przytulając mnie tak mocno. Dzięki niej zapomniałam o Justinie, ani razu od skończenia jego tematu i wydarzeń z tamtego miejsca  nie miałam jego postaci  w głowie. To był sukces. Wracałyśmy 30 minut. Byłyśmy w domu o 16:30, wszyscy z zniecierpliwieniem czekali na nas.
- Gdzie wy byłyście? - zapytał tata wychodząc z kuchni.
- Musiałyśmy pogadać - odparłam, a wyraz twarzy taty wyrażał, że już rozumie. Po zjedzonym objedzie, rozdzieliłyśmy się. Weszłam po schodach do swojego pokoju i zobaczyłam w nim Eddiego.
- Co ty tu robisz? - zapytałam sięgając po ręcznik z półki. Niestety byłam za niska i nie dosięgałam. Chłopak podszedł do mnie i podał mi materiał. - Dziękuję.
- Chciałem Cię o coś zapytać. Na ile tu zostajesz?
- Nie wiem jeszcze. A co?
- Bo ja, Tiffany ja nie przestałem Cię kochać.
- Eddie, proszę nie rozmawiajmy o tym dzisiaj, nie mam już na to siły jestem zmęczona po podróży i całym dniu, chciałabym się wykąpać i położyć spać.
- Jasne.
- Porozmawiamy jutro.
- Ok. - odparł opuszczając mój pokój. Weszłam do łazienki ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami i zamknęłam drzwi na klucz. Otworzyłam szafkę znajdującą się nad zlewem i otworzyłam swoje pudełeczko, szukałam swojej gumki do włosów, ale zamiast niej znalazłam coś bardziej ostrego. Podwinęłam rękaw swojego swetra i przejechałam metalem po delikatnej skórze mojego nadgarstka.


                                                                                                                                                                      
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie miałam czasu aby napisać nawet zdanie, ten rozdział napisałam w jeden dzień. W ten weekend zacznę pisać nowy rozdział i dodam go pewnie w tygodniu, chociaż też nie jestem tego pewna, ponieważ we wtorek, w środę i w czwartek mam próbne egzaminy więc muszę się do nich trochę przygotować. Komentujcie. >.<