poniedziałek, 30 grudnia 2013

Note 20

Przebudziłam się pierwsza, na całe szczęście.
- Boże! - powiedziałam do siebie łapiąc się za głowę, kiedy zobaczyłam nas w takim stanie. - Jak mogłam?
Szybko zeszłam z łóżka i zaczęłam szukać między ubraniami swojej bielizny, kiedy ją znalazłam bez wchodzenia do łazienki szybko ją na siebie założyłam tak samo zrobiłam z resztą odzieży, chwyciłam swój telefon i po prostu wybiegłam z jego domu. Nie mogłam uwierzyć w to że zachowałam się jak dziwka, a najgorsze w tym było to, że przecież Nathan coś do mnie czuł, a ja ... a ja po prostu to zlekceważyłam. Dałam mu nadzieję, a później ... jestem skończoną idiotką ... Nie zasługuję na Nathana, na nikogo. Wbiegłam do swojego mieszkania i rozpłakałam się.
- Jak mogłam tak postąpić? Przecież ... Uuuf nienawidzę życia!
Nie mogłam usiedzieć w domu, przebrałam się  w świeże ciuchy po tym jak wzięłam szybki prysznic i po prostu wyszłam z domu. Nie mogłam w nim usiedzieć, miałam dość siebie. Kiedy tylko weszłam do parku, usiadłam na mojej ulubionej ławce. Kojarzyłam to miejsce, ale nie mogłam sobie dokładnie przypomnieć skąd, jakoś wtedy nie miałam do tego głowy. Wpatrywałam się w plac zabaw, było tam pełno dzieci śmiejących się, bawiących się.  Trochę im zazdrościłam, że nie jestem teraz taka szczęśliwa jak oni.
- Tiffany.
Odkręciłam powoli głowę w stronę mężczyzny kucającego przede mną.

- Justin?
- Tiffany ja nie wiedziałem, że to tak się skończy. Ja po prosry tęskniłem za tobą i chciałem poczuć twoją obecność przy sobie.
- Posłuchaj, mi też ciebie brakowało i to nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Ale żałuję, że wczoraj poszłam do ciebie.
- Ale dlaczego? Przecież ...
- Żałuję. - odparłam wstając z ławki i odchodząc.Wiedziałam, że idzie za mną więc mówiłam dalej. - Tego, że zgodziłam się tam pójść z Nathanem, tego, że zaśpiewałam tam z tobą i tego że wyszłam z tobą, pozostawiając Nathana na pastwę losu.
- Nathana tam nie było. - rzekł wyrównując ze mną tempo.
- Jak to nie było?
- Kiedy ty wstałaś, on zrobił to samo i wyszedł.
- Co? Ale jak to? - zapytałam tak naprawdę samą siebie. To prawda, kiedy stałam na scenie i rozglądałam się po całej sali nie widziałam go, ale wtedy nie przejęłam się tym za bardzo. - Muszę iść.
- Dokąd?
- Do Nathana, chcę mu wszystko wyjaśnić.
- A jest co tłumaczyć?
- Justin ja się z tobą przespałam po tym jak powiedziałam, że daje mu szanse! Zachowałam się jak dziwka!
- Ale nigdy nią nie byłaś i nie jesteś. - pocieszał mnie przytulając do swojego ciepłego ciała.
- Przepraszam. Ale to już nigdy więcej się nie powtórzy. - rzekłam odsuwając się od niego patrząc mu w oczy. Odeszłam. Zasmucona przebiegiem wydarzeń. Przekręciłam głowę w jego stronę, stał tam bez ruchu patrząc na mnie z zasmuconą miną. Serce mnie zabolało. Zrezygnowałam. Pobiegłam chwyciłam go za rękę odwróciłam ku sobie i złączyłam nasze usta w długim pocałunku wyrażającym bardzo dużo emocji. Czułam się dziwnie czując w tym samym momencie dwie różne emocje.

" pożądanie i odrzucenie"

Całowałam go nie odsuwając się od niego ani o milimetr. Chciałam czuć go przy sobie. Ale z drugiej strony miałam ochotę odepchnąć go od siebie i uciec jak najdalej się da aby znaleźć się przy Nathanie i to z nim dzielić te miłe chwile łączenia ze sobą ust. Jednak pożądanie wygrało, staliśmy tam. Na środku chodnika w parku przybliżeni do siebie maksymalnie całując się nie zważając na utrudnianie przechodnią przejścia. Odsunął się ode mnie i nabrał powietrza po czym powrócił do poprzedniej czynności. Tym razem objął mnie w talii i uniósł jedną z moich nóg umieszczając ją sobie na biodrze. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie dalej wymieniając się śliną. 
- Kocham Cię. - powiedział przerywając nasz pocałunek. Nie puściłam jeg twarzy nadal trzymałam ją w rękach teraz patrząc mu głęboko w oczy.  - Proszę, Tiffany nie skreślaj nas. Proszę, daj nam jeszcze jedną, ostatnią szansę. Obiecuję, że jej nie zmarnuję.
- Justin, ale ja nie mogę. Ja nie potrafię już ci zaufać. - wyznałam puszczając jego twarz i zdejmując swoją nogę z jego biodra. - Przepraszam, ale ja nie wiem czy dam radę.
- Poczekam. - powiedział łapiąc mnie za nadgarstki. - Nie opuszczę cię już, rozumiesz? Jestem przy tobie teraz i będę już zawsze. Chcę żebyś się do mnie wprowadziła. 
- Justin ja ... nie potrafię po tym wszystkim tak po prostu się do ciebie wprowadzić. Przepraszam. - odparłam puszczając jego dłonie. 
- Tiffany proszę, ja chcę wszystko naprawić, a tak będzie mi łatwiej. - rzekł jeszcze raz łapiąc moje ręce. - Chcę żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie najważniejsza.
- Pozwól mi to przemyśleć. 
- Jasne. - odparł obejmując mnie w talii i przysuwając do siebie. - Przepraszam za to, że nie dotrzymałem obietnicy. Ja po prostu nie chciałem żebyś rozstała się przeze mnie ze swoją rodziną i przyjaciółmi.
- Justin. To nie ważne. Teraz jesteś. A teraz odprowadź mnie do domu, muszę to wszystko przemyśleć. 
- Oczywiście. - odparł idąc ze mną za rękę w kierunku mojego domu. - Coś planujesz na swoje urodziny?
- Hm? - zapytałam wyrwana z zamyślenia.
- Za tydzień masz urodziny. Coś na nie planujesz?
- Wiesz tyle się ostatnio działo, że nie myślałam o tym. - odparłam szczera wpatrując mu się w oczy.
- Chcesz spędzić je tylko ze mną czy w większym gronie. 
- A ty jak wolisz? - spytałam udając, że nie znam odpowiedzi. Chłopak ustał przede mną wziął mnie na ręce okręcił w okół i znów postawił na ziemi całując w policzek.
- A jak myślisz?
- Ze mną? - zapytałam niepewnie.
- Skoro nalegasz. - oboje uśmiechnęliśmy się do siebie pełni radości i szczęścia, że jesteśmy teraz razem, ze sobą. - Ale wiesz co? Mam pomysł.
- Jaki?
- Może spędzimy go w czwórkę? Ja ty Jo i Eddie. 
- Serio tego chcesz? - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- Jeśli ty chcesz.
- Dziękuję. - odparłam przytulając chłopaka i wystukując sms'a do przyjaciół z informacją dotyczącą imprezy. 
- A co z Nathanem?
- Emm ... Ja ... Nie chcę o tym mówić. - powiedziałam.
- Jestem przy tobie zawsze. Pamiętaj. 
- Wiem. - rzekłam posyłając uśmiech w jego stronę. 

- Może wejdziesz? - odparłam kiedy dotarliśmy już pod drzwi mojego domu. 
- Nie chcę się narzucać. 
- Przecież się nie narzucasz. To ja cię zaprosiłam. 
- Skoro nalegasz. - odparł wchodząc za mną do środka zamykając za sobą drzwi. - No to .. co chcesz robić?
- Nie wiem. - odparłam zajmując miejsce na wygodniej kanapie na której usiadł również Justin. Chłopak przysunął się do mnie i trzymając tył mojej głowy przybliżył moją twarz do swojej, łącząc nasze usta w jeden krótki pocałunek.
- Chcę żebyś była już zawsze. - powiedział patrząc mi się prosto w oczy. Czekał na moje słowa, ale ja nie wiedziałam co powiedzieć, jeszcze niedawno miałam postanowienie, że on musi zniknąć z mojego życia, a teraz właśnie teraz chciałam podjąć decyzję o mieszkaniu z nim, a ta wypowiedź byłaby pozytywna dla niego.
- Kocham Cię. - rzuciłam znowu łącząc nasze usta, aby nic innego nie musieć już mówić.
Włączyłam telewizor i zatrzymałam na jakimś programie przez to, że nagle Justin złapał mnie za rękę. Odwróciłam głowę w jego stronę, a on patrzył na mnie próbując coś powiedzieć.
- Pamiętasz ... o tym, że w walentynki jest bal?
- Dzień przed moimi urodzinami. - dodałam sama nie wiedząc czemu. - Wiem, że jest.
- Idziesz na niego?
- Nie wiem, sama się jeszcze nad tym zastanawiałam.
- Słuchaj, bo może my .... moglibyśmy ....
- Co? - zapytałam nie urywając kontaktu wzrokowego.
- Czy my ... moglibyśmy .... - Justin chyba pierwszy raz się przy mnie denerwował, dziwne. Niestety nie udało mu się skończyć wypowiedzi, bo ktoś zapukał do drzwi.
- Emm ....
- Idź, to może zaczekać. - wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę drewnianej powłoki. Otworzyłam ją, dostrzegając Jo i Eddiego w progu drzwi.
- Co? Co wy tu robicie? - zapytałam zdziwiona, witając się z przyjaciółmi.
- Mamy ferie i postanowiliśmy przyjechać do ciebie. - odparł Eddie stawiając torby na schodach.
- Będziemy z tobą przez całe dwa tygodnie, aby pomóc ci w przygotowaniach na twoją 17 - nastke.
- Em ... To fajnie, ale nie będzie co przygotowywać.
- Jak to nie będzie, przecież trzeba to święto .... wać - zająknęła się Jo, po wejściu do salonu, w którym stał przy oknie Justin. - Hej.
- Cześć. - odparł z uśmiechem na twarzy. - Tiffany, ja już pójdę. Do zobaczenia jutro.
- Ale coś chciałeś mi powiedzieć. - przypomniałam mu zatrzymując go, kiedy przy nas przechodził.
- To może poczekać.
- Odprowadzę cię. - oznajmiłam idąc z nim w kierunku drzwi. Wyszliśmy na zewnątrz, a ja delikatnie się speszyłam. - Nie musisz iść.
- Doskonale wiem, że powiedziałaś o wszystkim Jo, czuję się trochę dziwnie w jej towarzystwie, może później. A teraz już pójdę, cześć. - pocałował mnie w policzek i zaczął iść przed siebie. Złapałam jego nadgarstek i nie puściłam mimo tego, że o to mnie prosił.
- Powiedź mi o co chodziło.
- Ja ... - odwrócił się do mnie twarzą i ujął ją w dłonie. - Chcę, abyś poszła ze mną na ten bal.
Kąciki ust delikatnie się podniosły, kiedy wypowiedział te słowa. Podniosłam się na palcach i pocałowałam go w usta.
- Pójdę z tobą na bal. - poinformowałam go, a z jego twarzy znikł smutek, a zagościła radość.
- Nie musisz decydować od razu.
- Wiem, ale chcę. - odparłam przytulając się do niego. - To co? Teraz zostaniesz?
- Nie. Idę do siebie, może kiedyś do nas. - powiedział całując mnie w policzek i odchodząc. Weszłam do domu, w którym na wyjaśnienia czekali moi przyjaciele.
- Co to ma być? - spytała Jo.
- Emm, ale co? - zaczęłam udawać, że nie rozumiem o co jej chodzi.
- Nie udawaj, co on tu robił?
- Zapraszał mnie na bal. - odparłam lekceważąc wzrok przyjaciółki.
- Mam nadzieję, że się nie zgodziłaś.
- Wręcz przeciwnie. Skakałam z radości.
- Ale, ale ... a co z tym co mówiłaś jak byłaś w Paryżu?
- Justin wszystko mi wytłumaczył, a ja go kocham, a to uczucie tak krótko nie zniknie.
- Ale mówiłaś, że z nim już koniec.
- Ale teraz znowu z nim jestem! Coś ci nie pasuje? Jeny, o co ci chodzi? Nie rozumiesz, że ja go kocham i chcę z nim być?
- I co z tego, ostatnio mówiłaś, że to zamknięty rozdział.
- Ale teraz jest otwarty i nic ci do tego, bo ty nigdy nie będziesz mną i nigdy nie przeżyjesz tego co czuję do Justina! - krzyknęłam uciekając na górę do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i wyjęłam torbę z szafy aby spakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy.
- Co ty robisz? - zapytał Eddie wchodząc do pokoju bez pukania.
- Wyprowadzam się.
- Ale jak dokąd?
 - Do Justina, zaproponował mi mieszkanie razem. A ja się teraz zgodzę. Mam dość tego, że każdy chce mi mówić jak mam żyć, mam tego dość. Będę mieszkała z Justinem, będę uprawiać z nim seks i będziemy mieli dwójkę dzieci i będziemy ze sobą bardzo szczęśliwi.
- Ale ... co będzie z nami?
- Jakimi nami? - zrobiłam zdziwioną minę.
- No ze mną i Jo, przyjechaliśmy tu do ciebie, a ty chcesz odejść?
- Pomieszkacie ze sobą trochę sami. Może zaliczysz ją. Może uda ci się, skoro tak bardzo chciałeś zrobić to ze mną, a wiesz, że to już nierealne to teraz możesz zrobić to z Jo, mi to nie przeszkadza.
- Ale ja nie chcę tego robić z Jo. Ja chciałem ten pierwszy raz przeżyć z tobą.
- Eddie, ale to nie będzie pierwszy raz. - odparłam zasuwając torbę i zakładając ją na ramię, zeszłam ze schodów i nie mówiąc nic Jo szłam w kierunku domu Justina.

Zapukałam, czekałam, aż ktoś pojawi się za drzwiami.
- Tiffany? - zapytał zdziwiony Justin.
- Mogę się wprowadzić? - zapytałam czekając na reakcję. Chłopak wyszedł do mnie odebrał ode mnie torbę po czym wziął mnie na ręce i przeniósł przez próg domu.
- Na szczęście. - odparł zamykając za nami drzwi.



                                                                                                                                                                     
 Hej! Mam nadzieję, że rozdział się podoba xdd Długo go pisałam, bo nie miałam weny, ale dziś ją dostałam i od razu jak wstałam zaczęłam pisać. Szczęśliwego nowego roku! Komentujcie, odpowiadajcie w ankietach, obserwujcie :D Nie sugerujcie się wydarzeniami, wszystko może ulec zmianie >.<

7 komentarzy:

  1. Zajefajny rozdział <3 życzę ci weny żebyś napisała od azu 5 rozdziałów pozdrawia <3 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział tylko nadal nie rozumiem jednej rzeczy. Tiff już zapomniała jak została nazwana dziwką przez Justina?

    OdpowiedzUsuń
  3. A no tak! A tak wgl to Tiffany zapomniała już, że jej mama odeszła? Przecież to jest takie przeżycie, że po 1-2 dniach się tego nie zapomina ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Łatwo mu wybacza . :) Czekam na nn .

    OdpowiedzUsuń
  5. troche to pomieszane.. Tiff zapomina o niezyjącej juz mamie, zapomina jak Justin ją wyzwał, odrzucił jej uczucia.... a co z Nathanem? temu chłopakowi Tiff złamała serce :C
    czekam na kolejne.jestem ciekaw czy Tif znowu się zabierze za żyletke czy nie bo swoją drogą to ciekawe :)) O mogłoby być tak ze ona pojdzie to zrobić a nagle zauważy to Justin :)
    ALE ogólnie to rozdział super

    OdpowiedzUsuń
  6. szkoda mi Nathana, może i kocha Justina ale jak może zapomnieć co jej zrobił, zapomnieć o mamie i jeszcze ranić Jo (Eddiego to jeszcze rozumiem, ale Jo?!)

    OdpowiedzUsuń