środa, 18 grudnia 2013

Note 17

Przebudziłam się rano z nadzieją, że to był tylko sen, a raczej koszmar. Przetarłam oczy i nie odwracając się szukałam ciała kogoś, kto mógłby leżeć koło mnie. Znalazłam. Radosna przewróciłam się na drugą stronę, ale rozczarowanie zagościło na mojej twarzy.
- Eddie, co ty tu robisz? - zapytałam odkrywając się i wstając z łóżka w poszukiwaniu nowych ubrań.
- Tęskniłem za tobą. Cieszę się, że tu jesteś. - powiedział podchodząc do mnie i przytulając mnie.
- Eddie, między nami nic się nie zmieni.
- Wiem. - odparł zawiedziony. Oderwałam się od chłopaka, kiedy tylko usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Podbiegłam do półki nocnej i chwyciłam komórkę w dłoń. Imię wyświetliło się na moim ekranie, a kąciki ust bezwładnie podniosły się do góry i nie chciały opaść. Przesunęłam palcem po ekranie i odebrałam połączenie.
- Justin? - powiedziałam niepewna imienia, które wypowiadam.
- Zapomnij o mnie. - odparł.
- Ale .... - było za późno, bo odłożył słuchawkę. Nie wiem, w którym momencie z moich oczu pociekły łzy, a piękny uśmiech zniknął na długo.
- Tiff? Co się stało? - zapytał podchodząc do mnie i podnosząc mój podbródek.
- Justin kazał mi o sobie zapomnieć. - powiedziałam głosem pełnym zawodu, rozpaczy i winy. Oderwałam się od dotyku Eddiego i wybiegłam z pokoju, a później z domu. Krzyknęłam. Na cały głos! Nie ukrywając swojego smutku, żalu, złości i rozczarowania. Usiadłam na zimnym chodniku nie przejmując się ujemną temperaturą. Czułam jak coś zjada mnie od środka, wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię, nie długo nie wytrzymam i popełnię samobójstwo. Nie ma innego wyjścia, nie chcę innego wyjścia. I znowu płacz, dlaczego nie mogę zlekceważyć go? Dlaczego po prostu nie mogę o nim zapomnieć? A no tak, dlatego, że znaczył i nadal znaczy coś wielkiego w moim życiu.  Nie mogę uwierzyć w to, że on przestał mnie tak szybko kochać i że tak szybko pocieszył się kimś innym. Chciałabym być obojętna ...

Dni mijały nieubłaganie szybko, codziennie słyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu, na którym wyświetlało się to samo imię. Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym miałam wrócić do domu, do Kanady, ale nie chciałam. Byłam słaba! Przegrałam, udało mu się. Teraz go nienawidzę! Nie chcę więcej go widzieć, mam go dość. Jest nikim! Przestał coś dla mnie znaczyć. Kogo ja oszukuję? Przecież wszystko co napisałam wcześniej jest nieprawdą. Kocham go i mam nadzieję, że on o mnie nie zapomniał i że wszystko się ułoży między nami. Przychodziła godzina odlotu. Czekałam na lotnisku z najbliższymi. Samolot przyjechał, a ludzie, którzy mieli lecieć ze mną samolotem zaczęli oddawać swoje bagaże.
- No to do zobaczenia. - odparłam jeszcze raz wszystkich przytulając.
- Odprowadzę Cię. - powiedział Eddie i wziął moją walizkę. Pomachałam reszcie na pożegnanie i razem z chłopakiem udałam się w kierunku stewardessy.-  Czekaj.
- Co? - zapytałam trochę zmieszana podając kobiecie w mundurku swój bagaż. Eddie zbliżył się do mnie, złapał moje ręce i patrzył mi w oczy.
- Zostań ze mną. - rzekł z nadzieją w głosie.
- Eddie ja ....
- Proszę. - odparł jeszcze mocniej ściskając moje dłonie.
- Pasażerowie lotu 112 proszeni o wchodzenie do samolotu. - poinformował nas głos wydobywający się z głośnika.
- Eddie ja muszę iść. - powiedziałam puszczając jego dłonie i biegnąc w kierunku drzwi lotniska. Czułam się okropnie, po raz kolejny go zlekceważyłam, jestem okropną przyjaciółką. Ale wiedziałam, że nic innego nie mogę zrobić. Przecież obiecałam sobie, że Eddie to skończony rozdział. To samo powinnam pomyśleć o Justinie, ale ... nie mogłam, a może ... po prostu nie chciałam? Myślałam nad tym długo, jedyne do czego doszłam, to to, że kocham go, naprawdę i nie zważając na to co zrobił ja nadal pragnę być przy nim i spędzać z nim najpiękniejsze chwile swojego życia. Wiem, jestem beznadziejna, ale co ja na to poradzę? Już taka jestem, kiedyś taka nie byłam. To życie nauczyło mnie tego, że trzeba walczyć o to co się kocha inaczej ktoś może ci to zabrać i nigdy nie oddać.



Wyszłam z samolotu, a otaczająca mnie przyroda miała kolor ciemno zielony, nie widziałam ciepłych kolorów, znowu coś było ze mną nie tak? Szłam prosto przed siebie ciągnąć za sobą walizkę pełną ubrań. Szłam i nie zatrzymywałam się, kiedy znalazłam się przy bramie szkoły lekko odkręciłam głowę w bok, aby zobaczyć znajomych siedzących razem na boisku. Zrobiło mi się smutno, że mnie tam nie ma ... Żałowałam, że się poddałam i nie zostałam. Niestety czasu nie mogę cofnąć.

Weszłam do szkoły lekko podwijając rękawy czarnej bluzki, nie zważając na wzrok osób z mojej klasy podeszłam do swojej szafki i wyciągnęłam z nich książki potrzebne na tą lekcję. Nieświadoma niczego podeszłam do klasy zapatrzona w ekran telefonu.
- Przepraszam. - powiedziałam, kiedy buchnęłam w jakąś postać stojącą przede mną. Podniosłam głowę i lekko uśmiechnęłam się do stojącej przede mną osoby.
- Hej. - przywitał się ze mną głos chłopaka, który niekiedy był mi bardzo bliski.
- Hej. - odparłam usiłując schować swój smutek pod sztucznym uśmiechem.
- Tiffany ja ... - zaczął lecz dzwonek nie był po naszej stronie. Zadzwonił kończąc automatycznie naszą rozmowę. Minęłam chłopaka lecz jego silna ręką złapała mój nadgarstek i przyciągnęła do swojego ciała. Byłam blisko niego, czułam zapach jego perfum, patrzyłam się w jego oczy i widziałam jak minimalnie przysuwa się do mnie. Chciałam, żeby mnie pocałował i zrobił to, ale nie w miejsce które chciałam. Odznaczył swoje piękne usta na moim czole po czym wtulił mnie do siebie. Nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. - Przepraszam.
Odszedł zostawiając mnie na korytarzu. Jednak po chwili weszłam do klasy zajmując pozostawione mi miejsce. Nie mogłam się uspokoić, nie mogłam uwierzyć, że zdołał się na przeprosiny. O nie! Nie mogę o nim myśleć, miałam o nim zapomnieć, chciał tego. Po zakończonych lekcjach, chciałam jak najszybciej wrócić do domu lecz nie było mi to dane.
- Możemy porozmawiać? - zapytał idąc równym tempem obok mnie.
- Wszystko mi już wyjaśniłeś w liście i w rozmowie.
- Jakiej rozmowie?
- Jak to jakiej? - zapytałam robiąc zdziwioną minę. - W tej, w której kazałeś mi o sobie zapomnieć.
- Ale ja  nic takiego nie mówiłem ...
- Justin, ja rozumiem, ale ... chciałeś żebym zapomniała, a ja to przyjęłam do wiadomości. Tego właśnie chciałeś.
- Ale Tiffany, my ...
- My? Justin, nas nie ma. Zakończyłeś to, przekreśliłeś to wszystko tylko kiedy mnie zaliczyłeś. Wiesz jak ja się czułam? Kochałam cię, a ty mnie potraktowałeś jak panienkę na jedną noc. Przyznaj od początku o to ci chodziło prawda? Znowu założyłeś się ze swoimi kolegami, że mnie przelecisz? A więc gratuluję Ci, ale serio, dla ciebie nie ma już miejsca w moim życiu. Przykro mi. - rzekłam wyrzucając z siebie wszystkie emocje. Odeszłam zostawiając go na chodniku przed szkołą samego lecz nie na długo. Kiedy już trochę się oddaliłam chciałam zobaczyć czy idzie za mną, odkręciłam głowę i zobaczyłam, że nadal tam stoi ze smutną miną obserwując mnie.  Wyjęłam telefon i wystukałam dwa słowa składające się z dziewięciu liter, wybrałam nadawce i kliknęłam wyślij. Popełniłam błąd, bo kiedy wysłałam wiadomość do mojego ex podeszła moja niby przyjaciółka. Lekceważąc czynność chłopaka, który właśnie wyciągał telefon ruszyłam przed siebie.
- Tiffany! - usłyszałam głos za sobą. Zatrzymałam się i odkręciłam głowę. Przed sobą zobaczyłam zdyszanego chłopaka trzymającego telefon w ręku. - Ja też Cię kocham.
Położył swoje ręce na moich biodrach i przysunął swoją twarz do mojej. Delikatnie musnął wargami moje usta, odsunął się kilka milimetrów, czekał na moją reakcję, której nie dostał.
- Wybacz Justin, ale ja nie mogę. - odparłam odsuwając się od chłopaka. - Nie potrafię się do ciebie przytulać, a co dopiero całować, po tym co mi zrobiłeś.
- Tiffany, ale powiedź mi co ja takiego zrobiłem?
- Szybko się pocieszyłeś.
- Co? Ale jak to się pocieszyłem?
- Ana jest twoją dziewczyną.
- Nie, nie jest. - rzekł poważnie. Widział już Ane ze swoją przyjaciółką idącą w naszym kierunku. - Nigdy nie powtórzyłbym z nią związku, kocham tylko ciebie.
- Ale ja nie potrafię.
- Ana! - krzyknął Justin, kiedy dziewczyny były już wystarczająco blisko. - Dlaczego to wszystko zrobiłaś? Dlaczego udawałaś, że jesteś moją dziewczyną? Dlaczego zadzwoniłaś z mojego telefonu do Tiffany i powiedziałaś jej, żeby o mnie zapomniała?
- Bo nie mogłam znieść myśli, że ona cie ma, a ja nie. - odparła smutna, nie patrząc mu w oczy.
- Tiffany, wszytko co wypłynęło z jej ust jest kłamstwem. Rozumiesz? Nigdy nie chciałem, abyś o mnie zapomniała, kocham cię i nigdy nie przestanę. Czy teraz może być jak kiedyś? - zapytał z nadzieją w głosie. Lekko się uśmiechnęłam, nie chciałam dać mu poznać po sobie, że chcę czegoś innego co wyrzucą moje słowa.
- Nigdy nie będzie już jak kiedyś.
- Ale ...
- Obiecałeś, że nigdy mnie nie zostawisz. Złamałeś obietnicę, a ja ci zaufałam, nie potrafię drugi raz. Przepraszam. - odparłam wycofując się z grupy osób. Nie mogłam pokazać, że właśnie na to liczyłam. Chciałam udowodnić sobie, że mogę bez niego żyć, nawet jeśli to życie byłoby ciężkie ...



                                                                                                                                                                        
Przepraszam, że tak późno, ale wcześniej nie miałam weny aby się za to zabrać. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Na odpowiedź czekam w komentarzach >.< Wesołych Świąt.


7 komentarzy: