***
Przebudziłam się z wspomnieniem wczorajszego wydarzenia. Przeciągnęłam się i dopiero wtedy zorientowałam się, że coś jest nie tak. Obok mnie, na łóżku nie było nikogo. Justin wyszedł. Pierwsze co mi przyszło do głowy to "Dlaczego? Czy po tym co wydarzyło się wczoraj przestał mnie kochać?"
Szybko zerwałam się z łóżka.
- Justin! - zaczęłam krzyczeć usiłując uświadomić sobie, że on nigdzie nie wyszedł, po prostu poszedł do łazienki, ale tak nie było. Na biurku, znalazłam karteczkę, od razu wzięłam ją do ręki i nie siadając zaczęłam czytać. Teraz wiem, że to był błąd, bo od razu nogi mi zmiękły.
Przepraszam, za to, że wyszedłem bez pożegnania, ale postanowiłem, że tak będzie lepiej.
Nie chcę żebyś przeze mnie rozstała się z ojcem. To dla mnie bardzo ciężkie, nigdy nie zapomnę
tej nocy, którą spędziłem z tobą. Nigdy nie miałem takiej w życiu i nigdy nie będę miał.
Kocham Cię, ale musimy się rozstać. Nie chcę, nie mogę być powodem, dla którego zostaniesz
tu. Naprawdę Cię przepraszam, po prostu tak będzie lepiej, lepiej dla ciebie.
Zdenerwowana sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Justina. Poczta głosowa.
- Dla kogo lepiej? Dla mnie? Justin ja cię kocham! Nigdy Cię nie opuszczę. Nie wyjadę. - nagrałam się i rozłączyłam, lekko szlochając.
Dochodziła godzina odlotu, mój tata czekał na dole i zakładał buty, a ja nadal byłam u siebie w pokoju i leżałam na łóżku. Nie chciałam wyjeżdżać i on dobrze o tym wiedział. Postanowiłam się zbuntować, wyrzuciłam walizkę z ciuchami przez okno, po czym sama wyskoczyłam. Zaczęłam biec ciągnąc za sobą walizkę, widziałam jak mnie goni.
- Tiffany! - słyszałam jego głos z daleka. Nadal biegłam. Czułam coraz większe ciśnienie. Denerwowałam się, nie wiedziałam gdzie mam teraz biec. Zdecydowałam się na niego, biegłam w kierunku w domu, w którym chciałam jak najdłużej przebywać i po pewnym czasie, już spokojniej mogłam dojść do drzwi mieszkania chłopaka. Zapukałam do drzwi, a za nimi ukazała mi się Ana.
- Co ty tu robisz? - zapytałam pełna wściekłości.
- Przyszłam do Justina. - odparła spokojna ze zwycięskim wyrazem twarzy.
- Odwal się od niego, on jest moim chłopakiem. - powiedziałam wpychając się do środka.
- Nie nie nie. Już nie. Teraz jest moim. - odparła zatrzymując mnie i zamykając mi drzwi przed nosem. Łzy same napłynęły mi do oczu, nie panowałam nad tym, kiedy z nich wypłynęły i wolnym strumieniem płynęły po moim policzku. Czekałam jeszcze chwile, ale nikt mi nie otworzył, bolało mnie. Bolało mnie jak diabli. Miałam ochotę wziąć nóż i przebić sobie serce. Ale nie miałam nic takiego pod ręką. Mówił, że mnie kocha, najwidoczniej kłamał, a ja mu uwierzyłam! Dlaczego byłam taka naiwna? Dlaczego? Nie rozumiem jak mógł tak szybko znaleźć sobie kogoś innego! Jeny, nie rozumiem i chyba nie chcę. Planował to od początku. Chciał się ze mną zaprzyjaźnić, później zacząć ze mną chodzić, robić rzeczy, abym się w nim zakochała, a na koniec przelecieć i zniknąć. Ten list ... on. Wyjadę.
Zamówiłam taksówkę i pojechałam na lotnisko. Zdążyłam w ostatnim momencie. Cała zapłakana zajęłam miejsce przy tacie, co nie było dobrym pomysłem.
- Jednak się zdecydowałaś? - zapytał z tym swoim uśmiechem na twarzy, jeszcze wtedy nie zobaczył, że płaczę. - Tiffany, co się stało. Jeśli nie chciałaś nie musiałaś jechać. Możesz jeszcze wysiąść i tu zostać.
- Nie chcę już tu wracać nigdy, rozumiesz? Obiecaj mi, że nigdy mnie już tu nie puścisz.
- Tiffany, ale jeśli będziesz chciała wrócić ja ...
- Nie będę. Obiecaj mi.
- Obiecuję. - powiedział, a ja oparłam głowę na oparciu i zamknęłam oczy. Zasnęłam.
- Tiffany wstawaj, dolecieliśmy. Musimy iść po bagaże. - usłyszałam głos taty, otworzyłam oczy, ale nie widziałam go. Na jego miejscu siedział Justin. Otworzyłam szerzej oczy i przetarłam je. Wróciłam, znowu byłam w Paryżu w samolocie razem z tatą, bez Justina. Wyszłam na świeże powietrze i od razu poczułam jak ktoś się na mnie rzuca.
- Hej Jo - przywitałam się bez emocji.
- Tiffany, gdzie Justin? - zapytała rozglądając się po lotnisku.
- Nie wypowiadaj jego imienia przy mnie nigdy więcej. - powiedziałam i odebrałam od taty swoją walizkę.
Usiadłam w pokoju na łóżku i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Wszystko mi się z nim kojarzyło, wszystko nim pachniało. Ja nie potrafię tak żyć.
- Mogę? - zapytał Eddie pukając do drzwi.
- Jasne. - odparłam sztucznie się uśmiechając.
- Jeśli będziesz chciała o czymś pogadać. Jestem do twojej dyspozycji. - powiedział, a mi zrobiło się trochę lepiej, doznałam uczucia, którego potrzebowałam, czyli wsparcie innych.
- Dzięki. Ale wszystko ok. - skłamałam znowu próbując okłamać go uśmiechem.
- Mnie nie okłamiesz, wiem kiedy jesteś smutna. Ale jeśli zmienisz zdanie, wiesz gdzie możesz mnie znaleźć.
- Eddie. - chłopak zatrzymał się i odkręcił głowę w moją stronę. - Dziękuję.
Wyszedł, a już po chwili, w pokoju pojawiła się Jo.
- Chodź.
- Gdzie?
- Zobaczysz.
- Ale ja się jeszcze nie rozpakowałam.
- To nie ucieknie. - odparła i wyciągnęła mnie z pokoju. Szłam za nią udając grzeczną dziewczynkę, dopiero kiedy zaczynałam poznawać drogę po której się poruszałyśmy zaczęłam się szarpać i spowalniać ruch.
- Nie chcę tam iść.
- Musisz. Widzę, że coś się stało, nie ukryjesz tego przede mną. Znamy się tyle lat. - odparła siadając na "ławce zwierzeń", którą wymyśliłyśmy w drugim roku naszej przyjaźni.
- Ale ja nie chcę o tym mówić.
- Musisz się wygadać, będzie Ci lepiej.
- Przespałam się z Justinem. - wyrzuciłam z siebie wkładając w to najmniej emocji ile się dało.
- To źle? Przecież marzyłaś o tym.
- Ale nie o tym co stało się dalej. - nie przerwała mi czekała, aż zacznę opowiadać, ale to nie było dla mnie łatwe, nie chciałam aby ktokolwiek wiedział o tym, nawet najbliżsi, ale Jo miała rację, potrzebowałam się komuś wygadać, a ona była tą właściwą osobą. - Kiedy to zrobiliśmy, czułam się niesamowicie, niczego nie żałowałam, ale jak widać nie dla niego. Rano obudziłam się sama, na biurku znalazłam tylko list, w którym napisał mi, że nie chce być powodem dla którego tam zostanę i zerwał ze mną. Tak samo jak Eddie. Tylko, że ja postanowiłam zostać. Uciekłam z domu i pobiegłam do niego, myślałam, że ucieszy się na mój widok i że znowu będziemy razem i tak już na zawsze, ale najwidoczniej jemu zależało tylko na tym, żeby mnie zaliczyć. Zapukałam do drzwi jego domu, a przed nimi zobaczyłam Ane. Zastąpił mnie nią, w tak krótkim czasie. I ona wiedziała, że Justin ze mną zerwał i powiedziała mi prosto w twarz, że teraz to ona jest jego dziewczyną. Jo, on mnie po prostu zastąpił i szybko zapomniał. Nawet nie odebrał ode mnie telefonu rano.
Mówiłam i nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać, przytuliłam się do mojej przyjaciółki i cieszyłam się, że tu ze mną jest.
- Obiecałam sobie, że już nigdy tam nie wrócę. Nigdy. Nigdy więcej nie chcę go już widzieć na oczy. Żałuję wszystkiego! Żałuję, że kiedykolwiek tam pojechałam, że tam zostałam i że go poznałam, a najbardziej żałuję, że się w nim zakochałam, zaślepiłam się nim, byłam bez radna kiedy mnie całował, po prostu zaufałam mu bezgranicznie i najgorsze jest to, że uwierzyłam mu w to, że on mnie kocha.
- Wszystko będzie ok. Tiffany, prawda jest taka, że jeszcze wiele razy tam pojedziesz. Nie do niego, ale na grób swojej mamy. Nie zapominaj, że tam ją pochowaliście. Nie zostawię Cię, masz czas do zastanowienia. Przyjechałaś na ferie, a co dalej? Chcesz tam wrócić czy zostać tu i znowu zmienić szkołę?
- Jo, ja ....
- Na twoim miejscu pokazałabym mu, że wcale mnie to nie rusza i wróciłabym tam. Pokazała, że nie da się mnie tak łatwo złamać. Walczyłabym o swoje. Kochasz go?
- Najbardziej na świecie.
- To walcz o niego.
- To nie ma sensu, bo on nic do mnie nie czuje.
- A jeśli .....
- Nie rozmawiajmy już o tym. Nie chcę.
- Zgoda. - odparła i zamilkła. Siedziałyśmy na tej ławce jeszcze przez około dwie godziny i rozmawiałyśmy o rzeczach, które działy się tutaj. - Podoba mi się Eddie, ale on był twoim chłopakiem, a kodeks mówi ....
- Jo, ale ja go nie kocham. Możesz z nim być mi to nie przeszkadza.
- Ale on cie kocha. - zamarłam. On nadal coś do mnie czuł? Nie to niemożliwe. A może?
- Minie mu. Porozmawiam z nim jeśli chcesz.
- Dziękuję. - powiedziała przytulając mnie tak mocno. Dzięki niej zapomniałam o Justinie, ani razu od skończenia jego tematu i wydarzeń z tamtego miejsca nie miałam jego postaci w głowie. To był sukces. Wracałyśmy 30 minut. Byłyśmy w domu o 16:30, wszyscy z zniecierpliwieniem czekali na nas.
- Gdzie wy byłyście? - zapytał tata wychodząc z kuchni.
- Musiałyśmy pogadać - odparłam, a wyraz twarzy taty wyrażał, że już rozumie. Po zjedzonym objedzie, rozdzieliłyśmy się. Weszłam po schodach do swojego pokoju i zobaczyłam w nim Eddiego.
- Co ty tu robisz? - zapytałam sięgając po ręcznik z półki. Niestety byłam za niska i nie dosięgałam. Chłopak podszedł do mnie i podał mi materiał. - Dziękuję.
- Chciałem Cię o coś zapytać. Na ile tu zostajesz?
- Nie wiem jeszcze. A co?
- Bo ja, Tiffany ja nie przestałem Cię kochać.
- Eddie, proszę nie rozmawiajmy o tym dzisiaj, nie mam już na to siły jestem zmęczona po podróży i całym dniu, chciałabym się wykąpać i położyć spać.
- Jasne.
- Porozmawiamy jutro.
- Ok. - odparł opuszczając mój pokój. Weszłam do łazienki ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami i zamknęłam drzwi na klucz. Otworzyłam szafkę znajdującą się nad zlewem i otworzyłam swoje pudełeczko, szukałam swojej gumki do włosów, ale zamiast niej znalazłam coś bardziej ostrego. Podwinęłam rękaw swojego swetra i przejechałam metalem po delikatnej skórze mojego nadgarstka.
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie miałam czasu aby napisać nawet zdanie, ten rozdział napisałam w jeden dzień. W ten weekend zacznę pisać nowy rozdział i dodam go pewnie w tygodniu, chociaż też nie jestem tego pewna, ponieważ we wtorek, w środę i w czwartek mam próbne egzaminy więc muszę się do nich trochę przygotować. Komentujcie. >.<
Dochodziła godzina odlotu, mój tata czekał na dole i zakładał buty, a ja nadal byłam u siebie w pokoju i leżałam na łóżku. Nie chciałam wyjeżdżać i on dobrze o tym wiedział. Postanowiłam się zbuntować, wyrzuciłam walizkę z ciuchami przez okno, po czym sama wyskoczyłam. Zaczęłam biec ciągnąc za sobą walizkę, widziałam jak mnie goni.
- Tiffany! - słyszałam jego głos z daleka. Nadal biegłam. Czułam coraz większe ciśnienie. Denerwowałam się, nie wiedziałam gdzie mam teraz biec. Zdecydowałam się na niego, biegłam w kierunku w domu, w którym chciałam jak najdłużej przebywać i po pewnym czasie, już spokojniej mogłam dojść do drzwi mieszkania chłopaka. Zapukałam do drzwi, a za nimi ukazała mi się Ana.
- Co ty tu robisz? - zapytałam pełna wściekłości.
- Przyszłam do Justina. - odparła spokojna ze zwycięskim wyrazem twarzy.
- Odwal się od niego, on jest moim chłopakiem. - powiedziałam wpychając się do środka.
- Nie nie nie. Już nie. Teraz jest moim. - odparła zatrzymując mnie i zamykając mi drzwi przed nosem. Łzy same napłynęły mi do oczu, nie panowałam nad tym, kiedy z nich wypłynęły i wolnym strumieniem płynęły po moim policzku. Czekałam jeszcze chwile, ale nikt mi nie otworzył, bolało mnie. Bolało mnie jak diabli. Miałam ochotę wziąć nóż i przebić sobie serce. Ale nie miałam nic takiego pod ręką. Mówił, że mnie kocha, najwidoczniej kłamał, a ja mu uwierzyłam! Dlaczego byłam taka naiwna? Dlaczego? Nie rozumiem jak mógł tak szybko znaleźć sobie kogoś innego! Jeny, nie rozumiem i chyba nie chcę. Planował to od początku. Chciał się ze mną zaprzyjaźnić, później zacząć ze mną chodzić, robić rzeczy, abym się w nim zakochała, a na koniec przelecieć i zniknąć. Ten list ... on. Wyjadę.
Zamówiłam taksówkę i pojechałam na lotnisko. Zdążyłam w ostatnim momencie. Cała zapłakana zajęłam miejsce przy tacie, co nie było dobrym pomysłem.
- Jednak się zdecydowałaś? - zapytał z tym swoim uśmiechem na twarzy, jeszcze wtedy nie zobaczył, że płaczę. - Tiffany, co się stało. Jeśli nie chciałaś nie musiałaś jechać. Możesz jeszcze wysiąść i tu zostać.
- Nie chcę już tu wracać nigdy, rozumiesz? Obiecaj mi, że nigdy mnie już tu nie puścisz.
- Tiffany, ale jeśli będziesz chciała wrócić ja ...
- Nie będę. Obiecaj mi.
- Obiecuję. - powiedział, a ja oparłam głowę na oparciu i zamknęłam oczy. Zasnęłam.
- Tiffany wstawaj, dolecieliśmy. Musimy iść po bagaże. - usłyszałam głos taty, otworzyłam oczy, ale nie widziałam go. Na jego miejscu siedział Justin. Otworzyłam szerzej oczy i przetarłam je. Wróciłam, znowu byłam w Paryżu w samolocie razem z tatą, bez Justina. Wyszłam na świeże powietrze i od razu poczułam jak ktoś się na mnie rzuca.
- Hej Jo - przywitałam się bez emocji.
- Tiffany, gdzie Justin? - zapytała rozglądając się po lotnisku.
- Nie wypowiadaj jego imienia przy mnie nigdy więcej. - powiedziałam i odebrałam od taty swoją walizkę.
Usiadłam w pokoju na łóżku i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Nie mogłam powstrzymać się od płaczu. Wszystko mi się z nim kojarzyło, wszystko nim pachniało. Ja nie potrafię tak żyć.
- Mogę? - zapytał Eddie pukając do drzwi.
- Jasne. - odparłam sztucznie się uśmiechając.
- Jeśli będziesz chciała o czymś pogadać. Jestem do twojej dyspozycji. - powiedział, a mi zrobiło się trochę lepiej, doznałam uczucia, którego potrzebowałam, czyli wsparcie innych.
- Dzięki. Ale wszystko ok. - skłamałam znowu próbując okłamać go uśmiechem.
- Mnie nie okłamiesz, wiem kiedy jesteś smutna. Ale jeśli zmienisz zdanie, wiesz gdzie możesz mnie znaleźć.
- Eddie. - chłopak zatrzymał się i odkręcił głowę w moją stronę. - Dziękuję.
Wyszedł, a już po chwili, w pokoju pojawiła się Jo.
- Chodź.
- Gdzie?
- Zobaczysz.
- Ale ja się jeszcze nie rozpakowałam.
- To nie ucieknie. - odparła i wyciągnęła mnie z pokoju. Szłam za nią udając grzeczną dziewczynkę, dopiero kiedy zaczynałam poznawać drogę po której się poruszałyśmy zaczęłam się szarpać i spowalniać ruch.
- Nie chcę tam iść.
- Musisz. Widzę, że coś się stało, nie ukryjesz tego przede mną. Znamy się tyle lat. - odparła siadając na "ławce zwierzeń", którą wymyśliłyśmy w drugim roku naszej przyjaźni.
- Ale ja nie chcę o tym mówić.
- Musisz się wygadać, będzie Ci lepiej.
- Przespałam się z Justinem. - wyrzuciłam z siebie wkładając w to najmniej emocji ile się dało.
- To źle? Przecież marzyłaś o tym.
- Ale nie o tym co stało się dalej. - nie przerwała mi czekała, aż zacznę opowiadać, ale to nie było dla mnie łatwe, nie chciałam aby ktokolwiek wiedział o tym, nawet najbliżsi, ale Jo miała rację, potrzebowałam się komuś wygadać, a ona była tą właściwą osobą. - Kiedy to zrobiliśmy, czułam się niesamowicie, niczego nie żałowałam, ale jak widać nie dla niego. Rano obudziłam się sama, na biurku znalazłam tylko list, w którym napisał mi, że nie chce być powodem dla którego tam zostanę i zerwał ze mną. Tak samo jak Eddie. Tylko, że ja postanowiłam zostać. Uciekłam z domu i pobiegłam do niego, myślałam, że ucieszy się na mój widok i że znowu będziemy razem i tak już na zawsze, ale najwidoczniej jemu zależało tylko na tym, żeby mnie zaliczyć. Zapukałam do drzwi jego domu, a przed nimi zobaczyłam Ane. Zastąpił mnie nią, w tak krótkim czasie. I ona wiedziała, że Justin ze mną zerwał i powiedziała mi prosto w twarz, że teraz to ona jest jego dziewczyną. Jo, on mnie po prostu zastąpił i szybko zapomniał. Nawet nie odebrał ode mnie telefonu rano.
Mówiłam i nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać, przytuliłam się do mojej przyjaciółki i cieszyłam się, że tu ze mną jest.
- Obiecałam sobie, że już nigdy tam nie wrócę. Nigdy. Nigdy więcej nie chcę go już widzieć na oczy. Żałuję wszystkiego! Żałuję, że kiedykolwiek tam pojechałam, że tam zostałam i że go poznałam, a najbardziej żałuję, że się w nim zakochałam, zaślepiłam się nim, byłam bez radna kiedy mnie całował, po prostu zaufałam mu bezgranicznie i najgorsze jest to, że uwierzyłam mu w to, że on mnie kocha.
- Wszystko będzie ok. Tiffany, prawda jest taka, że jeszcze wiele razy tam pojedziesz. Nie do niego, ale na grób swojej mamy. Nie zapominaj, że tam ją pochowaliście. Nie zostawię Cię, masz czas do zastanowienia. Przyjechałaś na ferie, a co dalej? Chcesz tam wrócić czy zostać tu i znowu zmienić szkołę?
- Jo, ja ....
- Na twoim miejscu pokazałabym mu, że wcale mnie to nie rusza i wróciłabym tam. Pokazała, że nie da się mnie tak łatwo złamać. Walczyłabym o swoje. Kochasz go?
- Najbardziej na świecie.
- To walcz o niego.
- To nie ma sensu, bo on nic do mnie nie czuje.
- A jeśli .....
- Nie rozmawiajmy już o tym. Nie chcę.
- Zgoda. - odparła i zamilkła. Siedziałyśmy na tej ławce jeszcze przez około dwie godziny i rozmawiałyśmy o rzeczach, które działy się tutaj. - Podoba mi się Eddie, ale on był twoim chłopakiem, a kodeks mówi ....
- Jo, ale ja go nie kocham. Możesz z nim być mi to nie przeszkadza.
- Ale on cie kocha. - zamarłam. On nadal coś do mnie czuł? Nie to niemożliwe. A może?
- Minie mu. Porozmawiam z nim jeśli chcesz.
- Dziękuję. - powiedziała przytulając mnie tak mocno. Dzięki niej zapomniałam o Justinie, ani razu od skończenia jego tematu i wydarzeń z tamtego miejsca nie miałam jego postaci w głowie. To był sukces. Wracałyśmy 30 minut. Byłyśmy w domu o 16:30, wszyscy z zniecierpliwieniem czekali na nas.
- Gdzie wy byłyście? - zapytał tata wychodząc z kuchni.
- Musiałyśmy pogadać - odparłam, a wyraz twarzy taty wyrażał, że już rozumie. Po zjedzonym objedzie, rozdzieliłyśmy się. Weszłam po schodach do swojego pokoju i zobaczyłam w nim Eddiego.
- Co ty tu robisz? - zapytałam sięgając po ręcznik z półki. Niestety byłam za niska i nie dosięgałam. Chłopak podszedł do mnie i podał mi materiał. - Dziękuję.
- Chciałem Cię o coś zapytać. Na ile tu zostajesz?
- Nie wiem jeszcze. A co?
- Bo ja, Tiffany ja nie przestałem Cię kochać.
- Eddie, proszę nie rozmawiajmy o tym dzisiaj, nie mam już na to siły jestem zmęczona po podróży i całym dniu, chciałabym się wykąpać i położyć spać.
- Jasne.
- Porozmawiamy jutro.
- Ok. - odparł opuszczając mój pokój. Weszłam do łazienki ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami i zamknęłam drzwi na klucz. Otworzyłam szafkę znajdującą się nad zlewem i otworzyłam swoje pudełeczko, szukałam swojej gumki do włosów, ale zamiast niej znalazłam coś bardziej ostrego. Podwinęłam rękaw swojego swetra i przejechałam metalem po delikatnej skórze mojego nadgarstka.
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale nie miałam czasu aby napisać nawet zdanie, ten rozdział napisałam w jeden dzień. W ten weekend zacznę pisać nowy rozdział i dodam go pewnie w tygodniu, chociaż też nie jestem tego pewna, ponieważ we wtorek, w środę i w czwartek mam próbne egzaminy więc muszę się do nich trochę przygotować. Komentujcie. >.<
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńpisz, pisz, pisz! Oni mają być razem! :* <3
OdpowiedzUsuńRewelacyjnee. ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekac się następnegoo ;)
Super . Mam nadzieje ze nie potnie sie za bardzo i nic jej sie nie stanie . :) Jusin sie beznadziejnie zachwal . Co Ana robyla w jego domu, no ! Szybko zapomnial ;/ A Jo powinna byc z Eddim a Justin z Tiff tylko kurwa co on odwala z ta Ana . ? ! o.O
OdpowiedzUsuńZajebiste opowiadanie!!!! No po prostu rewelacja KOCHAM!!!!! <3<3<3<3
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga ale dawaj dalej bo nie wytrzymam :( cały czas o tym myśle.... poryczałam się przy tym roz. <3 Co za idiotka z Any -.- Szkoda że nie istnieje bo bym jej wyjebała :)
OdpowiedzUsuńcudo! *.*
OdpowiedzUsuńEkstra rozdział ~ Wika
OdpowiedzUsuń