Mimo postanowienia było mi bardzo ciężko codziennie chodzić do szkoły i widzieć go na prawie każdej lekcji. Udawałam silną, wiedząc, że długo tak nie pociągnę. Minęło kilka dni, a ja nie miałam już siły oszukiwać nikogo, a zwłaszcza siebie. Ale kiedy tylko chciałam do niego podejść ktoś nagle wołał jego imię, a on od razu podchodził do tej osoby. Przez ten czas nie spojrzał na mnie ani razu, bynajmniej takie miałam wrażenie. Czułam, że już mu na mnie nie zależy. Bolało, tak cholernie bolało, bo wiedziałam, że mogłam postąpić inaczej. Mogłam wepchać się na chama do domu Justina i zobaczyć co się tam naprawdę dzieje, mogłam nie wyjeżdżać mimo Any, mogłam starać się o niego, a nie po prostu uciec od problemu. Nienawidzę siebie z tego powodu. Chciałabym zakończyć już swoje życie. Nie miałam po co żyć i dla kogo, nikomu nie byłam już potrzebna, niestety. Koniec lekcji, nareszcie Justin stał sam przy swojej szafce, a nikogo nie było przy nim. Zrobiłam jeden krok w jego stronę i od razu się speszyłam, teraz zabrakło mi odwagi. Kurwa! Zawsze coś! Dlaczego nie może być jak dawniej? A no tak, dlatego, że jestem pojebana i zaprzepaściłam swoją szanse na szczęście, bo zachciało mi się fochy strzelać! Jestem kretynką! Patrzyłam na niego wychylając się zza mojej szafki, chociaż tak mogłam pocieszyć moje serce, jego widokiem, kiedy jest uśmiechnięty i nie cierpi tak jak ja.
- Oj Justin, żebyś ty wiedział, że ja cię tak bardzo kocham. - powiedziałam sama do siebie zwrócona do wnętrza szafki.
- Wybór należał do ciebie - odparł szepcząc mi do ucha.
- Justin ja ...
- Nic nie mów. Podjęłaś już decyzję. Rozumiem, nie możemy być razem. Szanuję to. - rzekł odchodząc.
- Nie, to nie tak. - odparłam wycierając spływającą po moim policzku łzę. - To nie tak.
- A i jeszcze jedno - krzyknął odwracając się do mnie i wracając ku mnie. - Teraz naprawdę chcę, żebyś o mnie zapomniała. Sądzę, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Może z kimś innym nam się uda.
- Nie. - powiedziałam półszeptem. Nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa. Brakowało mi na to siły, czułam, że zaraz zemdleje. I tak się stało ...
Przebudziłam się ubrana w białą za dużą o kilka numerów koszule, przykryta kołdrą w białej pościeli, leżąca na białym prześcieradle i białej poduszce w białym pomieszczeniu. Nie dochodziło do mnie gdzie się aktualnie znajduję, dopiero widząc pielęgniarki w swoich fartuszkach przechadzające się po korytarzu zrozumiałam, że jestem w szpitalu ... Przejechałam wzrokiem po całym pomieszczeniu, znalazłam postać, stojącą tyłem do łóżka wpatrującą się w przyrodę za oknem. Pierwsza myśl "Justin", ale po chwili uświadomiłam sobie, że to nie może być on, przecież on już mnie nie pamięta.
- Nathan? - wypowiedziałam bezsilnie. Chłopak odwrócił się i obdarował mnie szczerym uśmiechem.
- Cześć.
- Gdzie Justin? - zapytałam rozglądając się jeszcze bardziej po pokoju.
- Tiff, przykro mi on ...
- Nie kończ. - odparłam odkręcając głowę w przeciwnym kierunku. - Dziękuję, że ty chociaż jesteś.
- Nie mógłbym zostawić cię samą.
- Justin jakoś mógł. - powiedziałam z ironią.
- On musiał ...
- Nathan, nie ważne. Między nim, a mną nie ma już nic. Tak naprawdę teraz wątpię w to, że kiedykolwiek coś było. - chłopak złapał delikatnie moją rękę.
- Tiffany powinniśmy zawiadomić twoją rodzinę.
- Nathan, nie. Nie chcę, aby się o mnie martwili, a jeśli się dowiedzą, to nie będę mogła już tu zostać.
- Zrobimy jak zechcesz. - odparł lekko puszczając moją dłoń, lecz ja nie dając mu możliwości zakończenia dotyku zacisnęłam ponownie nasze dłonie. - Zostanę tu z tobą tak długo jak zechcesz.
- Do końca? - spytałam z nadzieją w głosie.
- A tego chcesz? - dałam mu znak aby się przybliżył, uczynił to, bez kolejnych próśb. Zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej i musnęłam delikatnie jego wargi moimi. - Tiff? co ty ...?
- Nic nie mów. Potrzebuje tego. - odparłam łącząc nasze usta w mocniejszy, bardziej wyrazisty emocjonalnie pocałunek. Nie przerywałam go, chciałam teraz popełnić największy błąd w moim życiu, jaki kiedykolwiek mogłabym popełnić. - Chcę stąd wyjść.
- Nie możesz, musisz zostać. Lekarze muszą zrobić wszystkie badania.
- Proszę, zawołaj pielęgniarkę.- Nathan wstał i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili wrócił z kobietą ubraną w ten charakterystyczny strój. - Czy ja mogłabym wyjść dziś ze szpitala?
- Sądzę, że tak. Lekarze nie stwierdzili nic poważnego po badaniach, które ci wykonano. Jedyne co musisz zrobić aby lepiej się poczuć to mniej się stresować.
- Postaram się.
- Przygotuję wypis. - odparła pielęgniarka wychodząc z pomieszczenia. Powoli wstałam z łóżka i zaczęłam szukać swoich ubrań, kiedy miałam je w ręku, zaczęłam zdejmować z siebie białą koszulę, nie przejmując się obecnością Nathana.
- Na pewno chcesz wyjść?
- Tak, a ty wyjdziesz ze mną.
- No oczywiście.
- A zrobisz coś dla mnie?
- Co takiego?
- Zostaniesz ze mną całą noc? - zapytałam stojąc przed nim.
- Tiffany, ja ...
- Chcę tego, ja nie mogę być teraz sama.
- Dobrze, zostanę. - odparł pomagając mi założyć bluzkę, która tak naprawdę nie sprawiała mi żadnego kłopotu. Do pokoju po chwili weszła ta sama kobieta, z białą kartką, na której poprosiła mnie o podpis. Zrobiłam co mi kazała po czym opuściłam to przerażające miejsce wraz z Nathanem. Idąc lekko trzęsłam się z zimna, chłopak musiał to zauważyć.
- Co ty robisz? - zapytałam, kiedy ujrzałam, że zdejmuje z siebie kurtkę.
- Jest ci zimno.
- Przestań - rozkazałam zatrzymując jego ręce. - Jeśli chcesz żeby było mi cieplej, to ... emmm... możesz mnie przytulić.
Chłopak uśmiechnął się w moją stronę i objął mnie swoim ramieniem. Poczułam zapach perfum, różnił się od zapachu, który kiedyś czułam niemal codziennie. Podobał mi się. Nie mogłam wytrzymać, co chwilę kierowałam swój wzrok na jego twarz. Nie kontrolowałam tego.
- Haha co cię tak ciekawi na mojej twarzy?
- Twoja twarz. - odparłam pełna radości. Zatrzymał się, po czym złapał moją twarz w ręce i odznaczył swoje usta na moich. - Dlaczego wcześniej nie byliśmy razem?
- Bo ty ...
- Zniszczyłam sobie życie z Justinem. Wiem. Żałuję, że nie mogę cofnąć czasu.
- Nie mów tak, ty i on byliście szczęśliwi.
- Albo po prostu się oszukiwaliśmy. To też jest możliwe.
- Tiff ...
- Ale to już nie ważne. - rzekłam jeszcze raz całując go.
- Hahaha. I kto tu się szybko pocieszył? - zapytał bardzo znany mi głos.
- Daj sobie spokój, nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - odparłam odwracając się w jego stronę. Nie sądziłam, że zastanę go z Aną. - Haha ja się szybko pocieszyłam? Raczej ty.
- Ja się nie bzykałem z nikim.
- Ja też nie! - wykrzyczałam z siebie.
- Ej spokojnie, przecież każdy wie, że zaraz będziecie się pieprzyć tak jak ze mną. Jesteś tanią dziwką, a przede wszystkim bardzo łatwą do zdobycia. - oczy automatycznie zaszły mi łzami. Nie mogłam powstrzymać szybkiego pozbywania się ich z narządu wzroku.
- Jesteś skończonym chamem. - rzuciłam przez płacz. - Nie mogę uwierzyć, że ... kiedyś cię kochałam.
Uciekłam, nie mogłam wytrzymać. Puściłam dłoń Nathana, którą mocno ściskałam i po prostu pobiegłam przed siebie, nie zwracając uwagi, czy coś mi grozi czy nie.
- Przegiąłeś. - rzucił chłopak i ruszył biegiem za mną. - Tiffany!
- Zostaw mnie! - odkrzyknęłam, biegnąc dalej.
- Nie mogę.
- Jak to? - zapytałam zwalniając. Chłopak dogonił mnie i energicznie łapiąc mój nadgarstek przekręcił mnie ku sobie i mocno przysunął do swojej klatki.
- Obiecałem, że będę do końca. - szlochałam, odwzajemniłam uścisk, który był teraz dla mnie tak ważny. Nic nie mówiąc po prostu dałam ponieść się emocją i rozpłakałam się Nathanowi na jego ramieniu.
Weszliśmy do mieszkania, w którym było zimno, ciemno. Zapaliłam światło w pomieszczeniu i usiadłam na kanapie opierając ręce o blat stołu.
- Jak się czujesz?
- Okej. - powiedziałam lecz chłopak doskonale wiedział, ze tak nie było. Usiadł przy mnie i po prostu mnie przytulił. Wiedział czego potrzebowałam. Potrzebowałam jego ... Jakkolwiek to brzmi. Nie przeżyłabym tego wieczoru, gdyby jego nie było ze mną.
Jestem radosna, wasza liczba rośnie :D Bardzo za to dziękuję xd Życzę wszystkim wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku xd Mam nadzieję, że podoba się rozdział mimo że jest trochę dramatyczny, ale nie wszystko układa się tak jak chcemy prawda? Czasami coś jest po prostu nie po naszej myśli i wtedy tworzą się kłopoty ... Komentujcie :D Dziękuję za 10.000 wyświetleń!
Kocham was >.<
Akcja się rozwija :). Ogólnie rozdział ciekawy. Tak nie mam pojęcia co napisać. ale pisz dalej. widać, że to twoja pasja, i mam nadzieje, że kiedyś wydasz książke :) Powodzenia !
OdpowiedzUsuńWesołych świąt pisarko :)
świetnie
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Czekam nn :***
OdpowiedzUsuńNie obraź się ale nie lubie takich opo. xd znaczy lubie jak coś sie dzieje ale że aż tak że Jus ją wyzywa i ona ma innego a on inną to już nie bez obrazy oczywiście fajny blog ale nwm czy będe dalej czytać :( wesołych świąt <3
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńsuper !!! :D
WESOŁYCH ŚWIĄT . ! Czy Justina pojebało . ? Wyzywa ja i wgl . ;/
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa co będzie dalej ^^ Czekam ! <3
OdpowiedzUsuńTwoja Justynka XDXD ( chyba wiesz która -,- )