czwartek, 27 lutego 2014

Note 27

Klęczał przede mną, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Chciałam się zgodzić, ale z drugiej strony nie chciałam być niczyją własnością, ale przecież i tak byłam jego. Więc co mi zależało, aby być jeszcze bardziej?
- Tak! - krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. Spojrzał mi głęboko w oczy i pocałował w usta na znak naszej miłości. Wrócił do poprzedniej pozycji i nałożył na serdeczny palec pierścionek. Zrobił to tak delikatnie, że nawet nie poczułam, że wsuwa mi coś na jego.
 Kiedy wszystkiego pozbyliśmy się ze stołu, postanowiliśmy wybrać się na dyskotekę do klubu. Razem z Jo wyszłyśmy do pokoju, aby zmienić ubrania i poprawić makijaż.
- A więc Justin i ty to już naprawdę coś poważnego. - zaczęła rozmowę szukając czegoś w swojej walizce z ubraniami.
- Najwidoczniej. - odparłam, wyciągając przed siebie rękę, i patrząc na nowy nabytek.
- Jest piękny. Przyznaję, że ci zazdroszczę. - rzekła również patrząc w stronę pierścionka.
- A ty i Eddie? - zaczęłam wrażliwy temat. Wiedziałam doskonale, że Jo nienawidzi rozmawiać o swoich stosunkach z chłopakami, bo nigdy jej nie wychodziło. - Jak się czujesz po seksie?
- Tiffany! Nie będę z tobą o tym gadać! - krzyczała śmiejąc się jednocześnie. - Ale wiesz, nie czułam się tak jak mówią, że powinnam się czuć. Wszystko mnie jeszcze boli.
- Haha, to musiał cię ostro zerżnąć. - zaśmiałam się wyciągając z szafy wyjściowe ciuchy. Przebrałam się w wybrane rzeczy i czekałam na malującą się Jo. Kiedy obie byłyśmy już gotowe postanowiłyśmy zejść do naszych chłopaków. Jo szybko zawstydziła się kiedy Eddie zmierzył jej postać od góry do dołu.  Widać było, że mieli na siebie wielką ochotę. Justin obserwował mnie do momentu, w którym się na niego spojrzałam. Kiedy nasze oczy patrzyły na siebie, chłopak szybko odwrócił głowę z uśmiechem na twarzy.
Wszyscy wyszliśmy z domu kierując się do klubu. Eddie z Jo szli pierwsi trzymając się za rękę i rozmawiając o czymś, czego słyszeć już nie mogłam. A ja i Justin szliśmy za nimi, również trzymając swoje dłonie. Zerkaliśmy na siebie. Nie wiem jak Justin, ale ja czułam się dziwnie, byłam strasznie spięta, jakbym dopiero go poznała, a przecież tak nie było. Odnosiłam wrażenie, że on też nie czuje się przy mnie swobodnie.
- Hej, co jest? - zapytałam czekając aż odkręci głowę w moim stronę.
- Nic, a co ma być? - udawał, słyszałam to w jego głosie, za dobrze go znałam. Myślał, że mnie oszuka?
- Justin. Powiedz mi. - nalegałam zatrzymując się przed nim, uniemożliwiając mu kolejny krok.
- Czuję się dziwnie, okej? Nie wiem czemu, ale nie czuję się z tobą tak samo jak kiedyś. Wszystko nabrało innego kształtu, wszystko się zmieniło, wiem, że nie jestem jedynym chłopakiem z którym się całowałaś i to mnie strasznie boli. Ja .. nie wiem czy potrafię.
- To dlaczego mi się oświadczyłeś? - zapytałam ze smutną miną puszczając jego dłoń. Wiedziałam, że coś go trapi, ale skoro nie chciał być ze mną nie musiał. Przecież nie zmuszałam go do niczego, a teraz po protu czuję się winna.
- To nie tak, że nie chcę, ale nie wiem czy potrafię. Widziałem jak całowałaś się z Niallem, nie wiem czy mógłbym tak po prostu kiedyś o tym zapomnieć i być z tobą tak naprawdę. - wypowiedział słowa, a mnie zatkało.
- Czyli teraz nie jest naprawdę? - zapytałam tak naprawdę nie czekając na żadną odpowiedź. Myślałam, że zrobił to dlatego, że mnie kocha i że chce ze mną być, a on chciał tylko sprawdzić czy nasz związek przemieni się w prawdziwy? Nie mogłam pozwolić żeby mnie tak traktował, po prostu nie mogłam, dlatego właśnie odeszłam. Odwróciłam się i uciekłam do domu. Czułam, że mnie goni, ale nie zatrzymywałam się. Skoro nie był pewny tego co czuje to dlaczego robił to co robił? Dawał mi tylko kolejną złudną nadzieję, na to, że mogę być z nim szczęśliwa.
- Tiffany! Otwórz, nie o to mi chodziło! Wszystko jest naprawdę, ale ja po prostu nie czuję się tak jak kiedyś w twojej obecności, wiem, że dziwnie to zabrzmiało, kocham cie i niczego nie żałuje, rozumiesz? Chcę żebyś była moją żoną. - powiedział, ale ja wcale nie miałam zamiaru odpowiadać. Po prostu otworzyłam drzwi i wyszłam mijając go po prostu dodałam.
- Teraz to ja mam wątpliwości. - odrzekłam i ruszyłam w kierunku cmentarza. Wiedziałam, że tak łatwo nie odpuści, czułam jego obecność. Kiedy doszłam w wyznaczone miejsce, usiadł obok mnie na ławce przy grobie mojej mamy i zamilkł. Złapał mnie za rękę i mimo mojego sprzeciwu, nadal nadal nie puszczał. Rozpłakałam się. Nie wiedziałam co mam robić, a ona z pewnością, by mi pomogła, ale nie było jej ze mną. A przecież z tatą, nie będę rozmawiać o tego rodzaju sprawach. Chciałabym, żeby mama wróciła.
- Tiffany. - odezwał się jako pierwszy od jakichś 10 minut. - Ja nie chciałem ... Ja nie wiedziałem, że tak to zabrzmi.
- Wiesz jak mogłam to jeszcze odebrać? - zapytałam wyciągając zapalniczkę z kieszeni i rozświetlając koniuszek wosku, włożyłam wkład do znicza. - Że byłeś ze mną tylko dla seksu.
- Ej, ej , ej - starał się nie myśleć o tym co powiedziałam. - Nie prawda, Tiffany. Spójrz na mnie, spójrz na mnie, proszę. - skierowałam głowę w jego stronę mimo początkowego sprzeciwu. - Kocham Cię. - nie odpowiedziałam, mimo, że miałam ogromną chęć, nie zrobiłam tego. Odwróciłam się od grobu i szłam w kierunku wyjścia. - Poczekaj.
- Nie tylko ty czujesz się dziwnie. Ja też odnoszę takie wrażenie, że już nigdy nie będzie tak samo, ale nie wypominam ci tego, że całowałeś się z Any. Więc może ty też tego nie rób? Kiedy całowałam się z Niallem, nie byliśmy parą, więc nie wiem jaki jest powód tego, że się na mnie obrażasz.
- Czyli jeśli zerwiemy już nic nas nie łączy?
- Sam powiedziałeś, że z dniem zerwania jest koniec wszystkich obietnic jakie sobie daliśmy. - wypominałam, mu słowa, które wyryły bliznę w moim sercu.
- Ale przecież teraz jesteśmy znowu razem. - przypomniał mi zbliżając się do mnie.
- Ciekawe na jak długo. - odgryzłam się wiedząc, że to wyprowadzi go z równowagi. Widziałam jak chowa swoje prawdziwe emocje, aby mnie nie stracić, po raz kolejny.
- Tiffany, ten pierścionek, oznacza, że na zawsze. - odparł biorąc moją rękę i odznaczając na niej swoje wargi.
- Mam dość! Nie mogę tak żyć, bo tak naprawdę nie wiem czy za chwilę znowu nie będę sama, czy znowu mnie nie zostawisz. Ciężko mi to przyznać, ale nie mam innego wyjścia. Odchodzę. - rzekłam biegnąc w kierunku domu.
Kiedy tylko udało mi się zatrzasnąć za sobą drzwi, zakręciło mi się w głowie, ale nie dałam za wygraną. Wbiegłam po schodach do swojego pokoju i zaczynałam wrzucać wszystkie rzeczy do walizki. Sięgnęłam po telefon i zamówiłam taksówkę.  Wyszłam z mieszkania, ciągnąc za sobą dwie walizki, w których były najpotrzebniejsze rzeczy.
- Co ty wyprawiasz?
- Wynoszę się stąd. Dłużej tu nie wytrzymam. - odpowiedziałam wkładając swoje bagaże do zatrzymującej się taksówki. - Na lotnisko proszę. - skierowałam słowa do kierowcy i schyliłam się, aby wsiąść do wozu lecz ręce Justina uniemożliwiły mi ten ruch. Przygnieciona siłą chłopaka, oparłam się o maskę. Przymknęłam oczy, aby wziąć głęboki oddech lecz nie zdążyłam tego zrobić, gdyż poczułam jak jego wargi zostały połączone z moimi. Staliśmy tam cały czas się całują. Ale ja nie mogłam tego tak zostawić. Delikatnie zsunęłam pierścionek ze swojego palca, tak aby on tego nie zauważył i włożyłam go do kieszeni swojego towarzysza, po czym po prostu osunęłam się po boku auta i zajęłam miejsce w środku niego. Taksówka ruszyła z piskiem opon, zostawiając Justina daleko za sobą. Miałam wątpliwości, ale kto ich nie ma? To było najlepsze rozwiązanie, inaczej nie mogłam postąpić.
Oddałam swoje bagaże najszybciej jak mogłam i zajęłam miejsce w samolocie, byłam tchórzem. Nie umiałam unieść swoich problemów, byłam żałosna. Nadal jestem.

I tak właśnie opuściłam Kanadę i już nigdy więcej do niej nie powróciłam. Ponownie zamieszkałam w Paryżu razem z tatą. Ciało mamy zostało przeniesione tutaj, do naszego miasta, co dało nam możliwość zapalania zniczy na jej grobie prawie codziennie. Oczywiście, że było mi ciężko przez wiele miesięcy, ale nie mogłam tam wrócić, nie zdołałam się na taką siłę. Musiałam zapomnieć o Kanadzie, a przede wszystkim o Justinie. Poznałam chłopaka, który zajął miejsce Justina w moim sercu. Wyszłam za niego i urodziłam mu dwójkę ślicznych dzieci, córeczkę Rose i syna Lucasa.
Eddie i Jo, wyruszyli w podróż, po tym jak wyjechałam z Kanady bez słowa, nie odzywali się do mnie. Zostałam sama, ale no cóż, mogłam się przecież tego spodziewać. 
A Justin? Również ułożył sobie życie. Ożenił się z Aną. Ale już nie utrzymujemy kontaktu, nie po tym co mu zrobiłam. Wcale mu się nie dziwię, zasłużyłam sobie.


 

                                                                                                                                                                         
I o to właśnie tak postanowiłam zakończyć tego bloga. Sama nie wiem dlaczego, akurat tak, ale może dlatego, że sama nie lubie happy endów. Może dlatego, że w moim życiu ich nie ma? Ale nie ważne, dziękuję wszystkim, którzy byli ze mną i czytali tego bloga ;) Czekam na komentarze. A jeśli komuś podobał się mój blog i sposób, w który piszę chciałabym serdecznie was zaprosić na mojego nowego bloga http://4ever-dreamers.blogspot.com/. Mam nadzieję, że również wam się spodoba. 
4ViolaEver


                                        

9 komentarzy:

  1. szkoda ze konczysz bo serio fajny ten blog ;< . trch mi ich szkoda bo myslalam ze beda razem ;) .

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadal nie mogę sobie wyobrazić, że oni nie są razem :O
    Ale trudno :c
    Nadal uwielbiam twój blog =D

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział. Myślałam że się zejdą a tu taka zagrywka :/ zapraszam do mnie http://story-of-my-love-believe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. ugh smuutne . ale przynajmiej oboje sa szczesliwi . zaskoczylas mnie myslalam z jednak beda razem . no coz ... lece na 2 bloga - dodawaj tam szybko 1 rozdzial . :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego go kończysz? :(
    Co ja będę teraz czytać? :(
    Proszę cię pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy Ty jestes nienormala jak ona nie jest z Jusem co????? Co Ci odwalilo ?????? Jak juz Ci sie nie chcialo pisac to chyba wolala bym jak bys napisala 2 lata pozniej i Justin wziol slub z Tiffany i maja doje dzieci i koniec a nie oni o sobie zapomnieli WTF byli zajebiscie zakochani nalezeli do siebie nir mogli by tak o sobie zapomniec !!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nikt nie kazał Ci czytać mojego bloga. Jeśli Ci się nie podoba, nie musiałaś tu wgl wchodzić. To mój blog i będę go zaczynać i kończyć jak mi się podoba, a tobie nic do tego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Viola ma racje . nie musialas czytac tg bloga nikt ci nie kazal. wiec zajmij sie soba i napewno leszego bys nie napisala :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń