poniedziałek, 3 lutego 2014

Note 23

Łzy same zaczęły spływać po moich policzkach, nie kontrolowałam tego. Czułam na sobie wzrok kogoś, lekko odwróciłam głowę i zobaczyłam idącego za mną Justina.
- Co ty wyrabiasz? - spytałam odkręcając się do niego.
- Obiecałem, że cię nie opuszczę.
- Ale to ja opuszczam ciebie!
- Ale mimo to, ja dotrzymam obietnicy. Gdziekolwiek pojedziesz, pojadę razem z tobą. Nie zostawię cię samej, rozumiesz? - powiedział delikatnie dotykając mojej dłoni. - Kocham cię i nie chcę cię stracić.
- Justin ...
- Przepraszam! Jestem skończonym idiotą, ale naprawdę nie chciałem tego zrobić. Ja naprawdę chciałem ci powiedzieć.
- Justin, przestań - rzekłam i odkręciłam się, aby ukryć moje łzy.
- Tiffany, nie płacz. - prosi Justin ocierając kciukami moje mokre policzki. Nagle, poczułam jak coś mokrego kapie na mnie. Zaczął padać deszcz, moje ubrania przemokły tak samo jak moje włosy.
- Zostaw mnie samą.  - powiedziałam szukając paczki papierosów w walizce. Wiedziałam, że tam są, to była walizka mojego taty, papierosy miał wszędzie. Kiedy je znalazłam wyjęłam jednego i zapaliłam.
- Tiffany, nigdy już nie zostawię cię samej. - odparł zabierając mi papierosa i rzucając go na podłogę przytulił mnie do siebie. Tak bardzo tego pragnęłam, że puściłam walizkę i objęłam chłopaka wycierając resztki tuszu w jego bluzkę.
- Dasz mi jeszcze jedną szanse?
- Bardzo chętnie - Justin podniósł mój podbródek i delikatnie musnął moje usta. - Ale nie potrafię. Przepraszam.
Spojrzałam mu jeszcze szybko w oczy i łapiąc walizkę zaczęłam biec.


Uciekałam, nie patrząc za siebie, biegłam ile sił w nogach. Nie mogłam pozwolić sobie na to, aby mnie dogonił. Kiedy myślałam, że mi się udało, zwolniłam i automatycznie poczułam na swoich biodrach ręce, które przekręcają mnie o 180 stopni.
- Nie dam ci uciec. - powiedział patrząc mi w oczy. - powiedź mi co mogę zrobić abyś dała mi jeszcze jedną szanse.
- Justin dla nas nie ma już szans.
- Ale ja cię kocham, nie  mogę pozwolić na to abyś odeszła, bo nie chcę cię stracić. Nigdy nie chciałem. Jesteś pierwszą dziewczyną na której tak cholernie mi zależy.
- A ty pierwszym chłopakiem. - odparłam puszczając swoją walizkę. Wpatrywałam się w jego pełne brązu oczy, ale nie widziałam w nich nic znanego. Patrzyłam się dalej, ale nadal nic nie dostrzegłam. To nie był ten Justin, w którym się zakochałam, to był zupełnie inny chłopak, chłopak, który nigdy nie zagości w moim sercu. Po raz kolejny. Wtuliłam się w niego. Czułam krople deszczu spływające po moim ciele w bardzo wolnym tempie. Spojrzałam na niego i zobaczyłam coś zadziwiającego, płakał. Ale nie mogłam go pocieszyć, jedyne co mogłam teraz zrobić, aby mógł być szczęśliwy to odejść. I to właśnie zrobiłam, odeszłam.

Co z tego, że go kochałam? Skoro nie mogę z nim być? Po co mam o nim myśleć i robić sobie złudne nadzieje? Na coś co nigdy już nie będzie możliwe? Spełniłam cześć swoich marzeń, widocznie reszta gwiazd jest poświęcona na kogoś innego, nie dla mnie.

Weszłam do środka mieszkania z nikim nie rozmawiając, nie chciałam nikomu przeszkadzać i nikomu uświadamiać to, że mam dość całego życia. I tak skończł się sobotni niedzielny, poniedziałkowy, wtorkowy i środowy wieczór.

W czwartek obudziłam się około godziny szóstej, przetarłam szybko oczy i poszłam do łazienki, aby przygotować się na kolejny męczący dzień w szkole razem z Jussem. Po umyciu się, zdecydowałam się ubrać w odpowiednie do pogody ciuchy i wyjść jak najprędzej z domu bez śniadania.

Nie śpieszyłam się do szkoły, wyszłam prawie całą godzinę wcześniej, więc na spokojnie mogłam przejść się do parku, a tam usiąść na bardzo znanej mi już ławce. Siedziałam i myślałam, kompletnie zapominając o czasie. Kiedy spojrzałam na zegarek było już za dziesięć ósma. Miałam małe szanse, że zdążę. Biegłam ile sił w nogach i oczywiście na ile moje szpilki mi pozwalały, ale jak to ja zawsze mam szczęście, akurat miałam czerwone światło.
- Wsiadasz? - zapytał Justin opuszczając zaciemnioną szybę samochodu. Bez namysłu, szarpnęłam za klamkę i zapięłam się pasem. Razem z chłopakiem wjechaliśmy na parking szkolny i zajęliśmy jedno z wolnych miejsc. Nie czekając, aż Justin otworzy przede mną drzwi, wysiadłam i nie czekając na niego ruszyłam w stronę wejściowych drzwi. Kiedy mnie dogonił, otworzył przede mną drzwi i wpuścił mnie przed siebie. Weszłam do środka i pierwsze co przykuło moją uwagę to wielki napis na ścianie "Zapraszamy na bal". Tak, jutro miał być bal. Nadal miałam zaproszenie od Justina, ale nie mogłam z nim pójść, mógłby to odebrać inaczej niż ja bym chciała, aby odebrał. Dlatego postanowiłam, że to koniec. Nie idę na bal, a po feriach przepisuję się do szkoły do Paryża.

Po szkole od razu poszłam w kierunku domu. Okazało się, że jeśli naprawdę chcę to mogę dojść do niego w ciągu 5 minut. Otworzyłam drzwi kluczem i zobaczyłam stojącą w progu Jo.
- Cześć. - przywitałam się zdejmując buty i kładąc torbę z książkami na schodach weszłam do kuchni. Na stole leżała sukienka, wyprasowana z wszystkim dodatkami, jakie chciałam założyć do niej. - Co to tu robi?
- Kupiłaś ją, żeby pójść w niej na bal, nie możesz zmarnować takiej okazji.
- Jo, ja nie chcę iść. A zresztą nawet nie mam z kim.
- Jak to nie? A Justin?
- Nie chcę o nim rozmawiać.
- Tiffany, musisz iść, jeśli chcesz żeby wszystko się skończyło udowodnij mu, że możesz być szczęśliwa bez niego. - powiedziała, wymijając mnie w progu pomieszczenia. Weszłam głębiej i dotknęłam delikatnie ręką materiału leżącego na stole. Był delikatny i śliski. Marzyłam, aby ją włożyć i zatańczyć na środku parkietu z chłopakiem, niestety już za późno. Wzięłam sukienkę do ręki i zaniosłam ją do swojego pokoju. Położyłam ją na łóżku, a sama usiadłam do niej tyłem i zaczęłam odrabiać lekcję. Nie mogłam się opanować od odkręcania się w jej stronę. Zeszłam z krzesła i ponownie przejechałam ręką po sukience. Zdjęłam z siebie niepotrzebną warstwę ubrań i zarzuciłam na siebie balową kieckę. Spojrzałam w lustro i rozpuściłam włosy.
- Królową tego rocznego balu zostaje Tiffany Alvord. - słysząc chłopięcy głos moja głowa sama odkręciła się w kierunku drzwi. Eddie stał w progu, opierając się o białą framugę. Podeszłam do niego i lekko szturchnęłam go w ramię.
- Nie śmiej się ze mnie. - zażądałam sama zaczynając się śmiać.
- Zasługujesz na ten tytuł. - powiedział podchodząc do lustra i obejmując mnie w tali położył swoją głowę na moim ramieniu. - Szkoda, że ja nie mogę zostać twoim królem.
Chłopak odszedł ode mnie zostawiając mnie samą w pokoju. Spojrzałam ponownie w lustro i poprawiałam źle leżący materiał. Chwyciłam śliski materiał w ręce i przekręciłam się w kółeczkach kilka razy w pokoju, nie mogąc uwierzyć w to co robię.
- Czas zaszaleć. Idę na bal.




                                                                                                                                                             
 Sorki ponownie, że tak długo xd, ale pociesze was  już niedługo mam ferie więc rozdział będzie częściej :) Komentujcie :) To dla mnie większa motywacja xd :****



6 komentarzy:

  1. suuper <3 ale ona ma byc z Justinem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świtneeeee... czekam na nn. prosze niech oni się pogodzą :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow . Super . ! Nie moge sie doczekać balu . Justin zasłużył sobie .

    OdpowiedzUsuń
  4. Meeeegaaa. <33333 Kocham Twojego Bloga. ; ) Czekam dalej . ; *

    OdpowiedzUsuń
  5. boże tylko mi nie mòw ze ona pòjdzie z Eddim 0.o
    niech ona sie pogodzi z Justinem noooooo <333333
    świetny :)

    OdpowiedzUsuń