piątek, 24 stycznia 2014

Note 22

Obudziłam się ze związanymi nogami i rękami. Miałam również zawiązaną chustkę na twarzy żebym nie mogła nic krzyczeć. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się aktualnie znajdowałam. Dookoła było szaro, moje oczy nie wykryły żadnego innego koloru. To było przerażające. Chciało mi się płakać. Chciałam jak najszybciej się stąd wydostać. Znów się szarpałam, ale to nic nie dawało. Sznurek był zawiązany bardzo mocno.
- Dziewczyna jest młoda, może ma z 16 lat. - odparł zbliżający się do mnie mężczyzna. - Co z nią zrobimy?
- Najpierw się ją nacieszymy, a później pozbawimy ją życia.
- Mmmmm ..... - próbowałam coś powiedzieć,  ale nie mogłam.
- Chcesz nam coś powiedzieć? - spytał się jeden z mężczyzn przysuwając się do mnie i kładąc swoją dużą rękę na moim kolanie. Pokręciłam przecząco głową, a on tylko pojechał wyżej po mojej nodze. Miałam dreszcze na całym ciele. Wiedziałam, że już nic mnie nie uratuje. Zostanę zgwałcona, a później pozbawiona życia. Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie.
- Nie dotykaj jej! - krzyknął jakiś chłopak, którego głosu nie rozpoznałam. - Ona jest moja.
- Szefie, ale dlaczego to ty masz zawsze te najładniejsze?
- Bo jestem szefem. A teraz idźcie już, ja się nią zajmę.
- Jasne. - powiedzieli równo mężczyźni i odeszli. Po chwili do szarego pomieszczenia wszedł chłopak w skórzanej kurtce.
- Hej słonko.- przywitał się i dotknął ręką mój policzek. Patrzyłam na niego nie mogąc wykonać żadnego ruchu.  Chłopak jednak zdjął taśmę z moich ust  i rozwiązał mocne supły. - Przepraszam za kolegów, nie powinny ci tego robić.
- Co chcesz ze mną zrobić? - zapytałam drżącym głosem, pocierając bolesne miejsca na mojej skórze. 
- Chwilo będziesz przesiadywała tutaj.
- Co?
- A co myślałaś, że tak po prostu cię wypuszcze?
- A dlaczego tego nie możesz zrobić?
- Bo jesteś mi potrzebna.
- Do czego?
- Aby przyciągnąć tu Justina. - powiedział chłopak, a ja zaczęłam zastanawiać się nad znaczeniem słów jakie wypowiedział.
-  Jako to przyciągnąć tu Justina?
- Jest mi coś winny.
- Co?
- Zobaczysz niebawem. Teraz zadzwonisz do Justina i powiesz mu gdzie jesteś.
- Nigdy tego nie zrobię.
- Jeśli nie, to pozwolę chłopakom tu wrócić i pobawić się tobą.
- Nie pomogę Ci w tym planie! Prędzej umrę.
- Na pewno. Chłopaki! - mężczyzna odwrócił się i zaczął wychodzić.
- Stój!
- Jednak zadzwonisz?
- Po co chcesz spotkać się z Justinem?
- Jest mi winny sporo pieniędzy.
- Co? Justin? Ale za co?
- Kotku, jak to za co? - chłopak przysunął się do mnie i zaczął głaskać mój policzek.  - Czym ja mogę się zajmować?
- A skąd ja mam wiedzieć?!
- Kotku, ja sprzedaje narkotyki. A Justin je ode mnie kupuje.
- Justin nie kupuje żadnych narkotyków!!
- Widocznie o wszystkim nie wiesz.
- Zamknij się!
- Spokojnie kotku, to cie pociesze.
- Zboczeńcu, wypuść mnie!
- Zadzwonisz do niego?
- Nigdy!
Chłopak podszedł do mnie i chwycił mocno mój nadgarstek, pociągnął za niego przysuwając mnie do siebie. Jego ręka automatycznie wylądowała na moim pośladku, co strasznie mnie zdenerwowało. Miałam ochotę go walnąć po raz kolejny, ale teraz był ode mnie silniejszy i miał "przyjaciół". Byłam bez szans.
- A może to ja się z tobą zabawie.  - tylko lekko się szarpnęłam kiedy przejechał ręką po moim kroku. Nie miałam możliwości  się poruszyć, byłam bardzo mocno przyciśnięta do jego torsu.
- Zostaw mnie, w spokoju! - krzyknęłam jeszcze bardziej się szarpiąc.
- Zostaw ją. - powiedział wchodzący do szarego pomieszczenia chłopak.
- Justin?! Uciekaj! - krzyczałam zdziwiona jego obecnością w tym miejscu.
- Wypuść ją. To mnie chcesz.
 - Co ty wygadujesz! Justin, idź stąd!
- Wiesz już nie jestem tego taki pewien. Widzę jak ci na niej zależy, dlatego może ją zatrzymam.
- Spadnie jej jeden włos z głowy, a cię załatwię. - mężczyzna trzymający mnie w ramionach zaczął delikatnie bawić się moimi włosami. Kiedy przejechał po nich, przeczesując je, chwycił jednego z nich i pociągnął.
- I co teraz?
Justin podszedł do niego i walnął go z pięści z w twarz. Chłopak automatycznie wypuścił mnie z rąk, łapiąc się za nos, z którego ciurkiem leciała krew. Wpadłam w ramiona Justina mocno się do niego tuląc.
- Musisz stąd uciekać. - powiedział mi na ucho.
- Nie zostawię cię tu.
- Proszę uciekaj, jak najdalej. Spotkamy się w domu. Obiecuję, że będę cały.
- Nie zostawię cię tu! - chłopak był już nabuzowany złością. Złapał mnie za ramiona i mocno mną potrząsnął.
- Masz natychmiast stąd uciekać, inaczej sam cie stąd wyniosę!
- Wyjdę, jeśli ty wyjdziesz. - utrzymywałam swoje zdanie, udając, że wcale nie boję się jego agresji. Justin wziął mnie na ręce i wybiegł ze starego budynku, wkładając mnie do samochodu i samemu zajmując miejsce kierowcy. Przekręcił kluczyk w stacyjce i docisnął gaz. Ruszył z piskiem opon, zostawiając za sobą szary dym, spalin.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - milczał, kiedy zadawałam po raz kolejny to pytanie. - Czemu mi nie powiedziałeś?!
- A po co miałaś wiedzieć. - byłam nabuzowana, miałam dość wszystkiego. Chciałam uciec z tego samochodu i wrócić tam skąd mnie zabrano. Aby dowiedzieć się dlaczego on mnie tak traktuje.
- Zatrzymaj się. - powiedziałam spokojnie, ani razu nie zerkając na niego.
- Nie ma mowy, nie zatrzymam się.
- Zatrzymasz się, albo ja wyskoczę. - postawiłam ultimatum, a chłopak zjechał na boczną dróżkę i zgasił silnik. Nie czekając, aż coś powie szarpnęłam za klamkę, lecz ta nie umożliwiła mi otworzenia drzwi. - Dlaczego nie mogę otworzyć drzwi.
- Nie wypuszczę cię stąd.
- Co!? Natychmiast mnie wypuść! - krzyczałam jeszcze mocniej szarpiąc za klamkę. Justin objął mnie swoimi umięśnionymi rękoma i przytrzymał abym się uspokoiła. Nie dałam mu za wygraną, szarpałam się, a ja widziałam, że bardzo go to irytuje.
- Uspokój się.
- Ja mam się uspokoić? To ty trzymasz mnie, to ty zamknąłeś mnie w samochodzie i nie chcesz wypuścić i to przez ciebie jesteśmy tu gdzie jesteśmy!
- Tiffany, to nie tak. Ja ci wszystko wyjaśnie, tylko wrócimy do domu.
- Ale ja nie chcę z tobą wracać. Mam cię dość. Rozumiesz? Pocałowałeś  Ane, wybaczyłam ci. Zerwałeś ze mną, wybaczyłam ci. Zachowywałeś się jak skończony dupek, wybaczyłam ci. Ale wszystko ma swoje granice. Justin, z nami koniec. - oczywiście, że go kochałam. Ale nie mogłam dłużej tego ciągnąć. On na każdym kroku musiał robić coś co mnie krzywdzi. Okłamał mnie, nie ufał mi, a chyba właśnie o to chodzi w związku c'nie? Nie mogłam postąpić inaczej, nie dało się. - Wypuść mnie.
- Nie wypuszczę cię dopóki nie porozmawiamy.
- Nie mamy o czym rozmawiać! To była nasza ostatnia szansa, a ty i tak ją zmarnowałeś! Wypuść mnie! - krzyczałam lekko go bijąc na znak, że mam już wszystkiego dość. Otworzył zamki drzwi, a ja od razu wyszłam z auta.
- Poczekaj, - mówił zagradzając mi przejście. - Ale co będzie z nami.
- Jak to z nami? Przecież nas już nie ma. Wracając do ciebie, złamałam komuś serce. Rozumiesz? Byłam egoistką, liczyłam się tylko ja. Bo wybrałam dla siebie dobrze. Ale wiesz co, żałuję! Rozumiesz, żałuję, że tu przyjechałam, że cię poznałam i żałuje,  że musiałam się w tobie tak mocno zakochać. - praktycznie wykrzyczałam mu wszystko w twarz. A moje oczy zaszkliły się łzami. Nic dziwnego.  Ponownie zastawił mi drogę.
- Ale ja nie dam ci odejść.
- Nie masz wyjścia.
- Mam. - odparł przysuwając się do mnie i zbliżając swoje usta do moich. Bez emocji po prostu przekręciłam głowę i go minęłam. Ruszył za mną. - Pozwól mi ostatni raz podwieźć cię do domu.

- Nie Justin, już niedługo nie będziesz mnie widział, zapomnisz o mnie. Przecież tak będzie najlepiej prawda? - wypomniałam mu jego słowa, które wyryły wieczną bliznę na moim sercu i po prostu przeszłam obok niego obojętnie. Sprostowanie, udając obojętną. Wracałam na pieszo, nie miałam ochoty jechać z kimkolwiek, gdziekolwiek. Po prostu wspominałam stare dobre czasy, które przeżyłam z Justinem.Szłam brzegiem ulicy, obserwując nielicznie przejeżdżające samochody.
- Hej, kotku. Wsiadaj, mamy do pogadania. - powiedział chłopak z rozwalonym nosem i poplamioną krwią bluzką.
- Nigdzie nie będę wsiadać. Daj mi spokój.
- O, nagle stałaś się taka twarda?
- Nic ci do tego.
- Może zmięknie ci serce, jak zobaczysz to? - powiedział, a zaciemniona szyba na tylnim siedzeniu obniżyła się. Zobaczyłam Justina, całego pobitego. Jęknęłam cicho.  - Wiedziałem. Mam pomysł kotku. Wypuścimy go, jeśli to ty z nami pojedziesz.
Nawet się nie zastanawiałam, po prostu pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi.
- Najpierw go wypuście.
- Nie! - sprzeczał się Justin. - Zostawcie, ją w spokoju. Macie mnie, po co wam ona?
- Bo wiemy, jak bardzo cie boli, kiedy my ją mamy.
- Wypuście go, a ja wsiądę.
- Nie wsiądziesz! - mówił do mnie Justin.
- Czy ja mówię do ciebie?! - wypowiedziałam wkurwiona na niego.
- Wow, czyżby nasze gołąbki się pokłóciły?
- Nic ci do tego.
- Albo go wypuścisz, albo ja nie wsiadam.
- Wypuść go. - umięśniony mężczyzna, wyszedł z auta, ciągnąc za sobą Justina. Po czym znowu wrócił na swoje miejsce. - Wsiadaj.
- Nie rób tego.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę żeby coś ci się stało.
- Od kiedy ?
- Od zawsze, Tiffany, ja cie kocham.
- Nie bądź śmieszny, właśnie to okazałeś. - odparłam wsiadając do auta i zamykając za sobą drzwi. Ruszyliśmy z piskiem opon, zostawiając Justina za nami. Wyjrzałam jeszcze, wychylając głowę na świeże powietrze. Przez chwilę mieliśmy ze sobą kontakt wzrokowy, niestety zerwał to kierowca samochodu.
- Możesz się jeszcze wycofać.
- Co? Dlaczego?
- Może zmieniłaś zdanie.
- Nie, nie zmieniłam. - jechaliśmy bez słowa, nikt nie zadawał mi pytań, więc ja nie musiałam na nic odpowiadać.
 Wjechaliśmy w znane mi okolice. Zatrzymali się przy mojej szkole.
- I to tyle.
- Co? Już mnie wypuszczacie?
- Tak. Mamy dość Justina, dlatego chcieliśmy zrobić coś co go załamie. Przepuścimy mi te pieniądze. Możesz mu to powtórzyć. Jesteśmy rozliczeni. - nic nie powiedziałam, po prostu wyszłam z auta. Samochód ruszył zostawiając po sobie znaki. Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku domu Justina, aby przed jego przyjazdem, zabrać wszystkie swoje rzeczy i wrócić do swojego mieszkania. Wyjęłam klucze spod wycieraczki i otworzyłam nimi drzwi. Weszłam do środka pomieszczenia i wyjęłam z szafy swoją walizkę. Spakowałam swoje rzeczy i odwróciłam się, aby wyjść. Ale niestety zobaczyłam Justina.
- Jak to możliwe, że ty tu jesteś?
- Wypuścili mnie. - odparłam obojętnie. Ciągnąc swoją walizkę w stronę drzwi. Umięśniona ręka chłopka zatrzymała mnie.  - Justin odpuść sobie.
- Nigdy, obiecałem, że cię nie opuszczę.
- To nie ma znaczenia, bo to ja opuszczam ciebie. - powiedziałam i przekroczyłam próg jego domu wychodząc na dwór.
- Poczekaj. - odkręciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że ma szklanki w oczach. - Ty naprawdę chcesz wyjechać?
- Jeszcze w tym tygodniu. - odparłam beznamiętnie.
- A co z balem? - pytał Justin idąc za mną.
- Musisz znaleźć inna partnerkę, bo ta cie opuszcza. - powiedziałam nawet nie odwracając się i idąc przed siebie, zostawiając Justina za sobą.



Przepraszam, że długo nie dodawałam rozdziałów, ale tak jakby nie byłam sobą i nie miałam ochoty wracać do swojego ciała. Teraz jest już wszystko okej :P Miłego czytanie. Proszę o komentarze :)

7 komentarzy:

  1. Super . ! Nie spodziewałam sie tego . Justin i narkotyki . Tiff go zostawiła . hmm ... w sumie to mu sie należało . :)

    OdpowiedzUsuń
  2. SUPER BLOOG VIOLUŚ <33

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebisty czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak już wszystko dobrze to sie cieszymy. Super rozdział. Czekamy na następny . Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział! Jaka drama na końcu!!! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy kolejny nie mogę się doczekać *-*

    OdpowiedzUsuń